Rapowe one hit wonders: wspominamy trzy fajne i trzy słabe gwiazdy jednego przeboju

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
desiigner.jpeg

Zaczynasz karierę potężnym hitem... i za chwilę ją kończysz, bo nagle okazało się, że czegoś zabrakło. No właśnie, czego?

Gwiazdy jednego przeboju, czyli one hit wonders (sami przyznacie, że angielska wersja brzmi lepiej) istnieją tak długo, jak istnieje nowoczesna branża muzyczna. To ciekawe zjawisko – one hit wonderami są często postacie, którym najzwyczajniej zabrakło artystycznej konsekwencji, ale ujawniał się niepowtarzalny błysk talentu. Równie często takie pojedyncze przeboje zdarzają się przypadkowo (np. dzięki splotowi szczęśliwych okoliczności zewnętrznych czy nośnemu tematowi), trafiając się ludziom, którzy poza tym jednym kawałkiem całkiem nieźle poradzili sobie na mniejszą skalę.

Hip-hop ma w tym obszarze obfitą i interesującą historię – w niewielu innych stylistykach bycie hot i na czasie jest podatne na tak dynamiczne zmiany. Rap stał się łakomym kąskiem dla wytwórni, które wyszukują wiralowe sensacje, dają im kontrakt i… I nic się nie dzieje, bo raper miał jeden przebój i kosztowny album, którego nikt nie chce słuchać. Przyjrzyjmy się trzem pozytywnym one hit wonderom i trzem zdecydowanie gorszym – to rzecz jasna wierzchołek góry lodowej, bo np. mógłby się tu znaleźć np. House Of Pain (ale wkurzone buraki o irlandzkich korzeniach trochę psują vibe przed weekendem), Chamillionaire (poza Ridin' odnalazł się dobrze w obiegu mixtape’owym), czy Biz Markie (który zasługuje na coś więcej, niż ta lista – choćby przez swój wpływ na innych raperów). Inspiracją dla tej listy był fenomen Lila Nasa X’a, który ostatnią epką mocno powalczył, żeby uniknąć znalezienia się na podobnej liście w przyszłości, a spodziewamy się, że to nie ostatni one hit wonder w tym roku.

1
Desiigner

Jakby na to nie patrzeć, Desiigner to wielki błąd GOOD Music. Kanye powinien załatwić sprawę tak, jak zazwyczaj to robi – potraktować go jak sampel i nie dać mu nic ponad recykling Pandy na Father Stretch My Hands Pt.2. Z jakiegoś powodu energetyczny raper i mierna kopia Future’a dostał kontrakt (a z nim zaliczkę, której pewnie nigdy nie spłaci). W przeciwieństwie do wielu artystów i artystek, których GOOD Music trzyma w swoich lodówkach i nie chce wypuszczać, Desiigner nie miał nigdy żadnego potencjału. Kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy Pandę na płycie Kanye'ego, od razu założyliśmy, że to Future. Ta postać jest niemal komiczna, podobnie jak jego żale wylewane na wytwórnię na Instagramie. Aha, jego warszawski koncert został odwołany.

2
The Pack

Może to odrobinę niesprawiedliwe umieszczać na tej liście The Pack, ale poza Vans grupie nie udało się wyjść poza status undergroundowej sensacji – do tego dość umiarkowanej. Dla wielu był to również ostatni moment, kiedy Lil B umiejętnie nawijał – co nie jest prawdą, bo Based God to błogosławieństwo dla tego świata. Tak czy owak, Vans na zawsze pozostanie kapitalnym wałkiem i sukcesem, którego grupa nie potrafiła, bądź nie chciała powtórzyć.

3
Trinidad James

Historia rapu toczy się zabawnym kołem – All Gold Everything zostało przyjęte przez wielu jako afront dla całego gatunku. Och, jak bardzo nie wiedzieli, co jeszcze wyrzuci na brzeg przypływ mumble rapu… Trinidad James ze sprzedawcy designerskich ciuchów stał się gwiazdą rapu na pół sezonu, by zniknąć na zawsze. W przeciwieństwie do Desiignera nawet niespecjalnie walczył z losem – po prostu zrezygnował z hip-hopu. Def Jam mógł się domyślić, że tak będzie, bo Trinidad w wielu wywiadach podkreślał, że nie czuje się raperem. Pytanie, czy spłacił zaliczkę, ale akurat hajs nigdy nie był problemem obwieszonego złotem typka.

4
Joe Budden

Joe to bardzo interesujący przypadek. Poza Pump It Up i umiarkowanie popularnym Fire z Busta Rhymesem, muzycznie udało mu się niewiele. Zginąłby w morzu raperów podpisujących kontrakty na fali, która niosła branżę muzyczną przełomu wieków (generowaną przez rekordową sprzedaż CD), gdyby nie to, że się przebranżowił. Z jednej strony szkoda, bo Budden miał talent i skille, z drugiej – jego działalność podcastowo-komentatorska jest całkiem solidna i odcisnęła piętno na hip-hopie. Nawet jeśli muzycznie jest one hit wonderem, przynajmniej udało mu się zostać medialną osobowością. I gwiazdą reality show…

5
Mims

Po usłyszeniu: I'm hot 'cause I'm fly, you ain't 'cause you not wiedzieliśmy, że Mimsa nie czeka wielka kariera. Śmiesznie się to mówi w epoce po Gucci Gang i wielu innych hitach bazujących na topornej repetycji, ale This Is Why I’m Hot nie miało zbyt wiele do zaoferowania, a poziom chwytliwości opierał się wyłącznie na durnym powtarzaniu. Podobnie jak w przypadku Trinidad Jamesa i Desiignera – nie szkoda nam Mimsa.

6
Luniz

Uwielbiamy I Got 5 On It, to jeden z tych nieśmiertelnych przykładów potęgi rapu z lat 90. A jednak duet z Oakland nie wyszedł daleko poza niego. Co prawda dzięki sukcesowi singla album Operation Stackola sprzedał się solidnie, ale Luniz nie udało się trafić do annałów rapu w innej formie niż one hit wonder. Trochę szkoda, bo mimo dość stereotypowego i mało porywającego westcoastowego stylu, chłopaki prezentowali pewien potencjał. W zeszłym roku wydali nowy album, którym nikt się nie zainteresował.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.