Pół człowiek, pół Sassuolo. Jak Francesco Magnanelli stworzył z siebie legendę klubu

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Francesco Magnanelli - Sassuolo
Fot. Sportinfoto/vi/DeFodi Images via Getty Images

Gdy debiutował w seniorskiej piłce, aktualnymi mistrzami świata i Europy byli Francuzi, a w polskiej kadrze debiutował Emmanuel Olisadebe. Trenowali go Sarri, Allegri czy Di Francesco, którzy tak jak on musieli pokonać długą drogę na szczyt. Decydująca o losach mistrzostwa Serie A kolejka była ostatnią, w jakiej Francesco Magnanelli wziął udział. Legenda Sassuolo, pamiętająca występy na czwartym szczeblu rozgrywkowym, żegna się z calcio po 520 spotkaniach w zielono-czarnej koszulce.

– W 2005 roku żyłem dniem i myślałem, że to szaleństwo zostać w Sassuolo tak długo. Chęć rozwoju sprawiła, że zostałem, bo występy w Serie A stanowiły większy cel niż awanse – Francesco Magnanelli w 2020 roku.

Zawodnicy, którzy większość lub całą karierę spędzają w jednym klubie, są z reguły bardzo szanowani. W dobie dostępnych ofert z wielu stron świata niełatwo jest odrzucać korzystne finansowo propozycje. Świat zna przykłady Francesco Tottiego czy Stevena Gerrarda.

Magnanelli nie zbliżył się do ich dorobku. Legendarność w skali klubu nie może przykrywać faktu, że można zaliczyć go do grona co najwyżej solidnych rzemieślników. Biorąc pod uwagę poziom sportowy, takich jak on jest wielu. Patrząc przez pryzmat przywiązania do barw – niekoniecznie.

Z PERYFERII PROFESJONALIZMU

W CV zawodnika oprócz Sassuolo możemy znaleźć Chievo Werona i Fiorentinę. Teoretycznie świadczy to o tym, że miał okazję poznać bardziej znajome marki, ale nic bardziej mylnego. W obu klubach nie pojawił się w żadnym oficjalnym meczu. Pierwsi grali w Serie A, drudzy odradzali się po upadku w Serie B. Wcześniej dał o sobie znać w Gubbio, drużynie z Serie C2 na obrzeżach zawodowstwa. W zespole z okolic Perugii nastolatek spisywał się na tyle dobrze, że trafił najpierw do wspomnianej Werony, a później do Florencji.

– Przyjechałem do Gubbio, gdy miałem 14 lat i miałem szczęście grać w pierwszej drużynie, kiedy skończyłem 16 lat. Z tym miejscem łączy mnie szczególna więź. Za każdym razem, gdy tu wracam, ludzie zawsze prawią mi wiele komplementów. To jak powrót do domu – opowiadał rok temu Magnanelli.

Po falstarcie w sportową dorosłość musiał szukać gry w Serie C1 w Sangiovannese. W tym czasie Sassuolo grało w C2. Pomału do organizacji wchodziła świeżość, lecz nadal, jeśli chodzi o zaplecze treningowe, w klubie z okolic Modeny było tragicznie. Jak opowiadał gazecie „Il Resto del Carlino” Nereo Bonato, były dyrektor sportowy zespołu, przed sezonem 2005/06 Sassuolo potrzebowało dwóch pomocników. Dopiero co otarli się o awans na trzeci szczebel. Ściągnęli Magnanellego, który znów musiał wykonać krok w tył. Transfer szybko okazał się trafiony – dla obu stron. Zawodnik rozegrał pierwszy tak pełny sezon w karierze (36 spotkań we wszystkich rozgrywkach), a Sassuolo w końcu awansowało do Serie C1.

FILAR

Przeglądając karierę Włocha natrafimy na wiele znanych nazwisk trenerskich, które tak samo jak on rozwijały się od niższych szczebli. W Sangiovannese prowadził go były bankier Maurizio Sarri, tuż przed tym jak otrzymał pierwszą ofertę z zaplecza włoskiej ekstraklasy. Z kolei w 2007 roku Sassuolo objął czterdziestoletni Massimiliano Allegri. Magnanelli nazywał go po latach idealnym trenerem. Cenił go za dużą wiarę w każdego zawodnika oraz dbanie o szczegóły. Obecny szkoleniowiec Juventusu spędził w Sassuolo niecały rok. Mimo tego doprowadził zespół do kolejnego awansu, tym razem już na zaplecze Serie A.

W tym samym czasie wzrosło znaczenie i doświadczenie Magnanellego. Stał się nieodzownym elementem gry Sassuolo. Grający z numerem cztery był przedłużeniem linii obrony, a często także pierwszym, który rozpoczynał akcje. Ze względu na pozycję nigdy nie był specjalistą od zdobywania bramek czy asyst. Wszystkie gole w całej karierze w oficjalnych rozgrywkach można policzyć na palcach. Przez lata jego pracę doceniali głównie ludzie z klubu i dobrze znający się na piłce kibice.

– Nie byłem obdarzony jakimś niesamowitym talentem. Są pewne wartości, na które nigdy nie spuszczałem głowy, zawsze się na nich opierając. Pracowałem dzień po dniu – mówił Magnanelli na konferencji prasowej przed pożegnalnym meczem.

WIZYTA W EUROPIE

Urodzony w 1984 roku piłkarz był rdzeniem zespołu u każdego z następnych trenerów – Andrei Mandorliniego czy Stefano Piolego. Sassuolo po awansie do Serie B nie poprzestało na utrzymaniu, tylko od razu ruszyło z kopyta. W pierwszym sezonie było siódme miejsce, w kolejnym już czwarte, które skutkowało play-offami o awans (porażka w półfinale z Torino). Poza rozgrywkami 2010/11, w których „Neroverdi” nieoczekiwanie walczyli o utrzymanie, w pozostałych cały czas liczyli się w walce o awans. Zmieniali się tylko trenerzy, bo poprzez wzrost apetytu włodarzy, nie potrafili osiągnąć oczekiwanego wyniku.

Nowy porządek ustanowił Eusebio Di Francesco, niegdyś gracz między innymi Romy. Mający niewielkie doświadczenie trenerskie Włoch objął Sassuolo w 2012 roku i już w pierwszym sezonie pracy doprowadził do mistrzostwa Serie B. Magnanelli rozegrał wówczas przeszło czterdzieści spotkań. Zapytany po latach o najbardziej pamiętny moment kariery wskaże na mecz decydujący o awansie do Serie A. Będzie potrafił docenić Di Francesco. – Pod jego wodzą przeżyłem najlepsze lata w karierze. Dzięki niemu zostałem prawdziwym zawodnikiem i rywalizowałem na najwyższym poziomie – opowiadał w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.

Magnanelli za każdym razem, gdy awansował na wyższy szczebel, obawiał się, czy podoła większym oczekiwaniom i lepszym zawodnikom. Podkreślał, że parokrotnie zastanawiał się nad odejściem, ale koniec końców mógł liczyć na dobre warunki w Sassuolo. Tak mu się spodobało, że osiedlił się na dobre wraz z rodziną.

Po awansie Di Francesco nadal ufał klubowemu weteranowi. Zadebiutował w Serie A jako 28-latek, a w maju 2015 roku (drugi sezon w elicie) zdobył pierwszą bramkę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Rok później cieszył się z drugiego po awansie największego sukcesu. Chłopak z Umbrii, który lata temu kopał na skraju zawodowstwa, teraz występował naprzeciwko Genku, Rapidu Wiedeń i Athleticu Bilbao w Lidze Europy.

Zapytany, czy spodziewał się grając na czwartym szczeblu, że pewnego dnia zadebiutuje w europejskich pucharach, stwierdził: – Wtedy powiedziałbym, że nie ma szans, żebym kiedykolwiek dotarł tak daleko. Gdy spojrzę wstecz za kilka lat, wszystko, co osiągnęliśmy, może się jeszcze bardziej wyróżnić. Nazywa się nas cudem, bo to takie małe miasto bez piłkarskiej historii, ale uwierz mi, za tym wszystkim kryje się wiele pracy – opowiadał stronie uefa.com Magnanelli we wrześniu 2016 roku.

MENTOR I ŚWIADEK ROZWOJU

Z biegiem lat rola Magnanellego ewoluowała. Oprócz tej domyślnej, to jest gry na boisku (jeśli nie miał kontuzji, występował po 20-30 razy w sezonie), stał się kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Już wtedy każdy doceniał jego wkład w historię zespołu. Za zasługi otrzymał klucze do miasta, w klubie nikt nie podważał jego zdania. – Gdy Magna mówi, to słuchasz, bo on nigdy nie rzuca słów na wiatr – wspomina go łamach calciosasuolo.it jeden z dziennikarzy związanych z zespołem.

Magnanelli stał się także mentorem dla młodych zawodników, którzy w zielono-czarnych barwach rozwinęli się na solidnych piłkarzy. Przez Sassuolo przewinęło się wiele talentów – Manuel Locatelli, Lorenzo Pellegrini, Stefano Sensi czy obecnie Davide Frattesi. Magnanelli był tym, który jeśli było trzeba wspierał lub opierniczał.

Dziś mocno docenia tę pracę. – Mam nadzieję, że dałem im coś ważnego – twierdzi. Zapytany jednak o najlepszego zawodnika, z jakim występował, wskazał na Domenico Berrardiego. – Mówimy o chłopaku, który ma 27 lat, a już strzelił 115 goli i zanotował 77 asyst w Serie A i Serie B. Przez te lata udowodnił swoje umiejętności. Występowałem z wieloma dobrymi piłkarzami: z Acerbim, Demiralem, Zazą, Vrslajko, ale „Mimmo” jest super – zwierzał się dla „PS”.

Tak samo jak on, rozwijali się również z nim trenerzy. Sarri, Allegri, Pioli, Di Francesco czy De Zerbi mieli albo małe, albo żadne doświadczenie z pracy na najwyższym szczeblu. Dziś to włoskie nazwiska, z którymi utożsamiamy calcio. Choć najlepsze lata kariery Magnanellego przypadły na kadencję Di Francesco, to piłkarz mocno docenia umiejętności De Zerbiego, którego uważa za jednego z najlepszych włoskich szkoleniowców.

520 I KONIEC

– Musiałbym napisać książkę, aby opisać przygody, jakie tutaj były. Poznałem wielu kolegów z drużyny, trenerów i sytuacje – dobre i złe. Doświadczyłem tego wszystkiego. Ja i klub dorastaliśmy razem. Z roku na rok staraliśmy się poprawiać i osiągnęliśmy kilka niesamowitych rzeczy. Przez lata Sassuolo szukało odpowiednich ludzi, właściwych trenerów. Ludzie przychodzili i odchodzili, ale miałem szczęście, że zawsze byłem doceniany – mówił sześć lat temu Magnanelli.

Słowa sprzed kilku sezonów doskonale pasują również i dziś. Pożegnalna konferencja prasowa przybrała emocjonalny charakter. Oprócz kibiców w sali prasowej znajdowali się również koledzy z zespołu. To wszystko w połączeniu z sentymentalnymi pytaniami sprawiło, że kapitan „Neroverdich” nie potrafił ukryć łez.

Siedemnaście lat i 520 spotkań po debiucie Magnanelli żegna się z futbolem w charakterze piłkarza. Zrobił kurs trenerski, więc prawdopodobnie ma już pomysł na siebie. Wspominał, że chciałby spróbować sił w charakterze trenera grup młodzieżowych. Po tylu latach spędzonych w mieście z prowincji Modena czuje się tu tak swojo, że Sassuolo pozostanie jego domem.

Magnanelli jest kolejnym przykładem romantycznej historii o pogoni za marzeniami. Kilkanaście lat temu nie przypuszczał, że będzie grał przeciwko Juventusowi, Milanowi czy Interowi. Z czasem takie potyczki stały się chlebem powszednim. Nigdy nie był gwiazdą na boisku. Trudno doszukać się w jego grze poezji, bo raczej nie tego oczekuje się od defensywnego pomocnika. Był za to stabilną ostoją drużyny i całej organizacji. W dobie postępującej komercjalizacji i globalizacji sportu, można zaryzykować stwierdzenie, że klubowych legend takich jak on może być coraz mniej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0