Polski kosz na igrzyskach! Choć w nieco innej formie, niż można by się tego spodziewać

Zobacz również:OSTATNI MECZ #4. Pakt
Polska koszykówka 3x3
Fot. materiały prasowe FIBA Basketball

Obecność polskiej koszykówki na igrzyskach olimpijskich jeszcze niedawno zdawała się być scenariuszem co najmniej mało realnym. Największe sportowe wydarzenie ma to do siebie, że w sportach drużynowych startuje tam tylko ścisła europejska czołówka i kwalifikacje są znacznie trudniejsze niż na jakąkolwiek inną imprezę. Tymczasem nie tylko reprezentacja klasycznej odmiany tej dyscypliny będzie walczyć o Tokio do końca, w ramach turnieju kwalifikacyjnego, ale też mamy już pewność, że polska koszykówka na igrzyskach się pojawi – w nowej, bardzo dynamicznej odsłonie.

Koszykówka 3x3 w teorii jest dla światowego sportu czymś nowym. Zorganizowane przez międzynarodową federację rozgrywki istnieją od niedawna (pierwsze mistrzostwa świata odbyły się w 2012 roku), jednak tradycje tej dyscypliny są znacznie bogatsze i wywodzą się oczywiście z rozgrywek ulicznych, czyli streetballa. Prawdopodobnie większość fanów koszykówki miała okazję zagrać „na jeden kosz” – w halach, na zewnętrznych boiskach czy nawet klasycznych streetballowych „klatkach”. Gra się szybciej, krócej, bardziej dynamicznie i… można sobie pozwolić na więcej.

DYNAMICZNA IMPROWIZACJA

Tym, mówiąc oczywiście w dużym uproszczeniu, ma być oficjalna wersja tej odmiany dyscypliny, czyli koszykówka 3x3. W skrócie, zawodnicy grają na jeden kosz, dokładnie na połowie boiska do klasycznej odmiany. Gra się tylko 10 minut lub do momentu, w którym któraś drużyna zdobędzie 21 punktów. Na akcję jest zaledwie 12 sekund i to od momentu zbiórki po rzucie (nawet trafionym – nie ma w tej odmianie wyprowadzania piłki zza linii bocznej lub końcowej) albo przejęciu piłki od rywala, a trzeba jeszcze wyjść poza linię rzutów dwupunktowych, by móc legalnie przeprowadzić własną akcję.

Na pierwszy rzut oka może więc się wydawać, że wiele akcji i rzutów jest kompletnie nieprzygotowanych lub improwizowanych. Poniekąd tak jest, ponieważ dynamika tej odmiany sprawia, że w cenie są zawodnicy szybko podejmujący decyzje lub dobrze czujący się w improwizacji i trudnych rzutach, jednak nie brakuje też taktyki, schematów i wykorzystywania słabości przeciwnika.

Jeśli patrząc na ten akapit myślicie „zaraz, ale jak to linia rzutów dwupunktowych?” to musicie wiedzieć, że nie jest to błąd. W koszykówce 3x3 punkty liczymy nieco inaczej i to, co w klasycznej koszykówce znamy jako „trójki”, tutaj daje punktów dwa. Z kolei wszystko to, co dzieje się przed linią tych rzutów (rzut z akcji lub osobisty, po faulu), warte jest jeden punkt.

Nie jest też tak, że można sobie pozwalać na wszystko w kwestii ostrości gry, bo choć zwolenników tej opcji pewnie by nie zabrakło, to rozgrywki pod egidą międzynarodowej federacji musiały być nieco bezpieczniejsze. Dlatego też faktycznie gra jest ostrzejsza i sędziowie pozwalają na więcej, ale faule jak najbardziej istnieją i są bardzo istotne. Kiedy drużyna złapie ich sześć – każdy następny równa się dwóm rzutom wolnym, co w grze do 21 punktów jest sporym problemem dla faulujących. Kiedy z kolei tych przewinień jest dziesięć – każdy kolejny oznacza dwa rzuty wolne i jeszcze posiadanie piłki dla przeciwnika, co może przy tak małych różnicach odwrócić losy meczu.

POLSKA NA SALONACH

Reprezentacja Polski mężczyzn występuje na mistrzostwach świata od ich drugiej edycji, czyli od 2014 roku. Już wtedy udało nam się zająć siódme miejsce, jednak największe sukcesy miały dopiero nadejść. W 2017 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosił, że od Tokio koszykówka 3x3 zostanie włączona do programu igrzysk olimpijskich. W normalnych okolicznościach znaczy to utrudnienie wejścia do światowej czołówki – sportowe potęgi bardziej skupiają się na danej dyscyplinie, by dorzucić sobie kolejne szanse medalowe. Tak było chociażby z zapasami kobiet i boksem kobiet, co utrudniło zadanie wcześniej bardzo mocnym reprezentantkom Polski.

W przypadku kosza 3x3 było inaczej. To po ogłoszeniu MKOl polska reprezentacja weszła na najwyższy światowy poziom. W 2018 roku na mistrzostwach świata zajęliśmy miejsce czwarte, a rok później było jeszcze lepiej – Michael Hicks, Przemysław Zamojski, Paweł Pawłowski i Marcin Sroka zdobyli historyczny brązowy medal. Hicks ponadto został wybrany do najlepszej trójki turnieju, m.in. po tym, jak w meczu o trzecie miejsce zmienił wynik niemal równo z końcową syreną.

To zresztą po przyjściu Hicksa reprezentacja wskoczyła na wyższy poziom. Doświadczony gracz lideruje naszej reprezentacji i często to on jest autorem bardzo istotnych rzutów, choć sam przyznaje, że sam niczego by nie wygrał, a często to jego koledzy mają dużo większy wkład w dane spotkanie. Tak też musiało być w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich (który zapewniliśmy sobie występem na MŚ), bowiem Hicks, mimo że wciąż jest liderem i trafia ważne punkty, nie był aż tak dominujący jak na mistrzostwach świata. Ma to po części związek z kontuzjami, które w ostatnim czasie trochę utrudniały mu dojście do pełnej formy fizycznej, ale też i z wiekiem zawodnika. Za chwilę bowiem nasz lider skończy 38 lat, a im dalej w karierę, tym trudniej o dojście i utrzymanie pełnej dyspozycji.

Na początku były z tym problemy. Polacy, w składzie których w porównaniu z MŚ nastąpiła jedna zmiana (Srokę zastąpił weteran reprezentacji 3x3, Szymon Rduch), z trudem „przepchnęli” zwycięski mecz z Czechami i przegrali z faworytem grupy, Mongolią. Dwa dni później trzeba było pokonać outsidera grupy, Turcję i rywalizować z Brazylią, która okazała się czarnym koniem pierwszej fazy rozgrywek. Uważana za maksymalnie trzecią, a pewnie nawet czwartą siłę grupy drużyna pokonała Czechów i Mongolię i włączyła się do walki o ćwierćfinał.

Polacy musieli liczyć na innych i pomogła nam nieprzewidywalność dyscypliny, w której na najwyższym poziomie każdy może pokonać każdego. Walczący jedynie o honor Czesi pokonali Mongołów (jednocześnie przegrywając… z Turcją), dzięki czemu Polacy nie tylko awansowali do ćwierćfinału po thrillerze z Brazylią (wygranym 13:12) i gładkim pokonaniu Turcji, ale też zrobili to z pierwszego miejsca, bo Mongołowie z Brazylijczykami przegrali i odpadli z turnieju.

Polacy wygrywali i dzięki odrobinie szczęścia wyszli z pierwszego miejsca, ale gra nie wyglądała tak, jak nas do tego przyzwyczaili chociażby na dwóch światowych czempionatach. Sporo błędów, nerwowości i brak zastępcy Hicksa w newralgicznych momentach, kiedy lider miał słabszy okres.

To zmieniło się w ćwierćfinale ze Słowenią. Nie tylko Hicks grał już nieco lepiej, ale rolę drugiego z liderów przejął znany nam z „klasycznej” koszykarskiej reprezentacji Zamojski. Seryjnie trafiał „dwójki”, ciągnąc momentami drużynę za uszy, ale nie była to też wyłącznie jego zasługa. Rduch również potrafił zdobyć ważne punkty, a Pawłowski przepychał się pod koszem, często z silniejszymi rywalami. Dało nam to półfinał i niezwykle zacięte starcie z Łotwą, aktualnymi wicemistrzami świata.

Polacy, zgodnie ze słowami naszych koszykarzy, musieli zagrać zespołowo – nie było innego wyjścia. Tak też się stało i mimo że z Łotwą przegrywali już 8:14 (a wcześniej 1:6 ze Słowenią), awansowali na igrzyska olimpijskie.

Łzy wzruszenia, ogromna radość i przejście do historii – na pierwszych igrzyskach olimpijskich w historii 3x3 wystąpi zaledwie po osiem drużyn u pań i panów – w tym męska drużyna z Polski. Jak wąskie jest to grono, niech świadczy fakt, że do Tokio nie polecą… mistrzowie świata, Amerykanie. Tak, dokładnie – Amerykanie nie będą mieli na igrzyskach drużyny w jednej z odmian koszykówki, choć przyznać trzeba, że wbrew pozorom i aktualnemu tytułowi to nie oni są najlepszą historycznie (o ile historią można nazwać 9 lat mistrzostw świata) drużyną w tej dyscyplinie. Na sześć imprez mistrzowskich aż cztery wygrała Serbia, po jednej dorzucili właśnie Amerykanie i… Katar, który po złocie z 2014 roku zniknął z pola widzenia.

W Tokio zagrają więc Japonia (jako gospodarz), Chiny, Serbia, koszykarze pod flagą olimpijską, znani uprzednio jako Rosjanie (top 3 rankingu), Polska, Holandia i Łotwa, która po porażce z nami wygrała mecz o trzecie miejsce w turnieju i ostatnią kwalifikację, plus jeszcze jedna drużyna z ostatniego turnieju kwalifikacyjnego, na którym wystąpią „niekoszykarskie narody”, czyli takie, które na dwóch ostatnich igrzyskach nie miały swoich przedstawicieli w klasycznej koszykówce. Stąd też Amerykanie nie mogą tam wystartować, ale o awans powalczą między innymi Mongolia czy Słowenia.

Polacy również mogliby wystąpić w tym turnieju, gdyby była taka potrzeba. Na szczęście nasza reprezentacja załatwiła to szybciej i z radością możemy czekać na debiut tej widowiskowej dyscypliny już za dwa miesiące. A kto wie, może i w klasycznej odmianie koszykówki nasza kadra sprawi nam niespodziankę i awansuje z ostatecznego turnieju kwalifikacyjnego?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.