„Problem trzech ciał”, czyli nowy serial twórców „Gry o Tron”, który można oglądać na Netfliksie, to ostrzeżenie przed bezczynnością. I odliczanie do katastrofy.
David Benioff i D.B. Weiss, twórcy Gry o tron, biorą się za literaturę fantastycznonaukową. I mierzą się z wielkimi filozoficznymi tematami. W Problemie trzech ciał naczelne miejsce zajmują przemyślenia nad tym, czy byty pozaziemskie istnieją i czy jako ludzkość jesteśmy w stanie zbudować przestrzeń komunikacji z gatunkiem z innej planety.
Serial o lęku przed najazdem kosmitów
Trudno w tym szczególnym przypadku uniknąć spoilerów, dlatego powiedzmy wprost – głównym tematem serialu Benioffa i Weissa jest inwazja kosmitów. Lęk przed najazdem obcych na naszą planetę jest motywem utrwalonym w popkulturze. Najczęściej – w ujęciu kina mainstreamowego – ludzkość pokonuje obcych, po raz kolejny potwierdzając swoją wspaniałość i wyższość; dobro i zło zostają w tym przypadku wyraźnie nazwane i rozgraniczone. W Dniu niepodległości Rolanda Emmericha kosmici posłużyli reżyserowi jako pretekst do pokazania narodu, który musi wznieść się ponad podziały i stanąć do walki w jednej, wspólnej sprawie. Duma narodowa, patriotyczny odruch, odwaga i determinacja, z jaką żołnierze bronią Ziemi przed kosmiczną ekspansją.
W Problemie trzech ciał tego nie znajdziecie. Nie spodziewajcie się też ani kosmitów, ani wielkich kosmicznych bitew.
Serial Benioffa i Weissa jest w zasadzie opowieścią o komunikacji międzykulturowej. Przywodzi to na myśl Nowy początek Denisa Villeneuve’a, w którym toczy się specyficzna gra polegająca na odszyfrowywaniu języka pozaziemskiej cywilizacji. Celem ma być nawiązanie z nią kontaktu, tyle że nauka okazuje się być bezradna wobec spotkania z obcymi. Problem trzech ciał stawia podobne pytanie o kondycję współczesnych teorii i kluczowych kierunków w badaniach nad zasadami funkcjonowania wszechświatem. Fizyka ma swoje ograniczenia, Einstein nie miał we wszystkim racji – powtarzają bohaterowie, poddając pod wątpliwość myślenie racjonalne. W pewnym momencie pojawia się pytanie o wiarę w Boga. Ujawnia się w podejściu do zjawisk sprzecznych z logiką i ludzkim doświadczeniem, które to mogą być niewyjaśnialne nawet przez narzędzia naukowe. Erudycja, aktualny stan naszej wiedzy, nie wystarczają, by zrozumieć prawdziwą powagę i wielowymiarowość sytuacji, przed jaką stoi ludzkość.
„Problem trzech ciał” metaforą katastrofy klimatycznej
Kosmiczne inwazje zawsze pełniły w kinie funkcję emanacji bieżących lęków, które trapią społeczeństwo. Najbardziej wymownym przykładem jest Inwazja porywaczy ciał, klasyk amerykańskiego kina lat 50., w którym światowy kryzys towarzyszący przybyciu obcych na Ziemię był czytelną metaforą widma komunizmu i zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego. Od pierwszego odcinka Problemu trzech ciał trwa nieuchronne odliczanie. Do czego? Pytanie musi pozostać nierozstrzygnięte, ponieważ samej inwazji w serialu nie widzimy. Nie wiemy, jak kosmici wyglądają, nie możemy sobie ich nawet wyobrazić. Na sto procent wiemy tylko tyle, żę dotrą na Ziemię dopiero za czterysta lat. Tyle czasu zostało nam na przygotowanie się do katastrofy, która nastąpi po ich przybyciu. Ludzie muszą zdecydować, jak przygotować się i jak odpowiedzieć na nadciągające zagrożenie.
Klucze odczytania mogą być różne, jednak skojarzenie ze zmianami klimatycznymi nasuwa się samo. Katastrofa, jaka czeka przyszłe pokolenia, jest trudna do zaobserwowania gołym okiem, jej skutki są oddalone w czasie o stulecia, przez co wydają się abstrakcyjne. W Problemie trzech ciał najwyraźniej wybrzmiewa kwestia próby zainaugurowania rozmowy na temat przyszłości. Czy powinniśmy już teraz przygotowywać się na najgorsze? Czy lepiej ignorować wszelkie znaki i odsunąć ten moment w czasie, jak najdalej się da? Czemu niby mam się przejmować czymś, co będzie za czterysta lat? Nie mam nad tym kontroli. Czy moi przodkowie zastanawiali się, co będzie robić ich prapraprawnuk? Nikt z nas nie dożyje tego dnia. Nie dotyczy nas to bezpośrednio – stwierdza stanowczo się jeden z bohaterów. Ktoś inny zwraca uwagę, że w całej sytuacji nie chodzi o to, jak my możemy pokonać zagrożenie, ale jak mogą to zrobić nasi potomkowie. Dzieci naszych dzieci za kilkanaście pokoleń.
Trudno przejąć się losem bohaterów
Serial jest pełen ciekawych pomysłów i pytań – od przeoczenia dowodów katastrofy, które stało się symptomem naszych czasów i za które przyjdzie zapłacić olbrzymią cenę, przez motyw katastrofalnego w skutkach efektu motyla (jedna podjęta w przeszłości decyzja może mieć wpływ na całe pokolenia), po podejście do tematu sztucznej inteligencji i wirtualnej rzeczywistości. Technologia VR przenosi bohaterów do świata obcej cywilizacji, w którym ma dojść do nieuniknionego kataklizmu – planeta, którą ich gatunek zamieszkuje od wieków, zostanie rozerwana na pół i wessana przez jedno ze słońc. Jedyna szansa na przetrwanie to ucieczka i znalezienie w kosmosie nowego domu.
Szkoda tylko, że twórcy bezlitośnie przeczołgują widzów przez liczne, rozwlekłe wątki poboczne, skoki czasowe i zmiany perspektyw. Kosmologia, teologia i teorie spiskowe splatają się w ciasnym uścisku; przy różnych okazjach przecinają się drogi Henryka VIII, Kopernika, Francisa Bacona i przedstawicieli rewolucji kulturalnej w Chinach. Na papierze ta nadwyżka zagadnień i postaci mogła być zaletą, na ekranie tworzy wrażenie chaosu. Jest tego tyle, że trudno czasem się w tym połapać, największe zastrzeżenie budzą jednak historie relacji między bohaterami. Większość z nich narysowana jest grubą kreską, osobowości kolejnych bohaterów są ledwo zasygnalizowane, niedostatecznie udaje się uwydatnić ich etyczne dylematy. Nie da się z nimi zżyć, trudno jest przejąć się ich losem. Znacznie ciekawsze od ludzi są w tym przypadku naukowe dywagacje; bezduszne ciągi zer i jedynek.
Komentarze 0