Maska Salvadora Dalego stała się symbolem, a pieśń włoskich partyzantów „Bella ciao” hymnem. Karim Benzema czy Kylian Mbappe utożsamiają się z bandą Profesora, Neymar poszedł krok dalej i wystąpił w dwóch odcinkach trzeciego sezonu. Jak uniwersalna ikonografia „Domu z papieru” weszła również na stadiony.
Wiele wyjaśnia nam dokument „Dom z papieru: Globalny fenomen” ukazujący kulisy tworzenia kultowego serialu. Jego emisja w hiszpańskiej Antena 3 skończyła się, a aktorzy – najczęściej dopiero pracujący na swoje nazwisko – zdążyli się pożegnać po zakończonych zdjęciach. Do zobaczenia kiedyś. I nagle boom. Netflix kupił prawa do „La casa de papel”, nie poświęcił mu nawet specjalnej promocji, a słupki zaczęły rosnąć. Jaime Lorente, czyli popularny wybuchowy Denver, miał tak niewielu obserwujących na Instagramie, że nawet nie mógł sobie pozwolić na swipe up. Pewnego dnia ich liczba zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, o dziesiątki tysięcy, aż zatrzymała się na prawie 12 milionach.
La resistencia, czyli ruch oporu, przemówił do świata. Sposób narysowania skoku stulecia, planu napadu na hiszpańską mennicę i wyraziści bohaterowie sprawili, że serial stał się jednym z najchętniej oglądanych na całym świecie. Jednym jest popularność, a czymś jeszcze uniwersalna symbolika, która została w głowach widzów na dłużej. Nawet jeśli z każdym sezonem pozostajemy z coraz większym niedosytem, wystarczy tylko zwrot „una mattina...”, abyśmy resztę dośpiewali sami. Czerwone skafandry i maski Dalego pojawiły się w najróżniejszych zakątkach świata jako symbol walki. O wolność, o demokrację, o swoje prawa. Wypełniły demonstracje i stały się narzędziem protestujących przeciwko systemowi. I nagle 75 lat później na ustach tłumów wybrzmiewa antyfaszystowska pieśń włoskich partyzantów z czasów wojny.
To przerosło oczekiwania reżyserów pogodzonych w pewnym momencie ze śmiercią serialu w granicach Hiszpanii. Tymczasem zapoczątkowali światowy fenomen. Do oglądania czwartego sezonu zaprasza nas Krzysztof Piątek, a po wielkim zwycięstwie w stolicy Francji z maską w szatni paraduje Kylian Mbappe, najbardziej wartościowy piłkarz świata. Karim Benzema również złapał tę retorykę – jeśli buntować się przeciwko zasadom, on jest na pokładzie. Sam pozował z podobizną Salvadora Dalego.

Kostiumy podbiły jeden z ostatnich karnawałów w Rio De Janeiro. Neymar jako fan serialu przyjął zaproszenie, by zadebiutować jako aktor. Stał się mnichem w dwóch krótkich epizodach w trzecim sezonie. Rzucił krótką kwestię „niebiańsko, panie Andrés”, gdy Berlin i Profesor knuli plan napadu, a później wyznał, że nie przepada za futbolem ani imprezami, co od razu wywołało uśmiech na twarzy. Gwiazda PSG zgodziła się, że Brazylijczycy grają, jakby tańczyli. I uniżenie ruszyła w głąb klasztoru. Ale przecież nie chodzi o to, że zawodnicy – mający takie pasje jak wszyscy – wkręcili się w tę produkcję.
Ważniejsze, że nagle zaczęła pojawiać się na ulicach i na stadionach. W Meksyku, Kolumbii, Brazylii, wszędzie. Kibice Tigres zaczęli używać tej symboliki z hasłami „wolni i szaleni”, wielką oprawę na mecz z Milanem w Lidze Europy przygotowali sympatycy Olympiakosu. Doping napędzali szefowie bandy w czerwonych skafandrach, w których później pojawili się na murawie, gdy Grecy wyeliminowali ekipę Gennaro Gattuso. Ruch oporu sprzeciwił się wielkiemu rywalowi i sam awansował do fazy pucharowej. Mogli zaśpiewać „O Milan ciao, Milan ciao...”. To samo zrobili fani francuskiego Rennes, zakrywając całą trybunę motywem „La casa de Roazhon”. Wielkie banery oglądaliśmy też w odmiennej kulturowo Arabii Saudyjskiej, gdzie najzagorzalsi kibice Ittihad FC wykorzystali motywy z produkcji w olbrzymiej sektorówce. Fortaleza EC z brazylijskiej drugiej ligi wymyśliła, że zawodnicy wyjdą na mecz w kostiumach rozpoznawalnych na wszystkich kontynentach.

Tych mrugnięć okiem od reżyserów nie brakuje w samym serialu. Do Liverpoolu, Davida Beckhama czy Martina Palermo. Zresztą sami aktorzy nie kryją swoich sympatii i zaangażowania w świat piłki. Berlin (czyli Pedro Alonso) jest fanem Realu Madryt, a Denver (Jaime Lorente) Atletico Madryt, choć w młodości trzymał kciuki za Deportivo La Coruña. Tokio (Úrsula Corberó) sympatyzuje z Barceloną, a Moskwa (Paco Tous) z Sevillą. Najbardziej nielubiany, ale niezbędny w budowaniu emocji Arturito (Enrique Arce) podczas kręcenia zdjęć oglądał wszystkie mecze Valencii. W Stanach Zjednoczonych prosił o wcześniejsze otwieranie baru, aby mógł kibicować Nietoperzom. Palermo (Rodrigo De la Serna) to ukłon w kierunku świetnego strzelca Boca Juniors, a Marsylia (czyli de facto Serb Luka Peroš) dostał w prezencie karnet na wszystkie mecze francuskiej drużyny. I zdarza się, że zobaczymy go w loży VIP na Stade Vélodrome. Nie było możliwości, aby futbol nie otworzył swoich drzwi dla bandy ruchu oporu.
