O idei Art Brut, różnicach pomiędzy częścią pierwszą a drugą, ale i tym, czy czują się prorokami, którzy przepowiedzieli to, co teraz dzieje się na świecie - Oskar i Steez w długiej rozmowie z Jackiem Sobczyńskim
Pierwsza część Art Brut była mocno spójną, osadzoną w podobnym czasie historią, dwójka zaczyna się w latach 90., by potem płynnie przejść do współczesności. Chcieliście przez to pokazać, jak mocno kulturowy budulec tamtych czasów wpłynął na to, kim jesteście dziś?
Oskar: Mimo tego, że jedynka była bardziej spójna niż nasza ostatnia produkcja, to efekt wyszedł trochę przez przypadek. Chcieliśmy zrobić z Art Brut linearny storytel, ale nie mieliśmy wtedy takich umiejętności, jakie mamy dzisiaj, dlatego gdzieś w tym było ziarenko przypadku. Przy dwójce faktycznie skupiliśmy się na naszym dzieciństwie, na latach 90., na muzyce, z której czerpaliśmy inspiracje. O tym wszystkim chcieliśmy na niej opowiedzieć.
Lata dziecięce przeplatają się ze współczesnością nie dlatego, że chcieliśmy pokazać, co nas zbudowało, tylko dlatego, że... po prostu nie umieliśmy tego zrobić inaczej. Opowiadanie o tym, co się dzieje teraz, jest dla nas oczywiste, a wplatanie tego w dawne czasy wynika z mojej natury. Lubię przemycać elementy dnia dzisiejszego do tego, co piszę, nie potrafię aż tak sztywno trzymać się ram.
Steez: Wiele rzeczy jest dziełem przypadku i wolnej, twórczej myśli. Ale lubimy nawet dzieła przypadku finalnie ubierać w jakąś spójną całość. Słyszałem, że ludzie komentowali, że Skrable nie pasują klimatem do płyty. Dla mnie zajebiście pasują, bo są jej współczesną klamrą. Płyta zaczyna się, cofając nas do późnych lat 80., potem timeline przesuwa się we właściwym kierunku i Skrable są wyjściem z Art Brut 2 w dzisiejsze czasy. Bagaże też porównują wydarzenia z minionych dekad do współczesnej sytuacji, a wszystko w jasny sposób zamyka Outro.
Oskar: Tworzenie to nie jest cięcie deski, której masz uciąć 80 na 100. Zostawiając miejsce na element przypadku, dajesz sobie szansę na zrobienie więcej niż założyłeś. Nie trafisz w nutę, a potem okazuje się, że przypadkowo wyszło lepiej. Ustawiamy sobie jakieś ramy, na ich bazie improwizujemy i to daje dobry efekt. Uważam to za kluczowy element naszej twórczości.
Steez: W Art Brut 2 były sample, wokół których się poruszaliśmy... i tyle, reszta to freestyle. Mamy założenia, potem mamy improwizację. Jak coś mi wpadnie w ucho, to siadam i to rozwijam.
Jak bardzo autobiograficzna jest ta płyta?
Oskar: Te kawałki, które opisują nasze dzieciństwa, są mocno autobiograficzne. Ale przy tym - tak myślę - uniwersalne. Oczywiście mówię o tym, jak wyglądało dzieciństwo ludzi takich jak ja i Piotrek, nie chcę kategoryzować. Siedziało się w szkole, były sprawdziany, przygotowania do matury, szlugi jarało się w kiblu i dmuchało dymem do wywietrznika. Pisząc teksty, oparłem się na moich przeżyciach i naszych wspólnych dyskusjach, ale te przeżycia są bardzo tożsame. Na Art Brut 2 nie ma żadnej konkretnej historii na zasadzie: poszedłem w to miejsce i wyrwałem taką dziewczynę. Nie, ona ogólnie opisuje dorastanie w latach 90. Przez to jest dosyć uniwersalna dla tych ludzi, o których opowiada. Czyli na przykład dla mnie i dla Piotrka.
Steez: W ludziach w naszym wieku przywoła to pewnie jakieś sentymenty. Z drugiej strony mamy wielu młodych fanów i siłą tego albumu jest to, że na kanwie paru historii możemy opowiedzieć im o tym, jak wyglądały tamte czasy.
Oskar: Mimo tego, że przy Art Brut czerpaliśmy z lat 80., to jednak kawałki mówiły o tym, co się działo później niż na Art Brut 2. To były lata, w których mieliśmy po dwadzieścia - dwadzieścia kilka lat. Dwójka opowiada o czasach podstawówki, może wczesnego liceum. Są to rzeczy, które były dawniej, nie do końca pamięta się te historie, stąd to ogólne opowiadanie bez konkretyzowania. Nie ma tu opisów stanów ducha, bo nie pamiętam, jak się wtedy czułem. Mogłem tylko powiedzieć o pewnych rzeczach, pewnych zdarzeniach i to właśnie zrobiłem. Wczuwanie się w mój ówczesny stan było niemożliwe, to było zbyt dawno temu.
Ty Oskar na Facebooku napisałeś o mocy W domach z betonu, o tym, że poczułeś ją dopiero, gdy czytałeś gotowy tekst z kartki. Nie jest tak, że czekałeś te siedem płyt, żeby dopiero teraz mieć siłę, by go napisać?
Oskar: Moc każdego tekstu dociera do mnie dopiero po przeczytaniu go. Nawet nie przy nawijaniu, bo wtedy skupiam się na konkretnych wyrazach, linijkach, nie na całości. Często omija mnie taka ogólna wartość tekstu.
A co do pytania... Pewnie tak, ja jestem ogólnie fanem kawałków, które mówią o czymś mocnym. O czymś, co wydaje mi się ciekawe do słuchania, tak jak ciekawe wydają mi się filmy, które wybieram - a wybieram je po to, żeby oglądać dane rzeczy. Wcześniej nawet mi się nie wydawało, że kawałek o czymś takim może być w ogóle ciekawy. Myślę, że chyba to kwestia wieku, nie dojrzałości artystycznej.
Steez, przy tworzeniu Art Brut 2 sięgnąłeś głównie po sample utworów z lat 80., choć część albumu dzieje się w następnej dekadzie. One były ciekawsze, bardziej przyjazne do dalszego przetwarzania?
Steez: Nie, po prostu przy okazji Art Brut byliśmy skupieni na latach 80., bo przyświecała nam taka idea. Teraz potraktowaliśmy tę formułę nieco inaczej. Jeśli chodzi o same źródła to skupiliśmy się na tym, żeby rozszerzyć bazę o lata 70. i 90, tylko po to, żeby mieć szerszy wybór. Na Art Brut wykorzystaliśmy sporo szlagierowych rzeczy, ale to był bootleg, więc wszystko odbyło się w innej formule.
Między Art Brut 1 i 2 jest jedna zasadnicza różnica. Pierwsza część Art Brut była osadzona na samplach polskich kawałków z lat 80, ale jeśli chodzi o czas, to odwoływała się stricte do czasów gdy mieliśmy po dwadzieścia kilka lat. Art Brut 2 jest generalnie osadzony na samplach z polskich kawałków, bez zawężania do danej dekady, i opowiada historię, której rozpiętość sięga od czasów dziecięcych po dzisiejsze. Warto to podkreślić.
Oskar: Może trochę myliłem się, kiedy mówiłem że to przypadek - przecież ta płyta może przekrojowo opisywać przeżycia podmiotu lirycznego. On pokazuje słuchaczowi dane czasy i nie wczuwa się za bardzo w swoją obecność.
Chciałbym jeszcze wrócić na moment do beatów. Na jedynkę wzięliśmy znane sample, bo to był bootleg. Mogliśmy to zrobić, ale też, co ważne, chcieliśmy to zrobić. Teraz było nam szkoda ograniczać się muzycznie. Możliwości producenckie Piotrka są ogromne, bez sensu byłoby brać na warsztat znaną rzecz i zapętlać ją w kółko. Dlatego wzięliśmy mniej znane sample, które są często nawet tylko ledwie słyszalne. Cała reszta bazuje na produkcji autorskiej. I tak, Art Brut 2 opiera się na samplach, ale jest przy tym dużo bardziej autorska niż jedynka.
Steez: Jedynka była zrobiona mocno prymitywnie, bo taka była jej koncepcja. Przy dwójce staraliśmy się ograniczyć ten prymitywizm, żeby nie dominował. Dlatego wzięliśmy na warsztat tylko niektóre aspekty formuły Art Brut, wypracowanej przy jedynce. Masz na przykład Piekło jest w nas - tam sampel jest tylko w refrenie, resztę zrobiliśmy sami. Wydaje mi się, że to duża wartość tego projektu. Rozmawialiśmy z autorami muzyki, którą samplowaliśmy i wyszliśmy z przekonania, że dużo ciekawsze będzie kreatywne podejście do źródeł, a nie tylko surowe pętle.
Ci twórcy już was przedtem kojarzyli?
Steez: Do niektórych ludzi było ciężko dotrzeć, ale zdarzyło się. Mieliśmy na przykład dwa duże spotkania z Andrzejem Korzyńskim. Okazało się, że jego wnuczek jest fanem PRO8L3M-u, więc był zaznajomiony z tematem. Zaprosił nas do domu i puścił kilkadziesiąt numerów zachomikowanych na dysku. To była mega fajna przygoda, ciekawy, otwarty człowiek z ogromnym doświadczeniem i wszechstronnością muzyczną. Robił muzykę do filmów Żuławskiego, wymyślił Franka Kimono; nawet Mydełko Fa to jego numer. Legenda polskiej muzyki.
Oskar: Przedtem nawet nie wiedziałem, że ma taki wachlarz swoich muzycznych kreacji. A co do czyszczenia sampli - to dosyć ciężki temat. Zaczęliśmy to robić w sierpniu ubiegłego roku, więc zeszło nam trochę czasu, zresztą mieliśmy do tego specjalną osobę, która zrobiła wielką robotę - Ania Woo, pozdrawiamy serdecznie. Te prawa dzielą się na wiele aspektów: jest właściciel nagrania, autor słów, autor muzyki i do nich wszystkich musisz dotrzeć, a ci ludzie czasem już nie żyją, albo jeśli żyją, to zajmują się czymś innym i nawet nie chcą z tobą rozmawiać. Mieszkają teraz w Stanach, Kanadzie i nie mają nic wspólnego z muzyką - dzwonisz na przykład do typa, który jeździ w USA ciężarówką i chcesz od niego prawa do kawałka. A on nawet nie chce gadać na ten temat. Cały proces clearowania sampli jest mocno skomplikowany, trzeba włożyć ogrom pracy w to, żeby te prawa uzyskać.
Steez: Masz prawa producenta, prawa autorskie, prawa wykonawcze, jest cała masa ludzi, którzy muszą się zgodzić. Co więcej, czasem prawa są połączone - jest kompozytor i jest wokalistka, która zaśpiewała swój tekst. Jeśli chcesz skorzystać z tego tekstu, a prawa autorskie są połączone, to nawet jeżeli jedynie parafrazujesz tekst, to musisz mieć zgodę zarówno jego autora jak i twórcy muzyki. Tak skonstruowano prawa do wielu utworów. Trzeba znaleźć szereg ludzi, dotrzeć do nich i uzyskać zgody, no i zapłacić, bo przeważnie nic nie jest za darmo. Proces długi, żmudny - gdyby nie Ania, tego materiału by nie było, możemy to śmiało to powiedzieć.
Idea Art Brut jest na tyle pojemna, że starczy jeszcze na parę innych wydawnictw? Jestem ciekaw, czy chciałoby wam się jeszcze raz to robić - i czyścić sample, i dopowiadać kolejne epizody do tej autobiograficznej historii.
Steez: To trochę pytanie o Art Brut 3. Nigdy nie mów nigdy, ale wydaje nam się, że dwójką mocno wyczerpaliśmy temat. Jeśli chodzi o czyszczenie sampli to po tym doświadczeniu na pewno nie byłoby to dla nas przeszkodą. Wiesz, były pytania: to co, teraz Hack3d By GH05T 2, ale robienie sequeli do wszystkich płyt... No chyba nie, prawda, Oskar?
Oskar: Nie sądzę - AB2 to chyba jedyny sequel, o jakim mogliśmy pomyśleć w kontekście naszych kolejnych wydawnictw. Natomiast to pytanie zadałeś w taki sposób, jakby Art Brut było wyzwaniem, bo trzeba clearować sample. Ale tworzenie każdej płyty to jest sinusoida stanów fajnych i niefajnych. Dlatego lubimy je robić, bo to klamra okresu; pracujesz nad płytą, ale przy tym normalnie żyjesz. Jednego dnia czujesz się tak, drugiego inaczej. Niezależnie od tego, na czym opieramy płytę, to zawsze jest pewną sumą różnych momentów. Piotrek raz mi wysyła beat, który mu się podoba, a za tydzień już mu się jednak nie podoba. To naturalne.
Żeby nie było - nie chciałem, żeby ten proces tworzenia wybrzmiał jak jakaś męczarnia
Oskar: To jest zajebista zajawa! Czasem są momenty, w których jesteś zadowolony z tego, co robisz i są takie, w których nic ci się nie podoba.
Steez: Szczerze? Ostatnią rzeczą, o jakiej myślisz przy robieniu takiej płyty jest czyszczenie sampli.
Oskar: Dokładnie tak.
Steez: Wyobraź sobie sytuację: chcemy wykorzystać sampel zespołu Banda i Wanda. Jest autor muzyki, autor tekstu, wykonawcy, cała masa ludzi. I oni mówią: okej, ale my chcielibyśmy się dowiedzieć, co wy planujecie z tym zrobić. Wtedy ja robię beat, Oskar pisze tekst, mamy gotowy numer i z tym numerem idziemy do nich, żeby się dowiedzieć, czy on w ogóle im się spodoba i tym samym ukaże. Tak, czyszczenie sampli to jest wyzwanie, ale jeszcze większym wyzwaniem jest stworzenie samych kawałków, z czego najtrudniejsze są właśnie teksty. Nagrywamy siódmą płytę i wracam do tego, co Oskar powiedział wcześniej - on już nie chce się powtarzać. To jest jak pisanie książek. Większość polskiego rapu wygląda tak, że ludzie do znudzenia piszą w kółko książkę o tym samym. My chcemy żeby to była dobra literatura, a każda płyta ma być trochę o czym innym.
Oskar: Mogę powiedzieć szczerze, że tematy kawałków na Art Brut 2 w połowie podsunąłem ja, w połowie Piotrek. Ale stary, wymyśliliśmy cztery albo pięć razy więcej numerów niż to, co znalazło się na płycie. Przez to, że sami jesteśmy swoimi najsurowszymi krytykami, mamy łatwiejszą pracę. Swoją drogą zajebista metafora z tą książką - to by było proste zrobić siódme Art Brut. Piotrek mógłby zrobić takie beaty, jak w 2014, a ja napisać podobne teksty.
Steez: Ludzie pytali: jak to, tu autobiograficznie, a tu taka historia? Ale my opisujemy te lata także przez pryzmat innych ludzi. Nie należy brać wszystkiego dosłownie.
Nie wiem też, czy dobrze pamiętam, ale ten fragment z giełdy, ten sampel, był dograny potem, na farcie, on nie zainicjował tego pomysłu?
Oskar: Nie pamiętam już czy ten fragment mieliśmy przed powstaniem kawałka czy potem jakoś fartem się trafił. W każdym razie - pasował idealnie.
Działaliście trochę jak pisarze, co chodzą do sądu i szukają w aktach pomysłów na kryminały.
Steez: Tu trzeba przypomnieć genezę Widma. Kiedy do niego usiedliśmy, Oskar stwierdził, że fajnie byłoby zrobić album, który w ciekawy sposób opowiadałby o mocno prozaicznych sprawach. Ale jak nagraliśmy Monzę to skumaliśmy, że płyta chyba jednak nie będzie o przyziemnych tematach (śmiech). Wróciliśmy do tej idei rok później, przy Art Brut 2. Takie Matchboxy - co tam jest spektakularnego? Zwykłe dorastanie dzieciaka. Po prostu chcieliśmy zrobić coś, czego nie zrobiliśmy przy Widmie. Pomyśleliśmy o tym, że lata 90. są ciekawym tematem, który nie jest jeszcze do końca wyeksplorowany. A że wywodzi się z nich polski rap i my wtedy dorastaliśmy, to zajebiście, bo można było ciekawie opowiedzieć o sprawach prozaicznych, które wydarzyły się już jakiś czas temu. Historie, których świadkami były wtedy dzieci, przeżywano w inny sposób niż teraz. Art Brut 2 to świadectwo tamtych czasów. Jak film Mid90s - niby nic wielkiego się tam nie dzieje, ale rzeczywistość dzieciaka dorastającego w skejtowym środowisku w latach 90 wciąga od początku do końca filmu.
Oskar: Oczywiście, niepowielanie tematów z naszej perspektywy jest ważne. Niepowielanie się produkcyjnie i we flow - podobnie. Wiadomo, że ciężko jest nie powtórzyć się przy frazie albo beacie o tempie 60, ale ja staram się robić każdy kawałek inaczej. I to też jest wyzwanie. Nie słyszałem, żeby Piotrek zrobił jakiś beat, który przypominałby coś, co już nagrał. Nie pamiętam drugiego takiego beatu jak K-Pax. I tak samo traktuję flow. Przy Matchboxach próbowałem wiele razy wymyślić patent na ten kawałek i w końcu się udało.
Steez: Jak robię beaty to wiadomo, że staram się wszystko utrzymać w jednorodnej stylistyce, bo lubię, jak styl producenta jest charakterystyczny. W moich oczach to zawsze cechowało zajebistych producentów. Tym niemniej zwróć uwagę na to, co się dzieje w warstwie lirycznej tych kawałków. Oskar nie pisze mi o pomyśle na numer, tylko o tym, że wymyślił w końcu, jakie flow ma mieć w tym kawałku. One nigdy nie są robione na jedno kopyto, niektóre mają fragmenty zaśpiewane, niektóre zarapowane. To jest zajebiście ważna rzecz.
Przywołaliście Widmo - w wywiadach promujących ten album mówiliście, że my jako cywilizacja jesteśmy na skraju upadku, ale to wydarzy się powoli, bez jebnięcia. Zastanawiam się, jak teraz, po roku, odbieracie to, co dzieje się na świecie, kiedy jakieś jebnięcie jednak nastąpiło.
Steez: Wydaje mi się, że album Widmo trafiłby na żyzny grunt, jakby zamienił się datami premiery z Art Brut 2. On mówił o upadku, który nie trwa miesiąc czy rok, ale o pewnych kierunkach, w jakich idzie cywilizacja. I skupiał się na ich negatywnych aspektach. My nie jesteśmy prorokami, którzy będą głosić, że cywilizacja chyli się ku upadkowi. Widmo jest podsumowaniem naszej twórczości, która od zawsze nosiła w sobie nutkę dekadencji, no nie da się tego ugryźć inaczej. Zrobiliśmy takie podsumowanie, rachunek sumienia i z tego wynika, że cywilizacja potencjalnie idzie w jakimś kierunku. Czy tak rzeczywiście jest - ocenimy za kilkadziesiąt lat.
Oskar: Weź imperium osmańskie, ono upadało dziesiątki lat. Pewne kroki spowodowały, że zostali zdominowani przez inną kulturę. I o to nam chodziło, gdy budowaliśmy koncept Widma. Rodzą się inne światy: na przykład Chiny, które będą górować gospodarczo i geopolitycznie nad całym światem. Europa i nasze wartości mogą w perspektywie czasu zostać zdominowane przez inne kultury. Ale nie chcieliśmy oceniać, chcieliśmy zadać pytanie. Zmusić do myślenia.
Mnie bardziej chodziło o to, czy to, co się teraz dzieje, jest właśnie jakimś pierwszym krokiem tego, o czym mówiliście na Widmie.
Steez: Myślę, że nie.
Oskar: Nie, raczej nie.
Steez: Ta sytuacja dla mnie jest ciekawa, bo ilustruje - tylko zaznaczam, to indywidualna opinia, Oskar pewnie będzie mieć swoją - nie to, że nie jesteśmy gotowi na takie zagrożenie, bo nie mamy wystarczająco wielu łóżek czy respiratorów, tylko nie wiemy, jak zareagować. Być może pandemia jest groźna, być może wcale nie jest. Dowiemy się tego, jak przejdzie, zweryfikujemy jak który kraj sobie z nią poradził i policzymy statystyki, bo na razie są liczone w nieustandaryzowany sposób. To, co się wydarzyło, to nie są działania związane tylko i wyłącznie z nauką, medycyną, wiedzą, ale są z tym, co robią media. W konsekwencji ich działań mamy panikę i takie a nie inne reakcje polityków. Na samym końcu nie wiemy jak te działania zostaną ocenione z perspektywy czasu. Jeżeli pchnięcie kraju w zapaść gospodarczą było błędem, to być może nigdy nie dowiemy się tego wprost.
Czy to mi się łączy z albumem Widmo? Tak. Nie wiem jak, ale się łączy.
Oskar: On mówi o upadku, a siłą tego upadku nie jest wirus, który zabija. Siłą jest to, że tak łatwo posadzić cały świat w domach. Ktoś mówi o czymś, co nie jest widoczne. Media i politycy bardzo łatwo mogą spowodować, że jak owieczki robimy to, czego chcą. Siła tych rzeczy, które są poza naszą kontrolą, jest też poza naszą wiedzą. Łykamy bezwarunkowo to, co dostajemy jako społeczeństwo, nieważne, czy jesteśmy w stanie to potwierdzić, czy nie. Jesteśmy łatwi do sterowania przez małą grupę osób. I to jest chyba największy problem obecnych czasów.
Z drugiej strony skąd ludzie, którzy nie mają w rodzinie albo znajomych epidemiologa, mają czerpać wiedzę o tej nowej sytuacji, zwłaszcza jeśli są do tego wystraszeni? Nie bez powodu minister Szumowski w kilka tygodni stał się politykiem, który cieszy się największym zaufaniem Polaków, a przed pandemią mało kto go w ogóle kojarzył.
Steez: Powinniśmy wyciągnąć z pandemii naukę i przeanalizować, czy te ruchy, które zostały podjęte, były słuszne. Nawet nie po to, żeby kogoś rozliczać - może nikt nie był na to przygotowany. Ale żeby przeanalizować, czy to jest właściwy scenariusz i nauczyć się postępować w przypadku kolejnych pandemii. Być może będzie dało się rozegrać wszystko inaczej, żeby nie powodować cierpienia tylu ludzi.
Oskar: Dodatkowo będziemy cierpieli globalnie przez zablokowanie gospodarki. Ona jest ogromnym głazem, który cały czas się toczył. I sprawienie, żeby ten głaz toczył się na nowo tak, jak przed pandemią, będzie wymagało ogromnej siły.
Wracając do tego, co Piotrek powiedział o politykach - to jest ich praca. Decyzje polityków muszą powodować, że utrzymają się przy władzy. Jasne, działają dla naszego dobra, ale każdemu z nich osobiście zależy na utrzymaniu władzy. Minister Szumowski troszczy się o społeczeństwo, ale troszczy się też o swoją rodzinę.
Steez: Tutaj nie ma bohaterów. To, co się stało, jest bardzo zachowawcze. OK, na samym końcu jesteśmy gotowi przyjąć konsekwencje kryzysu gospodarczego, uzasadniając nasze działania tym, co się dzieje na świecie i jak reagują inne kraje, zamiast wprowadzić takie rozwiązania, które może i spotkają się z ostracyzmem sceny światowej, ale dadzą społeczeństwu szansę na sprawniejsze wyjście z tego kryzysu.
Oskar: I summa summarum mogłyby być dla nas dobre. Ale nikt się ich nie podejmie. Ludzie, którzy decydują, boją się radykalizmu.
Macie wrażenie, że te czasy lęku mogą dobrze wpłynąć na sztukę? Że na bazie niepokojów i lęków do mainstreamu trafią rzeczy, które normalnie nie miałyby tam wstępu?
Steez: To by było piękne. Ale kultura na razie dramatycznie cierpi z powodu tej sytuacji, w szczególności nasza branża. Upadnie niesłychana ilość firm związanych z organizacją wydarzeń, z szeroko rozumianą działalnością artystyczną. To, co się dzieje, to jest prawdziwy dramat i o tym trzeba powiedzieć. Jest wielu artystów, którzy nie mają szansy mieć takich wyników sprzedażowych jak my i utrzymują się w dużej mierze z grania koncertów. Dla nas to też ważna sprawa, kochamy grać koncerty, gramy je niezmiennie od lat, ale są ludzie, którzy utrzymują się tylko z tego. I czym oni się teraz zajmą? Może faktycznie wygenerują jakiś ruch, który nagle znajdzie poklask i sprawi, że do kultury popularnej trafią jakieś niszowe rzeczy? Tego nie wiem.
Oskar: Okres zastoju będzie wyniszczał mniejszych, którzy nie mają środków, by zachować ciągłość. Po tym, jak głaz znowu zacznie się toczyć, wszystko przejmą ci więksi. I to jest złe, bo monopolizuje rynek. Jako globalna gospodarka próbujemy uciec od tego, żeby decyzyjność była w rękach nielicznych, lepiej, żeby mogło decydować więcej ludzi. To, co się teraz dzieje, w ogóle temu nie sprzyja.
Pozytywny aspekt jest taki, że zła sytuacja zmusza do działania, a ludzie są z natury kreatywni. I faktycznie może powstać sporo ciekawych projektów, które nie powstałyby, gdyby problemu nie było. Niewątpliwie w sytuacji kryzysowej człowiek wymyśla rzeczy, które umożliwią mu przetrwać. I to się pewnie stanie.
Steez: Jest projekt, który mieliśmy grać w czerwcu, cykl imprez Block Party. Wspólnie z agencją Revolume przeformatowaliśmy koncept na wydawnictwo muzyczne i dajemy fanom szansę wsparcia projektu w opcji wymiany biletów na pakiety preorder. Czasy są dziwne, ale szukamy kreatywnych rozwiązań, które nie tylko pozwolą nam przez nie przejść, ale także dadzą efekty w kolejnych latach.
Wydawało mi się, że bogata oprawa waszych koncertów uniemożliwi granie przez internet. A potem przypomniałem sobie Travisa Scotta w Fortnite i pomyślałem - może właśnie tędy droga?
Steez: Temat streamowania pojawił się u nas na samym początku pandemii. Przypominam, że rozkręciła się chwilę przed naszym pierwszym koncertowym weekendem z nowym materiałem. Tym niemniej uznaliśmy, że to jednak nie jest ani unikatowe, ani nie da ludziom tego, co da koncert na żywo. My zawsze mocno inwestujemy w koncerty, zależy nam na barwnym show. Tego nie przeszczepisz na ekran komputera czy telewizora. Postanowiliśmy wrócić z ciekawszymi, alternatywnymi rozwiązaniami. Rozmowy trwają.
Dobrze jest nie iść na łatwiznę. Stream w zamian za brak trasy... Jako fan oczekiwałbym czegoś większego.
Oskar: Pierwszą rzeczą, która się narzuca każdemu, jest koncert przez internet. Pierwszą rzeczą, która narzuciła się nam, było: nie róbmy koncertu przez internet, bo każdy go zrobi.