Debata o tym, czy warto przedłużać kontrakt Niklasa Suelego i jak wiele znaczy jego strata, trwała w ekipie mistrzów Niemiec od dawna. Jednak ani zwolennicy talentu stopera, ani ci, którzy uznawali go za co najwyżej przydatnego, nie mają raczej wątpliwości, że dla najgroźniejszego konkurenta w kraju pozyskanie go będzie wzmocnieniem. Borussii udało się przeprowadzić ruch dobry dla całej Bundesligi.
Jak to w Monachium często bywa, w weekendowym meczu Bundesligi najważniejsze nie było wcale to, co działo się na boisku, lecz w strefie mieszanej. Zawodnicy nie rozmawiają przecież z mediami co dzień, a nawet jeśli to robią, przekaz jest w dużej mierze wygładzany przez klub i agentów. Dlatego pomeczowe rozmówki są często jedyną możliwością, by usłyszeć w miarę spontaniczny komentarz różnych zawodników na toczące się wokół klubu tematy. W sobotę najbardziej rozgrzewała monachijczyków sprawa Niklasa Suelego. Reprezentacyjny stoper zdecydował się odrzucić złożoną mu przez Bayern ofertę przedłużenia wygasającego w lecie kontraktu i opuścić Monachium. Karl-Heinz Rummenigge, były wieloletni prezes mistrzów kraju, bagatelizował stratę, mówiąc, że 26-latek był zawodnikiem “co najwyżej przydatnym”. Nie wszyscy się z nim zgadzali. Julian Nagelsmann, który prowadził środkowego obrońcę już w Hoffenheim, przyznawał, że żałuje odejścia tego piłkarza. A kapitan Manuel Neuer stwierdził wprost, że odejście Suelego “wszystkich tu irytuje”. Klub nie zamierzał o niego walczyć za wszelką cenę, bo po niemal pięciu latach jego występów w Monachium działaczom wciąż brakowało przekonania, czy to zawodnik klasy międzynarodowej. Byli gotowi go zatrzymać, ale nie wydając zbyt dużych pieniędzy. Choć ze wszystkich stoperów gra w tym sezonie najwięcej, docelową parę mają tworzyć Francuzi Dayot Upamecano i Lucas Hernandez. Suele miał być co najwyżej ich uzupełnieniem.
Prawdziwej temperatury debata o 37-krotnym reprezentancie Niemiec nabrała jednak dopiero w ostatnich dniach. Najpierw dlatego, że Volger Struth, agent piłkarza, zdradził w niedzielę, że decyzja o tym, w jakim klubie zagra jego klient, już została podjęta, a później ze względu na to, że już w poniedziałek oficjalne stało się, że podpisał czteroletni kontrakt z Borussią Dortmund. Wprawdzie już wcześniej, im bardziej negocjacje w Monachium zmierzały do negatywnego końca, przymierzano go do BVB, ale wielokrotnie podkreślano, że piłkarz nie jest zainteresowany grą w innym niemieckim klubie. Miał mieć opcje zagraniczne, łączono go z klubami angielskimi, a ostatnio intensywnie z Barceloną. Nie było wątpliwości, że ma opcje, które dadzą mu większe zarobki niż Dortmund. A można było podejrzewać, że sportowo też przynajmniej nie straci. Borussia zaskoczyła więc wszystkich.
Choć Suele zagrał dla Bayernu już 159 razy, zdobył cztery mistrzostwa Niemiec i Ligę Mistrzów (grał ponad godzinę w finale z PSG), nigdy nie stał się w Monachium postacią, jaką widziano w nim, gdy w 2017 roku przeprowadzał się z Hoffenheim do Bawarii. Miał stać się liderem obrony mistrzów Niemiec i reprezentacji kraju. Miał rozwinąć się w piłkarza światowej klasy, łączącego potężną siłę fizyczną (195 cm wzrostu i blisko sto kilogramów wagi) z zaskakującą szybkością i naprawdę niezłą techniką. Wszystkie te komponenty rzeczywiście wnosił do gry. Jednak w żadnym stopniu nie okazał się liderem. Ba, to raczej on sprawiał wrażenie, że potrzebuje prowadzenia. Najlepiej spisywał się, gdy miał u boku kogoś, kto dyryguje całą defensywą.
WĄTPLIWE NASTAWIENIE
Do wątpliwości, jakie mu towarzyszą, dochodzą też kwestie pozaboiskowe. Gołym okiem widać, że diety Suelego nie sporządza Anna Lewandowska. Zawodnicy Bayernu już wiele razy dziwili się wielkościom porcji, jakie jest w stanie wchłonąć stoper. Żartowali (choć było w tym ziarno prawdy), że przed wejściem na wagę głoduje dwa dni w saunie, żeby nie płacić kar. Takie nastawienie do zawodu nie do końca się w klubie podobało. Bo świadczyło o tym, że Suele nie przesiąkł do szpiku kości mentalnością Bayernu, każącą podporządkować absolutnie wszystko zwycięstwu. Suele może być ceniony, może być w drużynie lubiany, Neuer może mieć rację, że wszyscy są podirytowani jego odejściem. Ale Rummenigge też ma rację. Suele był co najwyżej przydatny. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie kontuzje. Stoper już dwa razy w karierze zerwał więzadła krzyżowe. To drugie, doznane w czasach monachijskich, wyraźnie spowolniło jego karierę.
DYLEMATY BAYERNU
Z perspektywy Bayernu jego strata może być jednak z kilku powodów problematyczna. Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że zawodnik z podstawowego składu Bayernu z miejsca stanie się wzmocnieniem Borussii, zwłaszcza że jej linia obrony należy w tym sezonie do najsłabszych w lidze. Po drugie, inaczej niż kilka lat temu w przypadku Hummelsa, mowa nadal o piłkarzu tylko 26-letnim, który w dalszym ciągu może nabrać cech osobowościowych, jakich dotąd mu brakowało. Zwłaszcza w innym otoczeniu. Zwłaszcza w otoczeniu, które widzi w nim lidera, czołową postać defensywy i autentyczne wzmocnienie, a nie kogoś na doczepkę. A jeśli tak się stanie, może się nagle okazać, że najlepszy niemiecki stoper gra w Dortmundzie, a nie w Monachium, czego Bayern raczej chciałby uniknąć. Po trzecie, mistrzowie muszą teraz ściągnąć jego następcę, co nie będzie łatwe, bo szukają przecież kogoś, kto raczej nie będzie podstawowym stoperem, ale nie obniży jakości kadry. Nie będzie łatwe znalezienie kogoś takiego, bo za Nico Schlotterbecka z SC Freiburg trzeba wydać dwadzieścia milionów odstępnego, a Antonio Ruedigerowi i Andreasowi Christensenowi z Chelsea klub musiałby zapłacić bardzo wysokie pensje, znacznie wyższe niż Suelemu. Poza tym wedle doniesień oni akurat nie mają Bayernu na pierwszym miejscu na liście planów na przyszłość. Gdyby zaś skończyło się ściągnięciem Matthiasa Gintera, co sugerował ostatnio Łukasz Piszczek, któremu kończy się kontrakt w Borussii Moenchengladbach, trudno by było mówić o podniesieniu jakości kadry.
DOWÓD AMBICJI
Suele, przechodząc do Dortmundu, dał dowód sportowej ambicji, bo są miejsca, w których mógłby zarobić więcej. W Monachium zarzuca mu się oczywiście, że nie podjął walki o miejsce w składzie i zbiegł przed wyzwaniem, ale to może być właściwy krok w osobistym rozwoju, choć na pewno w nowym klubie będzie mu trudniej o rozbudowywanie listy trofeów. Zawodnik, komentując decyzję, mówił o poczuciu, że był w Borussii faktycznie chciany i wydaje się, że to rzeczywiście mogło być kluczowe. Piłkarze, oprócz splendoru i pieniędzy, chcą często mieć poczucie, że docenia się ich za to, co robią. Nie tylko wypowiedź Rummeniggego świadczy o tym, że w Monachium nie do końca to miał. W Dortmundzie sytuacja będzie na pewno wyglądać inaczej. A przez to i sam Suele może wyglądać inaczej. Pewniej.
TRZECIA DROGA
Najwięcej gratulacji za ten ruch powinna jednak zbierać Borussia, która co okno transferowe staje przed bardzo trudnym zadaniem zmniejszenia jakościowej luki, jaka dzieli ją od Bayernu. Nie ma gwarancji, że Suele rzeczywiście jeszcze się w Dortmundzie rozwinie i Bayern, pozwalając mu odejść, popełnia błąd. Ale właśnie takie okazje BVB musi próbować wykorzystywać. Liczyć, że monachijczycy się pomylą, dając im okazję trochę się zbliżyć. Dortmundczycy tracą w tym sezonie tak wiele goli, jak zespoły z okolic strefy spadkowej. Niepewna jest przyszłość Dana-Axela Zagadou, któremu kończy się w lecie kontrakt. Mats Hummels ma już 33 lata i podobnie jak Manuelowi Akanjiemu umowa kończy się mu w 2023 roku. Suele powinien być stabilizatorem obrony na lata. A w najbliższym czasie doświadczenie Hummelsa i cechy przywódcze Akanjiego powinny mu pomóc dobrze wpasować się do zespołu. Ten transfer nie stanowi jednak tylko wzmocnienia personalnego Borussii, ale jest też dobrym sygnałem dla całym Bundesligi. Bo pokazuje, że dla zawodników z podstawowego składu reprezentacji Niemiec istnieje jednak jeszcze jakaś trzecia droga pomiędzy grą w Bayernie albo grą w którymś z wielkich zagranicznych klubów. Borussia też może mieć im coś atrakcyjnego do zaoferowania. I też może mieć siłę przyciągania przynajmniej niektórych z nich.
KALKULACJA NEUERA
Także w ostatnich dniach okazało się, że tuż po tym, jak Neuer skomentował transfer Suelego, udał się do Innsbrucka, by przejść operację usunięcia części łękotki. Niedzielny komunikat o zabiegu napłynął kompletnie niespodziewanie, bo jeszcze w sobotę bramkarz normalnie bronił w starciu z RB Lipsk, nie zdradzając żadnych oznak bólu. Konieczność przeprowadzenia operacji wisiała w powietrzu już od jakiegoś czasu, jednak teraz uznano, że jest na nią dobry moment. Po ograniu wicemistrza i jednoczesnej kompromitacji Borussii w meczu z Bayerem Leverkusen (2:5) przewaga Bayernu nad drugim miejscem wzrosła do komfortowych dziewięciu punktów. W Lidze Mistrzów Bawarczycy wylosowali Red Bull Salzburg, czyli uniknęli przeciwnika wagi ciężkiej, a w Pucharze Niemiec już ich nie ma.
POWRÓT NA KWIECIEŃ
Nikt tego głośno nie powiedział, ale nasuwa się oczywista myśl, że w Monachium przeprowadzili szybką kalkulację. Skoro Neuer ma pauzować cztery-sześć tygodni, jedyne naprawdę ważne i trudne mecze, które opuści, to starcia z mistrzem Austrii. Je powinno się jednak udać przetrwać nawet ze Svenem Ulreichem w bramce. Poza nimi monachijczyków czekają starcia z Bochum, Greutherem Fuerth, Eintrachtem i Bayerem oraz ewentualnie — jeśli rehabilitacja się wydłuży — z Hoffenheim i Unionem Berlin. Nawet jeśli w którymś z nich Bawarczykom powinie się noga, przewaga nad konkurencją jest na tyle bezpieczna, że nie trzeba będzie rozdzierać szat. A tym sposobem Neuer będzie gotowy i w pełni formy na kwiecień, gdy w decydującą fazę będą wchodzić Liga Mistrzów i Bundesliga. Także z myślą o tym, by Bayern nie miał w przyszłości takiego komfortu oszczędzania w środku sezonu kapitana i podstawowego bramkarza, fani niemieckiej piłki powinni więc trzymać kciuki, by transfer Niklasa Suelego do Dortmundu naprawdę okazał się strzałem w dziesiątkę.