Prawdziwy koniec czy gra na podbicie stawki? Tyson Fury ponownie intryguje cały świat boksu

Zobacz również:Zaległe starcie legend czy tylko skok na kasę? Tyson vs Jones Jr., czyli o co tu chodzi
Tyson Fury
Fot. Julian Finney/Getty Images

Znakomita oprawa na Wembley, długie, wywołujący ciarki wejście do ringu, a potem nokaut i kolejne znakomite zwycięstwo Tysona Fury’ego – tak zakończyło się starcie „Króla Cyganów” z Dillianem Whyte’em. Tego wszystkiego, biorąc pod uwagę klasę Fury’ego, mogliśmy się spodziewać, ale tego, że po walce ogłosi definitywny koniec kariery, już niekoniecznie. Rzecz w tym, że mimo jego zapewnień, niewielu w to do końca wierzy.

Z jednej strony można się było spodziewać tego, że Tyson Fury nie ma już zbyt wielu walk do stoczenia. Jak sam mówi, jest w tym biznesie dwadzieścia lat i wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie będziemy oglądać go w ringu jeszcze dziesięć czy piętnaście razy. Bardziej pięć i to pewnie w wersji najbardziej optymistycznej.

Wydawało się jednak, że to nie walka z Dillianem Whyte’em będzie tą ostatnią. Dużo mówiło się o negocjacjach w sprawie starcia z Ołeksandrem Usykiem o wszystkie pasy wagi ciężkiej, jednak na przeszkodzie stanęli Whyte jako obowiązkowy rywal dla Brytyjczyka i Anthony Joshua, który prawdopodobnie stoczy rewanż z Ukraińcem. Teoretycznie więc aż prosiłoby się o starcia o wszystkie pasy z Usykiem i wielką bitwę o Anglię z Joshuą, jednak Fury, jak już wielokrotnie zdołaliśmy się przekonać, chodzi własnymi drogami i kończy karierę – przynajmniej na razie. Na razie, ponieważ jak na sportowca mówiącego o definitywnym końcu kariery, nie jest to wcale takie oczywiste.

NIE WYKLUCZA NIKT, POZA FURYM

– Powiedziałem, że trzecia walka z Wilderem będzie moją ostatnią, ale czułem, że muszę dać fanom jeszcze jeden powrót do domu. To definitywny koniec „Króla Cyganów” i kończę z przytupem. Dzisiejszy wieczór był wspaniały, ale to koniec. Osiągnąłem wszystko, co chciałem. Skończę jako raptem drugi niepokonany „ciężki” w historii, po Rockym Marciano. Byłem nie do pobicia – powiedział po walce Fury.

Brzmi jak ktoś, kto do ringu wracać nie zamierza, chyba że na walki pokazowe, o czym wspomniał sam zainteresowany. Mimo to niewielu mu wierzy. Jednym z powodów jest to, że negocjacje w sprawie walki z Usykiem miały być już całkiem zaawansowane, a ewentualne starcie o wszystkie pasy wagi ciężkiej to coś, co na pewno Fury’ego interesowało. Wielu więc skwitowało to krótko – to z jego strony podbijanie stawki. „Gypsy King” chce pojedynku z Usykiem, ale zapowiedzi końca kariery to taktyka negocjacyjna. Czy tak jest to się dopiero okaże, ale nie da się ukryć, że z biznesowego punktu widzenia ma to sporo sensu.

Całej sprawie i wiarygodności Fury’ego nie pomaga fakt, że dosłownie w ciągu kilku dni po walce odezwał się jego współpromotor, Bob Arum, twierdząc, że… nie ma takiej możliwości. Zasugerował też, że usiądą na spokojnie i porozmawiają o wszystkim, ale nie wyobraża sobie końca kariery Brytyjczyka w tym momencie. Swoje zrobiła też żona Fury’ego, Paris, ponieważ pięściarz powiedział, że to m.in. obietnica złożona partnerce sprawiła, że kończy karierę już teraz. Tymczasem żona powiedziała, że Tyson jak najbardziej może wrócić, pod warunkiem, że będzie to walka o unifikację wszystkich pasów. Jest więc zielone światło z każdej strony. Pytanie, co sądzi sam zainteresowany.

A CO JEŚLI TO FAKTYCZNIE KONIEC?

Jeśli Fury faktycznie uważa dokładnie to, co powiedział po znokautowaniu Whyte’a, to będziemy musieli pożegnać się z jedną z najciekawszych sportowych postaci XXI wieku. Cała jego historia, z rezygnacją po pokonaniu Władimira Kliczki, depresją, problemami z wagą i próbami samobójczymi, jest materiałem na film. A przecież do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jego niezwykle specyficzny charakter showmana.

Wystarczy zobaczyć, jak wyglądało jego wejście do ringu przy starciu z Whyte’em. Jedno wielkie przedstawienie, pełne Wembley rapujące „Juicy” Notoriousa B.I.G. czy śpiewające „Sex on Fire” Kings of Leon, a w samym środku Fury, bawiący się tym wszystkim, być może po raz ostatni.

Chociaż słowo „ostatni” faktycznie nie do końca tu pasuje. Nawet jeśli Fury nie wyjdzie już do żadnej oficjalnej walki, to nie ma możliwości, żeby zniknął ze świata sportu. Już mówi się o walkach pokazowych, albo nie do końca pokazowych, ale też nie przeciwko zawodowemu pięściarzowi. Jego przeciwnikiem miałby być… Francis Ngannou, mistrz wagi ciężkiej UFC. Mówi o tym Bob Arum, sugeruje to też sam Ngannou, który powiedział, że nie przedłuży kontraktu z UFC, o ile nie będzie w nim możliwości ewentualnej walki z Furym.

Promotorzy uważają, że ostatecznie takie starcie może mieć większy potencjał niż pojedynek Floyd Mayweathera juniora z Conorem McGregorem, choć na to oczywiście trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Niemniej starcie najlepszego „ciężkiego” świata z być może najmocniej bijącym zawodnikiem MMA byłoby niezwykle ciekawe. I wydaje się prawdopodobne.

A jeśli nie mariaż ze światem MMA, to… profesjonalny wrestling. I nie są to wcale pogłoski, bo Fury ma już za sobą debiut w WWE. W sumie jego osobowość idealnie pasuje do rozrywki, która polega także na tej cesze charakteru, a nie tylko na tym, co w ringu. Co więcej, na konferencji po walce pięściarz już zapowiedział, że przecież niedługo Summerslam (najważniejsza letnia gala WWE) i on bardzo chętnie się tam pokaże. Sama federacja zareagowała na to dość entuzjastycznie, szczególnie że niedługo po Summerslam będzie zorganizowana gala PPV w Wielkiej Brytanii. Ściągnięcie tam Fury’ego wyprzedałoby bilety w bardzo krótkim czasie.

Może się też okazać tak, że faktycznie przez jakiś czas – powiedzmy rok – Fury sobie boks odpuści. Pojawi się w WWE, może na jakichś walkach pokazowych, czy innych wydarzeniach. A potem przyjdzie oferta unifikacyjna i sytuacja całkowicie się zmieni. Jako kibice bardzo byśmy tego chcieli, bo ewentualne starcie Fury vs. Usyk to najmocniejsza walka, jaką można sobie teraz wyobrazić w wadze ciężkiej. Żadna inna nawet nie zbliży się do tego kalibru, szczególnie jeśli za parę miesięcy Usyk pokona Joshuę drugi raz.

Wiemy jedno – niezależnie od tego, co się wydarzy, Tysona Fury’ego w świecie sportu i rozrywki sportowej nie zabraknie. On sam czuje się chyba zbyt dobrze pośród tego wszystkiego, by od tak odejść i usunąć się w cień. Będziemy o nim słyszeć regularnie, ale z jakich powodów? Cóż, tego nie wie nikt, również Fury. Jego natura jest tak nieprzewidywalna, że nie można wykluczyć niczego. Łącznie z tym, że jutro wyjdzie i powie wszystkim, że z tym końcem kariery to tak w sumie żartował. Dla tych, którzy uwielbiają Fury’ego (a wiemy, że jest was cała masa), mamy więc dobrą wiadomość – „Król Cyganów” na pewno nie da o sobie zapomnieć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0