Dziennikarze często pytają sportowców o „smak” medalu. Mało kto może udzielić konkretnej odpowiedzi. Jeśli już trzeba byłoby kogoś wskazać, to należy szukać ekspertów wśród multimedalistów igrzysk. Zimowa odmiana widziała wiele legend, które przez kilkanaście lat nie schodziły z olimpijskiego podium.
Mówi się, że trudno jest zdobyć mistrzostwo, a jeszcze trudniej je obronić. Sukces Kamila Stocha z Soczi i Pjongczangu był tego potwierdzeniem. Igrzyska są imprezą czterolecia, co oznacza, że w przypadku niepowodzenia na następną szansę trzeba czekać parę sezonów. Może stanowić kilkanaście albo kilkadziesiąt procent całej kariery sportowca.
Bohaterzy tekstu to postacie, które z olimpijskiego podium nie schodziły przez kilkanaście lat lub jeśli z niego wypadali, to po chwili wracali. Dwie osoby nosiły ten sam pseudonim – „Kanibal”. Tym określeniem można by jednak określić każdą z występujących legend. Niektórzy tam mocno zdominowali swoje dyscypliny, że często z góry wieszano im medale na szyjach. O kim mowa?
MARIT BJOERGEN
Jej nazwisko wiąże się z sukcesami Justyny Kowalczyk. Obie panie toczyły zacięte boje zarówno w Pucharze Świata, jak i na igrzyskach. Nie brakowało również masy kontrowersji za sprawą astmy Norweżki i leków, które w konsekwencji stanowiły sporą pomoc.
Bjoergen zadebiutowała w PŚ jeszcze w XX wieku. Już z Salt Lake City przywiozła medal – srebro w sztafecie. Kolejny z tego samego kruszcu dorzuciła w Turynie. Prawdziwy worek otworzyła jednak w Vancouver. To jej przypadło złoto w sprincie klasycznym, biegu łączonym i rywalizacji drużynowej. Polacy najbardziej pamiętają jednak rywalizację na 30 kilometrów, gdzie po zażartej rywalizacji minimalnie lepsza okazała się Kowalczyk.
Trzy złota biegaczka wywiozła również z Soczi. Tam potrafiła podjąć rękawice rzuconą przez Charlotte Kallę. Dołączyła do jej ataku, a następnie pokonała ją w biegu na 15 kilometrów. Później wygrywała także w sprincie drużynowym oraz na dystansie 30 kilometrów. Ostatnie dwa złota to zasługa igrzysk w Pjongczangu, do których przystępowała po pierwszej ciąży. Dwukrotnie stawała na najwyższym stopniu podium.
Norweżka do dziś pozostaje najbardziej utytułowaną sportsmenką w historii zimowych igrzysk. Jej bilans to osiem złotych, cztery srebrne i trzy brązowe medale. Zakończyła karierę w 2018 roku, decydując się na kolejną ciążę.
OLE EINAR BJOERNDALEN
Bjoergen jest szósta w klasyfikacji multimedalistów IO (zimowych + letnich). Tuż za nią plasuje się jej rodak. O Bjoerndalenie niedawno pisaliśmy na łamach naszego portalu. Wraz z żoną, Darją Domraczewą prowadzi chińskich biathlonistów.
Norwega po raz pierwszy można było oglądać na igrzyskach w Lillehammer w 1994 roku. Tam jednak pojechał tylko po naukę. Z Nagano przywiózł już dwa medale, w tym złoto w sprincie. Prawdziwym pokazem umiejętności był jednak turniej w Stanach Zjednoczonych. Bjoerndalen idealnie wstrzelił się z formą. Choć wcześniej w sezonie 2001/02 PŚ miał tylko dwie wygrane, to w Salt Lake City wygrał w każdej możliwej konkurencji (cztery złote medale), stając się gwiazdą całej imprezy.
Bez złota wrócił za to z Turynu. Tam musiał zadowolić się dwoma srebrami i brązem. Z kolei w Vancouver na najwyższym stopniu podium stał tylko w sztafecie. Bjoerndalen z biegiem lat nie ustawał w walce o sukcesy. Przykład stanowiły igrzyska w Soczi. Tam do złota w mikście dorzucił złoto w sprincie. Co ciekawe, w całym sezonie PŚ ani razu nie stawał na najwyższym stopniu podium.
Norweg chciał jeszcze startować w Pjongczangu, ale w wieku 44 lat nie potrafił przebić się do kadry.
IREEN WUST
Jedna z dwóch bohaterek tekstu, która startuje również w Pekinie. Łyżwiarka szybka przywiezie złoto z piątych kolejnych igrzysk. Takim rezultatem nie może poszczycić się żaden olimpijczyk.
W Chinach Wust okazała się najlepsza na 1500 metrów. Na tym samym dystansie triumfowała także w Pjongczangu i Vancouver. Szczególnie sukces w Kanadzie był bardzo ceniony, gdyż Holenderka wywalczyła tam tylko jeden medal. Nie oznacza to, że w innych dystansach odstawała od czołówki. Wszystkie starty kończyła w pierwszej dziesiątce.
Wust to postać pomnikowa dla holenderskiego sportu. Do Turynu pojechała jako dwudziestolatka i już w pierwszym olimpijskim starcie zdobyła złoto (3000 metrów). Z kolei w Soczi na pięć startów pięć zakończyła z medalami. W Rosji dwukrotnie stawała na najwyższym stopniu podium.
CLAUDIA PECHSTEIN
To druga obok Wust olimpijka z Pekinu. Obie panie łączą łyżwy. Co dzieli? Między innymi czternaście lat różnicy. Gdy Pechstein startowała w mistrzostwach świata juniorów, Holenderka nie potrafiła pewnie dobrze mówić. O tym, jak dawno to było, niech świadczy fakt, że Niemka reprezentowała wówczas NRD.
Po raz pierwszy smak igrzysk poznała w Albertville (1992). Jedyny start przyniósł pierwszy z dziewięciu olimpijskich medali. Na dystansie 5000 metrów łyżwiarka była trzecia. Dwa lata później w Lillehammer na pięć kilometrów była już niepokonana. Co więcej, Niemka dobrze zadomowiła się na najwyższym stopniu podium tego dystansu. W Nagano i Salt Lake City również grano jej przy tej okazji hymn Niemiec.
Pracująca w policji Pechstein w USA zdobyła także złoto na 3000 metrów. Ostatni raz krążek z najcenniejszego kruszcu odbierała szesnaście lat temu w Turynie. W 2010 roku nie wystąpiła na igrzyskach w Vancouver, gdyż w jej organizmie wykryto doping. Startując w Pekinie, Pechstein stała się najstarszą uczestniczką zimowych IO.
RAISA SMIETANINA
Podobnie jak Bjoergnen, tak i Rosjankę można zaliczać do wąskiego grona legend biegów narciarskich. Smietanina pojawiła się na debiutanckich igrzyskach w Innsburcku (1976) mając 24 lata. Dla kobiet przewidziano wówczas trzy konkurencje. Biegaczka zdobyła medal w każdej z nich (dwa złote i jeden srebrny).
Cztery lata później w Lake Placid zdobyła kolejne złoto, jak pokazał czas – ostatnie indywidualne. Worek z medalami otwierał się jednak coraz szerzej. Na tych samych zawodach „wybiegała” drugie miejsce ze sztafetą. Z kolei z Sarajewa i Calgary wróciła z trzema srebrami i brązem.
Dwanaście dni przed czterdziestymi urodzinami, Smietanina odbierała ostatni olimpijski medal. Wraz z koleżankami reprezentując Wspólnotę Niepodległych Państw wygrała rywalizację sztafet. Po sezonie 1991/92 (osiemnaste miejsce w PŚ) Rosjanka zakończyła karierę. Do dziś cieszy się w kraju wielkim poważaniem. Od rządu otrzymała dom, a w 2013 roku jej podobizna widniała na kolekcjonerskiej monecie o nominale dwóch rubli.
RICCO GROSS
Gross pięciokrotnie pojawił się na igrzyskach. Z czterech przywoził złoty medal. Co jest najbardziej zaciekawiające w historii niemieckiego biathlonisty, to fakt, że wszystkie pierwsze miejsca są zasługą występów w sztafecie.
Do Albertville pojechał jako młody, utalentowany chłopak. Oprócz złota zdobył jeszcze srebro w sprincie na dziesięć kilometrów. Podobny dublet ustrzelił dwa lata później. Niemcy po raz trzeci z rzędu triumfowali w Nagano w rywalizacji drużynowej. W Salt Lake City nie udało im się jednak po raz kolejny znaleźć na najwyższym stopniu podium. Gross musiał zadowolić się „tylko” srebrem plus brązem w biegu pościgowym.
W przedostatnim sezonie kariery Gross wygrał po raz ostatni rywalizację sztafet. Po igrzyskach w Turynie rywalizował jeszcze przez rok. Później poświęcił się rodzinie oraz pracy trenerskiej. Obecnie odpowiada za szkolenie austriackich biathlonistów.
ARMIN ZOEGGELER
Jeden z kolegów po fachu nazwał go Michaelem Jordanem saneczkarstwa. Zoeggeler to człowiek, który wracał do domu z medalem nieprzerwanie przez dwadzieścia lat. Do dziś nikomu poza nim nie udało się zdobyć sześciu olimpijskich krążków w sześciu występach. Zaczął od brązu w Lillehammer. W Nagano zdobył srebro, by cztery lata później w Salt Lake City stanąć na najwyższym stopniu podium.
Kolejny tytuł mistrzowski Zoeggeler wyszarpał przed własną publicznością w Turynie. Drugi Albert Diemczenko łącznie stracił do niego zaledwie 90 tysięcznych sekundy. Ostanie dwa starty w jedynkach na igrzyskach – w Vancouver i Soczi – przyniosły kolejne dwa brązowe medale.
Zoeggeler zakończył karierę po zawodach w Rosji. Włoch, który przez dwadzieścia lat nie miał sobie równych w mistrzostwach kraju, pracuje teraz z tamtejszymi saneczkarzami. Jedną z uczennic wielkiego mistrza jest córka Nina.
Komentarze 0