
W ryj dać mogę dać, Łódź, k***a albo Jak tatuś zrobi dzióbek to nie ma ch**a we wsi. Filmy Marka Koterskiego to dialogowy punch na punchu, a z okazji premiery 7 uczuć próbujemy uszeregować przygody Adasia Miauczyńskiego od najsłabszych do najlepszych.
8. Porno
Ujmuje nas, że jednym z największych polskich hitów frekwencyjnych przełomu lat 80. i 90. był film, na którego oficjalnym plakacie znajdował się facet z napletkiem na głowie. I to chyba jedyna dobra rzecz, jaką możemy napisać o Porno, seksualnej odysei o niezbyt radzącym sobie z kobietami Miauczyńskim. Filmy Koterskiego zawsze lubiliśmy za podszyty potężną goryczą, ale cięty dowcip, idealnie punktujący przywary Polaków, tymczasem tutaj mamy krynicę humoru jak z letnich kolonii - partnerka głównego bohatera podczas baraszkowania w trawie brudzi się krowim gównem, a Bogusław Linda objaśnia mu, jak kobiety robią siku. Jakby tego było mało, Porno jest śmiertelnie nudne - przestrzeń pomiędzy kolejnymi żartami wypełnia jakaś dziwaczna, depresyjna wata. I jak tu się dziwić, że chłop nie mógł sobie zaruchać?
7. Baby są jakieś inne
Puszczasz nam film o facecie w łódce - ten cytat z Chłopaki nie płaczą idealnie pasuje do przedostatniego obrazu Koterskiego, w którym jest nie jeden facet, a dwóch, i nie w łódce, a w samochodzie. Pomysł wyjściowy świetny: półtorej godziny męskich gadek o kobietach w rękach tak sprawnego dialogisty jak Marek Koterski. To musiało się udać, no ale jakoś się nie udało. Wydaje się, że Koterski stał się w Babach zakładnikiem formy; zamknięta przestrzeń, która sprawdza się w thrillerach, niekoniecznie styka w produkcjach komediowych. Aż prosiło się, żeby nieco to wszystko urozmaicić, żeby dodać więcej retrospektyw czy po prostu częściej wychodzić z tego auta. Inna sprawa, że Koterski zawiódł także w warstwie scenariuszowej: te dowcipy i monologi były zwyczajnie męczące. Baby są jakieś inne i ten film też jest jakiś inny w zestawieniu z resztą tytułów reżysera.
6. Ajlawiu
Kiedy zakochałem się ostatni raz, myślałem, że umrę z miłości. Kiedy zakochał się mój przyjaciel, myślałem, że umrę ze śmiechu - powiedział Koterski przed premierą Ajlawiu, po latach chyba swojego najbardziej nierównego filmu. Są tam momenty fantastyczne, jak choćby wątek mieszkania z matką czy legendarna, viralowa już wizyta Miauczyńskiego na lekcji WF-u syna, ale jest też sporo humorystycznego paździerza, intensywnego zwłaszcza w chwilach, gdy na ekranie przebywa Kasia Figura. No jakoś ani ona, ani Koterski nie mieli pomysłu na tę bohaterkę, więc wrzucili jej w usta bon moty pokroju: nie p***dol, tylko p***dol. Ogólne przesłanie jednak krzepi - nawet po 40-tce możecie zakochać się na zabój, chociaż oczywiście w oczach innych będzie to lekko przypałowe.
5. Życie wewnętrzne
To ulubiona postać Koterskiego - 40-letni, znerwicowany inteligent, któremu kiedyś wmówiono, że wiedza przyniesie szczęście i dobrobyt, ale finalnie skończył w mieszkaniu jakiegoś paskudnego bloku. W dodatku z upierdliwym dzieciakiem i żoną, z którą nic go nie łączy. Takie American Beauty, ale w łódzkiej, betonowej dżungli. Życie wewnętrzne jest chyba najsmutniejszym filmem Koterskiego, mocno psychoanalitycznym studium upadku człowieka, przygniecionego własnymi ambicjami. A kiedy one ulatują, zaczyna się hejt i szaleństwo. Jeśli oglądaliście Upadek Joela Schumachera, to Miauczyński jest tu właśnie takim Michaelem Douglasem do momentu, gdy ten zatrzymał samochód, wyjął broń i zaczął atakować ludzi.
4. Wszyscy jesteśmy Chrystusami
Tata Adasia pił. Adaś pije. I jego syn, Sylwuś też pewnie by pił, gdyby nie to, że teraz modniejsze są narkotyki. Niesamowite, jaki ten film jest odważny, a przy tym dotykający każdego z widzów, nawet abstynentów. W historii rodu Miauczyńskich jak w lustrze mogą przejrzeć się Koterscy, zresztą samo zaangażowanie Miśka Koterskiego do roli Sylwka jest już bardzo wymowne, mając w pamięci głośne sytuacje, jakie w rzeczywistości stawały się udziałem aktora. A przy tym Wszyscy jesteśmy Chrystusami pokazuje, jak trudne do przepracowania są traumy rodzinne, szczególnie te z udziałem dzieci. W jednym z ostatnich wywiadów Kasia Nosowska przyznała, że z niektórymi słowami, jakie usłyszała od dorosłych jako ośmiolatka, nie może uporać się do dziś, pomimo bagażnika Platynowych Płyt i statusu najważniejszej polskiej wokalistki ostatnich trzech dekad. Sylwuś też mógłby coś o tym powiedzieć.
3. Nic śmiesznego
To chyba o Ronaldinho powiedziano kiedyś, że potrafi snuć się po boisku bez celu przez 88 minut, by nagle zrobić ze dwie - trzy firmowe akcje, strzelić gola i sprawić, że i tak wszyscy będą pamiętać tylko o nim. I to jest mniej więcej casus Nic śmiesznego. Całościowo film nie trzyma równego poziomu, a tam, gdzie Koterski skręca z hucpy w stronę tematów egzystencjalnych, robi się po prostu nudno. Sam finał - z Małgorzatą - to rzecz do szybkiego przewinięcia. Ale nigdy przedtem ani potem reżyser nie był tak dobry w konstruowaniu pojedynczych scenek. Długo by wymieniać - sraczka kierownika planu, rozmowa przez telefon, czarny Olek czy las krzyży… Koterski położył nacisk na elementy czysto komediowe i wygrał. I znowu drugi, całe życie drugi - jęczy Adaś ustami Cezarego Pazury (najlepsza rola w jego karierze). U nas - trzeci.
2. Dom wariatów
Nie wszyscy znają, a to właśnie w Domu wariatów narodził się Adaś Miauczyński. Mieliście pewnie kiedyś to dziwne uczucie, kiedy nagle, po pewnym czasie, przyszliście na rodzinny obiad i zrozumieliście, że na tym etapie życia z waszą familią już praktycznie nic was nie łączy, że mówią w zupełnie innym języku. No to nikt nie odmalował tej sytuacji w kinie tak dobrze, jak zrobił to Marek Koterski. Obraz wiecznie skłóconej, a jednak niemogącej bez siebie i tych kłótni żyć rodziny, w której matka jako jedyne remedium na troski uznaje… zupę pomidorową, a ojciec to oszalały pedant, mierzący idealną odległość głowy od talerza z obiadem, jest czymś, w czym możemy przejrzeć się wszyscy. I teraz już nie ma co pytać, przez kogo Miauczyński stał się takim dziwakiem.
1. Dzień świra
Nie mogliśmy dać innego filmu na pierwszym miejscu. Każdy absolwent kierunku humanistycznego przy scenie, w której złorzeczący Adaś odbiera głodową pensyjkę, czuje dziwne mrowienie na plecach. Ilekroć jakaś baba przejedzie nam w sklepie wózkiem po stopie, a później jeszcze opie***li, no bo jak to tak, wówczas przypominamy sobie Marka Kondrata, kupującego ostatni numer gazety (i tę Kobietkę jeszcze poproszę), a potem triumfalnie wyrzucającego ją do kosza. Są dwie strony Polski: ta piękna, jesienna, z polami macierzanki, lasami, górami i Bałtykiem, i jest Polska blokowa, wiecznie zdenerwowana i złorzecząca na wszystkich dookoła. Nie znamy lepszego portretu tej drugiej niż Dzień świra. I wszyscy razem: Gdy wieczorne zgasną zorze, kiedy głowę do snu złożę...