Ile znacie polskich kawałków hip-hopowych, które były coverowane przez weselne kapele? W Aucie było więcej niż hitem - ten kawałek miał swego czasu taki status, jak dziś Miłość w Zakopanem.
Różnica jest taka, że Sławomir jest okropny, a to było świetne. Tekst, beat autorstwa Roberta M, czy wreszcie doskonały teledysk Kuby Łubniewskiego, przenoszący nas w czasy głębokich lat 80. i 07 zgłoś się. To był hit wakacji, ale taki, którego słuchało się z przyjemnością. W naszym podsumowaniu najważniejszych rapowych singli wszechczasów pisaliśmy o W Aucie tak: Sokół, Pono oraz Piotr Fronczewski odtwarzają klimat znany z fenomenalnej książki Księżyc z peweksu Aleksandry Boćkowskiej. Chcieliśmy pokazać, że potrafimy się dobrze bawić. To był żart bez żadnego przesłania – mówił Pono o przeboju z albumu Teraz pieniądz w cenie. Zaczęło się od żartu, a skończyło na Złotej płycie dla TWPC i 27 milionach wyświetleń klipu na YouTube. Życie przerosło więc wyobraźnię, a żart wymknął się spod kontroli. Ale czy mogło być inaczej, skoro ten dowcip niósł się diablo przebojową produkcją, budzącą nostalgię za PRL-em, był przezabawny na takiej samej zasadzie, jak Franek Kimono ponad dwadzieścia lat wcześniej, a do tego miał potężny kontrkulturowy i anarchistyczny ładunek? Po W aucie wszystkie chwyty w polskim rapie były już dozwolone.
Co o numerze mówili sami zainteresowani? Sięgamy do Playboya z listopada 2008 roku, a konkretnie do wywiadu z Sokołem i Pono:
W aucie ma już ponad 5 milionów wejść. Miarą tego gigantycznego sukcesu jest choćby to, że się spotykamy.
Pono: I bardzo nas to cieszy. Ale nie wiedzieliśmy, że po puszczeniu takiego bąka, zrobi się wielkie halo. W aucie napisaliśmy w jeden wieczór, popijając Kapitana Morgana.
Sokół: Wolelibyśmy osiągnąć ten sukces kawałkami, które robimy na poważnie.
Napisanie czegoś tak prostego i jednocześnie inteligentnego jest wielką sztuką, a nie bąkiem.
Sokół: Cieszy mnie, że nie wszyscy w tym kraju są otępiali i potrafią zrozumieć dowcip. Naprawdę włożyliśmy w realizację dużo pracy. Kręciliśmy telewizyjną kamerą Sony U-Matic – reliktem z epoki, kamerą która pewnie pracowała przy teledyskach Lombardu i Kapitana Nemo. Do tego stroje, knajpa, choreografia – piękne lata 80.
Utwór był pisany pod Piotra Fronczewskiego?
Pono: Tak, ale nie wierzyliśmy, że pan Piotr w to wejdzie.
Sokół: Klasa człowiek. Zupełnie normalny, naturalny. Do studia przyjechał w dresie.
Pono: Najciekawsze jest to, że dla młodszych słuchaczy to nie Franek Kimono, ale Pan Kleks. W internecie można zobaczyć utwór Sokoła, Pono i Pana Kleksa.
Sokół: „Kawałek z kleksem” brzmi średnio (śmiech).
A jak udało się wam namówić do udziału w klipie Stefana Friedmanna?
Pono: Po znajomości.
Sokół: Jego syn, nasz kumpel Fred, to ten od zwrotki: „Americano, pseudo po tacie…”.
Pono: Znamy się od lat, a ojciec Freda, czyli pan Stefan, zawsze nas mocno dopingował.
Sokół: Jego taniec z teledysku jest już kultowy!
Nie obawiacie się, że wasz numer będzie w końcu zarżnięty?
Sokół: Już jest. Grają go na weselach i w discopolowych stodołach. Słuchajcie, dostaliśmy ofertę za grubą kasę, żeby występować w takich miejscach. Taki set – cztery utwory i dziękujemy, samochód z szoferem odwozi nas do następnej dyskoteki, znowu cztery utwory i jedziemy dalej. Na luzie możemy zgarniać po sto tysięcy złotych miesięcznie. Oczywiście nigdy czegoś takiego się nie podejmiemy.
