Stylistka, specjalistka od wizerunku artystów i... ambasadorka STREETWEARNOMADS. Poznajcie Roksanę Kwiatkowską, która opowiedziała o swojej podróży do Szanghaju i tym, jak to się dzieje, że wszyscy noszą tam markowe ciuchy.
No dobrze, to dlaczego ten Szanghaj?
Szanghaj właściwie całkiem przypadkiem. Wpadłam w odwiedziny do przyjaciół, którzy akurat tam byli. Niemniej jednak Chiny już od dłuższego czasu chodziły mi po głowie, więc potrzebowałam jedynie okazji i dobrych towarzyszy podróży.
Jest tam coś szczególnie charakterystycznego, coś innego niż w miejscach, w których byłaś?
Szanghaj ma charakterystyczną dla tej części Azji cechę, którą uwielbiam – mowa tutaj o ulicach przepełnionych kolorowymi neonami. Obraz klimatycznych sklepików i straganów przeplata się z ogromnymi wieżowcami. Podobny klimat udało mi się dostrzec też w Nowym Jorku, tylko tutaj w wersji science fiction. Na ulicach jest naprawdę mnóstwo, mnóstwo rowerów, ale to oferuje także Pekin (ze smogiem w pakiecie). Czy wśród tych cech charakterystycznych znajdzie się więc coś niepowtarzalnego, czego nie poczułam nigdzie indziej? Wolność – naprawdę czułam wolność, przemierzając urokliwe szanghajskie uliczki razem z rowerowo-skuterowym stadem, dla którego przepisy ruchu drogowego nie istniały. Choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda.
Co trzeba tam zobaczyć?
Zobaczyć to chyba nie najlepsze słowo. Może zamieńmy je na zrobić? Jestem zwolenniczką robienia charakterystycznych rzeczy w różnych miejscach. Na pewno trzeba jeść bardzo dużo pierożków, w różnej formie, różnego rodzaju, z różnym nadzieniem. Szczególne zapadły mi w pamięć takie ze słodką pastą z czarnego sezamu. Warto ruszyć nad historyczną promenadę Bund i podziwiać zachód słońca nad panoramą finansowej dzielnicy Pudong, kiedy zapalają się wszystkie te kolorowe światełka (zrobienie timelapse wskazane). Polowanie na wolny rower - obowiązkowy punkt wyprawy. Bardzo podobało mi się w artystycznej dzielnicy M50. Pozornie bezsensownie porozrzucane, malutkie galerie sztuki robiły naprawdę mega klimat. Warto udać się także na obrzeża miasta, np. do starożytnego miasteczka na wodzie. Zbaczając z głównej trasy wyznaczonej dla turystów można zobaczyć, jak wyglądają domy ludzi faktycznie zamieszkujących tę wioskę. Jest jeszcze mnóstwo miejsc, w których byłam i mogę polecić oraz takich, do których nie udało mi się dotrzeć, a są także warte uwagi. Generalnie, Szanghaj ma naprawdę wiele do zaoferowania i jest niezwykle klimatycznym miastem. Nie wygląda to tak, że musimy kursować jedynie między atrakcjami turystycznymi. Wręcz przeciwnie. Tutaj nawet przypadkowo odwiedzona dzielnica potrafi totalnie zauroczyć.

Jak zdefiniowałabyś Szanghaj pod względem stylu?
Szanghaj łączy w sobie tradycję i dorobek kulturowy z nowoczesnością i postępem, zachowując przy tym harmonię. Zobaczymy tutaj zarówno orientalne ogrody i świątynie, jak i futurystyczne, wysokie budynki. To chyba siła sztuki feng shui, bo człowiek naprawdę dobrze czuje się w tym najludniejszym mieście w Chinach. Jeśli chodzi o styl ubierania - no, jest to ciekawa sprawa. Zdecydowanie w oczy rzucają się ludzie ubrani od stóp do głów w marki: Balenciaga, Gucci, LV, Yeezy, Supreme, Off White. Na początku przeżywa się lekki szok, później odwiedza się fake market i już wiemy, co jest grane. Jednocześnie jest też mnóstwo luksusowych butików i grail pointów. Gdzieś między jednym a drugim mamy fake markety. Są to uliczki pełne bardzo ładnych sklepików, w środku których znajdziemy repliki (czy też po prostu bardzo dobrze wykonane podróbki) ubrań zarówno od topowych projektantów, jak i z pożądanych kolaboracji hype’owych marek. Odniosłam wrażenie, że to podrabianie jest w Chinach tak na porządku dziennym, że ludzie robią tam zakupy bez zastanawiania się imitacją jakiej marki jest dany produkt, a raczej na zasadzie: wejdę, podoba mi się to i to, tak po prostu, kupię. Na koniec jeszcze jedno, nieoczywiste spostrzeżenie dotyczące ubioru. Obecnie buduje się mocny trend w kolekcjach na inspiracje uniformami i odzieżą roboczą. Przykładowo: kolekcja Virgil Abloh dla Louis Vuitton, czy też pokaz MISBHV w Warszawie. Jak to ma się do Szanghaju? Każdej nocy trwają tam intensywne prace drogowe, za to w ciągu dnia roi się od osób zajmujących się dbaniem o czystość na ulicach. Na uwagę zasługują zdecydowanie uniformy ludzi wykonujących wspomniane przed chwilą prace. Neonowe kolory i odblaskowe elementy, w bardzo różnorodnych połączeniach, śmiało mogą posłużyć (i chyba służą?) za inspirację. Szczególnie fajnie wygląda to w nocy, kiedy wszystkie światełka i neony gasną, a kombinezony świecą. Miałam nawet okazję zobaczyć ciekawy obrazek, kiedy w środku nocy przemierzaliśmy Szanghaj na skuterze: pięciu panów wykonujących prace drogowe akurat miało przerwę, więc usiedli sobie na krawężniku i zajadali się synchronicznie noodlami z pudełek, a elementem kontrastującym z mrokiem wokół nich były właśnie te pomarańczowe kombinezony.
Czy podróże tego typu wpływają na to, czym się zajmujesz?
Podróże każdego typu wpływają na mnie, to na pewno, a co za tym idzie także na to, czym się zajmuję. Z każdej wyprawy staram się wyciągnąć jak najwięcej: obserwuję ludzi, szukam tych detali, które ubrane w szerszy kontekst mówią bardzo wiele o miejscu. Nawet jeśli jakieś miasta nie oferują zbyt wiele pod kątem modowo-artystycznym, to nie znaczy, że nie są dla mnie inspirujące. Podróże kształcą, po prostu, to nie frazes tylko fakt.
Roksana jest jedną z ambasadorek akcji STREETWEARNOMADS, o której szerzej pisaliśmy tutaj. Chcecie być częścią kolejnej wystawy cyklu? Wrzucajcie na ig swoje zdjęcia, oznaczone hashtagiem #streetwearnomads. Partnerami akcji są Jameson i PUMA.
