Akcja rozlała się już na całą Polskę, ale zanim swoje 16-tki nawiną politycy, sportowcy czy Maryla Rodowicz - my powoli zabieramy się za podsumowanie linijek tych, od których to wszystko się zaczęło, czyli raperów.
Ale nie tylko, bo w dziesiątce naszego szefa redakcji znalazł się też jeden numer nagrany przez osobę dotąd niezwiązaną z rapem. Przez kolejne dni będziemy publikować podsumowania innych redaktorów, ale wiadomo, najstarsi przodem. Jacek Sobczyński - oddajemy ci głos.
O tym, że z Hot16Challenge zrobił się największy movement w historii polskiego rapu, pisaliśmy już tydzień temu. I dobrze, chociaż to poszło za daleko - przecież za chwilę bez szesnastki zostaną chyba tylko Leo Beenhakker, ta wydziarana pani z Królowych życia albo Goździkowa z reklamy etopiryny. Zbyt lekko przeszliśmy na porządku dziennym do tego, że z Hot16Challenge zrobił się regularny kabaret. Ale w sumie zyskuje na tym służba zdrowia, to co będę więcej marudzić.
Ale za to ja zaskoczyłem samego siebie - szesnastki ulubieńców sprzed lat, którzy powrócili przed mikrofon z okazji Hot16Challenge, trochę po mnie spłynęły. Wyjątkami Dizky (był bardzo blisko dychy) oraz jeden taki, który do dziesiątki wskoczył, ale już przy Wankzie, Jimsonie, Tymonie czy Noonie złapałem się na tym, że słucham ich bez żadnych emocji. Może to po prostu kwestia tego, że pewien rodzaj rapu najlepiej działa w konkretnym momencie życia? Trudno powiedzieć. Obok Dizky'ego do dziesiątki mocno pukali też Taco Hemingway solo i w duecie z kolegą, TUZZA, Vito, Kuba Knap, Przemek Ferguson, Kuban, Zamilska czy Paulina Przybysz. Podobał mi się koncept Pezeta i Sokoła, chwycił tyle pretensjonalny, ile w tej pretensjonalności wyrazisty Koza, no i świetnie, że mój rodzinny Poznań wystawił potężną fortecę - zarówno główny nurt (Peja, Paluch, Gural, Shellerini), jak i podziemie (tu najbardziej podobają mi się Superstyle i Profesor Smok) wjechali na równy, wysoki poziom. Ale dycha to dycha.
10. Hades
Dwa zero dwa zero, j**ać cię. W sumie Hades nie musiałby nawijać więcej - sens pozostawiony, w tej 16-tce najważniejszy jest nie tekst, a doskonałe uzupełnienie się jego zimnego flow z potężnym beatem 1988, cichego bohatera całej akcji, ale o tym za chwilę. Jedna z najbardziej niedocenionych Hot16 tej edycji - serio nawet nie ma pół miliona viewsów?
9. Otsochodzi
Zostajemy przy surowej formie, bo takiego Młodego Jana lubię najbardziej - coś czułem, że tu pizza i ona jest w euforii, do red bulla kruszy molly, a Otso tak naprawdę ma w zanadrzu jeszcze parę niespodzianek. Werbel wali w mordę, flow lepkie, klimat gęsty, myślisz, że to piwnica Los Angeles, a to przecież Tarchomin jest. Ładnie.
8. Brodka
Staram się zapomnieć o tych tekstowych skrętach w okolice Mister D, bo ta surrealistyczna, VHS-owa wycieczka po nocnym mieście świetnie brzmi także w oderwaniu od całego Hot16 jako pojedyncza miniaturka. I znowu 1988! Wiecie już, który producent najbardziej zyskał na koronawirusie.
7. Słoń
Ta akcja to pole do popisu dla takich ludzi jak pozytywny raper Wojtek. Tu bragga, punche, one-linery i przede wszystkim - a zbyt mało mówi się o tym w kontekście Słonia - perfekcyjne, radiowe flow załatwiają całą robotę. Już w poprzedniej edycji był niesamowicie mocny, ale teraz został liderem; może nie całej akcji, ale na pewno rapowego Poznania.
6. Te-Tris
I to jest właśnie ten wyjątkowy powrót. Pokoleniowa rozkminka wychowanych w dobrobycie, którzy ledwie złapali się pierwszych poważnych prac, a już za chwilę mogą je stracić. Plus lekko patetyczny, ale świetnie klejący się z tekstem beat soSpecial. Bardzo to wszystko chwyta. Piosenka musi posiadać tekst - śpiewała kiedyś Nosowska. Ta posiada.
5. Dwa Sławy
Na nich jak na Zawiszy - mam słabość do tego, co chłopaki potrafią nawyrabiać z językiem polskim, a tego typu sytuacje, jak pisałem przy okazji Słonia, to sól Hot16Challenge, bo weź tu zaskocz ludzi w 16 linijkach. Dlatego miejsce w dyszce trzymałem dla nich trochę z urzędu, jakoś byłem pewien, że dostarczą. Dostarczyli.
4. Undadasea
Na newonce pojawi się wkrótce zestawienie mniej znanych raperów i ekip, które mogą bardzo mocno wybić się dzięki tegorocznej edycji - już teraz mówię, że zaznaczam haczyk przy nich i Przemku Fergusonie. Okej, akurat oni są kojarzeni, ale to dalej nie jest pierwsza liga. W każdym razie słowo-klucz: współpraca. Cały kolektyw (razem z gościem!) uzupełnia się za mikrofonem kapitalnie, te linijki pięknie przechodzą jedna w drugą, a Unda kontynuuje znakomite tradycje polskiego funku: od lat 70. i 80. przez najtisowych Blendersów czy IMTM, Afro Kolektyw, po działalność Soul Service. I tak zupełnie na koniec - to jedyna 16-tka, która lepiej sprawdzi się na parkiecie niż słuchawkach.
3. Fokus
Przyznaję się, że nigdy nie byłem fanem, ale po tym numerze przepraszam, doceniam, chylę czoła. Przecież ten patent z Memento Nolana jest tak trudny do przeszczepienia na tekst, a jemu się udało. Za koncept, wykonanie, idealne dobranie beatu i flow, które ostatni raz tak leżało mi przy Pijanych Powietrzem - podium. Najprzyjemniejsze zaskoczenie tej edycji.
2. Łona
Nie dalej niż dzisiaj rozmawialiśmy w redakcyjnym gronie o dziwnym casusie Łony, który zawsze, we wszelkich podsumowaniach czy rankingach jest drugi, trzeci, piąty, ale raczej nie pierwszy. Dlaczego? Bo jego kawałki nie są tak efektowne. Bo on sam jest skromnym gościem. Bo przyzwyczailiśmy się do jego poziomu tak samo jak kibice Blaugrany do Messiego: strzeli hat-tricka, zaliczy dwie asysty i trzy rajdy przez pół boiska - kolejny dzień w pracy. I Śpiewnik domowy, i Hot16Challenge uwierają jak kamyk w bucie: mamy do czynienia z prawdopodobnie najlepszym tekściarzem ostatnich dwóch dekad, a z jakiegoś powodu nie wystawiamy go na piedestał. Chciałem to zmienić, ale...
Ale Łona i tak wylądował na drugim.
1. Szpaku
Pisałem o tym, że Hot16Challenge to pole do popisu dla autorów, jednak skromna przestrzeń szesnastki pozwala na coś więcej - chwycenie słuchacza za twarz niepowtarzalnym klimatem i wrzucenia go w swoje lekko dziwaczne uniwersum. Dwie-trzy minuty w zupełności wystarczają. I ten cross kiczu z brudem, różowe kominiary jak u Korine'a, ekstatyczne wycie refrenu, jakaś smutna gitara, to wszystko razem stworzyło kuriozalną magmę, od której nie potrafię się uwolnić. Obiektywnie to nie jest jakaś wybitna 16-tka, na pewno nie na pierwszą dziesiątkę, natomiast ten zbiór niedoskonałości zrobił coś, co jest niesamowicie trudne do uchwycenia - najbardziej osobną, kompletną rzecz tej edycji.