Rady Neymara, korki Messiego i geny legendy. Marcus Thuram na wielkiej scenie

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
GettyImages-1228510448-e1604939497866.jpeg
Christian Verheyen/Borussia Moenchengladbach via Getty Images

Jako dziecko lekką ręką oddał kumplowi buty, które sprezentował mu Lionel Messi. Gdy ojciec zabierał go do pracy, ucinał sobie czasem pogawędki z Thierrym Henrym, do którego dziś jest porównywany. Syn rekordzisty francuskiej piłki zaczyna pisać własną historię.

By wejść do pomieszczeń stadionu San Siro kilka godzin przed meczem Ligi Mistrzów, trzeba się wylegitymować. Jednak jeśli nie ma się odpowiedniego identyfikatora, można spróbować innego sposobu. Marcus Thuram z Borussii Moenchengladbach wpisał w wyszukiwarce swoje imię i nazwisko, by udowodnić nieprzekonanemu ochroniarzowi, że ten zamaskowany człowiek, który przed nim stoi, to faktycznie gwiazda rywala Interu Mediolan. Zdjęcie Francuza, szukającego w Google’u samego siebie, obiegło niedawno media społecznościowe. W środę raczej nie będzie musiał znów wyciągać iPhone’a, by dostać się na Stade France. Nawet jeśli do drużyny mistrzów świata został powołany po raz pierwszy, we Francji jego nazwisko zna każdy. To przecież syn legendy. Liliana, mistrza świata z 1998 roku i rekordzisty pod względem liczby występów w reprezentacji.

PORÓWNANY DO HENRY’EGO

Na hasło „syn legendy”, które praktycznie zawsze słyszy w wywiadach, 23-latek ma już wypracowaną kontrę. – Jeśli jesteś z Beyonce, nie myślisz, że jest legendą, tylkotylko że jest twoją dziewczyną. Tak samo jest w mojej relacji z ojcem – opowiada przykładem, który przemawia chyba tylko do partnerów amerykańskiej piosenkarki. Coraz rzadziej zawodnik Borussii Moenchengladbach funkcjonuje jednak jako syn znanego ojca, a coraz częściej jako kolejny ciekawy ofensywny zawodnik we francuskim futbolu. Kiedy Arsene’a Wengera zapytano niedawno, czy widzi na horyzoncie kogoś podobnego do Thierry’ego Henry’ego, wskazał właśnie Thurama. To pokazuje, jaki postęp zrobił w trakcie sezonu spędzonego w Niemczech. Jeszcze rok temu, gdy Borussia płaciła za niego Guingampowi dziewięć milionów euro, zestawiano go co najwyżej z Anthonym Martialem.

MIĘDZYNARODOWE DZIECIŃSTWO

Tak, jak Lilian Thuram nie jest dla gracza Gladbach legendą, tylko ojcem, tak Henry nie jest idolem, lecz dawnym kolegą ojca z pracy. – Zdarzało mi się rozmawiać z nim oraz z Erikiem Abidalem w szatni Barcelony, gdy tata zabierał mnie czasem na treningi – mówił napastnik w majowym wywiadzie dla „11Freunde”. Dzieciństwo debiutanta w kadrze Didiera Deschampsa przebiegało zgodnie z rytmem, który wyznaczała kariera ojca. Urodził się w Parmie, tuż po tym, jak Lilian został piłkarzem tego klubu. Później przeniósł się z nim do Turynu, a następnie do Barcelony, cały czas uczęszczając do anglojęzycznych szkół. We Francji pierwszy raz zamieszkał dopiero jako 11-latek, gdy Lilian Thuram zakończył karierę i osiadł w Paryżu.

ODDANE BUTY MESSIEGO

Obracanie się od dziecka w wielkim piłkarskim świecie trochę zaburzyło u młodego Francuza postrzeganie, co jest zwykłym przedmiotem, a co relikwią. – Leo Messi dał mi kiedyś w prezencie parę korków. Długo grałem w nich potem w piłkę. Nie były dla mnie jednak wówczas niczym wyjątkowym. Traktowałem Messiego dokładnie tak samo, jak każdego innego piłkarza, z którym grał mój tata. To byli ludzie, których widywałem praktycznie codziennie. Mój kolega z zespołu postrzegał już jednak Messiego tak, jak większość ludzi. Był szalony na punkcie moich butów i namawiał mnie tak długo, aż w końcu po prostu mu je dałem. W ten sposób oddałem lekką ręką buty Messiego. Byłem dzieckiem, więc nie do końca wiedziałem, co robię – opowiadał na oficjalnej stronie Bundesligi.

SIŁA GORYLA

Ojciec, który nadał mu imię na cześć Marcusa Garveya, jamajskiego aktywisty, nie zachęcał go do kariery piłkarskiej. Wręcz namawiał do próbowania innych dyscyplin jak dżudo czy szermierka. Syn miał jednak inne pasje. Uwielbia anime, przede wszystkim „Dragon Balla”. Oraz „King Konga”, który sprawił, że wielką sympatią darzy goryle. To dlatego emoji z tym zwierzęciem tak często można znaleźć przy jego postach w mediach społecznościowych. Lilian, jeden z najbardziej zaangażowanych aktywistów antyrasistowskich w świecie piłki, raczej nie jest zadowolony, słysząc, gdy jego syn mówi w wywiadach, że „ma siłę goryla, prawdziwego króla dżungli”. Sam przecież od lat zwraca uwagę, że czarnoskórych piłkarzy chwali się głównie za aspekty fizyczne, rzadko przypisując im cechy liderów, czy mózgów drużyny. Jednak gdy przez Stany Zjednoczone toczyła się fala protestów po śmierci George’a Floyda z rąk policjanta, Marcus Thuram był jednym z pierwszych piłkarzy, który uklęknął po golu na jedno kolano, włączając się do akcji „Black Lives Matter”.

ZACHĘTA NEYMARA

Żadna inna dziedzina nigdy nie zainteresowała młodego piłkarza go na tyle, by zepchnąć futbol na niższe miejsce. Nawet jeśli długo nie uchodził za złote dziecko. Kiedy rok młodszy od niego Kylian Mbappe był już mistrzem świata, Thuram spadał z ligi francuskiej. Zanim spadł, miał jeszcze okazję do spotkania z Neymarem. Guingamp sensacyjnie remisowało w Pucharze Ligi na Parc des Princes. Mogło być jeszcze lepiej, ale jego młody napastnik zmarnował rzut karny. Gdy w doliczonym czasie gry sędzia podyktował jeszcze jedną jestenastkę dla gości, brazylijska gwiazda podeszła do Thurama. – Powiedział, że jestem dobrym zawodnikiem, ale żeby być wielkim, potrzeba charakteru. Dlatego stwierdził, że powinienem strzelać jeszcze raz. Zachęcał mnie do tego. Nie wiem, czy chciał, żebym znów spudłował. W każdym razie zmotywował mnie. A to fajne zostać zmotywowanym przez tak wielkiego zawodnika – tłumaczył później Francuz. Trafił i Guingamp odniosło niespodziewane zwycięstwo.

MOZOLNE PRZEBIJANIE

Dziewięć milionów euro, które w 2019 roku wyłożyła na niego Borussia, to dla tego klubu niemało, ale trudno powiedzieć, by komukolwiek we Francji zapaliła się wtedy lampka, że właśnie z ligi wyjeżdża kolejny przyszły reprezentant. Bo Thuram, choć wychowany w Paryżu, kopał raczej w niewielkich klubach. Jako 15-latek trafił do akademii FC Sochaux i tam zadebiutował w drugiej lidze, ale wcale nie zrobił furory. W całym sezonie uciułał tylko jednego gola. I tak wypromował się do Ligue 1, jednak nie wyciągnęła go żadna z wielkich firm, lecz skromne Guingamp, płacąc 600 tysięcy euro. Dziewięć bramek, które zdobył w drugim sezonie w tym klubie, stanowiło 1/3 dorobku całej drużyny. Max Eberl, znakomity dyrektor sportowy Borussii, uznał, że siła, szybkość, pracowitość oraz gra bez piłki młodego Francuza to idealne walory dla ofensywnego zawodnika u trenera Marco Rosego, o którego pomyśle na piłkę mówi się w Niemczech „Power-Fussball”, czego nie trzeba tłumaczyć.

KURS NIEMIECKIEGO RAPU

Thuram przyjechał do Niemiec, nie znając wcześniej ani tego kraju, bo akurat tam nigdy nie grał jego ojciec, ani języka, choć oprócz francuskiego włada także angielskim, włoskim i hiszpańskim. Dźwięczną nazwę swojego nowego klubu kojarzył tylko z gry w Fifę. Kiedy na początku pobytu zapytano go, z czym kojarzą mu się Niemcy, odparł: „Z pełnymi stadionami, piwem i Tonym Jantschkem”. Na szczęście obok doświadczonego obrońcy, odpowiedzialnego w szatni za katalog kar i wręcz chorobliwie pilnującego porządku, spotkał też ludzi, którzy ułatwili mu dobre wejście w nowe środowisko. Lars Stindl zaznajomił go z niemieckim rapem, przede wszystkim z artystą o ksywce Bushido, a Oliver Neuville, były reprezentant Niemiec francuskiego pochodzenia, pomagał mu zrozumieć polecenia trenera.

GOLE Z REALEM

Zadziałało na tyle dobrze, że kibice, dopóki jeszcze mogli przychodzić na stadiony, zdążyli pokochać dziecięcą radość młodego Francuza, który po każdym golu wyrywał boczną chorągiewkę i wykorzystywał ją jako rekwizyt przy tańcu zwycięstwa. Debiutanckie rozgrywki skrzydłowy bądź środkowy napastnik zakończył z czternastoma bramkami i dziewięcioma asystami. Więcej czasu na boisku spędzili od niego tylko dwaj zawodnicy z pola. W trwającym sezonie sposobu na zatrzymanie go nie znalazł już choćby Zinedine Zidane, bo Realowi Madryt Francuz strzelił dwa gole. Można by powiedzieć, że Marcus Thuram przechytrzył legendę. Ale on sam pewnie powiedziałby, że dla niego Zidane to przecież kolega z pracy ojca.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.