Czas rozpocząć tę zabawę. Przez cztery miesiące będziemy publikować zestawienia podsumowujące to, co najważniejszego wydarzyło się w muzyce na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia. Na pierwszy ogień idą zagraniczne single.
Oczywiście koncentrujemy się tylko na rzeczach z naszego niuansowego obszaru - niech nikogo nie zdziwi rapocentryczność zestawienia, chociaż będzie i trochę elektroniki, i popu, i rzeczy zawieszonych gdzieś pomiędzy gatunkami. Ważne jest to, by wybrane przez nas numery w dużym stopniu portretowały odrębność kończącej się dekady, dlatego chcieliśmy zachować balans pomiędzy naszymi redakcyjnymi gustami a tym, że dane kawałki były po prostu niezmiernie istotne dla rozwoju współczesnej muzyki. Tak właśnie brzmi dla nas ostatnie 10 lat.
Na początku października opublikujemy analogiczne zestawienie numerów z Polski, w listopadzie skupimy się na płytach zagranicznych, a w grudniu na krajowych. Integralną częścią każdego z tych zestawień będą plebiscyty czytelników - wasze propozycje będziemy zbierać na facebooku, głosy oddacie na dedykowanej podstronie newonce.radio, a raz w miesiącu na antenie przedstawimy wyniki waszego głosowania. Ale o tym szerzej opowiemy już niedługo.
Dobra, tyle wstępu. Lecimy z tym!
miejsca 51-100
100. Beyoncé - Formation
99. Action Bronson - Easy Rider
98. Young Thug - Stoner
97. Denzel Curry - Taboo
96. M83 - Midnight City
95. Kanye West - Black Skinhead
94. Tame Impala - Feels Like We Only Go Backwards
93. Big Sean - Bounce Back
92. 6ix9ine - Gummo
91. Pusha T - The Story Of Adidon
90. Pusha T - Santeria
89. Meek Mill feat. Rick Ross - Ima Boss
88. slowthai - Nothing Great About Britain
87. Kendrick Lamar - Swimming Pools (Drank)
86. slowthai feat. Mura Masa - Doorman
85. Danny Brown - Grown Up
84. T.I. feat. Young Thug - About The Money
83. Jamie XX / Gil Scott-Heron - I'll Take Care Of U
82. Eminem - Rap God
81. Logic feat. Alessia Cara, Khalid - 1-800-273-8255
80. Frank Ocean - Thinkin Bout You
79. Blood Orange - You're Not Good Enough
78. Kendrick Lamar - HUMBLE.
77. Pusha T feat. Tyler, The Creator - Trouble On My Mind
76. Little Simz - Selfish
75. Joey Badass feat. Capital Steez - Survival Tactics
74. Tay-K - The Race
73. 21 Savage feat. J.Cole - A Lot
72. Mac Miller feat. Anderson .Paak - Dang!
71. Grimes - Oblivion
70. Disclosure feat. Sam Smith - Latch
69. Vince Staples - Big Fish
68. Schoolboy Q feat. A$AP Rocky - Hands On The Wheel
67. Skepta - Bullet From A Gun
66. Travis Scott - Butterfly Effect
65. J.Cole - Wet Dreamz
64. Frank Ocean - Nikes
63. Stormzy - Vossi Bop
62. Trippie Redd - Topanga
61. A$AP Ferg feat. A$AP Rocky - Shabba
60. Kodak Black - Tunnel Vision
59. Post Malone - White Iverson
58. Earl Sweatshirt - Chum
57. Lil Peep feat. Lil Tracy - Awful Things
56. The Weeknd - Can't Feel My Face
55. Tyler, The Creator - 911 / Mr. Lonely
54. Travis Scott feat. Drake - SICKO MODE
53. FKA Twigs - Two Weeks
52. Playboy Carti - Magnolia
51. Run The Jewels feat. Zack De La Rocha - Close Your Eyes (And Count To Fuck)
50. Jay Z - The Story Of O.J.
Jakie życie taki rap, w nim zawarte jest wszystko, jestem z tych MC co pieprzą jak człowiekowi ciężko – rapował Peja w Mój rap, moja rzeczywistość. Wedle tej zasady Jay powrócił po czterech latach z nowym materiałem, opowiadając o rozterkach 47-letniego, czarnoskórego miliardera. Na przekór modom (dlaczego? bo mógł!) zaprosił do współpracy No I.D., który zasłuchując się w What’s Going On Marvina Gaye’a, Confessions Ushera, The Blueprint, Illmatic czy My Beautiful Dark Twisted Fantasy przygotował dla niego konserwatywne i szlachetne produkcje. The Story of O.J. to najlepsze, co 4:44 ma do zaoferowania. Marek Fall
49. Cardi B - Bodak Yellow
Pierwszy kobiecy rapowy numer jeden na liście Billboardu od dwóch dekad i triumfu Lauryn Hill. Nie pamiętamy czasów, w których głos pań rozbrzmiewałby w globalnej popkulturze tak donośnie, a Cardi B wydatnie w tym pomogła. W Bodak Yellow Cardi kieruje swoje wersy do wszystkich, którzy jej w porę nie docenili. To na ich oczach z nowojorskiej striptizerki przemieniła się w mocną postać sceny, co więcej, dokonała tego niemal z dnia na dzień. Przekaz mocno uniwersalny, ale, jak widzicie, wciąż ważny. Zwłaszcza że dziś ta dziewczyna jest ikoną dla wielu zaangażowanych kobiet. Karina Lachmirowicz
48. Drake - Started From The Bottom
Klasycznej opowieści o raperze, który zaczynał od zera, a teraz jest stawiany na piedestale Drake nadał autorskiego tonu; chciał wyjaśnić jak wyglądał początek i rozwój jego kariery. I otwarcie przyznaje, iż frustruje go powszechne przekonanie, że droga na szczyt była u niego łatwa ze względu na wcześniejsze występy aktorskie. Poza tym to także dowód na to, że Drake i bardziej tradycyjny rap nie gryzą się ze sobą. Więcej - razem tworzą jeden z najlepszych singli Kanadyjczyka. Karina Lachmirowicz
47. M.I.A. - Bad Girls
Maya pochodzi z rodziny, która w wyniku wojny musiała opuścić Sri Lankę i ostatecznie osiadła w Londynie. Za sprawą elektryzującej biografii, zaangażowania politycznego, licznych kontrowersji, a przede wszystkim elektryzującego połączenia folkloru Azji Południowej z zachodnimi rave’ami, popem czy hip-hopem - w połowie poprzedniej dekady mogła uchodzić za najciekawsze zjawisko na firmamencie światowej popkultury. Później przyszedł jednak okres bessy. Tak było aż do 2013 roku, kiedy wydała krążek Matangi zawierający Bad Girls; płomienny, orientalny banger, który rozje*ał system. Niestety starania jednego z naszych redaktorów o wyższe miejsce dla tej piosenki okazały się mniej skuteczne niż walka kobiet o prawo do prowadzenia samochodów w Arabii Saudyjskiej. Właśnie im był dedykowany klip do Bad Girls. Marek Fall
46. Caribou - Can't Do Without You
Jeden z nielicznych tanecznych kawałków na tej liście - tak szczerze to parę lat wcześniej, gdy Dan Snaith był jednym z jaśniejszych punktów zaoceanicznej sceny alternatywnej, nawet by nam do głów nie przyszło, że to on nagra klubowy hymn dekady. Fantastyczny, house’owy kawałek z hipisowskim sznytem i powtarzanym non stop tytułem tak mocno wwiercił się w głowy słuchaczy, że stał się jednym z gorętszych hitów do wszelkiej maści reklam i soundtracków - pojawił się nawet w naszych krajowych Wszystkich nieprzespanych nocach Michała Marczaka. W naszym zestawieniu dominuje mrok, generalnie w muzyce minionej dekady też dominował mrok, ale wsadzamy łyżkę miodu w tę beczkę dziegciu. I jeszcze raz odpalamy ten numer. Jacek Sobczyński
45. Bobby Shmurda - Hot Nigga
Nikt nie tańczy jak Bobby Shmurda. Zawrotne 570 milionów wyświetleń na YouTube Bobby zawdzięcza swojemu ikonicznemu shmoney dance, który w mgnieniu oka stał się viralem na Vine, a wykonywali go m.in. Rihanna, Chris Brown, Beyonce i Justin Bieber. To dzięki temu numerowi Shmurda stał się jednym z najbardziej pożądanych raperów w przemyśle. Pewnie w dużej mierze dlatego, że szybko stał się… niedostępny – z więzienia wyjdzie dopiero w 2021. Hot Nigga zbudowało kult wokół Bobby’ego; sam autor wsadził do ciupy swojego ziomala (linijka Mitch caught a body about a week ago została użyta jako dowód w sądzie); do tego liczba remiksów tego numeru: Lil Wayne, Juicy J, French Montana, Lil Kim, T.I., Jeezy, Ace Hood… No i w końcu – kto w 2014 nie śpiewał na cały głos tego refrenu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Kamil Szufladowicz
44. Azealia Banks - 212
Captain Obvious mówił wyraźnie: pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Jeśli zatem spojrzeć na premierowy singiel Azealii Banks właśnie pod tym kątem, to trzeba przyznać, że od progu mieliśmy do czynienia nie z dobrze rokującą artystką, lecz prawdziwie fascynującym zjawiskiem. Zjawiskiem, dodajmy, które wchodzi z futryną, omiata wzrokiem całą scenę rapową, wprawia ją w zakłopotanie i krzyczy: nara, tam były drzwi. Mimo długich ośmiu lat od wlotki, 212 nadal robi piorunujące wrażenie – agresywna, seksualnie nacechowana bragga czyni z Banks prima sort rap-burdelmamę, flow pędzi szalenie, mutując co parędziesiąt sekund, a muzycznie dzieje się tu tyle, że z rozhulanej bounce-electro-house'owej mieszaniny można wyodrębnić ze trzy kozackie kawałki. To jest to, co nazywamy wejściem z buta. Krzysiek Nowak
43. Lana Del Rey - Video Games
Historia Lany Del Rey i jej drogi na szczyt mówi więcej o współczesnym przemyśle muzycznym niż o samej artystce – w końcu sukces przyszedł dopiero po wypaleniu do gołej ziemi poprzednich dokonań i sprawnym wykreowaniu nowej tożsamości przy hojnym wsparciu nowoczesnych sztuczkach studyjnych. Ale Born to Die jest świetnym, hitowym albumem, a jego najjaśniejszym punktem pozostaje właśnie Video Games – barokowa, sentymentalna ballada rozpisana m.in. na smyczek, klawisze i harfę. Krzysiek Nowak
42. Rae Sremmurd feat. Gucci Mane - Black Beatles
To kolejny numer z kategorii tych, które przez chwilę miały gigantyczny wpływ na popkulturę. Internetowe wyzwania, których początku można się dopatrywać w Harlem Shake, swój szczyt znalazły w okolicach premiery Black Beatles. Numer został wykorzystany jako podkładka do tzw. mannequin challenge, polegającego na zastyganiu w jednej pozycji na czas trwania refrenu. Dzięki tej zabawie licznik wyświetleń pod piosenką dobił do niebotycznej liczby siedmiuset pięćdziesięciu pięciu milionów odtworzeń (aż musieliśmy napisać to słownie). Black Beatles stało się pierwszą jedynką na Billboardzie zarówno Sremmurdów, jak i Gucciego Mane’a, a poza tym to naprawdę świetnie skonstruowany numer, o czym w całym tym zamieszaniu można zapomnieć. Kamil Szufladowicz
41. Clams Casino - I'm God
To nie do końca jest tak, że Clams Casino wymyślił cloudrap - może i rozpropagował, ale korzeni tego subgatunku należy szukać w jeszcze poprzedniej dekadzie i nagraniach m.in. Vipera. To Clams natomiast był tym, dzięki któremu ćpuńskie, podbite elektronicznym werblem rozmarzone brzmienia trafiły z sypialni producentów na listy przebojów. Jego collaby z A$AP Rockym to już kanon współczesnego rapu w ogóle, a przecież Clams Casino jeszcze mocniej wymiatał solo. Wybieram jego opus magnum, kawałek I’m God, który kilkadziesiąt milionów wyświetleń na YouTube zebrał także dzięki towarzyszącemu mu dziwacznemu obrazkowi. Nie, wbrew obiegowej opinii to nie jest oryginalne video, a fragment eksperymentalnego filmu Lost in New York z późnych lat 80. Też chciałbym obejrzeć całość. Jacek Sobczyński
40. Daft Punk feat. Pharrell Williams - Get Lucky
Legendarny trener Kazimierz Górski mawiał, że na boisku nazwiska nie grają. Może i nie, ale w studiu już tak. Przy tym silnie nawiązującym do ery disco hicie mieszały cztery osoby: duet Daft Punk, śpiewający partie wokalne Pharrell Williams oraz… Nile Rodgers, lider zespołu Chic, wybitny producent disco, soulu i popu, który karierę zaczynał jeszcze w latach 70. I to był jeden z niewielu singli, przy których od pierwszego przesłuchania wiedzieliśmy, że będzie hit o gigantycznym zasięgu. Nie jest tak, że Get Lucky pociągnęło za sobą szereg epigonów, ale to po prostu utwór z papierami na listę wszech czasów, przebój wręcz podręcznikowy. I pomyśleć, że gdyby nie przypadkowe spotkanie na melanżu u Madonny, Pharrell nigdy by do tego teamu nie dołączył. Jacek Sobczyński
39. Jay Z / Kanye West - Niggas In Paris
To brzmi jak gierka video. Zabierz stąd to g***o. To zdanie wydaje się fundamentalne, jeśli mowa o tym kawałku – gdyby Pusha T nie wypowiedział go do Hit-Boya, odrzucając tym samym bit, Niggas in Paris prezentowałoby się zupełnie inaczej. Tak się jednak nie stało. Na szczęście, bo track w tym konkretnym kształcie jest idealnym odzwierciedleniem statusu współpracy Jaya i Kanye, królów gry, którzy robią sobie co tylko chcą. Wizja i tak była nieco szalona – wziąć się za bary z epileptycznym, srogo popiksowanym podkładem wprost do klubu, który nigdy nie zasypia, by wyrzucić z siebie linijki z gatunku: do garnka wrzucamy tony złota, najlepsze jachty, wielkie samoloty i sikory warte każdych pieniędzy, by je zmieszczać i stworzyć z najbardziej wypimpowany prywatny statek kosmiczny. To już nie bragga, to już nie wygrywanie życia. To rap totalny. Krzysiek Nowak
38. Brockhampton - Boogie
Ostatnia część rozsławionej trylogii Saturation zgarnęła największy poklask wśród krytyków. Nic dziwnego – w końcu znalazły się tam numery, których przez rok od premiery trudno było się pozbyć z głowy: ZIPPER, STUPID, BLEACH, SISTER / NATION, czy też najlepszy singiel z płyty – BOOGIE. Niesztampowo wysamplowany jeden z bodaj najczęściej wykorzystywanych w rapie funkowych numerów, Think (About It) od Lyn Collins (tak, to ten z It takes two to make a thing go right), a do tego saksofon Yonosuke Kitamury, sprawiają że chce się boogie bardziej niż kiedykolwiek. Poza tym ten numer to kwintesencja Brockhampton – wyczuwalna synergia między wszystkimi trybami zespołu, niesamowita energia, której nie da się oprzeć i ten niepowtarzalny vibe. No i to z BOOGIE pochodzi wers Best boy band since One Direction. Prawda. Kamil Szufladowicz
37. Kanye West - Bound 2
Ye nigdy nie miał szczęścia do legalnego wykorzystywania sampli. Bound od Ponderosa Twins Plus One zostało wykorzystane także w A Boy Is a Gun Tylera, The Creatora, ale to właśnie Bound 2 rozsławiło piosenkę. Rick Rubin twierdzi, że jest jeszcze co najmniej kilka wersji tej zuniwersalizowanej ody do Kim Kardashian. Posłuchalibyśmy. West przewartościowuje swoje dotychczasowe poczynania i nawija One good girl is worth a thousand bitches - o ile krytycy byli jednogłośni w dobrych recenzjach samego numeru, o tyle po zobaczeniu teledysku środowisko się podzieliło. Ale kim byłby Kanye, gdyby nie przekraczał granic i nie zrywał z konwenansami? Kamil Szufladowicz
36. Tyler, The Creator - EARFQUAKE
Tyler romantyk?. Do tego w opakowaniu kontrastujących, radosnych dźwięków fortepianu i bębnów - wyjątkowa deklaracja w klimacie psychodeliczno-estradowego popu. Smutny tekst i wesoła melodia idealnie oddają skrajne, ludzkie emocje, jednocześnie wprawiając w melancholię i porywając do tańca. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, co będą nagrywać raperzy, gdy znudzi im się rapowanie, to tu macie najjaskrawszy przykład. Od Yonkers do EARFQUAKE minęło zaledwie 8 lat, a wygląda na całą wieczność. Karina Lachmirowicz
35. Lil Uzi Vert - XO Tour Llif3
XO Tour Llif3, mówiące o zerwaniu z dziewczyną i nadużywaniu narkotyków jako recepcie na złamane serce, okazało się jednym z najmocniejszych singli ostatnich lat. Ten emo numer był letnim hitem 2017 roku, pomimo zawartych w nim szczerych wyznań o zdradzie, myślach samobójczych i uzależnieniu. W recenzji Pitchforka zauważono, że utwór: locates Uzi’s highs and lows — finding the uneasy middle between dire circumstances and party boy antics. Karina Lachmirowicz
34. Pusha T - If You Know You Know
Na trzecie wydawnictwo Pushy T czekaliśmy właściwie od grudnia 2015 roku, gdy światło dzienne ujrzało King Push – Darkest Before Dawn: The Prelude. Ostatecznie King Push trafiło w nasze ręce dopiero w maju 2018 roku pod tytułem zmienionym na Daytona i z Kanye Westem, który zastąpił liczne grono producentów, otwierając swoją pentalogię z Wyoming. Wiele lat temu Ten Typ Mes zaczynał swój solowy debiut słowami Skur*ysyny, to jest właśnie to, co nazywam wejściem z buta! Dokładnie tak zrobił Pusha w If You Know You Know. Jego wjazd na samplu z Twelve O'Clock Satanial ma większą siłę niż huragan Dorian. Marek Fall
33. Migos feat. Lil Uzi Vert - Bad And Boujee
Płachta na byka dla wszystkich sympatyków klasycznego rapu, którzy nie mogli zrozumieć, jakim cudem na topkę Billboardu trafił numer z tekstem: whoo, whoo, whoo, whoo, bitch, I’m dog, roof. I nie chcemy tu znowu stawiać drutu kolczastego pomiędzy starą a nową szkołą, natomiast parę słów wytłumaczenia. Migosi to kulturowy fenomen, trochę jak pizza z ananasem, ale jednak - fenomen. To, co zrobili w mijającej dekadzie z rapem, to ich układanie pojedynczych wyrazów jako całe linijki, barokowa przewózka i bardziej niż widoczny namechecking luksusowych marek, to wszystko składa się na mocną składową trendu, który na przestrzeni ostatniej dziesięciolatki zmienił gatunek na zawsze. Możecie ich nie lubić - nie możecie odmówić im ogromnego wpływu. I pamiętajcie też, że u podstaw rapu zawsze leżała zabawa. W starych, dobrych czasach pionierzy gatunku też nawijali bzdety w stylu: zig zigga zig, a nikt dzisiaj się nie czepia. Jacek Sobczyński
32. Drake feat. Majid Jordan - Hold On, We're Going Home
Wydany w 2011 roku album Take Care na zawsze zmienił światową rap-grę, a dla samego Drake'a stał się katapultą do panteonu największych gwiazd muzyki. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec kolejnej płyty, Nothing Was the Same, były bardzo wysokie. Pierwszy singiel, czyli Started From The Bottom, również znalazł się w naszym zestawieniu, bo idealnie spełniał rolę mocnego, promocyjnego bangera, ale dla mnie dużo ciekawszym trackiem jest Hold On, We're Going Home. Gdyby ktoś zakrzyknął: to nie jest hip-hop!, to wcale by się nie pomylił – mamy tu do czynienia z rozmarzonym, bardzo sprawnie poprowadzonym r'n'b z elementami rapu. Ten vibe stał się ostatecznie od tego momentu jednym ze znaków rozpoznawczych twórczości Kanadyjczyka, który stał się emblematycznym pop-raperem. I nie ma w tym nawet cienia złośliwości! Krzysiek Nowak
31. Vince Staples - Norf Norf
Summertime '06 otworzyło nowy rozdział w historii Zachodniego Wybrzeża i gangsterskiego rapu. Vince Staples zaimponował wówczas jako charyzmatyczny narrator, przewodnik po rejonie wokół Ramona Park i gospodarz rapowego programu interwencyjnego, a ogromne wrażenie robiły także apokaliptyczne beaty z ograniczonymi do minimum elementami melodycznymi, ale superprecyzyjnie opracowaną warstwą rytmiczną; posępne, dudniące w dołach, antyprzebojowe. To wszystko znajduje odbicie w Norf Norf, które pozostaje osadzone w tradycji gatunku (Nate Dogg still here 'cause of niggas like me), ale jest również oderwaniem się od peletonu. Marek Fall
30. Wiz Khalifa - Black And Yellow
Yeah, uh-huh, you know what it is – tego numeru nie mogło zabraknąć w pierwszej pięćdziesiątce najlepszych i najważniejszych singli dekady. Wiz sam nie spodziewał się, jak gigantycznym sukcesem będzie Black And Yellow: It was a complete surprise – mówił w jednym z wywiadów. Nas to z kolei zupełnie nie dziwi – hymniczność tego numeru; jego bangerowy potencjał wynikający z chwytliwego beatu i wpadającego w ucho refrenu; nieskomplikowany tekst, który da się zrozumieć nawet bez świetnej znajomości angielskiego – był to numer, który zdefiniował Wiza Khalifę i wykarczował drogę do komercyjnych stacji radiowych nie tylko jemu, ale i całej rzeszy innych współczesnych raperów. Kamil Szufladowicz
29. Kanye West feat. Rihanna, Kid Cudi - All Of The Lights
W głośnej recenzji na Pitchforku Ryan Dombal przyznając My Beautiful Dark Twisted Fantasy maksymalną ocenę, zestawiał niejako Kanye’ego z Michaelem Jacksonem. - Twisted Fantasy to erupcja surrealistycznego popu, na jaką stać by było niewielu artystów – pisał wtedy we wstępie dziennikarz. Podobnie jak choćby Thriller - piąty album Westa to takie wydawnictwo, które bez większych kontrowersji można opisać słowami all killer, no filler. Jednym z takich killerów jest właśnie All of the Lights. To spektakularny przykład współczesnego mainstreamowego przeboju pełnego kulturowych hiperlinków (m.in. odniesienia do rocka progresywnego czy muzyki symfonicznej). Arcymistrzostwo przesytu, które doskonale oddaje mocarstwowy przelot Kanye’ego z początku dekady. Marek Fall
28. Mac Miller - Stay
Nikt tak nie prosi o pozostanie chwilę dłużej, jak Mac Miller w utworze Stay. Tak brzmi kompletna piosenka zakochanego po uszy rapera, który już nigdy nie chce rozstawać się ze swoją dziewczyną. Na jazzowym podkładzie Mac płynął kapitalnie i aż żal bierze, jak myślimy, że przecież podobnych rzeczy mogło wyjść od niego więcej. A tak pozostaje nam tylko przejść się tą samą pustą plażą. Zupełnie szczerze, niewiele było w jego pokoleniu tak bezpretensjonalnych głosów. Mac już za życia był fenomenem, dlatego lista bez niego byłaby niekompletna. Sami pomyślcie tylko, ilu dziś z niego zżyna. Karina Lachmirowicz
27. Tyler, The Creator - Yonkers
To nie jest czas ani miejsce, by rozprawiać na temat korzeni parody rapu. Pewnym chichotem historii jest za to fakt, że jeden z najmocniejszych, redefiniujących gatunek kawałków to w zasadzie nie tak mocno zawoalowany dowcip muzyczny. Jak mówił sam Tyler, bit do Yonkers powstał w dosłownie osiem minut i od początku miał być parodią nowojorskiego type of beatu. Nie da się jednak ukryć, że już pierwszy odsłuch przeczy temu założeniu – w końcu mowa o bardzo osobnym, minimalistycznym kawałku, który już po sekundzie zaczyna słuchacza zwyczajnie niepokoić. Ten pierwszy singiel z Goblina nawet po latach prezentuje się jako świetna wizytówka członka Odd Future; chociaż stylistyka jego twórczości nadal mutuje, wspólnym mianownikiem pozostaje bycie brawurowym sick kiddo. Preludium do rzeczy wielkich – check. Krzysiek Nowak
26. A$AP Rocky - Peso
W wywiadzie dla The New York Times Rocky powiedział: New York didn’t respect me until Peso. Miał sporo racji, bo ten numer stał się dla niego kamieniem milowym w karierze. Łatka, którą sam przyczepił sobie w pierwszym wersie (I be that pretty mothafucka) przylgnęła do niego po dziś, a gdzieś w międzyczasie Rocky stał się jedną z największych i najbardziej rozchwytywanych gwiazd muzyki i showbiznesu. To Rocky’emu po Peso A$AP Mob zawdzięcza swój sukces, bo dzięki ogromnej fali hype’u po premierze singla raper stał się koniem pociągowym składu. Poza tym ten kawałek z LIVE.LOVE.A$AP to kwintesencja tego, co we Flacko lubimy najbardziej – senna trippy stylistyka i linijki skrzętnie kładzione na narkotyczny beat. Kamil Szufladowicz
25. XXXTentacion - Moonlight
Less is more. Wiadomo, że karierze XXXTentaciona mocno zaszkodził jego cokolwiek dyskusyjny tryb życia, dlatego w całym tym natłoku plotek o tym, kogo bił, komu groził, a do czyich kolegów strzelano, można zupełnie zapomnieć, że ten facet stworzył szereg kapitalnych, minimalistycznych ballad. Ulicznik mieszający rap z emocjonalnym r’n’b? Moonlight to prawdziwa perełka, która życie zyskała po śmierci jej twórcy. Przecież gdyby w 2009 ktoś powiedział, że tak będzie brzmieć wiodący hip-hop… A dobrze wiadomo, ilu twórców poszło za XXXTentacionem. Jacek Sobczyński
24. Chance The Rapper - Same Drugs
W tym miejscu stawiamy się w roli adwokatów diabła. O ile trylogię mixtape’ów Chance można na siłę zaliczyć do modern day classics, o tyle Same Drugs nie ma właściwie żadnego znaczenia kulturotwórczego. Tylko co z tego, kiedy to równocześnie jedna z najpiękniej skomponowanych i urzekających naiwnością piosenek (nawiązania do Piotrusia Pana? LOL), jakie powstały na przestrzeni ostatniej dekady. Chancelor robi w Same Drugs nowe gospel i jest w tym uduchowiony jak Kanye za najlepszych czasów. Przykra sprawa, że dziś nie bierzemy już tych samych narkotyków, o czym ewidentnie świadczy The Big Day. Marek Fall
23. The Internet feat. Kaytranada - Girl
Niby do partnerki, a Syd nie ma tutaj na myśli konkretnej kobiety czy sytuacji, ma być to opis uczucia zauroczenia i kilka słów przypomnienia dla każdej dziewczyny chodzącej po tym świecie. Początkowo Girl miał być randomowym kawałkiem wrzuconym jedynie na SoundClouda. Okazało się, że wyszedł lepiej, niż zespół przewidywał i ostatecznie utwór znalazł się na trzecim albumie grupy - Ego Death. Dlaczego u nas tak wysoko? Bo to jeden z najpiękniejszych przedstawicieli dusznego neo-soulu tej dekady, a na przestrzeni ostatnich 10 lat pościelowe brzmienia przeszły potężną metamorfozę. Karina Lachmirowicz
22. Jay Z / Kanye West - Otis
Kiedy ułożyliśmy całą setkę, uderzyło nas jedno - jak to się stało, że każdy z naszej piątki dał Otisowi tyle punktów, że udało mu się trafić tak wysoko? Przecież nawet myśląc o Watch The Throne, myślimy w pierwszej kolejności o Niggas In Paris, może o Why I Love You… Poszło chyba o to, że Otisem, opartym na samplach z Jamesa Browna i tytułowego wokalisty przebojem Kanye West wysłał emocjonalną pocztówkę samemu sobie, jeszcze z okresu cięcia ciepłego soulu na College Dropout. I czasów, w których mniej mówiło się o nim jako o wizjonerze, a więcej - wyśmienitym rzemieślniku. No to my też stawiamy na dobre rzemiosło. Jacek Sobczyński
21. Kendrick Lamar - Alright
To Pimp a Butterfly jako całość stanowi majstersztyk, przekminiony niczym progrockowa kobyła, nagrany z udziałem wybitnych instrumentalistów i z wykorzystaniem sampli głównie z okolic połowy lat siedemdziesiątych – dlatego brzmi tak ponadczasowo. Alright to natomiast najbardziej szlachetny wyimek tego materiału, a przy tym dowód na wybitne pióro i zmysł publicystyczny Kendricka. - Lamar na trudne czasy przygotował hymn, który można traktować w kategoriach współczesnego Imagine. Nic dziwnego, że podczas protestów w Cleveland (2015) czy Chicago (2016) ludzie śpiewali refren tej piosenki, żeby dodać sobie otuchy – pisaliśmy w zestawieniu 50 najlepszych rapowych teledysków w historii. Marek Fall
20. Drake feat. Rihanna - Take Care
Tej ksywy nie mogło zabraknąć w 20-tce, nie ma w końcu na globie bardziej kasowego muzyka od Drizzy'ego. Niestety, im dalej w las, tym bardziej gubimy Drake’a, który naszym zdaniem był najbardziej wartościowy – nie rapera, a emocję. Drake’a, który swoją muzyką koił milionów fanów i fanek na całym świecie. Drake’a, który wraz z Rihanną nagrał jedną z najpiękniejszych ballad R&B o miłości mijającej właśnie dekady. I tak, ten motyw gitarowy już raz się w naszej setce pojawił; to tylko świadczy o jego hitowym potencjale. Kamil Szufladowicz
19. Odd Future - Oldie
Aż 19 miejsce? Tu prawdopodobnie zagrało nie przywiązanie do utworu - chociaż kawałek jest świetny - ale uhonorowanie całego kolektywu, który, chyba można tak powiedzieć, nadał ton całej dekadzie. Te popalające zielsko na tyłach supermarketów dzieciaki z Los Angeles stworzyły najpierw potwora pod szyldem Odd Future, gdzie wymyśliły na nowo pojęcie rapowego bandu, a potem poszły w swoich kierunkach, dając światu fantastyczne kariery Tylera, Franka Oceana, Earla Sweatshirta czy The Internet. Nie było w tej dziesięciolatce na scenie ważniejszego zjawiska od Odd Future, a Oldie to ich wizytówka zakładu. Jacek Sobczyński
18. Skepta - Shutdown
Tym krążkiem Skepta z hukiem wyskoczył z grime’owego podwórka na ogólnoświatową scenę. Na płycie wśród takich hitów jak It Ain’t Safe, Man i That’s Not Me najmocniejszym był właśnie Shutdown, który to zdobył ponad 44 miliony viewsów na YouTubie. Czwarty krążek Skepty faktycznie był krokiem milowym w utorowaniu drogi innym raperom z Wielkiej Brytanii. A do czynnika kulturotwórczego dochodzi fakt, że Shutdown to po prostu zajebisty banger. Karina Lachmirowicz
17. Childish Gambino - This Is America
I pomyśleć, że kiedyś nie było do końca wiadomo, czy muzykę Donalda Glovera można w ogóle traktować serio. Trudno w to uwierzyć obecnie, kiedy ex-śmieszek z Community zaledwie kilka miesięcy temu zdobył za This Is America cztery nagrody Grammy. Ten numer to The Star-Spangled Banner na miarę naszych czasów; ponure świadectwo epoki napięć na tle rasowych, masowych strzelanin i prezydentury Trumpa. Childish Gambino wpisuje się równocześnie w światowy nurt skrajnego przebodźcowania - This Is America trwa 3:45, ale ma właściwości mixtape’u, odwołując się zarówno do współczesnego rapu, jak i afrobeatu czy gospel. No i jeszcze teledysk w reżyserii Hiro Muraiego; jeden z najbardziej spektakularnych produktów popkultury mijającej dekady. Marek Fall
16. Migos - Versace
Fun. Silly - but fun. Nie pamiętam już, który serwis podsumował w tych żołnierskich słowach pierwszy megahit Migosów, ale pamiętam za to, jak w 2013 ci barwni goście wjechali na scenę z przepychem godnym Biggiego z najlepszych lat (swoją drogą też fana ciuchów od Versace) i staranowali system. Nachalna przewózka? Prymitywny tekst? Wtedy nie zawsze było wolno wyczyniać takie numery, ale ta trójka z Atlanty rozdała karty na nowo. Do tego karty, którymi gramy do dziś. Nie jest to najmądrzejszy tekst na liście, za to na pewno jeden z tych tracków, które aż kipią bangerowym potencjałem. No i zawsze pamięta się treść refrenu. Jacek Sobczyński
15. Anderson .Paak feat. Schoolboy Q - Am I Wrong
Morderstwo parkietowe. Na tej frazie można byłoby zamknąć dyskusję na temat Am I Wrong, drugim singlu promującym album Malibu z 2016 roku, bo to jedna z tych sztuk, które mówią same za siebie i działają nawet bez kontekstu. Warto jednak powiedzieć o niej kilka słów, ponieważ to nie tylko wielki dancefloorowy hit, ale też jeden z najważniejszych kawałków, które zrodziły się na przecięciu rapu z innymi gatunkami. Czego tu nie ma – funk jako najważniejszy punkt odniesienia dla neosoulowego stillo, topka najbardziej hipnotyzujących linii basowych w historii, EDM-owy dotyk, kulminacja przy dęciakach, jedna wielka pochwała życia zwerbalizowana przez .Paaka i Schoolboya... Absolutna perfekcja, która z każdym rokiem będzie tylko szlachetnieć. Krzysiek Nowak
14. J.Cole - No Role Modelz
Raperzy, którzy chcą zostać mentorami i mówić o dużych rzeczach, często szarżują i stają się irytującymi dupkami. J.Cole'a to jednak szczęśliwie nie dotyczy. Krążek 2014 Forest Hills Drive to z pewnością jedno z największych dokonań ostatnich lat spod znaku conscious rapu, a jego najważniejszym elementem jest właśnie No Role Modelz. Na oszczędnym, pogodno-burzowym bicie Amerykanin planowo wchodzi w buty sumienia Hollywood i całego doczesnego świata ślepo zapatrzonego w massmedia, a przy tym opowiada o swoim dorastaniu. Co ważne, ani przez moment nie zatraca też swojej MC-tożsamości – linie przewija lekko i stylowo, dbając o akcentowanie kluczowych wyrazów. Top. Krzysiek Nowak
13. Chief Keef - Love Sosa
Kiedy w 2012 zasłuchiwałem się w Finally Rich rok starszego ode mnie Chief Keefa, nie sądziłem, że stanie się tak ikoniczną i, zrządzeniem losu, wpływową postacią na amerykańskiej scenie. Keef swoją szansę na komercyjny sukces zaprzepaścił tak naprawdę już na samym początku – wybierając taką a nie inną tematykę i stylistykę. Mimo wszystko, choć nigdy z undergroundu nie wyszedł, mainstream czerpie od niego pełnymi garściami (nie będę się rozpisywał, bo zrobiłem to już w tym artykule). Love Sosa to viralowa pamiątka po Chief Keefie, którego można słuchać od deski do deski. I jeden z największych bangerów dekady. Kamil Szufladowicz
12. Schoolboy Q feat. Kendrick Lamar - Collard Greens
Ostatnia dekada przyniosła sporo rapowych utworów, które można byłoby określić jako bezwarunkowe earwormy. Nie ma jednak drugiego takiego jak stworzone przez Schoolboya i Kendricka Lamara Collard Greens. To w ogóle ciekawa sprawa – mówimy w końcu o kawałku, który tematycznie i wordplayowo jest niezbyt ambitny, a może nawet generyczny, za to produkcja i forma są zdecydowanie niecodzienne. Kombinacja K.Dota przewijającego po hiszpańsku (fun fuct: Q nawet nie wiedział, o czym on w sumie rapuje) i rozbujanego, blipowego podkładu do tej pory się nie zdarzyła. I już raczej się nie zdarzy. Krzysiek Nowak
11. Travis Scott feat. Kendrick Lamar - goosebumps
I wrote this song in my bedroom at one of the darkest times in my life - powiedział kiedyś Travis o swoim największym hicie. goosebumps z poczwórną platyną stał się punktem kulminacyjnym wszystkich elektryzujących koncertów La Flame’a i obowiązkowym hitem każdej imprezy. Krótka piłka - dzięki temu numerowi miliardy dzieciaków zakochały się w rapie. Karina Lachmirowicz
10. Kanye West - New Slaves
Nigdy wcześniej i nigdy później Kanye nie robił tak nieziemskiej imby, jak w czasach Yeezus. Kiedy wjeżdża ze złowróżbnym hymnem, jakim jest New Slaves, by następnie przejść do Gyöngyhajú lány Omegi z 1969 roku i dać bezczelny popis swojej indolencji wokalnej, to wiadomo, że ma wyje*ane na wszystko i wszystkich. - Yeezus to moim zdaniem najbardziej plugawa płyta, jaka kiedykolwiek zaistniała w muzyce masowej. Jak posłuchasz jej uważnie, zobaczysz, że tam jest naprawdę totalnie nihilistyczna energia, skierowana przeciwko wszystkiemu, co istnieje, wszystkiemu, co tego człowieka otacza. Miałem przy niej podobne doznania, co przy słuchaniu, nie wiem, Burzum – mówił Jakub Żulczyk na łamach newonce.paper i nie sposób nie przyznać mu racji. Marek Fall
9. Frank Ocean - Pyramids
Wspaniały, monumentalny numer z mocno metaforycznym tekstem - mit kobiety upadłej pobrzmiewał już w kulturze popularnej nieraz, ale dawno nikt nie wziął się za ten temat z taką świeżością i rozmachem. Ile było w ostatnich latach kawałków z tak zaskakującą historią, tak zmiennym klimatem? To jest Purple Rain naszych czasów, a jeśli facet przechodzi w tekście ze starożytnego Egiptu do klubu ze striptizem i nie wywraca się na mieliźnie banału, przeciwnie, robi z całej tej historii elektryzujący storytelling, wówczas mamy do czynienia z talentem wybitnym. To były dobre lata dla frankowiczów. Jacek Sobczyński
8. Kendrick Lamar - Bitch, Don't Kill My Vibe
Musiał pojawić się z tym albumem w piosenkowej dyszce, to chyba oczywiste. My wybraliśmy ten najpiękniejszy, najbardziej nastrojowy singiel, w którym Kendrick opowiada o rozwoju swojej kariery i nie chce, by wytwórnie zaburzały jego wizje i przekaz. Ciekawostka: pierwotnie w Bitch don’t kill my vibe miały pojawić się wokale Lady Gagi, ale z powodu problemów z dotrzymaniem terminu finalnie nie trafiły one na Good Kid, M.A.A.D City. Karina Lachmirowicz
7. A$AP Mob - Yamborghini High
ASAP Yams nie był wyłącznie współzałożycielem ASAP Mobu – był również jego mózgiem. Nie może zatem dziwić, że jego przedwczesna śmierć już na zawsze będzie mniej lub bardziej definiować dokonania jednej z najbarwniejszych ekip w historii amerykańskiego rapu. O tym, jak ważną był postacią, można się przekonać podczas odsłuchu Yamborghini High. Ten kawałek hołd to przestrzenny, psychodeliczny posse-cut z nawiedzonym tłem, w którym najmocniej świeci gwiazda Rocky'ego, lecącego tu jak król wszechświata i okolic. Wisienką na torcie jest zaś klip w stylu internetexplorerwave. Jeszcze nigdy w historii utwór poświęcony zmarłemu kumplowi nie brzmiał tak – co tu się gryźć w język – zajebiście! Krzysiek Nowak
6. Future - Mask Off
Są tacy goście w światowej rap-grze, do których można podejść wyłącznie zerojedynkowo, na zasadzie: kochaj albo nienawidź. Żadnych półśrodków, żadnych odcieni szarości. Tak właśnie mają się sprawy, jeśli idzie o Future'a, rapera, którego my doceniamy za naprawdę sporo rzeczy. No bo i jak tu nie doceniać typa, który nagrywa tak potężne i przy okazji ważne dla rapu single jak choćby Mask Off? Jakkolwiek wyświechtane jest to stwierdzenie – tu naprawdę wszystko się zgadza. Ten fortecowy, syropowaty podkład ze zbłąkanym fletem dosłownie wżyna się w głowę od pierwszych sekund, a sam nawijacz leci tu sprawnie swoją życióweczkę, ponieważ jest ze sobą i słuchaczami bezgranicznie szczery w kwestii narkotyków. Warto czasem zdjąć maskę, bankowo, fakt jest to. Krzysiek Nowak
5. Kendrick Lamar - King Kunta
I przebój, i bardzo dobry, wrażliwe społecznie numer. To personifikacja mitycznego Kunta Kinte – symbolu oporu przed niewolnictwem i walki z białym ciemiężycielem jako świadomego swojego pochodzenia i spuścizny niesionej na barkach twórczości Kednricka Lamara. Na bezbłędnym beacie Sounwave’a. We want the funk! Kamil Szufladowicz
4. A$AP Rocky - L$D
Kwasowy trip, ale i przepiękna piosenka - dowód na to, jak mocno pop przeniknął do rapowego kanonu i jak ważnym graczem na tej scenie jest Flacko. Postawić na delikatny śpiew, wypuścić ten numer jako singiel i jeszcze teledyskowo zrobić z tego własną wariację na temat Enter The Void - tu trzeba sporej odwagi. Efekt jest kapitalny, to jedna z najlepszych rapowych kompozycji ostatnich lat. Chociaż znów - czy to jeszcze jest hip-hop? Jest. Karina Lachmirowicz
3. Tame Impala - Let It Happen
Zachwyty nad Tame Impalą pojawiły się już w 2010 roku, kiedy Australijczycy debiutowali albumem Innerspeaker, czerpiąc garściami z psychodelii przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Wtedy można było jeszcze mieć wątpliwości, czy to nie kolejni revivalowi jednostrzałowcy, ale w kolejnych latach zespół Kevina Parkera imponująco się rozwinął, stopniowo przenosząc punkt ciężkości na kwaśny synth-pop i alternatywne disco. Symbolem tej ewolucji jest płyta Currents ze zjawiskowym singlem Let It Happen. Słuchamy po raz tysięczny i nie dziwimy się, że Parkera do współpracy przy Astroworld zaangażował Travis Scott, a wpływ jego brzmienia jest obecny nawet w kawałkach, w których nie maczał palców, patrz: Kendrick Lamar – PRIDE. Marek Fall
2. Childish Gambino - Redbone
Wszystko już było. D’Angelo już był, Prince już był, psychodeliczny funk albo soul spod znaku Sly & The Family Stone też już były, za to ludzka natura jest tak skonstruowana, że generalnie zawsze lubi powracać do czegoś, co znają. A Childish Gambino w erze trapu potrafił skonstruować tak doskonały amalgamat właśnie tego, co było, że ostentacyjnie wręcz niemodną płytą Awaken, My Love! podbił światowy rynek. Koniem pociągowym był właśnie Redbone - bez teledysku, za to z szeregiem karkołomnych wokaliz. Na których - jak i na całym koncepcie - łatwo było się potknąć. Kolejną już dekadę sięgamy do klasyki; na tym swój sukces oparły chociażby Amy Winehouse czy Adele. Glover poszedł nieco innym tropem, czerpiąc ile wlezie ze spuścizny stricte afroamerykańskiej. Efekt? To dziś obok Kendricka Lamara najbardziej szanowany twórca tak pojemnego w ostatnich latach gatunku, jakim jest rap. Fajnie, zwłaszcza że mówimy w tym przypadku o zdecydowanie nierapowym numerze. Jacek Sobczyński
1. Kanye West feat. Pusha T - Runaway
Numer - potęga, numer - pomnik. I dowód na to, że nie ma w rapie większego wizjonera, którego nawet najdziwniejsze pomysły wchodzą do mainstreamu. Co do pierwszego miejsca w tym zestawieniu byliśmy w redakcji prawie jednogłośni (wyłamał się tylko jeden redaktor, stawiając Kanye'ego na drugiej pozycji). Runaway to majstersztyk w każdym tego słowa znaczeniu, oda na rzecz dualistycznej natury człowieka. Let’s have a toast for the douchebags, assholes, scumbags – Kanye wznosi toast za samego siebie. Run away fast as you can? Ta wskazówka wywołała jednak zupełnie przeciwny efekt. Po Runaway wszyscy zaczęli lgnąć do Westa, a on sam zaczął się jawić jako prawdziwy geniusz. Bez wątpienia najlepszy popis tekściarski w wykonaniu Ye, jeden z najbardziej zapadających w pamięć beatów wszech czasów, a do tego ponad półgodzinny teledysk, a raczej krótkometrażowy, przepełniony symboliką film. Nie mogliśmy wybrać inaczej. Kamil Szufladowicz