Powrót króla czy ostatni występ klauna? Piłkarze, którzy po latach tułaczki założyli barwy dawnych klubów

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
fot. Visionhaus/Getty Images

Stara miłość nie rdzewieje i zapomnijmy na chwilę o pieniądzach, które są przecież najważniejsze na rynku transferowym. Piłkarze po prostu wracają, dzieje się tak od lat, bez względu na kraj czy poziom rozgrywek. Wracają z sentymentu, niekiedy po to, by spiąć klamrą karierę, inni zaś chcą pomóc klubowi, który kiedyś pomógł im i pozwolił rozpocząć kilkunastoletnią drogę do sławy. Najgłośniejszy powrót lata to oczywiście Cristiano Ronaldo do Manchesteru United. Ale w najnowszej historii piłki nie brakuje innych ciekawych comebacków.

Kiedy ponad dekadę wstecz Cristiano Ronaldo i jego agent Jorge Mendes uznali, że jedynym miejscem, w którym Portugalczyk z piłkarza wybitnego może stać się tym, który przejdzie do historii futbolu, Real stał się oczywistą destynacją. W tamtych dniach można było odnieść wrażenie, że hiszpańskie media zbiorowo się uparły – będą pisać o tym transferze tak długo, aż się wydarzy. I tak się stało. Nie było to łatwe, przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał na Old Trafford stracić takiego zawodnika. Może gdybyśmy byli świadkami takiego rozkładu sił na linii Hiszpania – Anglia, jak dziś, Ronaldo nie paliłby się do wyjazdu tak bardzo.

Transakcja opiewająca wtedy na 80 milionów funtów nie miałaby dziś szansy na powodzenie, żyjemy w czasach innego systemu finansowego. Portugalczyk kosztowałby pewnie z 200 milionów. Teraz wraca do dawnego domu starszy, wygrany, bogaty, sławny, tańszy, ale wciąż głodny.

Przyjrzyjmy się podobnym ruchom, oczywiście niektórym z nich, bo lista nazwisk graczy, którzy jeszcze raz zawierali związek z dawną miłością jest bardzo długa. Wśród nich jest m.in Artur Boruc, ale akurat o nim – w kontekście osobistej relacji z Legią – możecie przeczytać świetny tekst TUTAJ.

1
ROMELU LUKAKU (Chelsea)

Zanim Ronaldo zaskoczył wszystkich lądowaniem w objęciach United, Belg ponownie założył barwy Chelsea. Minęło dziesięć lat od momentu, kiedy przychodził na Stamford Bridge jako wielki talent z Anderlechtu. Ale ta pierwsza przygoda była do zapomnienia. Mało gry, do tego stopnia, że kiedy Chelsea sięgnęła po Ligę Mistrzów, Romelu nie miał nawet ochoty trzymać pięknego pucharu z uszami. „Wygrał mój zespół, ale ja nie” – podsumował gorzko swój mały wkład.

Dla Chelsea tamten transfer Lukaku nie był tym, czym jest dzisiejszy. Chłopak kosztował około 10 mln funtów, wiadomo było, co się stanie, jeśli się nie sprawdzi. Londyński klub lubi wypożyczać i robił to także z nim – West Brom, Everton, potem transfer definitywny na Goodison Park, przygoda w Manchesterze United, ale w głębi serce wciąż pompujące niebieską krew.

Wrócił inny. Dużo lepszy piłkarsko, silniejszy, z potężną muskulaturą i bagażem goli w CV. Jego droga wiodła przez Włochy, jak ostatnio Ronaldo czy kiedyś Mohameda Salaha – tyle że Egipcjanin nie trafił ponownie do Chelsea, a do Liverpoolu.

Wrócił jako król, w chwale. Zbawca i ostatni element układanki Thomasa Tuchela w walce o tytuł. Z marszu wkomponował się do zespołu, strzelił gola Arsenalowi. Kwota – 97,5 mln funtów – ma być ceną, jaką Roman Abramowicz wyłożył za przynajmniej dwadzieścia goli w sezonie. Powinno się udać. Pytanie tylko, czy to wystarczy do mistrzostwa.

2
GIANLUIGI BUFFON (Parma)

19 lat spędzonych w Juventusie, wiele z tych sezonów jako najlepszy bramkarz na świecie. Andrea Pirlo, pytany o słabe punkty Buffona, odpowiadał bez wahania: „Nie ma takich”.

Legendarny włoski bramkarz Dino Zoff był w lekkim szoku, gdy zobaczył Gigiego debiutującego między słupkami Parmy. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem! Co za sportowa osobowość! – łapał się z głowę.

O mały włos Buffon nie zostałby bramkarzem, w juniorach zdarzało mu się grać w polu, najczęściej w pomocy. Do Parmy, mimo zalotów Milanu i Bolonii, dołączył w 1991 roku, a rok wcześniej, oglądając heroiczną postawę kameruńskiego bramkarza Thomasa N’Kono zrozumiał, że jego przeznaczeniem jest zakładanie rękawic. Los to figlarz – otworzył mu drogę do sławy, bo kontuzji doznali bramkarze z młodzieżowego zespołu Parmy, wtedy wskoczył na tę pozycję i już tak zostało. Szybko poszło – mając niespełna 18 lat bronił w seniorach i nie przeszkadzało mu, że strzały w jego kierunku oddają George Weah czy Roberto Baggio.

Kiedy odchodził do Juve, kosztował ponad 50 mln euro, stając się wtedy najdroższym bramkarzem w historii futbolu. Wrócił do Parmy w czerwcu tego roku, a dwa tygodnie temu znów założył jej bluzę w meczu ligowym. W Serie B jego drużyna zremisowała z Frosinone. Kibice liczą, że 43-letni golkiper pomoże im wrócić do elity.

3
WAYNE ROONEY (Everton)

Tak pięknie przedstawił się przed milionami telewidzów, kiedy szalał w ofensywie Evertonu, by po meczu w Premier League pyknąć jeszcze jeden – oczywiście z kumplami z podwórka. Gol strzelony Arsenalowi przez cudownego nastolatka nie był pojedynczym wyskokiem, ale zapowiedzią pięknej kariery. Transfer do wielkiego klub – kwestią czasu.

Gwiazdę zbudował w barwach Manchesteru United, ale po 13 latach wrócił na Goodison Park i został nawet najlepszym snajperem The Toffees w sezonie 2017-18. Kiedy ponownie założył niebieską koszulkę, był już wielkim piłkarzem, legendą reprezentacji Anglii, jej najlepszym strzelcem i zdobywcą pięciu tytułów Premier League. Everton nie okazał się jednak ostatnim przystankiem. Rooney wyjechał do USA, by potem zostać trenerem w Derby County.

Podziwiał Ronaldo z Brazylii, grał z tym portugalskim. Arsene Wenger powiedział kiedyś, że to największy talent, jaki widział w angielskiej piłce. Nie może to dziwić. W ostatnim sezonie beztroskiej piłki juniorskiej, zanim jako 9-latek dołączył do Evertonu, wypatrzony przez skauta Boba Pendletona, strzelił... 99 goli. Kiedy odszedł do Manchesteru United, wielu śmiało się z koszulki, jaką założył kiedyś pod meczowy trykot: „Once a Blue, always a Blue”. Ale powrót pokazał, że to nie było do końca kłamstwo.

4
ASHLEY YOUNG (Aston Villa)

Podobnie jak Rooney grał w Manchesterze United. Teraz wrócił na stare śmieci, do Aston Villi. Właśnie zaliczył 450. mecz na angielskich boiskach (w samej lidze). Young to poważna marka w Premier League i choć na karku ma już 36 lat, wciąż potrafi zademonstrować przyspieszenie czy precyzyjne dośrodkowanie.

39-krotny reprezentant Anglii w lidze słynął z pięknych goli, szczególnie tych z dystansu. Ostatniego w barwach The Villans strzelił dziesięć lat temu. Jeśli dokona takiej sztuki w bieżącym sezonie, będzie trzecim najstarszym strzelcem w historii Premier League. Na pierwszym miejscu w tej klasyfikacji jest... Peter Schmeichel.

Kiedy młokos Dele Alli próbował dogryzać Youngowi w starciu United z Tottenhamem, kamery wychwyciły z ruchu warg: „How many trophies?”. Ashley zdobył w Anglii trzy, wszystkie na Old Trafford, we Włoszech dorzucił jedno w koszulce Interu.

Aston Villa nie wychowała go piłkarsko, zrobił to Watford. Ale właśnie z Villa Park kojarzy go większość fanów angielskiej piłki.

5
THIERRY HENRY (Arsenal)

Pamiętam, z jaką niecierpliwością oczekiwałem na pojawienie się Henry’ego na boisku, gdy w 2012 roku Arsene Wenger wypożyczył go na chwilę, by pomógł drużynie Arsenalu i jednocześnie rozpalił ponownie serca fanów The Gunners, tęskniących z ekipą „Invincibles”.

Francuz zawsze będzie w północnym Londynie legendą. Jego wpływ nie tylko na klub, ale na całą Premier League, jest nieoceniony. Jeśli ktokolwiek włączył transmisję telewizyjną w tamtych latach, szybko zrozumiał, że teoria kick and run jest już przeszłością. Tacy zawodnicy, jak Henry czy Dennis Bergkamp podawali kibicowi dawkę zupełnie nowych doświadczeń. To przypominało dziecięce wejście do wesołego miasteczka, w którym karuzela bez przerwy kręci się za darmo.

Dwa miesiące trwała ostatnia przygoda TH z Kanonierami. Wynikała w dużej mierze z faktu, iż niedostępni byli napastnicy Wengera, Chamakh i Gervinho, ze względu na Puchar Narodów Afryki, a kalendarz gier niezmiennie dobijał. Henry był wtedy zawodnikiem New York Red Bulls, ale pokazał, że pewnych rzeczy się nie zapomina. Walnął brameczkę w starciu z Leeds United w Pucharze Anglii, trafił też na wagę trzech punktów w trudnej konfrontacji z Sunderlandem.

I to by było na tyle w drugiej, czteromeczowej przygodzie z Arsenalem, gdzie wcześniej, jako najjaśniejsza gwiazda Highbury, ustrzelił 174 ligowe gole.

6
KEVIN-PRINCE BOATENG (Hertha Berlin)

Jako sześcioletni chłopiec grał w klubie o nazwie Reinickendorfer Füchse, ale to bardzo krótki epizod, po którym przeniósł się do Herthy Berlin. W 2021 roku wrócił do klubu, w którym spędził kilkanaście lat i zapowiedział, że to już ostatni przystanek.

34-letni dziś obieżyświat, reprezentant Ghany, a wcześniej niemieckich młodzieżówek, znany jest m.in. z występów w Milanie, Schalke, czy Eintrachcie. Z topowych pięciu europejskich lig zaliczył cztery, łącznie z epizodami w Tottenhamie czy Barcelonie.

Człowiek wielu talentów – rapuje, tańczy „Moonwalk” Michaela Jacksona. W jego przypadku nie można nigdy mówić o nudzie.

7
DIDIER DROGBA (Chelsea)

Przypadek inny niż Lukaku, bo i krótsza, zaledwie dwuletnia rozłąka z Londynem. Po ośmiu latach spędzonych na Stamford Bridge, napastnik rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej postanowił spróbować czegoś innego, zarobić jeszcze więcej, ale wrócił do ulubionego miejsca i zrobił to w świetnym stylu. Kiedy już pokazał w Chinach i Turcji, jak się gra w piłkę, zachciało mu się udowodnić kibicom Chelsea, że wciąż może latać bardzo wysoko. Efekt? Mistrzostwo Anglii, kolejne zresztą.

Już podczas pierwszej przygody z Chelsea, w latach 2004-12, Drogba sięgnął po 10 trofeów. W erze Romana Abramowicza uważany jest za ikonę, fundament największych sukcesów The Blues i transformacji klubu w potwora, często niedoścignionego przez innych.

8
GARETH BALE (Tottenham)

W poważną piłkę zaczął grać w Southampton, ale to w Tottenhamie pokazał światu prawdziwe możliwości. Dynamit w nogach, dośrodkowania, strzały, cudowne gole – w pewnym momencie zaczął przerastać klub z White Hart Lane i transfer do Realu Madryt nikogo nie zaskakiwał.

W północnym Londynie spędził sześć lat. Jego powrót na wypożyczenie w 2020 roku nie był udany. Był cieniem zawodnika, jakiego kibice oglądali za pierwszej kadencji w Anglii.

Kiedy trafił do Realu, był najdroższym piłkarzem na świecie. Dziś jest po prostu... piłkarzem Realu.

Niedawno udzielił wywiadu „Guardianowi”. Dziennikarz zapytał go o największą obawę. – Niemożliwość bycia najlepszą wersją siebie, w piłce i w życiu – odparł Walijczyk. W piłce to już się dzieje, na szczęście jest jeszcze normalne życie. A kiedy Bale popatrzy za siebie, zobaczy z pewnością bardzo udaną karierę.

9
ROBBIE FOWLER (Liverpool)

Osiem lat spędzonych na Anfield było na tyle owocnych, by napastnik zapracował wśród fanów na przydomek „God”, czego nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.

Zawsze budził wielkie emocje także poza boiskiem. Angielskie tabloidy umieściły go w grupie „Spice Boys”, rozpisując się o – ponoć nieistniejącym – romansie reprezentanta Anglii z piosenkarką grupy Spice Girls, Emmą Bunton.

Słynął z niezwykle gorącej głowy. Potrafił zetrzeć się z asystentem Gerarda Houlliera, Philem Thompsonem, podczas treningu, za co menedżer odsunął go od drużyny przed ważnym meczem.

Kibicom z Anfield z trudnością oglądało się jego występy w Leeds United, a potem w Manchesterze City, ale wybaczyli mu, gdy wrócił jako syn marnotrawny w 2006 roku i zdołał nawet strzelić w tamtym sezonie 8 ligowych goli dla The Reds. Powitali go transparentem: „God – number eleven, welcome back to heaven”.

Łącznie w barwach LFC uzbierał w Premier League 128 bramek. Kawał napastnika. Steve McMananaman twierdził, że lepszego nie ma i nie było.

10
PAUL POGBA (Manchester United)

28-letni pomocnik nie przebił się do zespołu, gdy menedżerem był jeszcze sir Alex Ferguson. Rozkwitł w Juventusie, by wrócić na Old Trafford na swoich warunkach, za wielkie pieniądze – transferowy rekord świata, opiewający wówczas na 89 mln funtów.

Przerwa nie była długa, Pogba potrzebował czterech lat zaufania, regularnej gry, wtedy gdy trener stawia na niego mocno i daje mu zaufanie, odwdzięcza się najlepsza grą. Tak jest właśnie w reprezentacji Francji. Zarzuca mu się, że nigdy formy z kadry nie potrafi przełożyć 1:1 na klub.

Bardzo dobrze zaczął ten sezon – od pięciu asyst w dwóch kolejkach, coś takiego nie udało się jeszcze żadnemu graczowi w erze Premier League.

Ale Pogba to Mino Raiola, a Mino Raiola to bezustanne spekulacje. Ekscentryczny agent lubi, gdy świat forsy wiruje wokół niego, ma olbrzymie ego i często szuka opcji, na których jego klient zarobi jeszcze lepiej, a tym samym i on powiększy majątek. W każdym okienku transferowym musi być zatem jakiś szum związany z mistrzem świata.

Ma teraz dokładnie tyle asyst dla United co Cristiano Ronaldo, ale wobec natłoku ofensywnych diamentów w zespole Ole Gunnara Solskjaera prawdopodobnie będzie musiał grać dalej od bramki rywala, a tego nie lubi. Cokolwiek się jednak nie stanie, jego drugi epizod na Old Trafford to zupełnie inna historia niż pierwsze podejście.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.