Sprzeciwia się wszystkim "nienaturalnym" opcjom medycznym, bo uważa, że ciało powinno leczyć się samo. Po tym, jak poddał się operacji łokcia, miał wyrzuty sumienia. Nietolerancję glutenu zdiagnozowano u niego przez przyłożenie mu chleba do ramienia. Jego przyjazd do bardzo restrykcyjnej koronawirusowo Australii nie mógł się skończyć dobrze.
Kilka tygodni temu sprawa wydawała się prosta — Australia jest jednym z najbardziej restrykcyjnych państw w kwestiach koronawirusa i zamierza na Australian Open wpuścić tylko zaszczepionych tenisistów. To oznaczało brak startu Novaka Djokovicia, „jedynki” światowego rankingu ATP, ponieważ Serb półtora roku temu, jeszcze zanim szczepionki na koronawirusa w ogóle powstały, powiedział, że jest im przeciwny i nie chciałby, żeby od tego zależał powrót do normalnych zmagań.
NIECODZIENNE ZNAJOMOŚCI
Nadzieja na to, że Serb zmieni zdanie już wtedy była niewielka, bo znany jest z konsekwencji w poglądach, a te, w kwestiach medycznych, od dawna były kontrowersyjne. I nie chodzi tylko o szczepionki. Djoković przede wszystkim sprzeciwia się wszelkim „nienaturalnym” opcjom medycznym, bo uważa, że ciało powinno leczyć się samo. To było zresztą powodem jego rozstania z trenerem Andre Agassim w 2017 roku. Poszło o… łokieć, a konkretnie uszkodzony łokieć Serba, który nadawał się jedynie do operacji. Agassi i lekarze nalegali na zabieg, któremu Novak nie chciał się poddać, szukając niecodziennych i naturalnych metod leczenia. Agassi odszedł, a Djoković i tak ostatecznie musiał poddać się zabiegowi rok później. Jak sam stwierdził, płakał potem przez trzy dni, bo „nie jest fanem operacji i leków” i miał przez to wyrzuty sumienia.
Do tego dochodzi współpraca z niesławnymi w świecie nauki nazwiskami, takimi jak Semir Osmanagić czy Igor Cetojević. Ten pierwszy uważa, że jest odkrywcą starożytnych piramid w Bośni i Hercegowinie, których energia ma leczyć i pozytywnie wpływać na ludzi. To zresztą tam właśnie Djoković „leczył się” na koronawirusa. Energią z piramid, które tak naprawdę są zwykłymi pagórkami, wyżłobionymi naturalnie. Reputacji Osmanagicia nie pomaga także fakt, że w jednej ze swoich książek uważa cywilizację Majów za potomków kosmitów. Z kolei Cetojević zdiagnozował u Djokovicia nietolerancję glutenu i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zrobił to przykładając chleb do jego ramienia. Ramię miało „stawiać opór”, a to oznaczało konieczność zmiany diety.
Inną z tego typu postaci jest też Chervin Jafarieh, który wraz z Djokoviciem próbował nauczać społeczeństwo na instagramowych transmisjach podczas pandemicznego lockdownu. Można było się z nich dowiedzieć m.in. że „modlitwą i wdzięcznością jesteśmy w stanie usunąć nawet największe toksyny z wody”, a sama woda „czuje i reaguje na ludzki głos”. Zobaczyliśmy również Novaka skaczącego na trampolinie, bo trampoliny i ich energia miały również mieć moc uleczającą.
AWANTURA ZNIKĄD
To wszystko zapowiadało, że Novak szczepionki nie przyjmie i będzie w tym konsekwentny. Organizatorzy Australian Open z kolei mieli wpuszczać jedynie zaszczepionych, więc o ile turniej bez Serba na pewno sporo by stracił, o tyle kibice zdążyli się już pogodzić z faktem, że Djokovicia w pierwszym szlemie 2022 roku nie zobaczymy. Tymczasem kilka dni temu sam Novak i organizatorzy turnieju poinformowali, że zawodnik otrzymał „medyczny wyjątek”, by móc do Australii przylecieć i zagrać w zawodach. To wywołało burzę wśród tenisistów i kibiców tenisa. Nie ze względu na to, że Djoković jest niezaszczepiony, a ze względu na to, że taka decyzja czyni go w pewien sposób lepszym i ważniejszym od innych.
Trudno się bowiem pozbyć wrażenia, że organizatorzy podjęli tę decyzję wyłącznie dlatego, że mówimy o jednym z najlepszych tenisistów w historii. Nie wszyscy mogą na taki wyjątek liczyć, a są nawet tacy (Natalia Wichlancewa), którzy są zaszczepieni, lecz niewłaściwą szczepionką (Sputnikiem) i też do Australii nie wjadą. Wielu fanom nie spodobało się, że organizatorzy traktują go w specjalny sposób, a sami Australijczycy, będący przez długi czas w bardzo zaostrzonym zamknięciu ze względów pandemicznych, mówili o „splunięciu w twarz obywatelom”.
Sytuacja się odwróciła, gdy Djoković dotarł do Australii. Okazało się, że jego ekipa złożyła wadliwy wniosek o wizę (dla „medycznych wyjątków” potrzebny był inny formularz), a sam premier kraju stwierdził, że jeśli Novak nie pokaże dokumentów medycznych zwalniających go ze szczepionki, może wracać do domu pierwszym samolotem. Nie wrócił — przesiedział kilkanaście godzin na lotnisku tylko po to, by dowiedzieć się, że jego wniosek o wizę został odrzucony. Skąd nagła zmiana w podejściu Australijczyków?
Powód jest prosty - zgodę na udział w Australian Open wydali organizatorzy, czyli związek tenisowy w Australii. Tymczasem kwestią wpuszczenia do kraju zajmuje się rząd, który nałożył na Australię twardy lockdown i wszystkie obostrzenia. Władze Australii na takie specjalne wyjątki się nie zgodzą, o ile nie zostaną one konkretnie udokumentowane. Można więc powiedzieć, że Djoković jak najbardziej ma zgodę od związku na udział w turnieju i na kortach będzie miło widziany. Problem w tym, że nie zostanie wpuszczony do kraju przez rząd, więc na te korty nie dojedzie. Zawodnik odwołał się od decyzji i czeka na kolejną, mieszkając w niezbyt przyjaznym ośrodku dla uchodźców Park Hotel, słynącym z braku higieny i dbania o swoich mieszkańców. Szanse na zmianę decyzji są jednak iluzoryczne i możemy ponownie przyzwyczajać się do faktu, że Novaka Djokovicia w Australian Open nie zobaczymy. Burza jednak trwa, a obóz Serba, na czele z jego rodziną, podsyca emocje.
Jedni twierdzą, że walka Novaka i zmuszenie się do przebywania w ośrodku świadczy o jego woli walki. Inni, że to robienie z siebie męczennika i próba trafienia do ruchów antyszczepionkowych, które traktują Serba właśnie w ten sposób. A jeszcze inni, jak Rafael Nadal, mówią wprost, że Serb sam to wszystko na siebie sprowadził i to jego problem, bo powinien się zaszczepić. To wszystko jest jednak nieważne w obliczu tego, że Djoković straci kolejną szansę na pobicie rekordu zwycięstw w turniejach wielkoszlemowych. Wciąż jest bardzo duża szansa, że zrobi to w tym roku (inne szlemy nie powinny mieć aż tak mocnych obostrzeń), ale brak startu na jego ulubionym Australian Open to zdecydowanie nie najlepszy początek być może historycznego sezonu.
