San Antonio Spurs zaczęli tankować w NBA na całego. A gdzie w tym Jeremy Sochan?

Zobacz również:To koniec sezonu NBA? Kolejne drużyny nie chcą grać w proteście przeciwko rasizmowi i brutalności policji
Sochan
Fot. Getty Images

Aż 16 porażek w ostatnich 18 meczach mają na koncie koszykarze San Antonio Spurs. Po świetnym początku rozgrywek teraz oficjalnie już przystąpili do tankathonu, którego stawką będzie wybór numer jeden przyszłorocznego draftu. A z każdym tygodniem coraz mniej jest wątpliwości, że z tą „jedynką” wybrany zostanie Victor Wembanyama.

Gdy San Antonio Spurs wygrali pięć z pierwszych siedmiu meczów sezonu, to nie wszyscy w Teksasie byli zadowoleni. Wszak od miesięcy jasne było, że trwający sezon w przypadku Spurs należy spisać na straty. Skoro stawką jest tak wielki talent, jak Victor Wembaynama, to trzeba zrobić wszystko, by powtórzyć 1997 rok i udane ostatecznie tankowanie po Tima Duncana. Tamten ruch odmienił oblicze Spurs na lata i przyniósł łącznie aż pięć mistrzowskich tytułów między 1999 a 2014 rokiem.

Dziś trudno wyrokować, czy Wembanyama będzie dla Spurs – czy jakiekolwiek innej drużyny – tak samo istotny, jak przed laty Duncan. Ale nie brakuje chętnych, którzy zrobią dużo, by przekonać się o tym na własnej skórze. I już od jakiegoś czasu wydaje się, że w tej grupie są też Spurs. 16 porażek w ostatnich 18 spotkaniach, w tym 11 kolejnych przegranych meczów (a więc druga najdłuższa taka seria w 50-letniej historii klubu; rekord to 13 porażek z rzędu w 1989 roku), tylko to potwierdza.

TANKATHON SIĘ ROZKRĘCA

Spurs sygnał o tankowaniu wysłali już latem, gdy oddali dotychczasowego lidera drużyny Dejounte Murraya. Potem nie wykonali żadnych znaczących ruchów, choć mieli sporą elastyczność finansową, żeby podziałać na rynku. Sezon otworzyli znakomicie, wygrywając pięć z pierwszych siedmiu spotkań. Przede wszystkim świetnie dzielili się piłką i przynajmniej przez krótką chwilę razem z Utah Jazz byli największym pozytywnym zaskoczeniem rozgrywek. Dziś obie drużyny wyhamowały, choć Jazz nie aż tak mocno. Tylko dwa zwycięstwa (z osłabionymi Bucks oraz słabymi Rockets) w ostatnich 18 spotkaniach spowodowało, że teksańska drużyna spadła na ostatnie miejsce konferencji zachodniej. Tylko sześć wygranych na koncie to najgorszy wynik na Zachodzie. W całej lidze jeszcze tylko Orlando Magic mają tak samo mało wygranych, bo ostatnio przegrali dziewięć meczów z rzędu. Dziś to zresztą głównie Magic, Spurs oraz Hornets (7-18), Pistons (7-20) i Rockets (7-18) jawią się jako najważniejsze w tym wyścigu postacie.

WEMBY NA SZCZYCIE

Równie ważna jest również postać nagrody głównej. Wembanyama ze znakomitej strony pokazał się już skautom, ekspertom i kibicom w Stanach Zjednoczonych. Teraz kontynuuje fantastyczny sezon w lidze francuskiej. Ostatnio w czterech spotkaniach za każdym razem zdobywał 30 lub więcej punktów. Co mecz notuje coraz to bardziej efektowne akcje, a fani coraz częściej zastanawiają się, jakim cudem ktoś tak wysoki może tak naturalnie wyglądać na parkiecie. Wemby tymczasem dopiero w styczniu świętować będzie 19. urodziny.

Dziś jest na szczycie listy życzeń wszystkich tankujących drużyn, w tym także Spurs. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Gdyby udało się go rzeczywiście pozyskać, to w Teksasie jest już nawet idealny partner do gry obok niego. To austriacki środkowy Jakob Poeltl, który jawi się jako świetna opcja obok Francuza. W teorii Spurs chętnie oddadzą jego kończący się kontrakt za dwa wybory w pierwszej rundzie draftu, ale w praktyce to tak naprawdę sami ustawili tak wysoką cenę, bo nie mieliby nic przeciwko, żeby przedłużyć z nim umowę.

WIECZNIE ŻYWY 1997 ROK

Spurs muszą jednak ostatecznie liczyć na łut szczęścia – tak jak w 1997 roku, kiedy to udało im się wybrać Tima Duncana. Ten szykował się już niemal do gry dla Boston Celtics, którzy mieli dwa wybory w czołówce loterii i łącznie 36 procent szans na wylosowanie „jedynki”, a ostatecznie wybierali z numerami trzy i sześć. Spurs tymczasem skończyli sezon z trzecim najgorszym bilansem, ale mieli najwięcej szczęścia w loterii i to im w udziale przypadła możliwość wylosowania przyszłego członka Hall of Fame.

Wtedy ekipa z Teksasu zdecydowała się poddać sezon, gdy kilku kluczowych graczy – w tym przede wszystkim David Robinson – doznało kontuzji. Tym razem głównym powodem tankowania jest po prostu zbyt słaby skład. Ale problemy zdrowotne zawodników też mogą pomóc, na czym Spurs już zresztą korzystają, bo w ostatnich tygodniach na kłopoty narzekali m.in. Josh Richardson, Doug McDermott czy Jakob Poeltl. Co więcej, kilka meczów ze względu na uraz mięśnia czworogłowego stracił także Jeremy Sochan.

NIEUSTRASZONY SOCHAN

Wcześniej zdążył już jednak stać się ulubieńcem kibiców Spurs. I nie chodzi tylko o ciekawą osobowość, kolorowe i często fryzury czy zabawną „wojenkę” z klubowym kolegą Keldonem Johnsonem na instagramie. Przez pierwsze tygodnie sezonu Sochan z dystansu trafiał mało, lecz z powodzeniem bronił m.in. Damiana Lillarda czy LeBrona Jamesa. Najgorzej przeżył zderzenie z Zionem Williamsonem, natomiast Gregg Popovich nie bez powodu stwierdził, że 19-latek jest z tych, na których „NBA nie zrobiła wrażenia”.

Co więcej, Sochan swoją waleczną i często sprytną postawą przede wszystkim po bronionej stronie parkietu bardzo szybko wywalczył sobie zaufanie u jednego z najlepszych trenerów w historii dyscypliny. Legendarny Pop w przeszłości traktował tymczasem debiutantów z rezerwą. Wielu z nich najpierw musiało zapracować na czas gry choćby w G-League. W przypadku Sochana już teraz zdarzają się natomiast takie eksperymenty jak wyprowadzanie przez niego piłki do gry, w czym pomaga świetne rozumienie gry.

PLAKAT Z SABONISEM

Udało się też polskiemu skrzydłowi zaliczyć już kilka efektownych akcji. Ta najbardziej to oczywiście plakat z Domantasem Sabonisem, ale takich rzeczy będzie więcej. Sochan w tej chwili za sprawą atletyzmu nie odstaje zbyt bardzo od dużo starszych kolegów i to także ten atletyzm sprawia, że jest dziś jedną z kluczowych postaci dla Spurs. A jako że jest debiutantem, to pole do nauki i popełniania błędów wciąż ma spore. Na jego minuty tankowanie zresztą na pewno nie wpłynie, gdy tylko wróci już do gry po kontuzji.

Nie byłoby też wcale źle, gdyby Sochan w przyszłym roku rzeczywiście grał obok Wembanyamy, szczególnie jeśli uda mu się poprawić fatalne na razie statystyki rzutowe. 19-latek poza tym ma bowiem wszystko, by stać się idealnym dopełnieniem składu budowanego ewentualnie na ramionach fantastycznego Francuza. Dopiero wtedy teksański zespół mógłby zacząć myśleć o powrocie z przytupem na wielką scenę, gdzie Sochan i wszystkie jego małe rzeczy będą błyszczeć dużo mocniej niż w trakcie sezonu zasadniczego.

W gestii Spurs zostaje zrobić wszystko tak, by dać sobie na to szansę. Na razie – idzie dobrze.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.