
Beniaminkowie często skazywani są na pożarcie. Tym jednak udało się mocno namieszać. W kolejnym zestawieniu w cyklu Premier League TOP 5 przyszedł czas na tych, którzy mocno zaznaczyli swoją obecność po awansie do elity.
Zanim pandemia przerwała nam ten sezon Premier League, byliśmy świadkami takiej drużyny. Sheffield United Chrisa Wildera w zgodnej opinii ekspertów miało spaść, a tymczasem bije silniejszych od siebie. W momencie przerwania rozgrywek The Blades zajmowali siódme miejsce, mieli tyle samo punktów, co szóste Wolverhampton i tracili tylko dwa do piątego Manchesteru United, a do czwartej Chelsea - ledwie pięć. A przecież rozegrali od tych ekip o jedno spotkanie mniej!
W najlepszym momencie Sheffield United było nawet na piątej pozycji. W strefie spadkowej - mimo przestróg - nie znajdowało się za to ani przez moment. Wilder tonuje nastroje i nie lubi rozmawiać o hipotetycznych scenariuszach, jednak jego zawodnicy wierzą w wielkie rzeczy. - Chcemy mocno dokończyć sezon. Narobiliśmy sobie dużego apetytu i robimy wszystko, by być dobrze przygotowanymi - zapowiada pomocnik ekipy John Fleck.
Gdyby Sheffield United udało się co najmniej utrzymać swoją pozycję, wówczas poniższe zestawienie trzeba by było zaktualizować. Niemniej ich dobre wejście stało się inspiracją dla tej listy w cyklu Premier League TOP 5. Tym razem skupiamy się na najlepszych sezonach beniaminków w historii tej ligi. Byli bowiem nawet tacy, którzy po wejściu potrafili zająć nawet miejsce na podium! Ale od początku.
Wolverhampton 2018/19
7. miejsce, 57 punktów
Na piąte miejsce załapały się Wilki z zeszłego sezonu. I choć nie są one takim zwykłym beniaminkiem, bo stoi za nimi chiński majątek i pomoc superagenta Jorge Mendesa, to i tak wejść do ligi i zostać jej siódmą siłą to spory wyczyn.
Wolverhampton z rozgrywek 2018/19 udało się osiągnąć status "best of the rest" z kilku przyczyn. Ekipa Nuno Espirito Santo imponowała boiskową organizacją i dzięki temu znakomicie punktowała z Wielką Szóstką. Ostatecznie jej przedstawiciele - Manchester City, Liverpool, Chelsea, Tottenham, Arsenal i Manchester United - były wyżej, ale w starciach z nimi Wilki radziły sobie bardzo dobrze.
Z United zremisowały 1:1 i wygrały 2:1. Z Arsenalem było najpierw 1:1, a wiosną Wolves wygrali 3:1. Chelsea też z nimi nie wygrała (1:2 i 1:1). Tottenham najpierw męczył się z Wilkami, choć wygrał 3:2, ale u siebie poległ 1:3. Z City raz udało im się zremisować, a w drugim podejściu przegrały już 0:3. Z ekip Big Six jedynie Liverpool dwukrotnie ograł Wolverhampton w sezonie 2018/19 (0:2 i 0:2). Tak czy inaczej dorobek 16 punktów z takimi zespołami budził szacunek.
Wolverhampton straciło na koniec sezonu dziewięć punktów do szóstego Manchesteru United i to efekt przegranych z ekipami z dołu tabeli. To było ich bolączką, mimo że silniejszych umieli pokonywać. Ekipa z Molineux przegrała m.in. dwa razy z beznadziejnym spadkowiczem z Huddersfield. Z kolejną drużyną spod kreski, Cardiff, poległa z kolei raz. Z 17. na koniec sezonu Brightonem Wilki ugrały tylko jeden punkt, z 16. Southampton jedynie trzy, podobnie jak z 15. Burnley. Gdyby nie te wpadki, Wolverhampton byłoby jeszcze wyżej w tabeli i na naszej liście. Ale siódma pozycja i tak dała im pierwszy od sezonu 1980/81 awans do europejskich pucharów.
Ipswich Town 2000/01
5. miejsce, 66 punktów
Ipswich Town swoje najlepsze momenty przeżywało od lat 60. do początku 80. W 1962 roku było mistrzem Anglii jako sensacyjny beniaminek, jednak ledwie dwa lata później znów spadło. Do elity wróciło w 1969 roku i zadomowiło się w niej na dłużej. Od 1973 do 1982 roku tylko dwa razy kończyło sezon niż na czwartej pozycji i zdobyło dwa poważne trofea. W 1978 roku sięgnęło po FA Cup, a w 1981 roku zespół prowadzony przez sir Bobby'ego Robsona wygrał Puchar UEFA.
The Tractor Boys później znów się tułali. Spadali i awansowali, w 1992 roku tworzyli oryginalny zestaw klubów w Premier League, jednak po trzech pełnych kłopotów sezonach znów byli w drugiej lidze. Gdy więc wracali w 2000 roku mało kto spodziewał się po nich czegokolwiek więcej niż desperackiej walki o utrzymanie. A mimo tego Ipswich zajęło wysokie piąte miejsce.
Gwiazdą tamtej drużyny był Marcus Stewart, strzelec 19 goli w Premier League. Potrafiła się ona nieźle bronić i urwała kilka punktom poważniejszym rywalom. Była m.in. wygrała 1:0 na Anfield, remisy z mocarnymi wówczas Manchesterem United oraz Arsenalem, remis z Chelsea, dublet z Evertonem i kolejny punkt z Liverpoolem, tym razem u siebie.
Pod koniec sezonu Ipswich wskoczyło nawet na trzecią pozycję i wydawało się, że stać je na sensacyjne podium. Wszystko zepsuł jednak sam finisz. Po porażce z Charltonem na trzy mecze przed końcem ich kosztem o oczko wyżej awansował Liverpool. W przedostatniej kolejce Ipswich wygrało jeszcze z Coventry, jednak remis z Derby County na zakończenie sezonu sprawił, że skończyło się piątym miejsce. Zespół George'a Burley przeskoczyło jeszcze Leeds United.
Tak czy inaczej dla Ipswich Town był to najwyższy finisz w ligowej elicie od 1982 roku i wicemistrzostwa kraju.
W sezonie 2001/02 drużyna liczyła na to, że znów zamiesza, jednak skończyło się klapą. Ipswich sprowadziło takich piłkarzy jak Finidi George, Marcus Bent i bramkarz Matteo Sereni, by wzmocnić się przed grą w Pucharze UEFA. Tam szło im nieźle - wyeliminowali Torpedo Moskwa i Helsinborgs IF, a odpadli dopiero z Interem Mediolan. W międzyczasie zaniedbali jednak obowiązki w Premier League. W momencie porażki z Nerazzurri, Ipswich znajdowało się na ostatnim miejscu w lidze! Przez pierwsze 17 kolejek wygrało tylko jedno spotkanie.
Jeszcze zimą nastąpił zryw, kiedy Ipswich uzbierało siedem zwycięstw w ośmiu meczach, ale wiosna była fatalna i ekipa spadła z ligi, zajmując 18. miejsce.
Blackburn 1992/93
4. miejsce, 71 punktów
Kolejny beniaminek z fortuną w tle. Na początku lat 90. właścicielem Blackburn był Jack Walker, który wtedy z przyjemnością przeznaczał pieniądze na klub, dlatego ten szybko urósł do rangi jednego z najsilniejszych w całej Anglii. W roku 1992 awansował do formującej się Premier League i tam nie zamierzał walczyć tylko o utrzymanie.
Na potwierdzenie ambicji Walker wydał około 3,5 miliona funtów na młodego, zdolnego napastnika Southampton, Alana Shearera. To był wówczas najdroższy transfer w historii brytyjskiej piłki. Wcześniej przekonał do trenowania drużyny Kenny'ego Dalglisha. Celem Blackburn była ofensywa gra z polotem i sprawienie niespodzianki. Mało kto jednak przypuszczał, że uda się to tak szybko.
Shearer okazał się fenomenem i po 21 meczach miał na koncie 16 bramek, jednak wtedy zerwał więzadła. Ale jego drużyny to nie zatrzymało. Blackburn wprawdzie początkowo po jego stracie potraciło trochę punktów, jednak osiem zwycięstw w dziesięciu ostatnich kolejkach dało mu miejsce w TOP 4.
Sezon 92/93 był jednak bardzo dziwny. Mistrzem został Manchester United, druga była Aston Villa, a trzecie Norwich City, które skończyło z ujemnym dorobkiem bramkowym. Blackburn z obiema tymi ekipami nie przegrało ani jednego spotkania, a Kanarki rozbiło nawet 7:1, ale zabrakło mu do wicemistrzostwa tylko trzech oczek. Na pocieszenie zostało 68 ligowych bramek - wynik lepszy nawet od Czerwonych Diabłów.
Newcastle 1993/94
3. miejsce, 77 punktów
Początek ery Premier League miał to do siebie, że przypadki beniaminków, którzy kończyli sezon wysoko, stały się pewną codziennością. W roku 1993 na czwarte miejsce zawędrowało Blackburn, rok później ten wyczyn poprawiło Newcastle, a zwycięzca naszego rankingu - o którym za moment - niedługo później też mocno namieszał.
Sezon 93/94 na St. James' Park to były narodziny "The Entertainers". Drużyna trenowana przez Kevina Keegana, wzmocniona wracającym Peterem Beardsleyem, grała bardzo atrakcyjnie dla oka i ciągle parła do przodu. Efekt? Aż 82 bramki - najlepszy wynik w tamtym sezonie Premier League. 34 z nich zdobył Andy Cole, zdobywca nagrody dla Młodego Piłkarza Sezonu w Anglii, który razem z Beardsleyem siał popłoch w szeregach rywali. Obaj we wszystkich rozgrywkach trafili do siatki 65 razy.
Keegan słynął z tego, że każdy trening był u niego gierką, pomocników wystawiał na środku obrony i jakby mógł, wyszedłby ustawieniem 0-5-6. Przez to jego ekipa traciła wprawdzie sporo bramek, dokładnie 41 w lidze (najgorszy wynik w TOP 6), ale co z tego, skoro zdobywała ich dwa razy tyle? Angielski menedżer wychodził z założenia, że kibice przychodzą na spektakl i takowy otrzymali.
Newcastle grało jednak przez to bardzo nierówno. Po 12 kolejkach było w drugiej połowie tabeli, ale "The Entertainers" obudzili się w październiku i listopadzie. Wtedy w czterech meczach z rzędu strzelali co najmniej po trzy gole. W całym sezonie mecze na zero z przodu zdarzyły im się tylko pięciokrotnie, a mowa o czasach, kiedy w Premier League grano 42 kolejki. Siedem razy za to Newcastle strzelało co najmniej cztery gole w meczu.
Tamten sezon sprawił, że Sroki mocno zadomowiły się w elicie. Cole odszedł do Manchesteru United w styczniu 1995 roku, ale latem 1996 zastąpił go Shearer. Mnóstwo bramek zdobywał też Les Ferdinand. Po trzecim miejscu w 1994 roku było szóste w kolejnym, potem dwa z rzędu wicemistrzostwa, a następnie dwa finały FA Cup. Łatka "Zabawiaczy" przyległa do Newcastle na dobre i do dziś tamten okres pozostaje ostatnim tak udanym w dziejach klubu.
Nottingham Forest 1994/95
3. miejsce, 77 punktów
Walka o pierwsze miejsce w tym zestawieniu Premier League TOP 5 była zacięta. Po namyśle zwycięża jednak Nottingham Forest.
W 1993 roku Nottingham było pełne łez, kiedy spadając z Premier League jednocześnie z klubem żegnał się legendarny Brian Clough. Klub przejął po nim Frank Clark, lewy obrońca drużyny Clougha, która w 1979 roku sięgnęła po Puchar Mistrzów, a później menedżer Leyton Orient. Clark odziedziczył mocny skład z paroma znaczącymi postaciami poprzednika, a sam dołożył jeszcze m.in. Stana Collymore'a, kupionego z Norwich City i mieszanka wystrzeliła. Forest po roku wróciło do Premier League. I to wróciło z przytupem.
Drużyna Clarka nie przegrała żadnego z pierwszych jedenastu spotkań i przez moment nawet była liderem. Jedyne cztery porażki poniosła w serii pięciu meczów na przełomie października i listopada. Ani przez moment Nottingham Forest w sezonie 1994/95 nie było niżej na szóstym miejscu w tabeli. Jak na beniaminka to wynik absolutnie rewelacyjny.
Do finiszu na trzeciej pozycji prowadził ten zespół przede wszystkim Collymore. Jego 22 gole w Premier League przekuły się na zainteresowanie wielkich klubów i po sezonie Anglik przeniósł się do Liverpoolu. Fani słusznie martwili się wówczas, czy Forest będzie w stanie znów rywalizować o wysokie cele i kolejne lata były już na City Ground bardzo chude.
Sezon 95/96 wprawdzie przyniósł ćwierćfinał Pucharu UEFA i wyrzucenie Malmö FF w rewanżu za finał PEMK z 1979 roku, Auxerre oraz Lyonu. W lidze było jednak "tylko" dziewiąte miejsce. Potem był spadek z hukiem w 1997 roku, kolejny powrót do elity po roku i znów spadek, tym razem w sezonie 98/99 i to już na dobre. Od tego czasu Nottingham nie widziało Premier League.
Forest z rozgrywek 94/95 miało tyle samo punktów, co Newcastle z wcześniejszego sezonu, strzeliło też od niego mniej bramek, jednak stabilna forma okazała się jego atutem w walce o pierwsze miejsce tego zestawienia. Beniaminek, który nie wychodzi przez cały czas z TOP 6 i kończy na podium - tego już nigdy chyba w Premier League nie zobaczymy.