Laik przez całe lata operował na scenie w roli poety przeklętego, który pisał w malignie utwory przyjmowane przez część publiczności jako wizjonerskie, a przez część jako grafomańskie; ciskał wokół gromy. Rzeczy Naturalne zastają go w zupełnie innym miejscu.
Z tymi poetami przeklętymi to jest taka różnica, że Paul Verlain po pięćdziesiątce dokonał żywota w odmętach szaleństwa i alkoholu, tymczasem Marcin przed czterdziestką dokonał przekroczenia, które pozwoliło mu wyrwać się ze szponów nałogu; zredefiniować swoje miejsce w życiu i w rapie. Ale nie chodzi o to, że nagle zmiękł czy spotulniał — o czym nawet rozmawialiśmy jesienią 2020 roku przy okazji premiery Diamondlife. Nie certoli się przecież na Rzeczach Naturalnych, ale eksponuje dystans i przejrzystość w formułowaniu myśli, jakby za punkty doświadczenia odblokowała mu się niedostępna wcześniej część mapy. I chwilami jest to — jak mówią z ambon — ubogacające, chwilami wzruszające, a chwilami też w ch*j rozrywkowe. Choć może nie dla wszystkich, bo też jego jego nowy materiał z Soulpetem nie należy do najbardziej inkluzywnych generacyjnie tytułów; wymaga jednak przebiegu i przeczołgania dla pełnego odbioru.
Laikike1 na Rzeczach Naturalnych po stoicku rozlicza się z rzeczywistością i upływającym czasem. Mnoży słodko-gorzkie przekminy. Tak jest choćby w Kolor w kolor, gdzie wznosi toast — zanim wstaniemy z kolan się wkurwić jeszcze bardziej — za ten huragan, który żyje w człowieku. Jak w Tylko, gdzie przytomnie odnotowuje: Życie ma mieć smak jak maliny z imbirem/Ale nie może, jak masz stan starej meliny w Berlinie/To ciężki orzech dostrzec świat z tej szczeliny w łupinie/Gdzie sobie myślisz, że rośniesz, a gdzie za moment zgnijesz. Albo gdy w Zwidach godzi się zarówno ze smutkiem, jak i uniesieniem. A wciąż nie brakuje mu swady, bo jak inaczej odnieść się do ostrzeżeń przed strong lagerami i hochsztaplerami od cytrynówy z Gunmetal Slo-mo? Albo kiedy ironicznie przygląda się własnej legendzie i przemijaniu w pierwszych wersach Zabawy: Idź bawić się muzyczką, dziecko/Twój stary począł Cię pod „Bybzi”, bo to bad boy/Masz w sobie jego myśli, masz jego tętno/I jakie to uczucie, jak patrzysz na jego bebzon?
Ale ten album to nie tylko osobista dokumentacja, ale też podejście Laika do publicystyki, która może nie jest najbardziej odkrywcza, ale na pewno celna i zgrabnie podana. Weźmy Lego z tą świetną wrzutką: 2022? Żyjemy w dziewięćdziesiątych od 32 lat czy — znowu — Kolor w kolor ze ściągawką z przemian: Ja nie pamiętam, kiedy coś nie było z dupy tu/Nie było biedy, ale nie było co kupić/Potem weszły VHS-y, jak killerzy z Lucy Liu/I każdy się dowiedział, czego chce w pół minuty... Co ponadto? Marcin poszukujący pierwiastka magicznego w codzienności (Mana) czy rapujący o rapie (Zabawa; Wiatr słoneczny) — w zupełnie innej tonacji niż miało to miejsce na Levelach. Zdarzało się narzekać na Laika, że jest nieczytelny w metaforyce; chaotyczny i rozedrgany; że najlepszy jest w straight forward wersji. No to Rzeczy Naturalne są właśnie tym punktem w jego dorobku, gdy — pomimo obsesji mnożenia rymów — jest najbardziej czytelny i zrównoważony. Stanowią świadectwo dojrzałości z pełnym tej dojrzałości zrozumieniem; bez kombatanckiego pier*olenia.
Ogromna zasługa Soulpete'a w tym, że zostawił Marcinowi przestrzeń na przekaz, przygotowując zestaw beatów w średnich tempach; najczęściej z pochowanymi bębnami. Piotrek wykazuje na Rzeczach Naturalnych duże zrozumienie, że w tym rzemiośle czasem mniej znaczy więcej. A przy tym nie zwalnia się sam z obowiązku wyszukania angażujących sampli i poskładania z nich utworów na poziomie swoich największych highlightów (Gunmetal Slo-mo; Kolor w kolor) czy poszerzenia własnej konwencji (Kaskadami). Dużo napisano o jego rzemiośle, najpierw w odniesieniu do Madliba, a ostatnio do Alchemista, ale w tym konkretnym przypadku uwagę zwraca przede wszystkim wyczucie temperatury i dynamiki materiału, do którego przygotował oprawę muzyczną. Na tym polega odpowiedzialność?
Ironia losu, że akurat w okolicznościach premiery Rzeczy Naturalnych zaczęła krążyć — umiejętnie podsycana — pogłoska, jakoby Laik miał kończyć karierę. I może nawet miałoby to sens. Raz, że w paru momentach brzmi tu jakby spisywał credo na do widzenia; dwa, że lepiej odejść, jak ma się prime — jak Floyd, niż dawać się potem okładać bumom. Ale zapytałem u źródła, o co chodzi. Na jakiś czas kończę z mediami typu fanpage, co na płycie jest zresztą do wyczucia. To tylko internet. Zawsze można wrzucić nowy profil na potrzebę chwili. Przyznaję jednak, że odkąd ktoś wysunął takie spekulacje, nie bez przyjemności rozważam również taki scenariusz. Przez myśl by mi to wcześniej nie przeszło.