
Można narzekać na obecny rok pod wieloma względami, ale na pewno nie można kręcić nosem na muzykę, jaką serwują nam artystki i artyści w 2020.
Ten tytuł to nie zapowiedź festiwalu kina niezależnego, a skrótowy opis twórczości kilku rapowych newcomerek, które dopiero zaczynają swoją przygodę, a już zdążyły konkretnie namieszać na muzycznym rynku. My słuchamy, wy też posłuchajcie!
Tkay Maidza
Pochodząca z Australii 23-letnia raperka ma w sobie coś z zadziorności Missy Elliott i Tierry Whack. Zresztą nie rozchodzi się tylko o charakter, bo swoje flow również wzoruje na topowych gatunkowych buntowniczkach. Pościelowy afrobeat jak u GoldLinka, agresywny trap z JPEGMAFIĄ na feacie, upliftingowe ballady w stylu The Internet, których nie powstydziłyby się ani Syd, ani Kali Uchis. Wszystko tu siedzi, a mówimy o zawartości 26-minutowego albumu Last Year Was Weird, Vol. 2.
Co prawda, pierwsze kroki w branży Tkay Maidza stawiała już kilka lat temu, ale to 2020 jest dla niej przełomowym momentem. Pierwsze wydawnictwo w zasłużonej wytwórni 4AD i milionowe zasięgi zwiastują początek wielkiej kariery.
Backxwash
Ale się tutaj dzieje! Industrial, trap, black metal, bassowa elektronika, zajawa na Godspeed You! Black Emperor i wylewający się zewsząd szamanizm. Ashanti Mutinta, kanadyjska transpłciowa raperka o zambijskich korzeniach, wygrała w tym roku Polaris Music Prize i jest to wydarzenie naprawdę sporych rozmiarów. Szczególnie jeśli spojrzymy na to, z jakim undergroundem była do tej pory kojarzona.
Tegoroczny album God Has Nothing To Do With This Leave Him Out Of It to zbiór rytualnych hymnów, w których nie doświadczycie kojących melodii i lekkich jak chmurka tekstów. To pełen wkurwu statement będący swoistym rozliczeniem się z ciężkim życiowym doświadczeniem, jakim był dla artystki proces przebaczenia. To nie jest rzecz z gatunku easy-listening, ale znajomość materiału więcej niż obowiązkowa.
Opętańcze krzyki i współczesne czarownictwo? Nie mamy nic przeciwko.
Bktherula
Uwaga, przerwa na ważny komunikat dla fanek/fanów Playboia Cartiego i Pi'erre’a Bourne’a. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to od tego momentu Bktherula jest waszą nową ulubioną raperką nawijającą na ambientowo-cloudowych bitach. Odpuście tym razem salon masażu, a zamiast tego spróbujcie odprężyć się przy tych kodeinowych melodiach.
Wygląda na to, że raperka z Atlanty ma wszystko, żeby stać się nową twarzą ekstatycznego nurtu w stylu slowmo, który uskuteczniał ostatnimi czasy m.in. Duwap Kaine. 2020 przyniósł nie jeden, a dwa albumy tej newcomerki: niezależny Love Santana i wydany w Warnerze Nirvana. No i gitara.
keiyaA
Powiedzonko what a time to be alive w obecnej sytuacji nie brzmi zbyt fortunnie, ale dla alternatywnego hip-hopu i r'n'b to rzeczywiście belle époque. W peletonie nieformalnego movementu plasuje się – pochodząca z Chicago, a związana z Nowym Jorkiem – wokalistka i multiinstrumentalistka, keiyaA. Chakeiya Richmond oficjalnie zadebiutowała w tym roku albumem Forever, Ya Girl, który na poziomie konstrukcji może przypominać chaotyczne, post-madvillainowe nagrania Earla Sweatshirta, a na poziomie brzmienia – eksperymenty z Brainfeeder. Wciąż jest to jednak twórczość ze wszech miar autorska z uwagi na coming-of-age’owe historie, które zostały tu ufundowane na tożsamościowym backgroundzie. Erykah Badu od dekady nie dostarczyła nowego materiału, ale robi się lżej na duszy, widząc że pierwszej damie neo-soulu wyrasta godne następstwo. (Marek Fall)
Liv.e
Wrzucamy tryb lowkey, odwiedzamy w myślach słoneczną Kalifornię i zapadamy się w kanapę przy dźwiękach tego eksperymentalnego r’n’b. Liv.e nie próbuje wpisać się w żaden panujący trend, a jej mieszanka soulu, funku, gitar i jazzu gwarantuje nieustającą obecność pozytywnych nastrojów. Po urodzonej w Dallas wokalistce spodziewamy się jeszcze wielu nieszablonowych wyczynów, tym bardziej, że wpadła w kumate ziomalskie towarzystwo. Gościnki u Earla Sweatshirta, Pink Siifu, Black Noi$e'a i BbyMuthy zaliczone, a każda wyjątkowa. Z tej mąki będzie chleb.
KEYAH/BLU
Trochę się naczekaliśmy, ale jest i reprezentantka UK soundu. Wpadamy na osiedla południowo-wschodniego Londynu i odpalamy zadymiony, klaustrofobiczny miks r’n’b, soulu i rapu od zjawiskowej KEYAH/BLU. Gdzieniegdzie przebijają się tu echa wczesnej FKA twigs, gdzieniegdzie słychać storytelling à la Noname. Nad tym wszystkim, niczym helikoptery nad protestującą Warszawą, unosi się mgiełka psychodelii i bezpretensjonalnego introwertyzmu.
My się cieszymy, bo ciężko wrzucić twórczość tej debiutantki do jakiegokolwiek worka.
Ojerime
Dla wszystkich sierot, które tęsknią za zmysłowym r'n'b Abry - nie smućcie się, z odsieczą przychodzi nam Ojerime. Przytłumione, nasycone depresją i sensualnością numery, na których swoje błogosławieństwo pozostawiła Kelela. Widzimy to tak: wsiadasz do Toyoty MR-2 z '88, odpalasz tę nokturnową muzyczkę i udajesz się na melancholijny night crusing. Materiał obowiązkowy to debiutancki longplay B4 I Breakdown, ale w ramach uzupełnienia sprawdźcie też poprzednie wydawnictwa Brytyjki. Coś czujemy, że jeszcze zawojuje ten świat.