Premier League nabuzowana emocjami. Szał Conte, dymisja Solskjaera i pokaz siły trzech wielkich. Co za sezon!

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
antonio conte.jpg
fot. Adam Davy/PA Images via Getty Images

To był fenomenalny weekend z Premier League. Niemal każdy mecz opowiadał jakąś ważną historię. Menedżerowie kipieli od emocji – Steven Gerrard po zwycięskim debiucie za sterami Aston Villi, Antonio Conte po wygranej Tottenhamu z Leeds United, Mikel Arteta i Juergen Klopp chcieli skoczyć sobie do gardeł, a Ole Gunnar Solskjaer stracił pracę po wstydliwej porażce Manchesteru United na Vicarage Road. Dwunasta kolejka tego sezonu była ważna również z innego powodu. Być może to właśnie w niej Chelsea, Manchester City i Liverpool dokonały nowego podziału władzy w lidze.

Hitem kolejki miało być starcie Liverpoolu z Arsenalem na Anfield, ale The Reds zrobili to, co często w przeszłości uczynili na Anfield z Kanonierami – urządzili sobie trening strzelecki. Aż trudno było uwierzyć, że tak wygląda realna siła zespołu Mikela Artety, przyjeżdżającego do Liverpoolu z szansami na przeskoczenie gospodarzy w tabeli, będącego po dziesięciu z rzędu meczach ligowych i pucharowych bez porażki.

Jeśli piłkarze Kloppa dawali jakiekolwiek oznaki słabości w spotkaniach z Brighton i West Hamem, tym razem byli bezlitośni dla gości z północnego Londynu. Liverpool zmiażdżył The Gunners, koncert grali Salah, Jota i Mane, spokoju w tyłach pilnował Van Dijk, asekurował Fabinho, a i Alisson zrobił swoje.

To była ze strony LFC jasna deklaracja: cały czas naszym celem jest tytuł. Ale i postawienie poważnego znaku zapytania przy Arsenalu. Czy po takim meczu możemy uznać drużynę Artety za kandydata do miejsc gwarantujących występy w Lidze Mistrzów? Na pewno nie z tak koszmarną dyspozycją defensywy. Wyprowadzanie piłki na poziomie Sunday League nie przystoi ekipie, która chce bić się o coś dużego.

Nagłówki w Anglii skradła oczywiście sprawa Solskjaera. Osobiście jest mi Norwega żal. Kiedy widzę jego zaszklone podczas wywiadu po dymisji oczy, wierzę temu facetowi, że stracił coś co kochał. Doceńmy Norwega jako postronni obserwatorzy Premier League, bo ten gość, który w korporacyjnej machinie, jaką jest liga angielska i sam Manchester United, potrafił zachować ludzkie odruchy. To oczywiście za mało, by zdobywać trofea, jednak żyjemy w czasach, w których one tak bardzo zdeterminowały piłkę, że już nic innego się nie liczy. Kibice zawsze chętnie przyjmą najemnika mogącego im coś dać, niż swojego, który niczego nie może zagwarantować.

Niewiarygodne przygody przytrafiają się Claudio Ranieriemu. Nie tylko mistrzostwo Anglii z Leicester, ale również zwolnienie kiedyś Jose Mourinho z Chelsea, podczas drugiej przygody Portugalczyka na Stamford Bridge. Teraz to on pociągnął za spust i zmiótł z planszy Solskjaera, choć sprawa była nieunikniona. Szokujące jest jednak to, że zespół posiadający potencjał ludzki taki jak MUTD, nie jest w stanie wygrać z Watfordem. Zrzucanie za to całej winy na menedżera jest absurdem. Kiedy słyszę piłkarzy mówiących, że nie wiedzą co mają grać, nie mogę w to uwierzyć.

Liga robi się piekielnie ciekawa. Chelsea jedzie jak walec, a przecież nie gra Romelu Lukaku. Manchester City zrobił sobie gierkę treningową z Evertonem, bez chorego na koronawirusa Kevina De Bruyne, za to z fenomenalnym Rodrim (co za gol!). Tottenham odwrócił losy spotkania z Leeds United, a Antonio Conte dosłownie oszalał z radości.

West Ham United potknął się w konfrontacji z Wilkami, co sprawia, że drużyna z Molineux, dość niespostrzeżenie, zakradła się na szóste miejsce. Na miesiąc przed Boxing Day Premier League ma siedem drużyn rozciągniętych na przestrzeni dziesięciu punktów. To będzie nieprawdopodobna walka o tytuł, Ligę Mistrzów i puchary.

Chelsea, Liverpool i Manchester City zademonstrowały w dwunastej kolejce olbrzymią moc. Ten pokaz siły może być niepokojący dla reszty stawki, bo wygląda na to, że właśnie te trzy zespoły, mające znakomitych menedżerów, są u progu ataku – stosując terminologię kolarską – na podjeździe.

Sergio Reguilon powiedział przed meczem z Leeds, że to był jeden z najgorszych tygodni w jego życiu. Miał na myśli wzrost intensywności treningów u Conte. Skończył to spotkanie ze zwycięskim golem na koncie. W tej lidze nie da się inaczej wygrywać. Szkoda, że czasem piłkarze potrzebują zwolnienia menedżera, żeby to zrozumieli.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.