— Czy to normalne, że telewizja zatrudnia eksperta, który pluł na 14-letnią dziewczynkę? — pyta Matthew Le Tissier, legenda Southampton i autor jednych z najpiękniejszych goli w historii Premier League. Ostatnio znowu wylewa żale, po tym jak sam stracił robotę w Sky Sports. Stacja podziękowała facetowi, który kwestionuje ludobójstwo w Buczy, istnienie covida i zasadność szczepionek.
Młodsi kibice mogą go nie pamiętać, ale starsi w chwilę przypomną sobie te unikalne obrazki. Le Tissier nieprzypadkowo nazywany był „Le God”. Miał specyficzny, leniwy krok. Kręcił piruety, widział więcej, no i przede wszystkim kapitalnie uderzał zza pola karnego. Czasem wykorzystywał rzuty wolne w ten sposób, że najpierw podbijał piłkę do góry, a potem ładował do siatki. Całe życie spędził w Southampton. A teraz odrywa ten piękny wizerunek, mając na Twitterze ponad pół miliona obserwujących i pisząc rzeczy, które dzielą Anglię.
To nie jest tak, że cały kraj wrzucił go do szufladki z napisem „szur”. Co chwilę wiele osób klepie go po plecach, mówiąc, że po to jest wolność słowa i po to istnieją media społecznościowe, żeby ktoś z dużymi zasięgami mówił jak jest. Le Tissier chętnie z tego korzysta, ale trudno przełyka się te wypociny. Już rok temu został odsunięty przez Sky Sports, gdy przyznał, że testy PCR były największym oszustwem w historii ludzkości. Gdy dołożył do tego wypowiedź o wynajętych aktorach przebierających się za pacjentów covidowych we Włoszech, stało się jasne, że temu panu najlepiej byłoby odłączyć wtyczkę od Internetu.
Le Tissier jest kolejnym przykładem gracza, którego widzimy po zakończeniu kariery i którego wyidealizowany obrazek z tamtych lat znacząco kłóci się z tym dzisiejszym. Futbol zawsze wzorowo kreował marketingowe opakowanie. Tworzył ludzi lepszymi niż byli w rzeczywistości. Wcześniej nie było też social mediów, więc trudniej było zajrzeć pod maskę. Teraz nie ma z tym problemu. Byli zawodnicy sami lgną do fanów, otwierają przed nimi swoje wnętrza, choć czasem — patrząc na przypadek legendy Southampton — może nie powinni.
Klub z południa już jakiś czas temu odciął się od swojego ambasadora. On sam mówi, że to żadna strata, bo i tak nic nie płacili. W sumie strzelił 209 bramek w 540 meczach dla „Świętych”, ale klub z globalną marką, pieczołowicie pilnujący swojego wizerunku i umów sponsorskich, nie może stać w jednym z szeregu z gościem, który noszenie masek w trakcie pandemii porównał do Holokaustu. W pewnych kręgach — tam, gdzie w króliczych norach Internetu gromadzą się wyznawcy teorii spiskowych — Le Tissier zyskał ogromne poważanie. Uważa się go za odważnego i niezależnego. A jemu to schlebia i tym bardziej nie zamierza zmieniać zdania.
Anglik kilka miesięcy temu w rozmowie z „The Times” odniósł się nawet do sprawy Christiana Eriksena. Jego zdaniem dramat na Parken podczas Euro był wynikiem szczepionek. Już wcześniej podawał tweety o tym, że liczne problemy piłkarzy z sercem nie wzięły się z niczego. Niedługo potem pojawiły się przecież przykłady Sergio Aguero i Victora Lindelofa, który w meczu Manchesteru United z Norwich zgłosił problemy z oddychanem. Le Tissier grzmiał, że 17 lat grał w piłkę i czegoś takiego jeszcze nie widział. Dalej machał przed głowami szczepionką, chociaż Eriksen przed Euro w ogóle nie był szczepiony. Przypomina to teorie tych wszystkich odklejeńców jak Carlos Roa z Argentyny, który przekonywał, że w 2000 roku skończy się świat. Albo Nathana Ecclestona, młodziana z Liverpoolu, twierdzącego, że uderzenie w World Trade Center było sprawką iluminatów.
Le Tissier dalej nie może pogodzić się, że stracił pracę w Sky Sports. Nie dostał nawet żadnego wytłumaczenia — po prostu z dnia na dzień przestano go zapraszać. Dzisiaj opowiada, że w sprawie Buczy nie został dobrze zrozumiany. Nie chce szerzyć rosyjskiej propagandy, chce tylko zwrócić uwagę, że Internet kreuje świat innym niż jest i że nie we wszystko należy wierzyć. Zaraz potem niestety dalej odpala fajerwerki. Nie wierzy, że Rosjanie mogli mordować cywilów. Przecież — gdyby tak było — przy tej technice dostalibyśmy więcej filmów na żywo. To naprawdę jego logika. Nie tak dawno poniosło nawet Gary’ego Linekera, który stwierdził wprost, że chłopa się nie da się słuchać.
Byli koledzy z Southampton mówią, że Le Tissier od zawsze był specyficzny. Gdy drużyna zamawiała 14 piw, on jedyny prosił o Malibu i szklankę coli. Na siłę chciał zademonstrować swój nonkonformizm. I dzisiaj dalej chce być na kontrze, nawet jeśli kłóci się się to z rozumem. Być może ten dziwny charakter przeszkodził mu w zrobieniu większej kariery. Glenn Hoddle zapraszał go kiedyś do Chelsea, ale on wolał być bogiem południa, grać dla Southampton i nie przejmować się tym, że rzadko, bo tylko osiem razy, dostawał powołania do reprezentacji. Le Tissier w tej sprawie pewnie też mógłby wysnuć jakąś dziwną teorię. Tylko czy na pewno chcielibyśmy tego słuchać?