Robert Lewandowski stał się największym dilerem endorfin w Polsce. Jego sukces wykracza daleko poza sport. Sprawia bowiem, że nawet ludzie, którzy nie interesują się piłką nożną, mają dziś wielkie poczucie narodowej dumy. Prawdziwy Król jest jeden i jakiekolwiek spory nie mają tutaj sensu.
Przez lata trwała dyskusja, czy Lewy przerósł legendy polskiej piłki – Zbigniewa Bońka, Kazimierza Deynę, Włodzimierza Lubańskiego czy Grzegorza Latę. Nigdy nie lubiłem tych sporów, bo uważam, że są idole na konkretne czasy. Pokolenia mojego ojca nie przekonasz, że Lewandowski jest lepszy niż Lubański, ono będzie uważać – choć nigdy tego nie sprawdzimy – że dzisiaj ten drugi też byłby kozakiem.
Ale takich kozaków jak Lewy nie ma wielu. Jak rapuje Białas: „Prawdziwy Król to nie ten co ciągle poprawia koronę”. Polski napastnik wziął sobie już dawno i berło, i koronę, a warto pamiętać, że zrobił to w kraju, który kojarzył nam się częściej ze ścianą, od jakiej odbijali się kolejni piłkarze znad Wisły, niż z podbojami Bundesligi (poza paroma wyjątkami). W potężnym klubie z Bawarii wyrósł na zawodnika, który nie tylko strzela gole, ale ma pozycję jako człowiek, może sobie pozwolić powiedzieć co zechce, jeśli uzna to za stosowne, a każdy musi się liczyć z jego zdaniem. Nie podejmuje ryzyka, bo wie, że on by sobie bez Bayernu poradził, natomiast Bayern bez niego – średnio. To, jak na warunki tego absurdalnie dumnego regionu pełnego ludzi z przepompowanym ego, rzecz niebywała. Oto przyjechał Polak i został królem.
Droga Lewandowskiego to coś wspaniałego, bo pokazuje w dzisiejszym, zepsutym do szpiku kości świecie, że sukces możesz odnieść ciężką pracą. Nie musisz wcale pokazać tyłka albo cycków na Instagramie, by miliony ludzi chciały cię obserwować, lubić trochę jak chłopaka z sąsiedztwa, cieszyć z twoich sukcesów. Oczywiście, że znajdą się bęcwały, które od czasu do czasu rzucą, że „milion euro na walkę z koronawirusem to mało, bo Lewy ma na koncie dużo więcej”, czasem jakiś niezbyt lotny intelektualnie polityk powie, że „dla Niemców to strzela lepiej niż dla Polski”, że istnieje cała grupa osób, może nawet dość spora, która zazdrości Lewemu takiego życia, ale idę o zakład, że większość tej grupy nie zrobiła absolutnie nic, by swoje uczynić lepszym.
Podczas meczu finałowego obserwowałem ludzi, którzy zgromadzili się przed newonce barem, żeby zobaczyć jak pójdzie Polakowi. Gdyby Lewandowski grał, nie wiem, w CSKA Moskwa, kibicowaliby mu dokładnie tak samo. W powietrzu dało się wyczuć fajną, niewymuszoną wspólnotę. Pomyślałem, że właśnie o to chodzi w piłce, a w czasach zamkniętych trybun, takie miejsca na całym świecie nabrały nowego wymiaru. Szkoda, że Polakowi nie było dane przeżyć tych chwil uniesień w normalnych warunkach – ze śpiewającymi trybunami, całym tym żarem, jaki potrafi rozpalić stadion. Szkoda, że nie dostanie Złotej Piłki. Ale dobrze, że to go nie ściągnęło w dół, tylko dodało motywacji.
Robert stał się ciekawym miernikiem socjologicznym. Ludzie zadowoleni względnie ze swojego życia trzymają za niego kciuki, życzą w głębi serca kolejnych sukcesów i mają frajdę, że kiedy przyjdzie weekend to z 99-procentowym prawdopodobieństwem będą mogli się cieszyć z jego gola. To go nakręca. A reszta? Jeśli jesteś tak wysoko, nie patrzysz na kropki w dole, one cię nie interesują. Dlatego nie musisz się martwić tym, że ktoś napisze o tobie głupawy komentarz w internecie. Pracujesz dalej. Bo chcesz być jeszcze lepszy, nawet gdy wydaje się, że to już niemożliwe. Stawiasz sobie cele, od których innym zakręciłoby się w głowie. Zostajesz idolem tysięcy dzieciaków i nie wolno ci ich zawieść – i to jest prawdziwa odpowiedzialność. Z niej Robert wywiązuje się od lat bez zarzutu.
Powinniśmy być z niego dumni, bo to co robi dla Polski jest czymś znacznie więcej niż nam się wydaje. W dobie podzielonego na obozy kraju, w którym strony konfliktu każdego dnia karmią nas nienawiścią, Lewy jest ukojeniem. Normalny chłopak, który wygrywa, spełnia marzenia, wzrusza się, że jego tata nie może tego zobaczyć, kocha żonę i córeczki. Nie musi nikogo udawać. To jeszcze raz Białas (świetne to jest):
„Prawdziwy król nie walczy o tron Prawdziwy król nie walczy o wpływy Prawdziwy król to walczy o to, żeby ludzie byli szczęśliwi”.
Jesteśmy, jak cholera. Bardzo dziękujemy.