„Nastały takie czasy, że wydasz dwa miliony funtów, zanim zdążysz się zorientować, czy zawodnik potrafi chociaż przyjąć piłkę” – żalił się przed laty Graham Taylor, menedżer Watfordu. Słowa te wypowiedział dokładnie na początku stulecia, nie mając pojęcia, że w 2022 roku za te same dwa miliony nie będzie ci nawet dane sprawdzić sensownego gracza. Prawdziwe szaleństwo transferowe przypisane jest do lata, ale zima chce wyjść z cienia i oprócz drogowców zaskakiwać również kibiców. W każdy weekend bez Premier League – jak ten, który właśnie się rozpoczyna – ich emocje przekierowane są na transferowe live’y i nasłuchiwanie wieści dotyczących potencjalnych zakupów do ich klubów. Trudno się w tym wszystkim połapać. Niejednokrotnie bywa tak, że człowiekowi umknie jakaś transakcja i nagle pyta siebie samego: skąd, do cholery, ten facet wziął się w Burnley?
Od paru miesięcy najgłośniej, w kontekście zimowego okienka, jest w przypadku Newcastle United. Piłkarze tacy jak Chris Wood czy Kieran Trippier to solidne wzmocnienia, ale szacunek wzbudzać musi ściągnięcie Bruno Guimarãesa, o czym dziś dla newonce.sport pisał Paweł Grabowski TUTAJ.
Z felietonów i wypowiedzi angielskich dziennikarzy jasno wynika, że transfer Brazylijczyka może mieć przełomowe znaczenie. Pokaże bowiem, że na St. James’ Park myślą o budowie naprawdę mocnej ekipy.
„Bild” napisał o tym, że klub z północy Anglii interesuje się doświadczonym Thomasem Muellerem z Bayernu. Jestem ciekaw, jak w krainie Geordies spisałby się 32-letni weteran Bundesligi. Chętnie zatrudniłby go także Everton, choć akurat tam najpierw muszą poszukać menedżera. A jak się okazuje, nie jest to takie proste.
ROONEY NIE UCIEKA Z DERBY
W transferowym kociołku wirują piłkarze przemieszani z trenerami, przecież z menedżerskiej karuzeli cały czas wypadają jakieś nazwiska, a w ich miejsca pojawiają się, już chciałem napisać nowe twarze, ale przed oczami stanął mi Roy Hodgson, który wraca do gry po krótkiej przerwie od zakończenia pracy w Crystal Palace.
Wayne Rooney – to dość ciekawy wątek. Były napastnik reprezentacji Anglii dzielnie walczy o utrzymanie w Championship szarganego wieloma problemami Derby County i kiedy znienacka pojawiła się drabinka pozwalająca mu uciec do lepszego świata, czyli szansa na rozmowę kwalifikacyjną w Evertonie, „Roo” odrzucił taką sposobność. To bardzo ciekawe. Z jednej strony wypowiedzi byłego asa Manchesteru United, który wielką karierę zaczął na Goodison Park, świadczą o dużej dojrzałości, z drugiej są być może sygnałem, że Rooney dobrze czuje obecny trend w Evertonie. A to nie jest krzywa wznosząca. Jeśli w istocie chce zostać z Derby na dobre i na złe, to należy mu się wielki szacunek.
WOLTA DIAZA
Trudne chwile przeżywają z pewnością kibice Tottenhamu. Okazało się bowiem, że ani Adama Traore z Wolverhampton (pisze o nim dzisiaj w kontekście Barcelony na newonce.sport Dominik Piechota TUTAJ), ani Luis Diaz, który ostatecznie zagra dla Liverpoolu, nie dotrą na Tottenham Hotspur Stadium. Dla Antonio Conte to poważny problem, Włoch otwarcie przyznawał, że wzmocnienia Spurs są konieczne, jeśli klub chce dobić do ścisłej czołówki. Do trzech razy sztuka – może uda się wypożyczyć Dejana Kulusevskiego z Juventusu?
Anglicy rozpisują się o awanturze pomiędzy możnymi agentami piłkarskimi, wejściu potężnego Jorge’a Mendesa w potencjalny deal z Tottenhamem i nagłym zwrocie akcji w sprawie Diaza – skrzydłowy FC Porto wylądował w Liverpoolu. Dla 25-latka to oczywiście świetne posunięcie, u Juergena Kloppa będzie miał okazję powalczyć realnie o mistrzostwo Anglii. Przy całym szacunku dla osiągnięć Conte i dla tak dużej firmy, jaką jest Tottenham, piłkarz z Kolumbii nie wyjdzie na tym najgorzej.
– Kocham strzelać gole, od dziecka to robiłem, ale jeszcze bardziej lubię dogrywać piłki do dobrze ustawionych kolegów – opowiadał Diaz w wywiadzie na łamach dziennika „Marca”. – Często pytają mnie: czemu nie strzelałeś? A ja lubię asystować – dodał.
Cóż, Sadio Mane czy Mohamed Salah nie mają pewnie nic przeciwko temu. Wolta Kolumbijczyka to dla nich znakomita informacja.
CASH JAK TRIPPIER?
W natłoku informacji transferowych trzeba odcedzić ploteczki, i płoteczki od grubych ryb, a już na pewno nie ekscytować się przedwcześnie, bo rynek lubi zwroty akcji. Oczywiście działa na wyobraźnię Marcus Rashford w PSG czy Matty Cash w Atletico Madryt. Jednak droga do finalizacji zawsze jest wyboista.
Cash interesuje nas oczywiście w kontekście kadry. To byłby ciekawy ruch, ale już nie tak zaskakujący jak w przypadku Kierana Trippiera. To zresztą obrońcę kupionego z Madrytu do Newcastle miałby zastąpić nasz „Mateusz Gotówka”. Trippier został doceniony przez Diego Simeone, Argentyńczyk szuka zawodnika o podobnych walorach, a przecież wahadłowy Aston Villi gra naprawdę dobry sezon, na pewno jest jednym z najlepszych piłkarzy w talii Stevena Gerrarda. Na stole leży ponoć 40 milionów funtów. Ekipa z Birmingham planuje atak na wyższe pozycje, Gerrard ściągnął niedawno Philippe Coutinho i chce zbudować silną jedenastkę. Potencjalna strata Casha byłaby wielkim ciosem. Nie ma jednak szans, by ten deal został dopięty zimą. Aston Villa nie puści swojego gwiazdora w obecnym oknie.
WSPARCIE DLA ANTONIO
Bardzo interesujące jest to, jakie ruchy poczynią kluby, które uwikłane są w walkę o czołową czwórkę na koniec sezonu. Jeden z nich to West Ham United. David Moyes nie lubi wydawać dużo pieniędzy na transfery, szuka rozsądnych opcji, a jeśli już zawodnik ma być drogi, powinien mieć certyfikat wysokiej jakości. Widocznie za takiego uznawany jest Hugo Ekitike, bo rozmowy pomiędzy jego obecnym pracodawcą, czyli Reims a ludźmi z Londynu toczą się pełna parą, mowa o kwocie około 25 milionów funtów. Moyes szuka wsparcia dla ofensywy, na wypadek kontuzji Michaila Antonio. Ekitike błyszczy skutecznością w Ligue 1, zdobył w tym sezonie już osiem bramek. Co ciekawe, zawodnikiem interesowało się również Newcastle. Mogło to nieznacznie podbić cenę.
NOWE ŻYCIE ODSTRZELONEGO?
Kluby, które nie chcą szastać kasą na lewo i prawo, celują w wypożyczenia i jednego z nich jestem szczególnie ciekaw (jeśli dojdzie do skutku). Patrick Vieira planuje ściągnąć do Crystal Palace Donny’ego van de Beeka, zawodnika, który miał być przeceną, kiedy trafiał do Manchesteru United za 39 mln funtów. Na Old Trafford właściwie nie zaistniał. Stał się w Premier League, i nie tylko, symbolem talentu, który wyhamował na dobre, by nie powiedzieć, że w wielu aspektach memem. Ale Vieira widzi w graczu szalejącym w przeszłości na kierownicy w Ajaksie wielki potencjał w zmieniającej styl drużynie Orłów. To może być świetne posunięcie dla wszystkich stron – sfrustrowanego pomocnika, efektownego Palace i United, które najwyraźniej nie potrzebuje tego chłopaka.
ZNÓW GŁOŚNO O RONALDO
Obecny klub Van de Beeka ma teraz na głowie sprawę Cristiano Ronaldo, głośną, choć w sumie bardzo zabawną. A dotyczy nie transferu Portugalczyka, przecież dopiero co wrócił na stare śmieci, ale strony piszącej o transferach. Chyba najpopularniejszej na świecie – Transfermakt.
Piłkarz kilkanaście miesięcy temu obraził się na twórców portalu, bo za nisko go wycenili. Są w tej historii – dość dobrze oddającej klimat, w którym znalazł się współczesny rynek transferowy – prywatne wiadomości, a finałem było zablokowanie strony na Instagramie. To stara sprawa, ale dopiero teraz temat uległ rozwinięciu.
Ronaldo, jeszcze grając w Juventusie, trafił do jedenastki klientów Mendesa i umieszczony został na dedykowanej temu grafice. Twórcy Transfermarkt zaznaczyli, że nie mogą oznaczyć CR7, bo są przez niego... zablokowani. Portugalczykowi nie spodobała się cena, jaką do niego przypisano – 75 mln euro. A jeszcze bardziej nie przypadło do gustu tłumaczenie osoby zajmującej się mediami społecznościowymi portalu, że w swojej kategorii wiekowej Cristiano jest przecież najdroższy. Ronaldo nie potrafił znieść, że w tej drużynie jest tańszy o kilkadziesiąt milionów od Bernardo Silvy. Okazało się, że nie miał racji ani on, ani Transfermarkt.
Manchester United zapłacił za niego rok później zaledwie 20 mln funtów.