Dyskryminacja kobiet w środowisku reżyserskim - szczególnie jeśli mówimy o Hollywood - nie jest wymysłem liberalnych mediów. Wystarczy przytoczyć procentowy udział twórczyń w rynku filmowym na przestrzeni ostatnich lat.
Wiele mówiło się o tym, że ubiegły rok miał być przełomowy pod względem kinowych tytułów, reżyserowanych przez kobiety. W latach 2011-2017 ich udział w amerykańskim rynku - biorąc pod uwagę czołowe 250 produkcji filmowych - wynosił zaledwie 4-7%. W 2018 roku osiągnął poziom 8%, w 2019 roku wynosił już 13%, a w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy skoczył do 18%. Tendencja wzrostowa będzie się utrzymywać, ale nie oszukujmy się - te wyniki wciąż nie zadowalają. Pozwalają natomiast optymistycznie patrzeć w przyszłość, bo reżyserki zbyt długo były traktowane przez gigantyczne studia w kategorii zjawisk lub ciekawostek. To skamieniałe podejście ulega wreszcie zmianie, chociaż wypada wspomnieć, że do tej pory tylko jedna kobieta wygrała Oscara za najlepszą reżyserię - Kathryn Bigelow. W całej historii nominację w tej kategorii otrzymało... pięć twórczyń. Poza laureatką statuetki za The Hurt Locker - były to Sofia Coppola, Lina Wertmüller, Greta Gerwig i Jane Campion. Wszystko wskazuje na to, że niebawem ta liczba się powiększy.
Tego typu przewidywania są uprawdopodobnione nie tylko ze względu na notowania i sukcesy Nomadland, ale też z uwagi na informację, że na okres 2021-2022 potwierdzonych zostało 20 hollywoodzkich filmów z kobietami za kamerą. Jak podaje portal Indiewire - w poprzednich latach prongozy również oscylwoały w okolicach dwudziestki, ale trzeba wziąć poprawkę na kryzys, który poważnie dotknął kinematografię.
Taka liczba filmów przygotowywanych przez reżyserki stanowi kolejny element powolnej - ale niezwykle potrzebnej - ewolucji w branży filmowej, która od lat faworyzuje mężczyzn. Z jednej strony mamy więc tendencję wzrostową i powód do radości. Z drugiej - krach, który być może wyhamuje zmiany i spowoduje, że produkcje będą powstawać rzadziej lub trafią bezpośrednio na platformy streamingowe. Pytanie brzmi: kto okaże się największym beneficjentem sytuacji?
Od kina autorskiego do superbohaterek
Jednym z ważniejszych przykładów jest chińska reżyserka Chloé Zhao, której film Nomadland wygrał większość końcoworocznych podsumowań, zgarnął kilka festiwalowych statuetek (m.in. weneckiego Złotego Lwa), a w lutym pojawi się w Polsce. Oszczędny w środkach dramat - z niezawodną Frances McDormand w roli głównej - jest ekranizacją książki Jessiki Bruder i - w dużym skrócie - opowiada historię współczesnych amerykańskich nomadów. Typowany jest do zwycięstwa w wielu oscarowych kategoriach. W tym tych najważniejszych. Na werdykt będziemy musieli poczekać do wiosny, ale w międzyczasie Zhao już pracuje nad następnym filmem. Mowa o marvelowskiej produkcji Eternals, która ma wypełnić bohaterską lukę po sadze o Avengersach. Ciekawostka - po sukcesie Zimnej wojny pojawiły się informacje, jakoby Tomasz Kot miał być zaangażowany w jedną z ról, ale ostatecznie otrzymał ją znany z Gry o Tron Richard Madden.
Anyways, przykład Zhao - podobnie jak Patty Jenkins - pokazuje, że skostniałe struktury hollywoodzkich stajni ulegają przemianie i dopuszczają do reżyserskich stołków nie tylko oklepane męskie nazwiska. Podobnie jak w przypadku mniejszości rasowych i seksualnych - można polemizować, czy na wczesnym etapie nie prowadzi to do zgubnego mechanizmu tokenizacji, ale uważamy, że zmiany są potrzebne, a tego rodzaju ruchy zwiastują nadejście lepszych czasów dla regularnie dyskryminowanych grup społecznych.
Dla Disneya/Marvela to niejedyne głośne produkcje z kobietami za sterami. Dodajmy: drugą część Captain Marvel (Nia DaCosta, której remake Candymana niebawem pojawi się na ekranach kin), film poświęcony Natashy Romanoff, czyli Black Widow w reżyserii Cate Shortland czy Flora & Ulysses (Lena Khan) - przygotowany z myślą o Disney+. A pamiętajmy, że mówimy o wstępnej liście i te liczby mogą jeszcze ulec zmianie. Wiele zależy od pandemii koronawirusa i tego, czy wszystkie produkcje będą realizowane zgodnie z zaplanowanym harmonogramem oraz kondycji kin po ostatnich tąpnięciach.
Poszukiwanie siebie i powrót do Matriksa
W 2021 roku będziemy mogli obejrzeć debiut reżyserski Robin Wright, doskonale znanej szerszej publiczności z roli Claire Underwood w serialu House of Cards. Land ma opowiadać o kobiecie (w tej roli Wright) poszukującej nowego życia poza cywilizacją. W pakiecie ze wspomnianym wcześniej Nomadland może stanowić ciekawą wizję współczesnej egzystencji poza przyjętymi społecznie normami.
Jak już przy eskapizmie jesteśmy - zróbmy mały trip do alternatywnej rzeczywistości. Na koniec tego roku zaplanowana jest premiera czwartej części Matriksa, którą tym razem przygotowuje tylko jedna z sióstr Wachowskich - Lana. Uważamy pierwszą odsłonę przygód Neo za arcydzieło światowej kinematografii i obraz przełomowy na wielu płaszczyznach. Później z utrzymaniem formy bywało różnie. Z tych powodów podchodzimy do nadchodzącej czwórki ze sporym dystansem i ogromną ekscytacją jednocześnie. Matrix 4, w którym mają pojawić się m.in. Keanu Reeves, Priyanka Chopra, Yahya Abdul-Mateen II i Carrie-Anne Moss to jeden z dwóch potwierdzonych do tej pory filmów ze studia Warner (obok Reminiscence Lisy Joy, scenarzystki Westworld), gdzie za kamerą stanie kobieta. Oba pojawią się od razu w kinach i na HBO Max.
Skoro poruszony został wątek platform streamingowych - dwa klepnięte filmy od Paramount Pictures trafią bezpośrednio na Apple TV+ i będą to Spellbound (Vicky Jenson) oraz Luck w reżyserii Peggy Holmes. Poza wspomnianymi wcześniej produkcjami WB oraz wyjątkiem ze stajni Disneya - wszystkie tytuły mają docelowo trafić na wielki ekran. Scenariusz raczej mocno optymistyczny, ale kto wie, może na wiosnę sytuacja się ustabilizuje i sale ponownie wypełnią się widzami - choćby w ograniczonej liczbie?
Bazując zatem na dostępnych prognozach i potwierdzonych datach premier, wiele wskazuje na to, że Hollywood zaczyna rozumieć - trwający od wielu lat - problem męskiego monopolu. Kobiety-reżyserki dostają coraz ciekawsze propozycje, studia zauważają ich obecność i oferują pracę przy znaczących projektach. Historia dzieje się na naszych oczach, a my stajemy się świadkami zmian, które redefiniują codzienność kinomanów.