Po Patointeligencji na ten album czekało pół Polski. Jak wypadło debiutanckie 100 dni do matury Maty?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Mata.jpg

Zamieszanie spowodowane przez głośny singiel Maty sprawiło, że łatwo można było zapomnieć o jego wcześniejszych nagraniach, a to właśnie one stanowią właściwy deskryptor dla 100 dni do matury. Debiutowi Lil Matczaka bliżej niż do dramatycznego manifestu pokoleniowego jest bowiem do serii książek o przygodach Mikołajka Goscinny’ego i Sempé - piszą Marek Fall i Krzysiek Nowak.

W Polsce każdy nośny temat prowokuje zastępy ludzi do wyrażania opinii, mimo że niezbyt mają ku temu kompetencje. Pod koniec 2019 rolę skoków narciarskich czy występów piłkarskiej reprezentacji zaskakująco przejął Mata i jego Patointeligencja. Utwór sprytnie i sprawny napisany, porządnie nawinięty, a przede wszystkim oferujący wgląd w literacko podkolorowane życie części młodzieży, co doprowadziło media i różne pseudoautorytety do konwulsji. Chłopak jest charyzmatyczny i ma spory potencjał – tak pewne flow w tym wieku zasługuje na komplement. Patointeligencja to nie tylko świetny utwór, ale niespodziewany dowód na to, że muzyka może wciąż rozpalać narodową debatę.

Tak pisał Paweł Klimczak, kiedy wybieraliśmy piosenkę młodego reprezentanta SB Maffiji naszym ulubionym polskim singlem roku. Słusznie zwrócił wówczas uwagę na to, że kiedy rap trafia w tryby nurtu głównego, zawsze wychodzi z tego nieznośna, boomerska stuleja. W konsekwencji dostaliśmy więc powtórkę z nieziemskiej imby, jaką spowodował film Jesteś Bogiem.

Tymczasem mamy wrażenie, że to cały ten kocioł został przez Matę wywołany jak II Wojna Światowa przez Franka Dolasa, czyli niejako przez przypadek. Wskazuje na to zawartość płyty 100 dni do matury, którą można podsumować dwoma cytatami ze Slums Attack: To codzienna rzeczywistość polskiego nastolatka oraz Jakie życie taki rap, w nim zawarte jest wszystko.

1
Bez nerwów, bez złudzeń

Młodziak wymyślony przez Wesa Andersona do spółki z waszym kolegą ze szkolnej ławy w liceum zrobił bowiem blisko siedemdziesięciominutowy materiał w postaci pamiętniczka pełnego głupotek, młodzieńczych wspominek, niezobowiązujących przemyśleń i przyziemnych scenek rodzajowych, nie siląc się na szeroko rozpisane traktaty moralne. Rapuje więc sobie o graniu w gry (Homo ludens), miłości do Hannah Montany (Mata Montana), wyjeździe na obóz zimowy (Lezore), siedzeniu w Caffè Nero (Nero) i paleniu lolków nad Wisłą (Schodki). Mata przyznaje się przy tym do pisania tekstów w trakcie lekcji (Piszę to na matmie) i non stop prezentuje attitude w stylu młodszej wersji Kamila Pivota czy autoironiczny przelot typowy dla wczesnego Childisha Gambino. Wypada przy tym jak dużo lepsza pod względem warsztatowym i skierowana do parę lat młodszego audytorium wersja Taco Hemingwaya, co jest propsem, a nie ironią.

2
Muzyczne back in the days

Temu debiutowi faktycznie bliżej do osadzonego w bogatej szkole średniej Trójkąta warszawskiego niż – powiedzmy – ostatnich dokonań Bedoesa. Struna emocjonalnego napięcia jest odpowiednio poluzowana, więc 100 dni do matury ostatecznie okazuje się idealnym soundtrackiem pod petka i niedzielne popołudnie, a nie kolejną odsłoną L.A. Riots.

Patointeligencja zrobiła jednak swoje, a że jest na tym krążku jeszcze Patointeligencja 2.0 w postaci numeru Tango, to wiadomo, jakie mogą być oczekiwania. Tymczasem nawet na poziomie doboru beatów ten singiel nie jest reprezentatywny dla 100 dni do matury, gdzie mniej mamy oglądania się na bieżące trendy, a więcej nu jazzu i downtempo; spokojne metrum, elektryczne pianinko, miły dla ucha sampelek wokalny, trąbka, ciepło brzmiąca gitara i tego typu sprawy. Dla urozmaicenia na trackliście znalazł się jednak także rapowy numer rodem z Polski połowy poprzedniej dekady, okraszony fragmentami Uwolnij to w sobie Ostrego i Mam ten styl Pezeta (wspomniane już Tango), a do tego debilna kumpelska wiksa (GOMBAO 33) i... absurdalny cover Hallelujah Leonarda Cohena, jak ze szkolnego przeglądu talentów. Sporo w tym wszystkim uroku, wspieranego przez naprawdę sprawne wordplaye, udowadniające, że mamy do czynienia z graczem z niedookreśloną jeszcze siłą rażenia w przyszłości.

3
Mr. Nice Guy

Wspomniany miszmasz wynika stąd, że Mata nie wydaje się specjalnie spinać debiutem. On celebruje powszedniość, młodość, która – jak wiadomo – jest durna i musi się wyszumieć, a także nostalgię ultra dotyczącą wcale nie tak dawnych czasów. Przez całą długość albumu wypada zresztą na bardzo normalnego i zwyczajnie fajnego gościa, z którym człowiek chętnie otworzyłby bronksa i pogadał o rzeczach mniej lub bardziej przyziemnych, stopniowo przechodząc wraz ze wzrostem procentów we krwi do poważniejszych tematów. Nie ma w nim cienia buty, blazy i pozy, czyli przymiotów, którymi zazwyczaj raczą nas młodzi MC. Jest luźne zamknięcie nastoletniego etapu, by spokojnie móc pójść dalej w świat.

Przesadne ekscytowanie się tymi do szpiku kości zwyczajnymi kronikami adolescencji przez ludzi, którzy od dawna nie mają stu dni do matury, wydaje nam się leciutko niesmacznym objawem nieskumania konwencji i pyszczenia, zbliżonym w pewnym stopniu do tego, co podstarzali redaktorzy rozpętali wokół Billie Eilish. Dlatego dajemy spokój i na koniec tylko krótka konstatacja: Mata, zrobiłeś to, zuchu!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.