Przestańmy w końcu być wyrozumiali dla raperów i ich żenujących koncertów (FELIETON)

comethgl.jpg

Zgodnie ze starożytną maksymą wszystko płynie nauczyłem się, że nie warto przywiązywać się zanadto do stanu rzeczy. Ta sławetna otwarta głowa, do której tak często się dziś odnosimy, to bardzo ważna rzecz. Ale otwarta głowa nie jest równoznaczna z bezkrytycznym myśleniem.

Warszawska Proxima. Klub w okolicy akademików, przez co klimat mocno studencki. Ale dzisiaj nie ma tu żadnych otrzęsin, zamiast tego mamy koncert amerykańskiego rapera. Z rozpiski godzinowej wynika, że koncert zacznie się o 21:00, ale wiadomo – to amerykański raper. Trzeba doliczyć mniej więcej 20-30 minut. Swoją drogą, co oni robią na tych backstage’ach, że nie mogą wyjść na czas?

W tym miejscu kończy się wspólna część dwóch historii, które naprawdę miały miejsce. Pierwsza dotyczy koncertu J.I.D., który odbył się 19 grudnia, a druga występu Comethazine 5 lutego.

1. JID

Na wyjście JID-a na scenę czekałem maksymalnie 20 minut. Podczas delikatnej rozgrzewki poprowadzonej przez DJ-a naprzeciwko sceny ustawiono został zegar cyfrowy, wskazujący 60 minut. Będzie odliczanie. Dziwne, ale okej – w końcu czas to pieniądz. Bywałem na krótszych koncertach. Reprezentant Dreamville Records pojawia się w końcu na scenie, a zegar, tak jak się spodziewałem, ruszył. Na początku mniej znany numer z debiutu płytowego. Część widowni nieśmiało podśpiewuje, reszta buja się z zajawką. Później było już tylko lepiej – EdEddnEddy, Meditate, Off Deez, Workin’ Out, Never, Down Bad, 151 Rum i Costa Rica chwyciły elegancko. Sam performance był praktycznie bez zarzutu, chociaż na żywo wyszło, że JID nie umie śpiewać. Parę dni później okazało się jednak, że raper zmagał się z wczesnymi objawami zapalenia gardła, przez co kolejny gig musiał odwołać. Oprócz kiepskiego wokalu wszystko się tam zgadzało. Byłem pod wrażeniem techniki, jaką prezentuje na swoich numerach (przyspieszenia i częste zmiany flow), ale po usłyszeniu go na żywo byłem w szoku. Tam nie ma udawania – on naprawdę tak nawija.

Kiedy zegar dobił zera, JID ukłonił się, podziękował za przyjęcie i zszedł ze sceny. Z Proximy wyszedłem zadowolony, pełen podziw!

2. Comethazine

Na Comethazine’a przyszło poczekać mniej więcej godzinę. Okazało się, że raper spóźnił się 45 minut do samego klubu, co później miał tłumaczyć kłopotami z aklimatyzacją. W Warszawie był co prawda już dzień wcześniej, ale okej. Kiedy już pojawił się na scenie, publiczność oszalała. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem tak szybko stworzonego moshpitu i tak dantejskich scen w jego środku. Trzeba przyznać, że z fanbase’em w Polsce Cometh trafił w dziesiątkę. Nawet obserwując koncert z odległości słyszałem rapowane przez tłum wersy – większość kawałków znali chyba na pamięć. I tu robi się problem.

Stojąc z tyłu sali lepiej słyszałem rapujący tłum, niż wyposażonego w mikrofon podłączony do profesjonalnego nagłośnienia rapera. Wszystkie grane na koncercie numery były dokładnie tymi, które możecie sobie puścić w swoim serwisie streamingowym. To nie były instrumentale czy wersje przygotowane na koncert – takie, w których część nagranych wersów jest przyciszona, części nie ma w ogóle, a niektóre są zachowane oryginalnie. Poirytowany zacząłem zwracać większą uwagę na to, jak na scenie zachowuje się główny bohater, bo dookoła wszystko się zgadzało. I wiecie co? Sytuacja, w której Cometh nawijał co drugi wers była raczej rzadkością. Co trzeci – zdarzało się już nieco częściej. Połowę wersu, a kilka kolejnych pozostawionych playbackowi? Norma.

Owszem, zdarzały się wyjątki – kiedy raper poleciał całą zwrotkę czy cały refren od początku do końca. Czym jednak jest w tym przypadku wyjątek, jak nie czymś, co potwierdza regułę?

Chyba najbardziej komiczną sytuacją był jednak moment, w którym któryś z fanów postanowił wrzucić na scenę koszulkę. Chwila konsternacji i niezręczna cisza, która towarzyszyła temu wydarzeniu, zaczęły trącić absurdem. Raper stał na scenie, jakby był obrażony, nadal trzymając mikrofon w ręku. Do podejrzanego o tak niechlubny czyn podszedł stojący z boku sceny manager/ochroniarz i wlepiając w niego gniewne spojrzenie pchnął go i zagroził, że nie można tak robić. Po kolejnej chwili niezręcznej ciszy odezwał się w końcu DJ rapera, który poprosił o niewrzucanie rzeczy na scenę. Serio?

Niżej znajdziecie amatorskie nagrania z koncertu, które udało mi się znaleźć na YouTube.

Rap to gatunek chałupniczy – do stworzenia beatu wystarczy komputer i Fruity Loops. Do nawinięcia wersów potrzebujemy z kolei komputera i mikrofonu – zwrotek nie trzeba przecież nawet pisać. Zbierając jednak wokół siebie grono fanów, oddanych słuchaczy, którzy znają każdą linijkę twoich tekstów, raper mógłby zebrać się na odrobinę szacunku dla odbiorców. Czy naprawdę prosimy o wiele? Nawinięcie WŁASNYCH tekstów na żywo na scenie. Do mikrofonu. Tylko i aż tyle.

Nie miałbym zupełnie żadnego problemu z takimi eventami. Zajawiona publika pojawia się w sali koncertowej, uprzednio płacąc za wejście. Na scenie pojawia się wykonawca numerów, który buja się wraz z tłumem, hype’uje przybyłych na wydarzenie słuchaczy. Od czasu do czasu nawinie kilka wersów. Nie nazywajmy jednak takich wydarzeń koncertami. Niech to będą imprezy, soundsystemy, cokolwiek. Pole do grania koncertów zostawmy artystom, którzy rzeczywiście są w stanie podołać takim wyczynom.

Nie przekona mnie argument tempa, jakie obiera w swoich numerach Comethazine. Wspomniany wcześniej J.I.D. w swoich kawałkach nawija niejednokrotnie dużo szybciej, dużo bardziej skomplikowane pod względem dykcyjnym wersy. Na żywo. Z początkami zapalenia gardła. Dla porównania - niżej znajdziecie niewiele różniący się od warszawskiego występ twórcy 151 Rum 2 tygodnie przed warszawskim gigiem, w Rotterdamie.

Postawmy poprzeczkę wyżej, niż jest ona aktualnie zawieszona. Takie wyczyny, jakie odwalił Comethazine w Warszawie, nie są już nawet robieniem sobie żartów z odbiorcy. To zjawisko coraz częstsze, o czym zresztą pisaliśmy po Migosach na Open’erze i A$AP Rockym w Krakowie. Przestańmy być wyrozumiali dla niekompetencji. Nie mylmy otwartej głowy i zmieniającej się stylistyki grania koncertów z jawnym olewem widza. Albo stwórzmy dwie osobne kategorie: koncerty oraz imprezy hip-hopowe. I tyle.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Za radiowym mikrofonem w zasadzie od początku istnienia stacji, później był też członkiem redakcji netu. Z muzyką wszelaką za pan brat od dzieciaka.