Sprzedawca koszulek, ziomek LeBrona, czołowy agent NBA. Droga do milionów i sławy Richa Paula

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Rich Paul
Fot. Dominique Oliveto/Getty Images for Klutch Sports Group 2019 All Star Weekend

Hejterzy zarzucają, że bez LeBrona Jamesa dalej byłby biednym sprzedawcą sportowych t-shirtów. Inni mówią o nim jako o pacynce sterowanej przez LBJ dla jego własnych korzyści. Rich Paul dzięki znajomości z czołowym koszykarzem świata stał się ważną personą w środowisku NBA. Dziś zarządza agencją zajmującą się sprawami zawodnika Lakers, ale także i paru innych sportowców. Jest gwiazdą, która dla interesu potrafi zdziałać wiele, na przykład uderzać poniżej pasa.

W ostatnich miesiącach o Paulu mówi się w kontekście innej znajomości, tej uczuciowej. Agent pojawił się na piątym meczu finałów NBA w towarzystwie brytyjskiej piosenkarki Adele, czym oficjalnie ogłosili światu swój związek. Wątpliwości rozwiało także wspólne zdjęcie pary przy okazji wesela Anthony’ego Davisa zamieszczone na Instagramie artystki.

Jest wielce prawdopodobne, że nie byłoby ani tego związku, ani częstego lansowania się w środowisku gwiazd, gdyby nie jedno spotkanie dwóch osób. Paul lata temu był zwykłym handlarzem sprzedającym sportowe koszulki. Nie miał swojej firmy, ciuchy transportował z Atlanty do Cleveland. Nie miał też magazynu – za niego służył bagażnik auta.

MAGIA KOSZULKI

W 2002 roku James jeszcze nie szalał w NBA, a świat basketu już doskonale go znał. Był największym talentem szkół średnich, który wyprzedawał każdą w halę, w jakiej występował. Wraz z grupą znajomych wybierał się na Final Four NCAA do Atlanty. Aby dopasować się strojem do miejsca podróży, założył replikę koszulki futbolisty tamtejszych Falcons, Michaela Vicka. Czekając na lot na lotnisku w rodzinnym Akron jego uwagę zwrócił malutki Paul. Ówczesny handlarz miał na sobie autentyczną (eksperci dostrzegą różnicę między repliką a „autentykiem”) koszulkę Warrena Moona, czołowej postaci NFL lat 80. i 90., oraz wyzywające Nike Air Force 1. Dziesięć lat później powie w rozmowie z ESPN: „Gdybym nie miał na sobie tej koszulki, nie byłoby rozmowy”.

James był pod wrażeniem stylizacji. Zapytał się go, skąd ją załatwił. Gdy dowiedział się, że Paul handluje sportowymi ciuchami, wymienili ze sobą kontakty. Jakiś czas później domorosły sprzedawca załatwił mu między innymi koszulkę Magica Johnsona. Przy okazji nawiązała się wielka przyjaźń. Obaj pochodzili z tego samego regionu i podobnych środowisk, w których pieczę wychowania sprawowała głównie matka.

LeBron nadzwyczaj prędko obdarzył go zaufaniem. Nowy przyjaciel dołączył do elitarnej paczki przyjaciół składającej się także z Mavericka Cartera i Randy’ego Mimsa – innych dobrych kumpli zawodnika. Szybko po wyborze z numerem pierwszym przez Cleveland poprosił Paula o numer ubezpieczenia społecznego. Paul mimochodem stał się jego doradcą, bo tak można najlepiej nazwać jego role. Sami panowie nie potrafili wtedy określić wiążącej ich relacji zawodowej. Dawny sprzedawca chodził z kolegą na spotkania biznesowe rozbudowując sieć kontaktów.

UMIEJĘTNOŚĆ BUDOWY RELACJI

Po paru latach Paul chciał poznać z bliska pracę agenta. Sam nie miał wiedzy, by od razu nim się stać. Zamiast tego dołączył do agencji Leona Rose’a, Creative Artists Agency. To ona koordynowała nowy kontrakt LBJ w 2006 roku. Szybko okazało się, że bohater tekstu ma bardzo przydatną w tej branży umiejętność. Doskonale budował relacje z ludźmi. Nie miał znaczenia wiek ani popularność. Niektórzy powiedzieliby, że potrafił każdemu nawinąć makaron na uszy. Młody chłopak w szybkim tempie przygarniał do stajni Rose’a kolejnych klientów. Wśród nich byli zarówno koszykarze, jak i futboliści. – Miałem dobrą naukę. Praca z Nike i CAA to tak, jakby skończyć Michigan Law School i MIT – zwierzał się ESPN.

Szkoła menedżerska u boku Rose’a trwała do 2012 roku. Paul nadal trzymał się blisko Jamesa. Pomagał mu w dobrym rozegraniu akcji odejścia z Cleveland. LeBron i jego ekipa z decyzji o przejściu do Miami Heat stworzyli program specjalny. ESPN na żywo transmitowało godzinną rozmowę z gwiazdą. Poszli na wiele ustępstw, dając jego grupie możliwość sprzedaży reklam w zamian za ekskluzywne materiały.

Interes przebiegł pomyślnie, bo średnio rozmowę oglądało na żywo dziesięć milionów osób. Według badań Nielsena w regionie Cleveland nie było w tym czasie innego programu, który mógłby nawiązać rywalizację z wyznaniem skrzydłowego. Akcja z programem była jednym z asów Paula. W przyszłości będzie mówił o „wzmacnianiu pozycji koszykarzy”. Stał się znany z tego, że jego klienci mieli spory wpływ na swoje losy, nie będąc skazanym tylko na decyzje klubów.

Przyjaciel LeBrona uczył się fachu do 2012 roku. Wtedy postanowił przejść na swoje. Założył Klutch Sport Group. Rok później pozyskał Marka Terminiego, grubą rybę wśród prawników i agentów pracujących przy NBA. Co oczywiste, pierwszym klientem z gwiazd został James.

GENIUSZ CZY KRĘTACZ?

Paul szybko rozpanoszył się w środowisku agentów NBA. Dzięki dobrej „gadce” potrafił przykuwać uwagę zawodników i obejmować pieczę nad ich interesami. Jeżeli to nie pomagało, zawsze miał w zanadrzu jeszcze większą broń – LeBrona. Uważany za jednego z najlepszych koszykarzy w historii ligi James stanowił doskonały wabik na młode talenty.

– To tylko fasada, że za tym stoi Rich Paul, ale tak naprawdę to LeBron, który rekrutuje dla Richa Paula – te słowa wypowiedział jeden z agentów NBA w rozmowie z „The Athletic”. Dziennikarze portalu przepytali anonimowo dwadzieścia osób z branży, aby poznać sekrety pracy Paula. W tekście pojawiały się zarzuty, że agent „uwodzi” Jamesem młodych.

Teoretycznie można to uznać za czarny PR, jaki konkurencja robiła menedżerowi. Szkopuł tkwi w tym, że po latach do mediów trafiały informacje o oszukanych klientach. Jednym z nich był najmocniej udzielający się w tej kwestii Nerlens Noel. Numer sześć draftu 2013 cztery lata po wyborze mógł podpisać nowy, duży kontrakt. Był wtedy tuż po sezonie w 76ers i Mavericks, gdzie trafił w połowie sezonu. Dallas proponowało czteroletnią umowę wartą 70 milionów. W tym samym czasie młody zawodnik rozstał się z dotychczasowym agentem i związał z Klutch Sports Group. Biorąc pod uwagę liczby kreowane przez Noela w lidze (nie były nadzwyczaj powalające), siedem dyszek za cztery lata wydawało się bardzo dobrą propozycją, którą należało tylko „przyklepać”.

Nowy agent widział lepszą możliwość. Kazał klientowi podpisać zaledwie roczną umowę kwalifikacyjną o wartości 4,1 miliona. Obiecywał, że za rok załatwi maksymalny kontrakt na sto milionów. Noel posłuchał i podpisał malutką umowę, jedncześnie szokując środowisko. Niestety następny sezon nie był jednak dobry w jego wykonaniu. Problemy zdrowotne sprawiły, że opuścił ponad czterdzieści spotkań. W połączeniu ze słabą formą sportową nie prezentował atutów, które skłoniłyby jakąkolwiek organizację do zaoferowania kolosalnych pieniędzy. Zamiast obiecywanych stu milionów, dostał od Thunder… niecałe cztery i to za dwa lata. Później doszedł jeszcze jeden kontrakt nadzorowany przez Paula – pięć milionów od Knicks.

Kilka miesięcy temu Noel wniósł pozew do sądu przeciwko swojemu byłemu już agentowi. W pozwie padła informacja, jakoby Paul naraził zawodnika na szkodę finansową w wysokości 58 milionów dolarów. Mowa tu o potencjalnym wynagrodzeniu, jakie mógłby zarobić w latach 2017-20. Koszykarz wspominał także o zmianie zachowania doradcy. Paul miał z czasem przestać interesować się jego sprawami. W pozwie padł zarzut o tragicznym kontakcie agenta i zainteresowanych klubów. Przez to Noelowi przepaść miała wieloletnia umowa w Oklahomie. Sprawa jest o tyle głośna, że agent NBA jako powiernik zawodnika ma w obowiązku reprezentować go najlepiej, jak to tylko możliwe, uzyskując przy tym najkorzystniejsze warunki. Zarzuty skrzydłowego przeczą tej zasadzie. W pozwie co prawda nie pada konkretna kwota proponowanego odszkodowania, ale padają słowa o „rzeczywistym zadośćuczynieniu”. Klutch Sport Agency nie odpowiedziała w mediach na pozew. Zamiast tego agent w kontrze zażądał od byłego klienta 200 tysięcy dolarów za prowizję przy zawieraniu umowy z Knicks.

O rzekomych szkodach wyrządzonych przez Paula mówi się także w kontekście Shabazza Muhammada i Norrisa Cole’a, którzy również mieli wyjść niekorzystnie na współpracy. W kontrze do tych historii stoi sprawa Anthony’ego Davisa. Paul sprytnymi ruchami załatwił topowemu klientowi kontrakt w Los Angeles Lakers, jednocześnie grając nieco poniżej pasa.

W styczniu 2019 roku poinstruował ówczesną gwiazdę Pelicans, aby ta publicznie poprosiła o wymianę. Dobrze wiedział, że będzie to kosztować koszykarza kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Davis zrobił wszystko dokładanie tak, jak usłyszał. Głośno dał wyraz chęci zmiany otoczenia. NBA ukarała go karą finansową, a Pelicans na jakiś czas odstawiło poza skład. Gdy zakończył się „trade deadline”, siłą rzeczy musieli go przywrócić. Numer jeden draftu z 2012 roku dokończył rozgrywki w Nowym Orleanie, ale w nową kampanię wchodził już jako gracz wymarzonych Lakers, tworząc duet z Jamesem.

PREZES WIELKIEJ FIRMY

Paul to dziś nie tylko znana postać showbiznesu, ale także dobry przedsiębiorca. W jego „stajni” znajduje się kilkanaście gwiazd NBA – między innymi Ben Simmons, Draymond Green czy Miles Bridges. Oczywiście nie zapominajmy o wielkich nazwiskach wspomnianych we wcześniejszej części tekstu. O jego renomie może świadczyć też akcja z 2019 roku.

Środowisko NCAA żyło wówczas sprawą Dariusa Bazleya, który zamiast pójść na uczelnię, zdecydował się na wart milion dolarów „staż” (najlepiej nazwać to jednak kontraktem) w New Balance. Organizacja postanowiła niejako zemścić się na Paulu, wprowadzając zasadę, wedle której każdy agent pracujący z młodym zawodnikiem musi posiadać przynajmniej dyplom licencjata. Paul nigdy nie skończył żadnych studiów. Było jasne, w kogo chciano uderzyć. Co więcej, w mediach pomysł zaczęto określać mianem „Rich Paul Rule”. Szczęśliwie nie doszło do wejścia w życie nowych przepisów. Paul w „The Athletic” w podniosły sposób opowiadał, że wprowadzenie zasady to cios dla ludzi dorastających w mniej prestiżowych środowiskach.

Dzięki Jamesowi dostał szansę zaistnienia w wielkim świecie. Wykorzystał ją w znakomity sposób. Hasło „kumpel LeBrona” stanowiło zarówno ostry miecz, jak i solidną tarczę. W przytaczanym artykule z wypowiedziami anonimowych agentów padło stwierdzenie: „Gdyby Rich Paul był prawnikiem, zostałby zwolniony pięć razy. Ale ponieważ LeBron jest tak potężny, nie ponosi odpowiedzialności. To jedyna zła część LeBrona, wszystko inne jest świetne”.

Można powiedzieć, że wybił się na jego plecach, lecz mało kto dostrzega fakt, że koszykarz również wyszedł na tej znajomości korzystnie. Przyjaciel zawsze troszczył się o dobry PR. W świecie, gdzie kumple sportowców potrafią nieraz sprowadzać na dno, Paul dobrze wiedział jak kreować dziedzictwo LBJ – coś, na czym zawodnikowi zależy chyba jeszcze bardziej niż na pieniądzach czy indywidualnych wyczynach.

Podobnie jak LeBron, agent Paul stał się inspiracją dla młodych ludzi. W 2020 roku znalazł się na liście stu wpływowych osób miesięcznika Ebony, zajmującego się sprawami dotyczącymi Afroamerykanów. CEO Klutch Sports Group ustawił się już na tyle, że po zakończeniu kariery przez najlepszego przyjaciela, raczej nie skończy z ręką w nocniku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.