Powiew wielkiego świata. Dlaczego Xabi Alonso i Bayer wybrali właśnie siebie

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Bayer Leverkusen
Pressfocus

Kiedy klub z Ligi Mistrzów sięga po nowicjusza, trudno nie zadawać pytań o powody tej decyzji. Ale w tym przypadku to działa w dwie strony. Bo Hiszpan mógł wybrać inne miejsce na rozpoczęcie kariery.

To był jeden z tych przypadków, w których zawodnik jeszcze nie zdecydował, co zamierza robić po zakończeniu kariery, lecz i tak wszyscy wiedzieli za niego. Wedle medialnych doniesień Liverpool i Real Madryt, kluby, z którymi wygrywał Ligę Mistrzów, postanowiły od początku uważnie śledzić jego trenerską drogę, widząc w nim odpowiednio dużą postać, by kiedyś potencjalnie powierzyć mu pierwsze drużyny. Karl-Heinz Rummenigge nawet się z tym specjalnie nie krył i w jednym z wywiadów powiedział, że był tak zachwycony aurą, jaką roztaczał wokół siebie Alonso podczas trzech lat pobytu w Monachium, że może sobie go wyobrazić jako przyszłego trenera Bayernu. Alonso nawet w krótkich spodenkach grał i wyglądał jak trener.

Patrząc z tej perspektywy, można być zaskoczonym, że mistrz świata i Europy zdecydował się rozpocząć seniorską karierę trenerską akurat w Leverkusen. Ani to miejsce, z którym miałby w przeszłości jakikolwiek związek, ani największy klub, w którym mógłby docelowo dostać pracę. Ostatnie lata spędził na trenerskim poznawaniu samego siebie. Przez rok pracował z juniorami Realu Madryt, a potem przez trzy lata prowadził rezerwy Realu Sociedad San Sebastian, z którego ruszył w świat jako piłkarz. W tym sensie jego przypadek wyraźnie różni się od tych Andrei Pirlo, Zinedine’a Zidane’a, Pepa Guardioli czy Mikela Artety, jego przyjaciela z dzieciństwa, które przywodzą naturalne skojarzenia z Alonso. Żaden z nich nie przyuczał się do zawodu tak długo, jak on – Pirlo objął Juventus nie prowadziwszy wcześniej nikogo, Guardiola był po jednym sezonie w rezerwach Barcelony, a Zidane po dwóch. Arteta z kolei przez trzy lata był asystentem w Manchesterze City, ale nie trenował żadnej drużyny. Takiego epizodu mogło zresztą zabraknąć Alonso. Bo akurat on epizodu w sztabie szkoleniowym żadnego wielkiego trenera nie zaliczył.

xabi alonso.jpg
fot. Clive Brunskill/Getty Images

Obserwował ich za to jako piłkarz. Był jednym z nielicznych, którzy bardzo dobrze potrafili się odnaleźć zarówno w drużynie Jose Mourinho, jak i Guardioli. Wcześniej pracował jeszcze z Rafą Benitezem, a później z Carlo Ancelottim. W reprezentacji do największych sukcesów poprowadził go Vicente Del Bosque. Na pewno nie można więc powiedzieć, że 40-latek nie widział w akcji największych w tym zawodzie. Zazwyczaj w takich przypadkach start do zawodu następuje w klubie, w którym dany trener odnosił sukcesy jako zawodnik. Można się bowiem odwołać do dobrych wspomnień kibiców, do wrażenia, jakie pozostawił po sobie, będąc w danym miejscu, wreszcie do tożsamości danego klubu czy regionu. W przypadku Bayeru ten czynnik teoretycznie nie pasuje, ale akurat Alonso jako piłkarz był na tyle elegancki i szanowany, że na praktycznie każdym stadionie, na którym kiedykolwiek zagrał, kojarzy się dobrze. Pod jego wielkim wrażeniem była cała Bundesliga, nie tylko Rummenigge i Bayern. Joshua Kimmich podkreślał po latach, że przy Alonso poprawił widzenie peryferyjne, co pozwala mu znacznie lepiej orientować się dziś w sytuacji boiskowej. Robert Lewandowski, zobaczywszy technikę podań Hiszpana, zaczął obsesyjnie szlifować takie zagrania, by samemu wejść na jego poziom. Takie przykłady szybko rozprzestrzeniają się po środowisku i działają na wyobraźnię. Już półtora roku temu z zatrudnieniem Hiszpana flirtowała Borussia Moenchengladbach. Teraz marzenie wielu udało się zrealizować Bayerowi Leverkusen.

UTALENTOWANA KADRA

Z perspektywy Hiszpana wygląda to na sensownie i krok po kroku budowaną karierę. Od juniorów i młodych seniorów w miejscach, które znał, do klubu dającego na starcie kariery spore możliwości, ale bez wielkiej presji. Alonso obejmuje drużynę w kryzysie, ale mającą znacznie większe możliwości. Przecież Bayerowi w lecie udało się utrzymać skład, który w poprzednim sezonie strzelił w Bundeslidze osiemdziesiąt goli i zajął trzecie miejsce. W szatni nowy trener spotka króla strzelców poprzednich mistrzostw Europy, reprezentantów Francji (Moussa Diaby) czy Anglii (Callum Hudson-Odoi), a wiosną będzie miał jeszcze do dyspozycji Floriana Wirtza, wracający po ciężkiej kontuzji jeden z największych talentów swojego pokolenia na świecie. To skład młody, ofensywny, mający sporo szybkości i talentu. Nadający się do dominującej gry, którą chce narzucać trener. A jeśli Alonso uzna, że kogoś mu brakuje, będzie miał możliwości finansowe, by reagować na rynku transferowym. Bayer wciąż należy do czwórki klubów o największych środkach do dyspozycji w Niemczech. Mało kto inny w lidze mógłby sobie pozwolić na wydanie 40 milionów euro na dwóch kompletnie zawodzących stoperów, jak było w przypadku Bayeru z Edmondem Tapsobą i Odilonem Kossounou.

BEZ WIELKIEJ PRESJI

Jednocześnie jednak presja wyniku nie będzie wielka. Leverkusen nie zdobyło żadnego trofeum od 2009 roku, więc w klubie są przyzwyczajeni do tego, że ładna gra nie przekłada się na wyniki. Wicemistrzem nie było od ponad dekady, a w tym czasie tylko trzy razy wdzierało się na podium. Miejsce za plecami Bayernu, Borussii Dortmund i RB Lipsk będzie uznawane za dobry wynik. A by je zająć, nie trzeba będzie wyprzedzić nikogo o większych możliwościach finansowych. Nie będzie też presji osiągania nadzwyczajnych wyników w pucharach. Sytuacja Bayeru na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów sprawia, że awans w rywalizacji z Brugią (9 punktów), Atletico i Porto (po 3, tak jak Bayer), nie jest wykluczony. A gdyby udało się go osiągnąć, byłaby to pierwsza od pięciu lat obecność tego klubu w szesnastce najlepszych w Europie. Całkiem niewiele, ledwie trzy udane mecze, dzielą więc Alonso, by na wiosnę tańczyć już na koncercie mocarstw.

SPOKOJNE OTOCZENIE

Jeśli jednak się nie uda, nikt nie będzie miał pretensji. W Lidze Europy Bayer jeszcze nigdy nie przebrnął ćwierćfinału, wszyscy są przyzwyczajeni do odpadania na przeszkodach, które Eintracht Frankfurt pokonuje bez rozbiegu. Czasu też powinien mieć całkiem sporo. Bo choć w Leverkusen trenerów zmienia się stosunkowo często — Alonso jest dziewiątym w ostatnich dziesięciu latach – to akurat w tym sezonie pewnie jeszcze nikt nie będzie wyciągał konsekwencji z ewentualnych niepowodzeń. Hiszpan przejmuje zespół już dziesięć punktów za strefą Ligi Mistrzów. Kluby takie jak SC Freiburg czy Union Berlin mogą mieć gorszych piłkarzy i mniej pieniędzy, ale 12-punktowa zaliczka nad Bayerem to już całkiem sporo i może być trudna do odrobienia. Trener może więc startować całkiem spokojnie.

Plan minimum to wydźwignąć zespół z kryzysu i zakręcić się w okolicach strefy pucharowej, czyli pierwszej siódemki. Wszystko ponad to będzie uznawane za duży sukces, biorąc pod uwagę punkt startowy. W jego realizacji nie będzie jednak przeszkadzać otoczenie medialno-kibicowskie, znacznie spokojniejsze niż choćby w sąsiedniej Kolonii, co sprawia, że ewentualne potknięcia też odbiją się pewnie mniejszym echem i nie przekreślą na wstępie całej kariery, jak stało się w przypadku Pirlo (następna praca po Juventusie: Karaguemruek).

Jak na ten poziom zawodowej piłki, wręcz cieplarniane warunki. Jakby tego było mało, będzie miał nad sobą hiszpańskiego prezesa, co też może odrobinę ułatwić odnalezienie się w obcym raju.

ODWAŻNA LIGA

Sam Alonso przekonuje też, że wpływ na jego decyzję miała liga, którą przecież poznał jako piłkarz, opanowując język niemiecki, co na pewno teraz mu pomoże. Bundesliga to rozgrywki ofensywne, słynące z tego, że pada w nich wiele bramek, a do tego znane z odwagi w stawianiu na młodych, niedoświadczonych trenerów. Bayer zaskoczył tylko tym, że sięgnął po nazwisko z aż tak wysokiej półki, ale nie tym, że powierzył zespół komuś, kto nigdy wcześniej nie pracował na tym poziomie. W kraju, w którym w ten sposób kariery zaczynali Julian Nagelsmann, Thomas Tuchel czy Juergen Klopp, nikt specjalnie nie przejmuje się brakiem doświadczenia trenera i bardziej szuka cech, które może dopiero wnieść. Bayer akurat w ostatnich latach sięgał po trenerów, którzy już gdzieś się sprawdzili, ale też ma epizody pójścia w nieznane, jak było choćby z powierzeniem ekipy Samiemu Hyypii, koledze Alonso z Liverpoolu w 2012 roku.

ABSTIEG...WAS?

Podczas prezentacji, na której nowy trener odpowiadał na pytania mieszanką niemieckiego z angielskim, jedno tylko słowo z miejscowej mowy sprawiło mu wyraźny problem. “Abstieg... was?” - pytał skonfundowany, gdy z sali padło pytanie o “Abstiegskampf”, czyli walkę o utrzymanie. Jako piłkarz 40-latek nigdy jej nie doświadczył, bo zawsze grał o trofea. Jako trener przychodzi wprawdzie świeżo po spadku z ligi, bo w ostatnim sezonie pracy z rezerwami Realu Sociedad nie zdołał ich utrzymać na drugim poziomie w Hiszpanii, ale przejmował tę drużynę w środku tabeli III ligi i awansował z nią do drugiej po raz pierwszy od 1962 roku. W Bayerze nie będzie musiał poprawiać rekordów sprzed sześciu dekad, by zwrócić na siebie uwagę. Nie ma wątpliwości, że w zaciszu gabinetów kilku naprawdę dużych klubów będzie się teraz oglądać mecze zespołu ze strefy spadkowej Bundesligi. Jeśli jego trener udowodni, że jest choć w połowie tak dobry, jak był na boisku, Bayer Leverkusen na pewno nie będzie jego stacją docelową w europejskiej piłce.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0