Jedyna dziewczyna w szeregach legendarnego Juice Crew i jedna z najbardziej znanych battle MC’s w historii rapu. Lolita Shanté Gooden zrobiła Warner Music na 175.000 $ wypłacanych jej przez lata w formie… zajęć szkolnych. A przynajmniej tak twierdziła.
Stara prawda, którą swego czasu wyłożył dobitnie R.A. the Rugged Man w numerze Every Record Label Sucks Dick zwykle kończy się dla muzyków mniej lub bardziej rozpaczliwie. Czy to będą przykłady wczesnych krążków Prince’a Rakeema i Geniusa - zanim jeszcze przyjęli ksywki RZA i GZA - na których image labele miały zupełnie inny pomysł niż oni sami (a co GZA skomentował później w numerze Labels). Czy kariera KMD zarżnięta przez Elektrę w momencie odłożenia na półkę ich wybitnego drugiego krążka Black Bastards ze względu na jego nieodpowiednią okładkę. Czy wreszcie niepoliczalne historie raperów, robionych przez swoich wydawców na hajs od roku 1979 po dziś dzień - wytwórnie fonograficzne zwykle okazują się sprytniejsze od swoich podopiecznych.
Nie z Roxanne jednak takie numery. Oj, nie z Roxanne.
Roxanne Shanté - taki pseudonim przyjęła Lolita Shanté Gooden - miała 14 lat, kiedy w nowojorskich radiach śmigał szlagier U.T.F.O. Roxanne, Roxanne. Gdy jej macierzysta dzielnica Queens przepychała się z reprezentantami Bronxu o to, gdzie narodził się hip-hop, nastoletnia raperka odpowiedziała na utwór przedstawicieli zwaśnionej cząstki Wielkiego Jabłka numerem Roxanne’s Revenge. Wcielając się rolę tytułowej Roxanne, wspierana przez legendarnego Marley Marla mistrzyni ceremonii zaczepiła wielkie oldschoolowe gwiazdy wersami o tym, że nie ma właściwie nic dziwnego w tym, że dziewczyny nie zwracają uwagi na ich umizgi, skoro są oni bandą miernie nawijających żebraków o głupich ksywkach. Jej diss prędko stał się wielkim hitem. I - poza przyspieszoną drogą do sławy i kontraktem z wytwórnią Warner Music - zapewnił zainteresowanie sporej liczby raperek i raperów, którzy wzięli ją sobie za cel. Od tamtej pory toczyła mikrofonowe wojny z całymi zastępami MC’s, pośród których należy wymienić KRS-One’a, Sparky’ego D i szereg dziewczyn, roszczących sobie prawo do tytułu prawdziwej Roxanne. Sama zresztą w jednym z wywiadów wspomina, że została obrażona z ksywki w 83. numerach, co jest chyba najbardziej imponującym wynikiem w historii rapu. I choć z wszystkich tych beefów wyszła obronną ręką, to największą wygraną Roxanne była przepychanka z wytwórnią, z którą wówczas podpisała kontrakt.
W napisach do drugiej części filmu dokumentalnego Beef starsza o dwie dekady reprezentantka Queens opowiedziała bowiem historię tego, jak wykorzystała deal z wytwórnią, która miała w planach zrobić z niej nastoletnią gwiazdkę hip-hopu. Zamiast nagrywać płyty i przynosić profity majorsowi, Roxanne uczepiła się zapisu o tym, że label zapłaci za jej edukację i… poszła do szkoły. Nie na semestr, nie na rok - jak wszyscy sądzili - tylko na długie lata, aż do tytułu doktora psychologii obronionego na Uniwersytecie Cornell. W sumie - jak podliczyła trzydziestokilkuletnia raperka - zrobiła swój label na 175.000 $ opłat za studia. I choć spośród wszystkich MC’s przewijających się przez trzy części tej dokumentalnej serii Roxanne Shanté urosła dla nas wówczas do rangi najsprytniejszej i najbardziej odważnej postaci, to tu następuje kolejny zwrot akcji.
W 2009 roku dziennikarz śledczy i prawnik piszący do magazynu Slate, Ben Sheffner, sprawdził wiarygodność tej porywającej historii. Wyszło na to, że Roxanne wszystko zmyśliła. Nigdy bowiem nie była związana kontraktem z Warner Music, a swoją edukację zakończyła na kilku klasach liceum. Pod koniec roku Shanté potwierdziła te zarzuty i przeprosiła za całe zamieszanie, tłumacząc, że nie jest łatwo być raperką znaną jedynie z nagranego ponad 20 lat wcześniej z dissu, nawet jeśli jest to jeden z najbardziej znanych dissów w historii hip-hopu. Odpowiadając na oskarżenia Sheffnera mówiła również o tym, że chciała być dobrym przykładem dla wszystkich dzieciaków z bloków, które byłyby gotowe wybrać drogę akademicką, nie model kariery ulicznej. I za takie podejście należą się jej owacje na stojąco. Bo który inny, do bólu wiarygodny raper byłby gotów postawić interes społeczności nad swoje dobre imię i... własne ego?
O tym natomiast, że pracująca dziś często z trudną młodzieżą, będąca prawdziwym wzorem dla małoletnich dziewczyn z getta, emerytowana raperka skłamała w słusznej sprawie, świadczy również fabularyzowany dokument, który miał swoją premierę na zeszłorocznej edycji festiwalu w Sundance. W swojej formie przywodząca na myśl Straight Outta Compton, wyprodukowana przez Foresta Whitakera i Pharrella Williamsa opowieść o losach 14 letniej dziewczyny, która nie bała się pójść na wojnę z całym - nie lada przecież szowinistycznym - rapowym światkiem, spotkała się z entuzjastycznymi recenzjami. Prawa do dystrybucji obrazu Roxanne, Roxanne wykupił Netflix, a film możecie obejrzeć na tej platformie. Bo Roxanne Shanté - choć zdarzyło się jej nie dochować świętej zasady keep it real - i tak jest dla nas jedną z najprawdziwszych lasek w tej grze.