„Robi dobre dziennikarstwo, ale...” – o tym, jak Krzysztof Stanowski wymyka się łatwej ocenie (FELIETON)

Zobacz również:Krzysztof Stanowski ogłosił pierwszych prowadzących Kanału Zero. Wśród nich – legenda rapu
stano.jpg
fot. ig @krzysztof.stanowski

Tylu było ekspertów od upadku dziennikarstwa, którzy wieszczyli apokalipsę świata mediów przy argumentacji jak z tego mema Andrzej, to jebnie. A potem Krzysztof Stanowski zrobił porządne dziennikarstwo śledcze i nagle okazało się, że wszyscy potrzebują takich treści.

Tak, Krzysztof Stanowski zrobił porządne dziennikarstwo śledcze. Jeśli oczywiście przyjąć, że dziennikarstwo śledcze nie ogranicza się tylko do ujawniania skrywanych faktów, które są istotne dla opinii publicznej – zgodnie z jego podręcznikową definicją. Odkrył przed światem oszustwo, i to oszustwo wielopiętrowe, podpierając dochodzenie konkretnymi faktami. Może i waga nie jest tak wielka, jak w przypadku dziennikarstwa politycznego; Bollywoodzkie Zero to nie Przychodzi Rywin do Michnika ani afera Watergate. Natomiast ludzie nie chcą już być oszukiwani – po prostu. Po latach bycia wodzonym za nos przez projektujących alternatywną rzeczywistość influencerów czara goryczy powoli się przelewa. Oberwało się Natalii Janoszek, bo jej imaginowane uniwersum było ufundowane na największej ściemie; przecież ta dziewczyna zrobiła sobie z życia regularne Second Life. Pewnie gdyby Dziennikarskie Zero istniało sześć lat temu, to Stanowski wziąłby na ruszt Łukasza Jakóbiaka, fantazjującego o przychylnych opiniach wokół jego filmu z fałszywą Ellen DeGeneres. Albo innego influencera czy influencerkę, bo to generalnie branża zbudowana na powiedzonku słynnego dziennikarza sportowego, Pawła Zarzecznego: prawda nie powinna przeszkadzać w pisaniu.

Jakby podzielić komentariat sprawy Natalii Janoszek na trzy obozy, to ten pierwszy krytykowałby Krzysztofa Stanowskiego za znęcanie się i bycie Krzysztofem Stanowskim, drugi chwaliłby za dociekliwość, odwagę i bycie Krzysztofem Stanowskim, a trzeci sam nie wie: no faktycznie, zrobił coś ważnego, ALE... Ten obóz jest i najciekawszy, i chyba jednak najliczniejszy. Niepotrafiący zająć konkretnego stanowiska wobec najpopularniejszego obecnie dziennikarza w kraju. To w pełni zrozumiałe, bo praca Stanowskiego wymyka się jednoznacznej ocenie; sami zresztą swego czasu opublikowaliśmy poświęcony mu tekst, który w jakiś sposób może kłócić się z niniejszym materiałem. Nie da się przemilczeć ani mizoginistycznych wycieczek w aferze z Mają Staśko, ani obrzydliwego braku empatii, którym popisał się na przykład tutaj albo tutaj. Ale i nie da się nie docenić warsztatu, wiedzy i czegoś, co naprawdę ma w tym zawodzie niewielu: przyrodzonej umiejętności jasnego formułowania przekazu. Tego, że ludzie słuchają i czują: przecież on powiedział dokładnie to, co ja myślę. Takich, którzy trochę go nie lubią, a trochę szanują, jest wielu.

Działalność Stanowskiego przypomina o czymś bardzo ważnym – zanikającym w coraz bardziej spolaryzowanej przestrzeni publicznej miejscu na posiadanie wątpliwości. Oznaki trzeźwego spojrzenia na świat, niechęci wobec kategoryzacji. Każdy musi mieć konkretne zdanie o wszystkim, stanąć albo po tej, albo po tej stronie barykady. Czy Stanowski kategoryzuje? Zdarza mu się, co nie znaczy, że należy kategoryzować jego. Wielu spośród tych czytelników, którzy wychowali się na jego piłkarskich tekstach publikowanych na łamach weszlo.com kręci nosem na coraz mocniejsze przytulanie się Stana do komentowania showbusinessu. Swoją drogą ciekawe, że to podobna droga, jaką dwadzieścia lat temu podążył inny dziennikarski bohater zbiorowej wyobraźni, Kuba Wojewódzki, najpierw wydeptujący sobie poletko w branży muzycznej (przypominamy – Wojewódzki był w latach 90. redaktorem naczelnym dwóch ważnych pism o muzyce alternatywnej, Brumu oraz Plastiku), by później stać się i celebrytą, i pogromcą celebrytów. Stanowski zrozumiał, że prawdziwy rozgłos zdobędzie dopiero wychodząc jedną nogą ze świata piłki, po czym właśnie to zrobił. I znów – trudno go za to jednoznacznie ocenić. Atencyjność to jedno, ale po ponad 20 latach w zawodzie i czterech książkach zapukał w szklany sufit. Nie dziwne, że chciał zrobić kolejny krok. Trzeba zwrócić uwagę na coś jeszcze – to chyba jedyny rozpoznawalny dziennikarz z ery analogowej, który zyskał jeszcze większą rozpoznawalność w erze sieciowej. Na aż taką skalę nie udało się to nikomu, nawet Wojewódzkiemu.

Trudno odczytać serię Bollywoodzkie Zero jako znęcanie się nad Natalią Janoszek. Krzysztof Stanowski punktuje – bezlitośnie, ale nie bez powodu – wszystkie kłamstwa, jakimi owiana jest kariera tej dziewczyny. I robi to, używając bogatej dokumentacji, czym zresztą zawstydził media, które bez researchu uwierzyły w jej dorobek. To zresztą klasyczna, reporterska robota, wymagająca pogrzebania dalej niż w internecie, pojechania gdzieś, porozmawiania z kilkoma osobami. Ktoś może powiedzieć – ale Stanowskiego na to stać. To prawda, szef Kanału Sportowego ma ten komfort, że nie musi wystawać pod drzwiami dyrektora finansowego redakcji, prosząc o skromną dietę, tylko po prostu sięga po portfel i kupuje bilety do Indii. Ale jednocześnie pokazuje reszcie branży, że nawet w 2023 roku można robić dziennikarstwo jak z tych mitycznych starych, dobrych lat mediów, za którymi wszyscy rzekomo tęsknią, ale mało komu chce się wstać zza biurka i pójść szukać tematu w teren.

Jest przy tym Stanowski nieznośnie atencyjny, bo doskonale wie, że tylko tak zainteresuje tłumy. Jednak czy bardzo różni się tym od przedwojennego gazeciarza, biegającego po mieście i wrzeszczącego: sensacja, sensacja, urodziło się dwugłowe cielę? Nie bardzo. To miks dziennikarstwa i sprytnego marketingu, charakterystyczny dla współczesnego rynku mediowego, w którym Krzysztof Stanowski świetnie się odnajduje. Gość po prostu idealnie czuje swoich odbiorców, stąd tak częste, jak słuszne zarzuty o uprawianie publicystyki pod wezwaniem chłopskiego rozumu, nowego, dziwacznego dziennikarskiego tworu, nie aż tak dogłębnie analitycznego jak działalność braci Sekielskich, ale i będącego czymś więcej niż clickbaitoza. Doskonale wie, że część jego odbiorców nie ma skłonności do empatyzowania, więc przekaz ma być kawa na ławę, a opinie po bandzie. I zdarza mu się wywinąć orła na tej skórce od banana, jak chociażby przy sprawie Jakuba Rzeźniczaka, kiedy i apelował o zostawienie piłkarza oraz jego partnerki w spokoju, i... nagrał o nich cały odcinek Dziennikarskiego Zera, polewając tym samym ognisko benzyną. Wybiera tematy lżejsze, bezpieczniejsze, takie, przy których łatwiej mu brylować. Jakby nie patrzeć, w tego rodzaju publicystyce, byciu popkulturowym trybunem narodu w jakiś sposób wszedł w buty Kuby Wojewódzkiego, którym publika zdążyła się przez te dwie dekady zmęczyć. Tyle że Wojewódzki był pieszczochem wyznawców Platformy Obywatelskiej, a Stanowski ma w swojej fanbazie wielu zwolenników partii konserwatywnych, lubiących wyznawać podobną chłopskorozumową logikę, nawet jeśli dziennikarz stanowczo odcina się od poglądów wiodących polityków tego skrzydła.

Ale przy tym udowadnia, że ludzie, niezależnie od tego, po której są stronie barykady, dalej chcą dziennikarstwa, które coś odkryje. Zresztą – nie tylko on. Nieprzypadkowo przeżywamy szczyt popularności książkowymi reportażami, nie bez przyczyny na platformach streamingowych dokonuje się prawdziwy renesans produkcji dokumentalnych. Ludzie potrzebują tego, co robią Sekielscy czy Szymon Jadczak. Krzysztof Stanowski sięgnął po sprawę lżejszego kalibru i pewnie dlatego zainteresował nią aż taką masę ludzi; niezrozumiały jest lament części środowiska, załamującego ręce nad tym, że klika się Janoszek, a nie afery wokół PiS – klika się i to, i to, ale case Bollywoodzkiego Zera jest dużo bardziej zrozumiały, dlatego śledzą go miliony. A że głupio komuś, kto też śledzi i nawet trochę zgadza się z Krzysztofem Stanowskim, którego przecież hejtował? Nie szkodzi. Warto mieć wątpliwość.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0