Cztery zwycięstwa i jedna porażka – z takim bilansem polscy siatkarze wychodzą z pierwszego miejsca w grupie na turnieju olimpijskim. Świetną grą w wielu aspektach pokazali rywalom, że tylko medal zaspokoi ich apetyt. Po wygraniu pierwszej fazy rozgrywek czas na ćwierćfinał, etap, który od siedemnastu lat jest dla Biało-Czerwonych finalnym przystankiem.
Bilans setów? 14:4. Bilans punktów? 435:365. Polacy zdominowali rywali w grupie. Poza Iranem, który sensacyjnie pokonał nas 3:2 na początku turnieju, żaden przeciwnik nie mógł dostrzec nadziei na pokonanie zawodników Vitala Heynena. Teraz jednak przed Polakami etap turnieju, który od kilkunastu lat okazuje się zabójczy. O awans do sfery medalowej powalczymy z Francuzami, którzy, choć pokonali nas w ostatniej Lidze Światowej, to w Tokio spisują się w kratkę.
DROGA DO TRIUMFU
Wszystko zaczęło się od 24 lipca i starcia z Iranem. Polscy kibice z niecierpliwością czekali na początek najważniejszego od lat turnieju w wykonaniu siatkarzy. Duży apetyt spowodował, że porażce towarzyszył ogromny zawód. Niektórzy już zaczęli ferować wyroki skazujące reprezentację na porażkę. Prawdą jest, że w meczu z Persami dominowała nerwowość. Ponadto Saied Marouf „schował do kieszeni” Fabiana Drzyzgę. Patrząc jednak na następne wyniki graczy Władimira Alekny, którzy przegrali za trzy punkty z Kanadą i Włochami, można wysnuć wniosek, że na starcie Polakami byli nadzwyczaj mocno zmotywowani.
Przełamanie złych humorów przyszło w starciu z ekipą z Półwyspu Apenińskiego. Choć Włosi wydawali się tajemniczym i zarazem groźnym rywalem, to w starciu z nami nie mieli argumentów. Brak rozgrywającego Simone Gianellego przyczynił się do słabej dyspozycji reszty graczy, w tym największej strzelby, Iwana Zajcewa. Mecz z Włochami pokazał, że Polacy dobrze reagują na uwagi i pomimo słabego początku, pojedynczy zawodnicy mogą w trakcie meczu prezentować mocną poprawę. Przykład stanowi Aleksander Śliwka. Przyjmujący ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w pierwszym secie nie skończył żadnego ataku. Mecz zakończył jednak ze skutecznością na poziomie 57 procent i ośmioma punktami tylko dzięki temu elementowi.
Na igrzyskach nie ma zespołów z przypadku. Niemniej, po starciach z najtrudniejszymi rywalami w grupie było pewne, że przed zawodnikami Heynena stał cel zdobycia dziewięciu punktów, najlepiej z niewielkim wysiłkiem. Plan zrealizowano praktycznie idealnie. Tylko w meczu z Wenezuelą siatkarze pozwolili sobie na sporą chwilę dekoncentracji i odpuszczenia, przez co do rozstrzygnięcia starcia potrzebny był czwarty set. Po chwili rozkojarzenia przyszedł powrót do dobrze znanego trybu dominacji nad rywalem. W finalnej partii rywal nie zdobył więcej niż piętnaście punktów.
Mecz z Japonią tak łatwy jak starcie z Wenezuelą nie był, ale przynajmniej Polacy zakończyli walkę w trzech setach. Każdy z nich kończył się niewielką przewagą, a do rozstrzygnięcia ostatniego potrzebna była gra na przewagi. Japonia to przeciwnik słynący z niesamowicie dobrej defensywy. Przy okazji meczu rywali kompletował Bartosz Kurek.
– Możemy dziękować losowi, że japońscy zawodnicy nie są 10-15 centymetrów wyżsi, bo inaczej moglibyśmy walczyć najwyżej o drugie miejsce w międzynarodowych turniejach – opowiadał Onetowi atakujący Wolf Dogs Nagoya.
Dla popularnego „Kurasia”, obecnie znanego również jako przywódcę nieformalnego „Gangu Łysego” (ma to związek z akcją internetową polskich kibiców), mecz z Japonią nie należał do idealnych. MVP mistrzostw świata z 2018 roku zawodził jeśli chodzi o skuteczność ataku. Z pomocą przyszli inni zawodnicy, którzy nieco nerwowo, ale szybko wykonali robotę.
Dzieła triumfu w tabeli grupy A dopełniła wygrana nad Kanadyjczykami. Trudno jednak znaleźć przymiotniki dobrze określające styl, w jakim dokonali tego Biało-Czerwoni. Siatkarze po prostu zdemolowali rywala z Ameryki Północnej, spędzając na parkiecie mniej niż półtorej godziny. Zawodnicy Glenna Hoaga tylko w drugim secie przez moment nawiązali rywalizację. Pod koniec partii sprawy w swoje ręce wziął Wilfredo Leon. Potężnym serwisem sprawił, że od stanu 19:21 do końca odsłony, punkty zdobywali tylko Polacy.
TRÓJKOLOROWA PRZESZKODA PIĘCIOLECIA
– To nie był nasz najlepszy mecz w Tokio, najlepszy zobaczycie w ćwierćfinale – mówił po meczu z Kanadyjczykami TVP Sport Heynen. Mecz w 1/4 finału jest tym, na który każda osoba związana ze siatkówką – od kibica po siatkarzy – czeka od pięciu lat. Przeszkodę w dostaniu się do półfinału stanowią Francuzi.
Zawodnicy Laurenta Tilliego zakończyli fazę grupową na czwartym miejscu z bilansem dwóch zwycięstw i trzech porażek. Choć mecz Argentyny z USA zostanie rozegrany później, to jest już pewne, że (tylko) jeden rywal, wygrywając wyprzedzi „Trójkolorowych”. To wszystko za sprawą liczby zwycięstw – reprezentacje z obu Ameryk już przed bezpośrednim starciem mają na koncie dwa triumfy. Siłą rzeczy ktoś dopisze sobie trzeci.
Mistrzowie Europy z 2015 roku rozpoczęli rozgrywki od mocnej porażki do zera z Amerykanami. Później tak samo jak poprzedni rywale z nimi, tak oni rozprawili się z outsiderem grupy, Tunezją. Zacięty przebieg miało starcie z Argentyną. Zarówno jedni, jak i drudzy potrafili zdominować rywala w jednym secie, by w innym samemu zostać rozbitym. Po wyrównanym tie-breaku minimalnie górą okazali się siatkarze Marcelo Mendeza.
Francuzi w przedostatnim meczu grupowym sprawili małą niespodziankę, ogrywając Rosjan 3:1. Wynik budził zaskoczenie tym bardziej, że zespół Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego do tego momentu był jedyną niepokonaną ekipą na turnieju – zawodnicy Tuomasa Sammelvuo obok Polaków są obecnie wymieniani jako największy faworyt do złota. Zwycięstwo za trzy punkty dała dobra gra atakującego Jeana Patry’ego i przyjmującego Earvina N’Gapetha. Obaj panowie zdobyli odpowiednio 20 i 18 punktów. W ostatnim meczu, tuż po wygranej Polaków z Kanadyjczykami, Francuzi po mocno interesującym widowisku w tie-breaku musieli uznać wyższość Brazylijczyków.
RYWALIZACJA Z OSKARŻENIAMI O RASIZM W TLE
„Trójkolorowi” to zespół dobrze nam znany. Polacy mierzyli się z nimi nieco ponad miesiąc temu podczas rozgrywek Ligi Narodów. W Rimini górą byli rywale, którzy triumfowali 3:2. Warto jednak dodać, że Polacy podchodzili do starcia z zagwarantowanym miejscem w czołowej czwórce turnieju. Najskuteczniejszymi graczami obu ekip byli Leon i N’Gapeth (obaj zdobyli po 18 punktów). Przy okazji meczu, ten drugi stał się bohaterem innych akcji, niemających związku ze sportową rywalizacją.
Po zakończonym spotkaniu Francuz kameruńskiego pochodzenia za pośrednictwem mediów społecznościowych oskarżył Vitala Heynena o rasizm, a Michała Kubiaka o wygłaszanie wulgarnych okrzyków. Kapitan reprezentacji Polski nigdy nie ukrywał, że chętnie stosuje tak zwany „trash-talk”. Kamery przyłapywały go, gdy krzyczał w kierunku rywali deprymujące słowa. Oskarżenia wobec przyjmującego Panasonic Panthers mają się jednak nijak do tych głoszonych względem Heynena. Belgijski szkoleniowiec momentalnie zareagował na słowa N’Gapetha publikując oświadczenie na Twitterze. To nie zmieniło decyzji FIVB o wszczęciu dochodzenia w sprawie. Choć o aferze w pierwszych dniach mówiono bardzo wiele, to z biegiem czasu sprawa ucichła, a Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej nie wydała kolejnego oświadczenia. Można tylko przypuszczać, że słowa nowego gracza Modeny nie znalazły pokrycia w rzeczywistości.
Niezależnie od głośnych spraw pozasportowych, a takich w życiu N’Gapetha było mnóstwo, Francuz to najbardziej znana postać zespołu Tillego. Niejednokrotnie wpisywał się na wyżyny siatkarskich umiejętności, solidnie pracując na opinię jednego z najlepszych przyjmujących świata. W ostatnim czasie często miewa jednak momenty przeciętności. Miniony sezon w Zenicie Kazań (wraz z nim grał Bartosz Bednorz) nie był porywający w jego wykonaniu. Siatkarz, będący w wolnych chwilach raperem, jest postacią, której nie da się nie zauważyć na boisku. Czasem przez momenty celebracji, a czasem przez wyrazy olbrzymiej frustracji.
Jakkolwiek N’Gapeth to fenomenalny zawodnik, tak w pojedynkę nikt jeszcze meczu siatkarskiego nie wygrał. Dobrą, a być może i lepszą robotę wykonują grający na tej samej pozycji Trevor Clevenot oraz wspomniany wcześniej atakujący Patry. Ten drugi jest obecnie najskuteczniejszym graczem brązowego medalisty ostatniej Ligi Narodów. Nie można również zapomnieć o Jenii Grebennikovie, uznawanym za jednego z najlepszych libero na świecie. Patrząc na statystyki, nowy siatkarz Zenita Sankt Petersburg notuje podobne liczby co Paweł Zatorski.
CEL? SIÓDMY SIERPNIA
Pomimo zdecydowanych wygranych, Polacy z meczu na mecz jeszcze bardziej udoskonalają swoją formę. Po pierwszych spotkaniach mocno narzekano na grę środkiem, a szczególnie na korzystanie z bloku. Mecz z Kanadą pokazał, że Heynen zwrócił na to uwagę. Polacy w ten sposób zdobyli trzynaście punktów. W porównaniu z meczu z Włochami (trzy bloki) łatwo dostrzec dużą poprawę.
Przez cały czas trwania turnieju nie mamy prawa narzekać na potencjał ofensywny. Choć Kurek miewał minimalne fragmenty przestojów, to w duecie z Leonem stanowi parę strzelców, których obawiają się wszyscy rywale. Przyjmujący Perugii w każdym meczu bombarduje rywali potężną zagrywką, przekraczającą ponad 120 kilometrów na godzinę.
Przed zawodnikami Heynena najważniejszy mecz od lat. Można powiedzieć, że będzie tylko trudniej, bo z każdym ewentualnym awansem poprzeczka podniesie się na kolejny, bardzo wysoki poziom. Ćwierćfinał od 2004 roku stanowi dla Polaków mur nie do przeskoczenia. Miesiąc temu na łamach naszego portalu, mistrz olimpijski Bas van de Goor opowiadał o charakterystyce gry na tym etapie rozgrywek.
– Mało kto tak myśli, ale to najtrudniejsze spotkanie imprezy. Tutaj, praktycznie w ostatniej chwili marzenia o medalu uciekają w siną dal. Wszystko albo nic. Walczysz o sukces lub wylatujesz. Dochodzi wspomniana wcześniej presja, bo każdy żąda medalu. Wiem, że niektórzy siatkarze lubią takie mecze. Wspinają się wtedy na wyżyny umiejętności – opowiadał dwukrotny MVP turnieju olimpijskiego.
Pozostaje mieć nadzieję, że zgodnie ze słowami Holendra, Polacy też są fanami spotkań o ogromną stawkę. Siatkarze nie chcą być witani w domu wcześniej niż przed ósmym sierpnia. Kibice również jeszcze nie mają ochoty oglądać ich w kraju. Każdy liczy, że dzień wcześniej zawodnicy Heynena z pełnym zaangażowaniem powalczą o sukces.