Żaden kibic futbolu nigdy nie powie, że nie ma pamięci do nazwisk. Głowy fanów są notorycznie wypchane nazwiskami współczesnymi oraz dawnymi. Wiele z nich może się potem okazać przydatnych przy grze w scrabble albo... nauce języków. Konkretne słówka można przecież skojarzyć z piłkarzami. Zwłaszcza tymi, którzy mają polskie odpowiedniki także biegające po boiskach.
Kiedy Bartosz Kapustka przeprowadzał się do Leicester City, polscy internauci zadbali, by pod każdym angielskim artykułem o tym transferze, znalazła się informacja, że jego nazwisko po polsku oznacza “little cabbage”. W przypadku pomocnika Legii Warszawa nie była to może aż tak kluczowa informacja, ale można sobie wyobrazić transfery, przy których media nie odpuściłyby okazji do jakiejś okrutnej gry słów. Pewnie dlatego Łukasz Merda, były bramkarz Cracovii, nigdy nie zagrał w Serie A. Przy tym nazwisku nie miałby we Włoszech życia. Chyba że grałby jak Kaka.
Kto interesuje się futbolem ma do zapamiętania wiele nazwisk. Jest jednak sporo takich, które się powtarzają. Samo hasło "Andersson" albo "Pawłowski" otwiera w głowach szuflady z wieloma różnymi piłkarzami. Wiele nazwisk funkcjonuje w innych krajach przetłumaczone na lokalne języki. Napychając sobie głowę ich nazwiskami, można być trudnym do pokonania w scrabble albo uczyć się języków obcych. Bo przecież spora część nazwisk jest nadawana za rzeczownikami pospolitymi lub ewentualnie przymiotnikami. Jeśli do nauki każdego języka potrzeba na początek przyswoić sobie kilkaset słówek, sporej części z nich można się niemal bez wysiłku nauczyć, śledząc regularnie daną ligę i sprawdzając, co oznaczają nazwiska piłkarzy, którzy się w niej pojawiają.
NIEŚWIADOME PARY
Czasem piłkarze biegają obok siebie po boiskach, nawet nie wiedząc, że tak naprawdę nazywają się tak samo. Kibic znający języki obce może natomiast połączyć w pary ludzi, którzy teoretycznie nie mają ze sobą nic wspólnego. Oprócz nazwisk. Takie nieoczywiste pary tworzą m.in. Nahuel Molina z Udinese i Jessy Moulin z Saint-Etienne, których nazwiska w ich ojczystych językach oznaczają “młyn”, Victor Moses i Faitout Maouassa ze Stade Rennes, w różnych językach sławiący Mojżesza, Tolgay Arslan i Rafael Leao, czyli tureckie i portugalskie“lwy” czy Thomas Mueller i Thomas Meunier, czyli bundesligowi młynarze.
ZNACZĄCE NAZWISKA
W trwającym sezonie ekstraklasy w kadrach zespołów jest aż 45 piłkarzy, których nazwiska coś po polsku znaczą. Można się dzięki nim nauczyć czegoś o roślinach (Kapustka, Cebula, Mak, Chmiel, czy Strączek), zwierzętach (Lis, Kiełb, Puchacz, Kruk, Wilk, Owczarek, Konik), miesiącach (Marzec, Kwiecień, Maj), i niektórych dniach tygodnia (Sobota; bo Piątek już wyjechał), czy częściach ciała (Paluszek, Oko).
GRY SŁÓW
Podobne możliwości daje śledzenie lig zagranicznych. Teoretycznie można się oczywiście obejść bez wiedzy, że Kabak to po turecku dynia, Zoet po niderlandzku znaczy słodki, a Kumbulla po albańsku to śliwki, ale niektóre nazwiska zawierają część prawdy o danym zawodniku. Portugalczyk Rafael Guerreiro z Borussii Dortmund to – zgodnie z nazwiskiem – wojownik, William Carvalho chłop jak dąb, Anglik Michael Hector zabijaka, John Ruddy jest rumiany, Ełif Elmas to diament, a Stefan de Vrij, jak sugeruje nazwisko, faktycznie przeszedł do Interu za darmo. Niektóre nazwiska dziennikarze mogą trzymać jako potencjalne gry słów pasujące do sytuacji. Na przykład, gdy Nicolo Barella dozna kontuzji, przydadzą mu się nosze, kiedy Federico Chiesa rozwinie się na miarę potencjału, będzie można zakładać jego kościół, a gdy Oemer Toprak upadnie, wyląduje na glebie. Znający język turecki zrozumieją. Tylko fakt, że Olmo po hiszpańsku oznacza “wiąz” trudno będzie kiedyś z czymkolwiek powiązać.
ZAGRANICZNE ODPOWIEDNIKI
W najkorzystniejszej sytuacji polscy kibice są w przypadku piłkarzy, którzy mają polskie odpowiedniki o tym samym nazwisku. Wtedy wystarczy spojrzeć na jednego, by zawsze wiedzieć, jak nazywa się drugi. A przy okazji skojarzyć powiązane z nimi słówko. Dziesięciu piłkarzy grających w tym sezonie w ligach top 5 ma bądź miało w przeszłości znane polskie odpowiedniki o tych samych nazwiskach. Trudno zaręczyć, że stosując ten sposób, ktokolwiek nauczy się kiedykolwiek jakiegoś języka. Ale przynajmniej oglądając transmisje, zawsze będzie miał na podorędziu jakąś ciekawostkę. Skoro był w lidze angielskiej Danny Drinkwater, może kiedyś pojawi się jakiś Johnny Littlecabbage. Wtedy będzie można znów zasypać media społecznościowe żartami o Kapustce. Bo na razie zostają tylko te o Piątku, który strzelił w sobotę.
