Piłkarze straceni dla futbolu. Byłe polskie gwiazdy nie garną się do trenerki

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
sobolewskiglowne.jpg
GRZEGORZ RADTKE / 400mm.pl

Najlepsi polscy zawodnicy wyjątkowo rzadko zostają po zakończeniu karier trenerami. Nie ma ich nie tylko na europejskim poziomie, ale też w ekstraklasie, niższych ligach, czy nawet w akademiach. To nie sprzyja ani szkoleniu młodzieży, ani budowaniu tożsamości klubów.

Na jeden z listopadowych treningów Cracovii Michał Probierz zaprosił grupę juniorów oraz zawodników drugiej drużyny. Po zakończeniu głównej części zajęć został jeszcze jakiś czas na boisku i sam prowadził dodatkowe ćwiczenia dla młodych piłkarzy. Widok był przygnębiający. Zawodnicy mieli gigantyczny problem, by bez obecności rywali celnie dorzucić piłkę w pole karne. A gdy już raz na kilkanaście prób im się to udawało, koledzy czekający w szesnastce nie potrafili wykorzystać podań. W końcu podirytowany Probierz sam podbiegł na skrzydło i idealnie dorzucił piłkę w punkt. 47-latek. Nie grający zawodowo od czternastu lat. W czasach kariery solidny ligowiec, ale nic więcej. W Bundeslidze rozegrał trzy mecze. Na poziom reprezentacji Polski nie wszedł nigdy. Kojarzony raczej z walecznością i charakterem niż techniką.

SIŁA W PROSTOCIE

Na trenerze też zrobiło to wrażenie. Gdy kilkanaście minut później pojawił się na konferencji prasowej, sam z siebie podzielił się przemyśleniami. - Wielu młodych trenerów mówi, że nie powinno się przeprowadzać treningów w formie ścisłej (bez udziału rywala – przyp. red.). Czasami jednak najlepiej schować wszystkie paliki, służące do przeprowadzania widowiskowych zajęć, a nauczyć tych chłopaków najprostszych rzeczy. Przyjąć i podać. Wielu trenerów, gdy przyjeżdża na staże, pyta, czemu robimy takie proste rzeczy. W prostocie jest siła – podkreślał, przywołując na myśl skojarzenia z rywalizacją Ruchu z Ajaksem Amsterdam sprzed pół wieku, gdy piłkarze z Chorzowa dziwili się, że Johan Cruyff i spółka zaczynają rozgrzewkę od absolutnie najprostszych ćwiczeń. - Jeśli ktoś nie potrafi dośrodkować piłki w punkt, trudno, żeby grał. Zastanawiam się, ile czasu trzeba poświęcić tym chłopakom, by byli gotowi do gry. Problem jest chyba w grupach młodzieżowych, gdzie nie ma byłych piłkarzy, którzy powinni im pokazywać, jak dośrodkować, jak uderzyć, jak zagrać. Ten trening dał mi bardzo dużo do myślenia – zasępił się Probierz.

probierztrening.jpg
Michał Probierz - JAKUB GRUCA / 400mm.pl

PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI

Kiedyś było zupełnie inaczej, co wspomina Łukasz Surma, rekordzista ekstraklasy pod względem liczby występów. – W Wiśle Kraków, gdzie się wychowałem, z młodzieżą pracowali m.in. Zdzisław Kapka, Kazimierz Kmiecik, Hubert Skupnik, Janusz Krupiński, Stanisław Chemicz. To wszystko ludzie, którzy coś zrobili dla polskiej piłki jako zawodnicy. Pamiętam, że gdy strzelaliśmy rzuty wolne w kierunku dalszego słupka, Kapka podszedł do mnie i powiedział: „Gdy mierzysz po dalszym słupku, musisz celować za bramkę. Wtedy ci wejdzie.” To bardzo praktyczna wskazówka. Muszą takie być w piłce młodzieżowej – mówi. Takie postaci działają na wyobraźnię młodych ludzi. - Widzą w nich piłkarzy, których znali z telewizji. To dla nich szalenie ważne. Były zawodnik w wieku trzydziestu pięciu-czterdziestu lat, ma już trochę doświadczenia życiowego. To on powinien sterować dwudziestolatkami, którzy w tej chwili są trenerami młodzieży. Nie chodzi o to, by w akademiach pracowali sami byli piłkarze, ale by nie pracowali sami ludzie, którzy w piłkę nie grali – podkreśla. Surmie nie podoba się, że Wisła, lecz także inne kluby, odeszła od dawnej drogi. - Mirek Szymkowiak otworzył w Krakowie szkółkę, gdzie stara się wychowywać młodych piłkarzy. Czemu nie może tego robić w Wiśle? Czy ktoś lepiej od niego pokaże, jak rzucić piłkę za linię obrony? Nie sądzę. To szczegóły decydujące później o meczach – twierdzi.

W EUROPIE LEGENDY ZOSTAJĄ

Brak byłych piłkarzy z najwyższego poziomu, którzy po zakończeniu kariery zostawaliby przy futbolu, jest w Polsce, na tle innych krajów, ewidentny. Często przywołuje się w dyskusjach na ten temat przykład Ajaksu, gdzie od najmłodszych grup młodzieżowych, po stanowiska kierownicze pracują byli zawodnicy tego klubu. Oczywiście odpowiednio przygotowani do funkcji, które mają pełnić. To jednak nie tylko zjawisko holenderskie. Kluby starają się w różnych rolach wiązać ze sobą legendy, które przestały już grać w piłkę. W dużej mierze dlatego w sezonie 2019/2020 kluby Bundesligi prowadziło dwóch Chorwatów, dwóch kolejnych pracuje bądź pracowało w Serie A, gdzie trenerem jest także Serb. Manchester United nie dlatego zatrudnia trenera z Norwegii, że osiągał dobre wyniki w Molde. Bardzo niewiele jest przykładów takich jak Luki Elsnera, Słoweńca prowadzącego francuskie Amiens, który nie trafił do Ligue 1 jako były piłkarz ligi francuskiej. Zwykle, jeśli ktoś spoza krajów głównego europejskiego nurtu ma dostać pracę w najsilniejszych ligach kontynentu, musi to być były piłkarz. I dotyczy to nie tylko pracy jako trener. To udana kariera piłkarska otworzyła Czechowi drogę do bycia dyrektorem sportowym Juventusu Turyn, Bośniakowi w Bayernie Monachium, Albańczykowi w Lazio Rzym, a Chorwatowi w Milanie. Byłych polskich piłkarzy tam nie ma. W najlepszym wypadku, jeśli w ogóle dostają na Zachodzie pracę, prowadzą młodzież, jak Tomasz Wałdoch w Schalke czy Andrzej Buncol w Bayerze Leverkusen.

mariuszlewandowski.jpg
Mariusz Lewandowski. Fot. Tomasz Zasinski/400mm.pl

GWIAZDY NIE TRENUJĄ

Byłych polskich piłkarzy z najwyższej półki nie widać jednak w pracy przy piłce nie tylko na najwyższym europejskim, ale też polskim poziomie. Połowa aktualnych trenerów ligowych wprawdzie ma na koncie występy w ekstraklasie, jednak zwykle mowa o solidnych ligowcach, a nie byłych gwiazdach zespołów. Na poziom reprezentacji Polski dotarli Kazimierz Moskal, Dariusz Żuraw i Radosław Sobolewski, ale tylko o tym ostatnim można powiedzieć, że odgrywał w niej jakąś rolę. Jeśli chodzi o członków Klubu Wybitnego Reprezentanta zatrudnionych w Polsce z seniorami aktualnie pracują jedynie Mariusz Lewandowski, prowadzący I-ligowy Bruk-Bet Termalicę Nieciecza oraz Antoni Szymanowski, trenujący Przebój Wolbrom w krakowskiej okręgówce. Jednym z asystentów trenera Legii Warszawa jest Lucjan Brychczy, Józef Młynarczyk trenuje bramkarzy w kadrze do lat szesnastu, a Dariusz Dudka pracuje w akademii Lecha Poznań. To wszystko.

Podobnie jest w przypadku Klubu 300, czyli zawodników, którzy w ekstraklasie rozegrali przynajmniej trzysta spotkań. Spośród ponad osiemdziesięciu zawodników, którzy to osiągnęli, tylko dwóch pracuje aktualnie jako pierwsi trenerzy na szczeblu centralnym. Oprócz Sobolewskiego z Wisły Płock jeszcze Surma, prowadzący II-ligową Garbarnię Kraków. Do niedawna był jeszcze w Wiśle Kraków Maciej Stolarczyk. To znów tylko pojedyncze nazwiska, które zadziałały wbrew trendom.

ZMARNOWANE POKOLENIE ENGELA

Przemysław Zych z akademii Legii porównywał niedawno na Twitterze losy reprezentantów Belgii i Polski z mundialu w Korei i Japonii. Wyszło mu, że żaden z kadrowiczów Jerzego Engela nie prowadzi aktualnie zespołu seniorów, a tylko dwóch pracuje z młodzieżą, z czego jeden w Niemczech.

Trochę lepiej pod tym względem wygląda kadry Pawła Janasa z mundialu w Niemczech. Oprócz Sobolewskiego i Lewandowskiego, pracujących jako pierwsi trenerzy z seniorami na szczeblu centralnym, są jeszcze Mariusz Jop, będący asystentem trenera Wisły Kraków, Piotr Giza, trener rezerw Cracovii, czy Mirosław Szymkowiak i Arkadiusz Radomski, udzielający się w prywatnych akademiach. Tendencji to jednak nie zmienia. Z belgijskiej drużyny z 2002 roku w roli trenerów pracuje ponad połowa kadry.

BELGIJSKA DROGA

W Belgii chcą jednak jeszcze mocniej nasilić to zjawisko. Z inicjatywy selekcjonera Roberta Martineza zdecydowano, że chętni zawodnicy powoływani aktualnie do kadry, mogą w trakcie zgrupowań przechodzić przyspieszony kurs UEFA B i A. Tak, by gdy skończą grać piłkę, byli już przygotowani do ubiegania się o licencję UEFA Pro. To duże ułatwienie zwłaszcza w przypadku długich karier. Jeśli zawodnik gra do czterdziestki, zdobycie wszystkich papierów trenerskich od zera zajęłoby mu w najlepszym razie około czterech-pięciu lat. Dopiero mając 45 lat, mógłby wchodzić na szkoleniowy rynek. To późno. Z opcji skorzystali praktycznie wszyscy zawodnicy, z Kevinem De Bruynem i Thiboutem Courtoisem na czele. Z gwiazd wyłamał się jedynie Eden Hazard, mówiąc, że go to nie interesuje. Martinez podkreśla, że zalety tego rozwiązania nie są widoczne dopiero po karierze, ale już teraz. Aktywni zawodnicy, odbywający kursy trenerskie, zaczynają patrzeć na futbol zupełnie inaczej. Więcej rozumieją ze sportu, który uprawiają.

START OD ZERA

Na bardzo nietypową drogę po karierze zdecydował się Surma. Nie tylko dlatego, że został pierwszym trenerem seniorów, ale też ze względu na to, w jaki sposób prowadzi karierę. Bardziej naturalną ścieżką byłaby asystentura w klubie ekstraklasy, co z nazwiskiem rekordzisty ligi na pewno byłoby możliwe, a później praca na własny rachunek. Tak, jak zrobił Sobolewski. Surma zaczął jednak od samego dołu i wspina się krok po kroku w ligowej hierarchii. Zaczął w IV-ligowej Watrze Białka Tatrzańska. Po tym, jak kibole nie zgodzili się, by objął zespół juniorów Wisły Kraków, bo dwadzieścia lat wcześniej rzucił na ziemię jej koszulkę, uratował z beznadziejnego położenia III-ligową Sołę Oświęcim i zapracował tym samym na angaż w II-ligowej Garbarni Kraków. - Myślałem o innych zajęciach, ale to nie jest w mojej krwi. Brat zapraszał mnie do magazynu w telewizji, komentowałem mecz, jednak kompletnie nie dawało mi to satysfakcji. To tylko rola obserwatora. Ja wolę być reżyserem zdarzeń – podkreśla. Zaczął tak nisko, bo najpierw sam chciał sprawdzić, czy się do tego nadaje. - Proszę nie potraktować tego jako arogancję, ale nie widzę siebie w roli asystenta. Pasowało mi to, że mogłem od razu decydować jako trener, w którą stronę pójdzie drużyna. W Watrze trzeba się było interesować całą organizacją wokół zespołu. Musiałem zajmować się choćby przygotowaniem fizycznym zawodników. Teraz gdy te aspekty są poruszane na kursie UEFA Pro, mówię Markowi Saganowskiemu, będącemu asystentem w Legii, że gdyby pracował w IV lidze, już wiele by o tym wiedział. To dobra szkoła – zaznacza.

LICENCJA NA WŁASNĄ RĘKĘ

Surma grał w piłkę do czterdziestki, więc gdyby sam nie zadbał o własny rozwój, spotkałby się dokładnie z tym samym problemem, który zdiagnozowali w Belgii. - Jeśli chce się zostać trenerem, kursy trzeba robić na własną rękę. Idzie się do pierwszego trenera i mówi, że ma się kurs. Licencję UEFA A robiłem, grając w ekstraklasie. Da się to połączyć. Z UEFA Pro byłoby trochę trudniej – mówi. Jego zdaniem to w dużej mierze wina klubów, które nie potrafią patrzeć długofalowo. - Nie gospodarują dobrze ludźmi. Czemu nie inwestują w zawodnika, który przez pięć lat u nich gra, by w międzyczasie robił papiery trenerskie, a po skończeniu kariery został w szkółce? Nie mówię, że powinny opłacać kursy, bo zawodników na to stać, ale by chociaż się tym zainteresować i pomóc tak poukładać obowiązki, by móc robić jedno i drugie. Oczywiście, że po zakończeniu kariery taki zawodnik nie będzie miał wiedzy trenera, który pracuje tam już od dziesięciu lat, ale jeśli zrobi papiery, doda do tego doświadczenie piłkarskie i przyuczy się zawodu w praktyce, mógłby być bardzo przydatny. U nas w większości przypadków zawodnik kończy grę i odchodzi z klubu. On nie ma uprawnień trenerskich, a klubu nie interesuje, co się z nim dalej stanie, bo i tak nie ma pieniędzy, by zostawić go przy trenowaniu młodzieży. Tylko pierwsza drużyna się liczy – twierdzi.

surma.jpg
Łukasz Surma. fot BARTEK ZIÓŁKOWSKI/400mm.pl

WYGODNIEJ BYĆ EKSPERTEM

Problem jest jednak bardziej złożony. Wina leży tylko częściowo po stronie klubów. Wielu zawodników czuje zwyczajnie, że zostanie przy piłce w roli eksperta telewizyjnego czy menedżera wymaga mniej wysiłku i wyrzeczeń. Jeśli już zostają przy futbolu, to jako działacze. Jako pierwsi trenerzy muszą się bowiem zmagać z wielkim stresem, odpowiedzialnością, niepewnością zatrudnienia i koniecznością tułania się po kraju przynajmniej tak samo często, jak w czasach kariery piłkarskiej. - Wielu czuje się wyeksploatowanych psychicznie. To nie jest zajęcie dla każdego. Trenowanie młodzieży też wymaga wiele cierpliwości i wyrozumiałości. Często trzeba nie tylko przeprowadzić zajęcia, ale też zawiązać sznurówki, czy wytrzeć nos. Jestem jednak przekonany, że gdyby były stworzone lepsze warunki, wielu piłkarzy chętnie zostałoby przy futbolu – zaznacza Surma.

NADZIEJA W MARKETINGU

Były piłkarz Legii czy Ruchu wierzy, że to zjawisko z czasem uda się w Polsce odwrócić. Jeśli nie przekonają do tego klubów aspekty szkoleniowe, zrobią to marketingowe. - W piłce nożnej są bardzo wielkie pieniądze. Kluby dochodzą do wniosku, że aby się wyróżniać na rynku, trzeba budować wizerunek. A nie może o nim świadczyć tylko wynik sobotniego meczu. Kiedyś mówiło się, że Wisła gra krakowską piłkę. Działo się tak, bo skoro Kapka, czy Kmiecik grali krótkimi podaniami, podobnej gry uczyli młodzież. Na Śląsku wpajało się bardziej bezpośrednią, waleczną grę. To tworzyło kulturę klubów. Myślę, że kiedyś się do tego wróci – kończy trener Garbarni Kraków. Może to pomoże sprawić, że trenerzy w ekstraklasie będą mogli uczyć zapraszanych na treningi juniorów taktyki, a nie techniki.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.