Skoro znamy już datę premiery kolejnego filmu o najsłynniejszym nietoperzu świata - 25 czerwca 2021 roku - to i mamy pretekst, żeby przypomnieć sobie te poprzednie.
Urodził się na chwilę przed wybuchem II Wojny Światowej - pierwszy raz Człowiek-Nietoperz pojawił się na kartach komiksu 27 maja 1939 roku. A właściwie nie tyle komiksu, ile czasopisma komiksowego Detective Comics vol. 1. Stworzyli go Bob Kane i Bill Finger, inspirując się przeróżnymi postaciami świata ówczesnej kultury popularnej: Zorro, Draculą czy Sherlockiem Holmesem. Było z czego czerpać, bo czasy międzywojnia były złotym okresem dla literatury popularnej; łotrzykowskich przygodówek z świetnie narysowanymi bohaterami i sprawnie skreślonymi plotami fabularnymi.
O historii komiksowego Batmana można byłoby napisać całą książkę, ale my skupmy się na filmach. Kino upomniało się o Człowieka-Nietoperza jeszcze w latach 60., natomiast renesans popularności Batman przeżył na przełomie lat 80. i 90. I tak już zostało. Pod uwagę wzięliśmy tylko te filmy pełnometrażowe, w których Batman był postacią pierwszoplanową.
10. Batman i Robin (1997)
No dobra: to jest bardzo zły film. Nie podobał nam się już w chwili premiery, kiedy byliśmy dzieciakami, chłonącymi wszystko, co kolorowe i krzykliwe. Ostatnie miejsce na liście bezdyskusyjne, natomiast... Kilka lat temu serwis film.org.pl opublikował interesującą analizę krytycznego odbioru Batmana i Robina, zadając całkiem sensowne pytanie: jak to jest, że filmy niszowe, które świadomie bawią się estetyką kiczu - jak choćby Spring Breakers - są wychwalane pod niebiosa, a kiedy bierze się za to mainstream, wszyscy odsądzają taki obraz od czci?
Problem w tym, że to Batman - dla milionów widzów postać świętsza niż papież. Tu nie ma miejsca na zabawę formą i nurzanie go w kampowej estetyce. Inna sprawa, że sami nie jesteśmy pewni, czy reżyser Joel Schumacher zrobił to świadomie, przecież mogło być i tak, że facet po prostu doszczętnie spieprzył temat, ale mógł się potem bronić tym, że mamy postmodernizm i to taka wizja artystyczna.
9. Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości (2016)
Podobno wersja reżyserska dużo lepsza, ale ważne jest to, co zostało zaprezentowane ogółowi widzów. No i problem w tym, że nie było to nic wybitnego. Na pewno należy się plusik za odwagę, bo Zack Snyder podszedł do konfliktu flagowych superbohaterów trochę tak, jakby zrobił to Ingmar Bergman czy Krzysztof Zanussi: długie ekspozycje, powolna narracja, gdzieś zupełnie znikło to emblematyczne dla komiksowego mainstreamu, aptekarskie odmierzanie ilości humoru, powagi i walki. Nie, tu jest bardzo poważnie i w sumie dość oryginalnie, bo superbohaterowie są zmęczeni, jakby zadawali sobie pytanie, czy to co robią ma sens. Tyle że film jest na tyle ciężki, że my męczymy się razem z nimi. I w tym tkwi chyba największa słabość Świtu Sprawiedliwości; to blockbuster, którego nie ogląda się szczególnie przyjemnie.
8. Batman Forever (1995)
Rany, mamy jakąś dziwaczną słabość do tego kiepskiego przecież filmu. Po świetnym Powrocie Batmana propozycję Joela Schumachera odbierało się trochę tak, jakby po lekko mrocznej dziewczynie z klasą umówić się z wariatką, która zakłada na spotkanie czapeczkę ze śmigłem. Odpust i jarmark, gdzie praktycznie nic nie pasowało - Val Kilmer był sztywny, Tommy Lee Jones zupełnie karykaturalny, a rola Zagadki była rozpisana pod superpopularnego Jima Carreya tak, aby ten mógł strzelić jak najwięcej głupich min. No i ten scenariusz z kwiatkami pokroju maszyny do odczytywania myśli. Tak samo dobrze bawiliśmy się wtedy, kiedy James Bond jeździł znikającym samochodem.
Ale... Niech nas kule biją, jeśli ten pierdolnik nie jest przepełniony miłością do kina. Joel Schumacher zachował się jak dzieciak, który dostał pierwsze farbki i pacykował nimi na lewo i prawo, wierząc, że maluje arcydzieło. Batman Forever wygląda jak niemiecki ekspresjonizm skrzyżowany z kinem przygodowym lat 60., a wszystko to w popkulturowym, najtisowym sosie przyprawionym w sam raz pod gusta ówczesnych dzieciaków. Ten film jest jak randka z dowolnym redaktorem newonce - przypał, ale bawiliście się świetnie.
7. Mroczny Rycerz Powstaje (2012)
Najbardziej kontrowersyjna pozycja na liście - szalikowcy Christophera Nolana na pewno umieściliby ten film wyżej. I gdzieś kłania się tu pewnie odwieczne pytanie: #teamnolan czy #teamburton? Mrok kontra pop, powaga kontra zabawa? To też film, w którym Batman jest nieobecny, zmęczony, jakby z przymusu biorący na siebie ratowanie Gotham w konfrontacji z zamaskowanym Bane'em. A z drugiej strony Mroczny Rycerz Powstaje jest wyjątkowo, jak na batmańskie standardy, patetyczny i widowiskowy, tyle że im dalej w las, tym mocniej zbliża się do klimatu kina Michaela Baya. I jakoś nie pasuje nam ten rozkrok. Trzeba za to przyznać, że film robi Anne Hathaway w roli Catwoman - w życiu nie posądzalibyśmy jej o taki dystans!
6. Batman zbawia świat (1966)
Wyjaśnijmy sobie od razu - to nie jest arcydzieło. I kiedy mówimy te słowa, używamy takiego eufemizmu jak wtedy, gdy powiedzielibyśmy, że nie każdy na scenie darzy Belmondo wielką sympatią. Natomiast dwie sprawy. Pierwsza to taka, że jeśli macie sentyment do klasycznych komiksów z Batmanem, które nie miały ambicji zmieniać biegu popkultury, za to chciały być po prostu lekką, nieskomplikowaną rozrywką - to film dla was. Tylko tu Joker wygląda jak Ronald McDonald, a Batman jak przygłup, kicający w czarnych kalesonach. A druga - co to jest za wykręcony, ćpuński film! Kiedy oglądaliśmy doskonałe Spider-Man Uniwersum, uderzyło nas, z jak wielką lekkością twórcy przeszczepili do tej przygodowej przecież historii kompletnie psychodeliczne motywy: grę świateł, poszarpaną ścieżkę dźwiękową... I tu jest podobnie - ma się wrażenie, że to ten sam świat, co Alicja w Krainie Czarów albo Odmienne stany świadomości. Niesamowite wariactwo!
5. LEGO Batman: Film (2017)
Duże zaskoczenie - baliśmy się wykorzystania Człowieka-Nietoperza jako sztafaż głupawego filmu dla dzieci, dostaliśmy inteligentną, stale mrugającą okiem w stronę dorosłych animację na poziomie. Masa easter eggów, lekko sfrustrowany Batman, a gdzieś tam obok przewijają się Gremliny, Lord Voldemort czy King Kong. Ten spin-off LEGO: Przygody jest po prostu bardzo dobrą zabawą i zarazem remedium dla wszystkich, których przytłoczył ciężar Świtu Sprawiedliwości. Paradoksalnie - przypomnieliśmy sobie, że Batman powstał po to, aby dostarczyć ludziom rozrywki.
4. Batman: Początek (2005)
Ktoś kiedyś ładnie powiedział - Nolan nie kręcił filmów o Batmanie, kręcił filmy o Mrocznym Rycerzu. No i to było duże zaskoczenie, bo Początek zerwał z komiksowym uniwersum, serwując nam kawał porządnego kina sensacyjnego o ostatnim sprawiedliwym. Nie dość, że niewtajemniczonym wyjaśnił wszystko, o co chodziło z tym Batmanem, to jeszcze zapoczątkował nową modę na realistyczne podejście do jak najbardziej nierealnych superbohaterów. I zrobił film, który sam się oglądał, nawet jeśli momentami był lekko przydługi. Szkoda tylko, że w centrum wydarzeń wpakował wystruganą z najczystszego aktorskiego drewna Katie Holmes. Na kontrze - doskonały Gary Oldman, który z tym wąsem przypominał nieco Krystynę Feldman w filmie Mój Nikifor.
3. Batman (1989)
Na pewno to wybór mocno podyktowany nostalgią, ale... No naprawdę dobrze wchodzi po latach ten pierwszy Batman nawet pomimo tego, że trochę wbija w całą historię od środka; nie ma tam wyjaśnienia genezy Człowieka-Nietoperza i o co chodziło z tymi jego rodzicami. Bardzo wartka, komiksowa fabuła, masa niezapomnianych scen (muzeum!) i przede wszystkim praktycznie bezbłędna obsada z jakby przeniesioną z kart komiksu Kim Basinger, trochę groźnym, a trochę cynicznym Michaelem Keatonem i creme de la creme - Jackiem Nicholsonem jako Joker. Chociaż przyznajemy, akurat on trochę za bardzo zawłaszczył ekran. Ale Nicholsona to my możemy łyżkami.
2. Powrót Batmana (1992)
To jest Tim Burton! Wiecie, jedynka to było tylko przetarcie szlaków, większe rzeczy działy się w przypadku Powrotu Batmana. Nie dość, że wizualnie to chyba top tego, za co tknął się ten obdarzony kosmiczną wyobraźnią reżyser, to jeszcze postacie zostały tu rozebrane na czynniki pierwsze i poddane lekkiej psychoanalizie; wyobcowany, aseksualny Batman, kipiąca erotyzmem Kobieta Kot czy niesamowity Pingwin, złoczyńca, który nie zaznał ciepłych uczuć. Ta mroczna bajka była do pewnego momentu wzorcem tego, jak powinno traktować się kino komiksowe. A potem przyszedł Mroczny Rycerz i zniszczył system.
1. Mroczny Rycerz (2008)
Możemy pokłócić się o dowolne miejsce na tej liście poza jedynką. Tu Nolan dotknął Boga - znacie inny tak doskonały blockbuster? Już pomijając fakt, że to policyjny thriller pełną gębą, a Joker w interpretacji Heatha Ledgera jest jednym z najbardziej przerażających i fascynujących jednocześnie szaleńców w historii kina, ale Christopher Nolan pokazał też, jak trudno jest pokonać nie przeciwnika, a swoje własne demony. Z nimi zmagają się i Batman, i Joker, i Dent, którzy nie potrafią zrozumieć samych siebie, dlatego w zapalczywym szale niszczą wszystko dookoła. Film bez słabych punktów.