Kibice Seattle Seahawks znaleźli się w niecodziennej dla siebie sytuacji. Gdy ligowa czołówka szykuje się w NFL do play-offów, oni wiedzą już, że sezon się dla nich skończył. Pod wodzą Pete'a Carrolla to będzie dopiero trzeci raz w ciągu dwunastu lat, kiedy ich drużyny zabraknie w rozgrywce o Super Bowl. Ale samo to nie jest jeszcze największym problemem. Wiele wskazuje bowiem na to, że sezon z ujemnym bilansem – pierwszy od 2011 roku – może wywołać całą lawinę zmian, które dotkną najważniejszych osób w klubie.
Gdyby fanów NFL zapytać o to, kto najbardziej rozczarował w sezonie 2021, wybór decydowałby się zapewne pomiędzy dwiema ekipami. Pierwszą są Cleveland Browns. Zespół, który po wygraniu w zeszłym sezonie z Pittsburgh Steelers w play-offach i walce na noże w drugiej rundzie z Kansas City Chiefs, miał być gotowy na to, by wykonać kolejny krok naprzód, jeszcze przed ostatnią kolejką stracił matematyczne szanse na play-offy i sezon skończy z ujemnym bilansem.
Największy dylemat Browns mają jednak z Bakerm Mayfieldem. O sytuacji rozgrywającego drużyny z Cleveland mogliście już u nas przeczytać miesiąc temu, a od tego czasu zmieniło się tylko tyle, że Mayfield rzucił kilka przechwytów w ważnych spotkaniach i poddał się operacji barku, która przedwcześnie zakończyła jego sezon. Wiosną szefowie klubu i trener Kevin Stefanski będą musieli odpowiedzieć sobie na kilka bardzo istotnych pytań.
W podobnej atmosferze przerwa przed kolejnymi rozgrywkami będzie przebiegała w Seattle. Jeżeli bowiem to nie Browns są największym rozczarowaniem tego sezonu, to wybór w drugiej kolejności musi paść na Seahawks.
NAJGORZEJ OD 2009 ROKU
O ile Browns jeszcze mieli momenty, w których zdradzali wysokie umiejętności (początek z bilansem 3-1, wysoka wygrana z Cincinnati Bengals czy wyjście na stan 7-6 po ograniu Baltimore Ravens), o tyle Seahawks niemal od początku grali słabo. Już po miesiącu mieli bilans 2-3 i wówczas kontuzji doznał rozgrywający Russell Wilson. Gdy wrócił, w Seattle bilans wynosił 3-5, ale trzy kolejne porażki postawiły drużynę pod ścianą. Kiedy tuż przed świętami doszły przegrane spotkania z Los Angeles Rams, a potem w drugi dzień świąt z Chicago Bears, było jasne, że rok został stracony.
Dla Seahawks to pierwszy sezon z dwucyfrową liczbą porażek od 12 lat, kiedy Jim Mora Jr. prowadził ich przez zaledwie rok i zostawił, osiągnąwszy bilans 5-11. Za kadencji Pete'a Carrolla, który zastąpił Morę i od tego czasu jest treneren drużyny, Seahawks na minusie byli przedtem tylko dwa razy. W sezonie 2010, jego pierwszym na tym stanowisku, bilans 7-9 wystarczył jednak do wygrania dywizji, a co za tym idzie awansu do play-offów. Tam nawet udało się pokonać urzędującego mistrza i już w pierwszej rundzie sensacyjnie wyrzucić New Orleans Saints. Rok później też był bilans 7-9, tym razem bez play-offów, jednak nikt nie robił tragedii, bo drużyna dopiero zaczynała okres przemian pod wodzą Carrolla.
To, co jednak uszło na sucho w 2010 i 2011 roku, w 2021 jest już dla fanów nie do zaakceptowania. Szczególnie, że ostatnie lata w Seattle to powolny zjazd, choć może niekonieczne widoczny już na pierwszy rzut oka.
PÓŁTORA ROKU NA RÓWNI POCHYŁEJ
Pogorszenie widać od mniej więcej połowy poprzedniego sezonu. Seahawks zaczęli go świetnie, wygrywając pierwszych pięć spotkań. Kibice mogli też być zadowoleni z tego, że ich prośby zostały wysłuchane. Przez lata ich największym zarzutem wobec Carrolla było jego konserwatywne podejście. Trener często powtarzał słowa o potrzebie „ustabilizowania gry biegowej”, jakby zapomniał, że ma jednego z pięciu najlepszych rozgrywających ligi. Fani zaczęli nawet kampanię #LetRussCook, by pozwolić Wilsonowi rozwinąć skrzydła i w końcu wydawało się, że ktoś stanął po ich stronie.
Gdy Seahawks mieli bilans 5-0, Wilson był murowanym faworytem do nagrody MVP. Dla niego była to o tyle prestiżowa kwestia, że choć wyrobił sobie w lidze mocną markę, to nigdy nie dostał nawet pojedynczego głosu w walce o MVP. To był okres, kiedy Carroll pozwolił mu na więcej, szczególnie podczas pierwszych i drugich prób, przy których zespół z Seattle zaczął częściej podawać. Wilson grał efektownie i „gotował”, aż sie dymiło. Ale szybko coś się zacięło.
Seahawks wraz z upływem kolejnych tygodni stali się z powrotem bardziej zachwowaczy w ataku i wyglądało to tak, jakby Carroll spanikował po kilku gorszych występach Wilsona. W szóstym meczu przeciwko Arizona Cardinals rozgrywający rzucił trzy przechwyty i Seahawks przegrali po dogrywce 34:37. Następnie w kolejce dziewiątej i dziesiątej przegrali kolejno z Buffalo Bills (34:44) i Los Angeles Rams (16:23), a Wilson łącznie w tych meczach podał na dwa przyłożenia, za to na cztery przechwyty i trzykrotnie stracił piłkę poprzez fumble.
Carroll spanikował, co spowodowało zmianę podejścia. Drużyna z Seattle podawała już rzadziej i mniej efektywnie. Niby w całym sezonie 2020 Wilson rzucił na 40 przyłożeń, co było najlepszym wynikiem w jego karierze, ale aż 26 z nich uzyskał w tygodniach 1-8, gdy Seahawks rozegrali siedem spotkań. Od kolejki numer 9 do końca sezonu rozegrał tylko jeden mecz z liczbą przyłożeń powyżej dwóch. W pierwszych siedmiu był tylko jeden, gdy tej bariery nie przebił.
Mimo tego Seahawks wygrali dywizję NFC West z bilansem 12-4, ale w play-offach ponownie zawiedli. Już w pierwszej rundzie wyrzucili ich Rams, wygrywając 30:20. Wilson rozegrał wówczas swój najsłabszy mecz w sezonie, jego linia nie radziła sobie z presją obrony rywali i mimo że goście z Los Angeles wystawi na rozegraniu anonimowego zmiennika Johna Wolforda, to pokonali Seahawks i po raz drugi w ciągu trzech lat drużyna Carrolla była w play-offach one-and-done.
Carroll zareagował, zwalniając ofensywnego koordynatora Briana Schottenheimera, a w jego miejsce zatrudnił Shane'a Waldrona, który poprzednio pracował właśnie w Rams. Znów jednak powtarzał argumenty o tym, że Seahawks muszą lepiej biegać, co już u kibiców zapalało lampkę, że nie będzie powrotu do odważniejszej gry podaniowej. Czuł jednak, że zmiana w sztabie jest konieczna, jeśli drużyna ma wrócić do walki o Super Bowl i czuł też, że atmosfera robi się wokół niego coraz mniej ciekawa.
ROK PRAWDY PO LATACH SUKCESÓW
Carroll wiedział, że sezon 2021 będzie bardzo istotny, bo przez lata przyzwyczaił kibiców w Seattle do gry o najwyższe cele i ostatnie sezony spotęgowały u nich frustrację. Wspomniane lata 2010 i 2011 posłużyły mu do przebudowania części składu, ale punktem zapalnym był rok 2012. To wtedy Seahawks wybrali Wilsona w trzeciej rundzie draftu, który zsunął się tak daleko z uwagi na obawy innych ekip dotyczące jego warunków fizycznych. Kończąc uczelnię Wisconsin zwracano uwagę, że Wilson ma dobrą technikę rzutu, przyzwoitą siłę podania, dobrze się porusza i zdobywa jardy biegowe dzięki atletyzmowi, ale wielu trenerów odstraszał fakt, że mierzy 179 centymetrów. W NFL, gdzie rozgrywający musi mieć świetny przegląd pola i widzieć środek boiska ponad głowami świetnie zbudowanych liniowych, to dla wielu był deal-breaker.
Carroll postawił na niego w trzeciej rundzie, choć trudno tu budować narrację, że od początku bezgranicznie wierzył w Wilsona. Gdyby tak było, to po pierwsze wziąłby go wcześniej, a po drugie nie pozyskałby miesiąc przed draftem innego rozgrywającego. Matt Flynn, bo o nim mowa, zagrał bardzo dobrze zastępując od czasu do czsau w Green Bay Packers Aarona Rodgersa w dwóch wcześniejszych sezonach i dostał w Seattle trzyletnią umowę na przeszło 20 mln dolarów. Debiutant wygryzł go jednak z pierwszego składu w okresie przygotowawczym i tak zaczęła się nowa era w Seahawks.
Pierwsze lata duetu Carroll i Wilson były bardzo udane. Seahawks zbudowali doskonałą defensywę, która przeszła do historii jako Legion of Boom i nie pozwalała rywalom na wiele w grze podaniowej. W latach 2012-2015 obrona ekipy z Seattle przez cztery lata z rzędu traciła najmniej punktów w NFL. Szczególnie sezon 2013, kiedy Seahawks mieli najlepszą defensywę w lidze pod względem oddanych jardów, straconych punktów i wymuszonych strat, co zdarzyło się po raz pierwszy od roku 1985 i legendarnej obrony Chicago Bears, był w ich wykonaniu wybitny.
Wówczas Seahawks dotarli do Super Bowl, gdzie mieliśmy ciekawie zapowiadający się pojedynek najlepszej defensywy z najlepszym atakiem w NFL. Denver Broncos dowodzeni przez Peytona Manninga pobili wówczas rekordy w liczbie jardów i przyłożeń i finałowy zestaw był najlepszy z możliwych. Zamiast wielkich emocji otrzymaliśmy jednak jednostronny mecz, w którym przekonaliśmy się o prawdziwości przypisawanego do setek autorów cytatu o tym, że atak wygrywa mecze, ale obrona zdobywa mistrzostwa.
Seahawks rozbili wówczas Broncos aż 43:8 i sięgnęli po pierwsze w historii Super Bowl. Carroll mógł triumfować, Wilson zagrał dojrzale i nie popełnił błędu, a defensywa umocniła swój status jednej z najlepszych w historii NFL. Rok później znów dotarli do finału, jednak tam w niemalże filmowych okolicznościach przegrali z New England Patriots 24:28, bo Malcolm Butler przechwycił podanie Wilsona dwa jardy od pola punktowego i zabrał Seahawks szansę na drugi z rzędu tytuł.
POWOLNY ZJAZD
Tamten moment wygląda z dzisiejszej perspektywy jak punkt zwrotny, po którym nic w Seattle nie było już takie samo. Od przegranego finału Seahawks powoli obniżali loty. Nie był to spadek bardzo wyraźny, dlatego przez długi czas Carroll miał spokój, ale z roku na rok coraz rzadziej wymieniano jego drużynę wśród kandydatów do Super Bow. Mimo że od tego czasu drużyna tylko raz nie weszła do play-offów, to nie umiała przebić szklanego sufitu. W latach 2015-20 jej bilans w play-offach wyniósł 3-5 i dwukrotnie zdarzyło się, że Seahawks odpadali już w pierwszej rundzie. Ani razu nie weszli nie tylko do Super Bowl, co w ogóle do finału konferencji.
Widać było, jak stopniowo zsuwają się coraz dalej. Rok 2015 to jeszcze było szczęśliwe zwycięstwo 10:9 z Minnesota Vikings i porażka w drugiej rundzie z Carolina Panthers. Rok 2016 – wyeliminowanie w pierwszej rundzie Detroit Lions i wyraźna porażka z Atlanta Falcons w drugiej. 2018 – odpadnięcie na dzień dobry z Dallas Cowboys. 2019 – wygrana z Philadelphia Eagles, których rozgrywający doznał kontuzji, a następnie odpadnięcie z Green Bay Packers. 2020 – wspomniana porażka w pierwszej rundzie z Rams prowadzonymi przez Walforda. Cierpliwość kibiców zaczynała się wyczerpywać.
Zmiany przed tym sezonem miały sprawić, że Seahawks znów awansują do play-offów, ale tym razem będą w stanie zajść daleko. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Atak pod wodzą Waldrona jest według efektywności 14. w NFL i choć Carroll osiągnął swój cel, bo Seahawks są czwartą najlepiej biegającą drużyną według wskaźnika EPA/play. Gdyby jednak wejść głębiej i wziąć pod uwagę coś, co nazywa się „success rate” (zaawansowany model analityczny, który bierze pod uwagę próbę i liczbę jardów do przejścia, a za udane zagranie uznaje takie, które uzyskają co najmniej 50% potrzebnych jardów przy pierwszej, 70% przy drugiej lub 100% przy trzeciej i czwartej próbie), to wówczas biegowy atak Seahawks jest 15. w NFL. Atak podaniowy z kolei jest 14. według EPA/play i dopiero 23. według „success rate”. A to i tak efekt lekkiej poprawy w ostatnich tygodniach po tym, jak z Detroit Lions zdobyli niedawno 51 punktów, a chwilę wcześniej 33 z innym słabym zespołem, Houston Texans.
WILSON NIE BEZ WINY
To sprawia, że Wilson może mieć statystycznie sezon gorszy nawet od debiutanckiego. Owszem, fakt, że opuścił trzy mecze ma tu swój wpływ, ale trzeba też zastanowić się, czy rozgrywajacy nie pogorszył sprawi i nie pospieszył się z powrotem po kontuzji. Początkowo mówiło się, że opuści sześć meczów, ale wrócił dużo szybciej. Takie wnioski umacnia fakt, że pierwsze dwa spotkania po powrocie należały do najgorszych w jego karierze. Najpierw była porażka 0:17 z Packers, w której Wilson miał tylko 50-procentową celność podań i rzucił dwa przechwyty, a potem 13:23 z Cardinals, kiedy nie popełnił strat, ale zagrał kiepsko.
Jak to często ma miejsce od początku jego kariery w NFL, problemy Wilsona biorą się w dużej mierze ze słabej gry linii, która nie gwarantuje odpowiedniej ochorny, ale też on sam się pogorszył. Widać, że utracił część atletyzmu, który dawał mu przewagę we wcześniejszych latach. Nadal potrafi rzucić ładne dalekie podanie, jednak gdy nie ma na to czasu, musi stronić od improwizacji i forsowania rzutów. A to też zarzut, który można mu postawić.
Gdyby liczyć statystyki od szóstego meczu poprzedniego sezonu, Wilson uzbierał 43 przyłożenia i 15 przechwytów, co nie wydaje się złym dorobkiem, ale już wynik 7.5 jarda na próbę daje mu w tym czasie wynik około ligowej średniej (śr. w karierze to 8.2). Spadł też procent celności podań. Z kandydata do miana MVP Wilson stał się przeciętnym rozgrywającym na warunki NFL. A nawet nie wspomnieliśmy jeszcze o kwestiach pozaboiskowych. Te bowiem będą kluczowe dla dalszych losów Seahawks.
BRAK DOPŁYWU ŚWIEŻEJ KRWI
Już przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek wydawało się, że związek rozgrywającego z klubem z Seattle się zakończy. Z jego środowiska płynęły plotki o tym, że chciałby zmienić otoczenie i nawet pojawiła się lista klubów, w których chętnie by się widział. Wszystko dlatego, że sportowy zjazd Seahawks i konserwatyzm Carrolla to tylko jedna strona medalu. To, że drużyna z rok na rok radzi sobie coraz gorzej, to również wina zarządu. Owszem, Carroll zatrzymał się w czasie i choć jego zespół nie ma ani tak dobrej gry biegowej, ani tym bardziej obrony, co w 2013 roku, nadal chce wygrywać w ten sposób, ale może mieć również pretensje do generalnego menedżera Johna Schneidera.
Patrząc na ostatnie drafty w jego wykonaniu, trudno dziwić się, że drużyna znacznie oddaliła się od poziomu mistrzowskiego. Schneider rolę generalnego menedżera pełni od 2010 roku i to on uznawany jest za głównego architekta wielkich Seahawks. Owszem, Carroll miał też ważny głos przy rekrutacji, szczególnie, że jako trener uczelni USC odnosił ogromne sukcesy zanim przyszedł do Seattle, ale to Schneider dokonywał wyborów. W 2010 roku wziął Russella Okunga, Earla Thomasa (obaj pierwsza runda), Goldena Tate'a (druga) i Kama Chancellora (piąta). Rok później dołożył w czwartej K.J.'a Wrighta, w piątej Richarda Shermana, a w siódmej MVP zwycięskiego Super Bowl Malcolma Smitha. 2012 to Wilson w trzeciej, a ponadto w drugiej wpadł lider całej drużyny pełniący tę funkcję do dziś Bobby Wagner.
To był zestaw graczy, który w połączeniu z kilkoma mocnymi ruchami na rynku stworzył fundament pod dwa występy w finałach. Ale kolejne lata raczej naznaczyły pudła. W draftach 2013-15 Schneider nie wybierał w pierwszej rundzie, co było efektem wymian. W jednej z nich pozyskał z Vikings Percy'ego Harvina, który przyczynił się do zdobycia Super Bowl, więc wyszło po jego myśli.
Rok 2014 to jednak wybór skrzydłowego Paula Richardsona w drugiej rundzie. Osiem numerów później Packers wybrali Davante Adamsa, do dziś czołowego gracza NFL na tej pozycji, a w tej samej rundzie poszli jeszcze Allen Robinson i Jarvis Landry – inni skrzydłowi znacznie lepsi od Richardsona. 2015 to dobre ruchy po Franka Clarka i Tylera Locketta, choć tego pierwszego już w drużynie nie ma.
Nos najmocniej zaczął zawodzić Schneidera od 2016 roku. Od tego czasu wybory Seahawks w pierwszej rundzie to liniowy ofensywny Germain Ifedi, biegacz Rashaad Penny, liniowy defensywy L.J. Collier oraz linebacker Jordyn Brooks. W 2021 i 2022 roku zespół z Seattle w pierwszej rundzie wyborów z kolei nie miał, bo oddał oba do New York Jets w zamian za safety Jamala Adamsa. W sześciu ostatnich naborach Schneider pozyskał tylko dwóch zawodników, którzy zostali wybrany do meczu gwiazd. To punter Michael Dickson i skrzydłowy D.K. Metcalf. Dla porównania w latach 2010-15 sięgnął po dziewięciu takich futbolistów, a do tego doliczyć trzeba Douga Baldwina, który nie został wybrany w drafcie 2011, ale podpisany przez Seattle tuż po nim.
KTO ODEJDZIE?
To stawia Seahawks w trudnej sytuacji. Sportowo z roku na rok są coraz słabsi, pozyskane w ostatnich latach talenty nie prosperują, a na wybór nowych nie ma się co nastawiać, bo nie ma wysokich wyborów. Teoretycznie słaby bilans gwarantuje im wybór w TOP10 tegorocznego naboru, ale w praktyce po wymianie za Adamsa mają go Jets. Swoją drogą ta decyzja też z dnia na dzień wygląda coraz gorzej, bo Adams okazuje się obrońcą jednowymiarowym i zupełnie niewartym oddania za niego dwóch pierwszych rund.
Może więcej uda się Seahawks zdziałać na rynku wolnych agentów, bo według serwisu spotrac.com mają już w tej chwili 53 mln dolarów w salary cap na nowy sezon (siódma największa liczba w NFL). Rzecz jednak w tym, że szykuje się być może kilka rozstań. Fani mają już dość Carrolla i żądają zmiany trenera. Coraz gorsze notowania ma też Schneider. Ale klucz do wszystkiego trzyma Wilson.
Rozgrywający ma 33 lata i może mieć poczucie, że w Seattle już zawsze będą patrzeć na niego z pewnym podejrzeniem i nigdy nie dostanie pełni kontroli nad ofensywą. Zeszłoroczne plotki o odejściu powinny się za chwilę nasilić, szczególnie, że już teraz przed ostatnim w tym sezonie domowym meczem z Detroit Lions Wilson wypowiadał się w taki sposób, jakby wychodził na Lumen Field po raz ostatni w karierze. A zarząd też musi zdawać sobie sprawę z tego, że ich lider to jedyna gwarancja uzyskania w wymianie wartościowych wyborów w drafcie.
KONIECZNOŚĆ REWOLUCJI
Seahawks wyglądają jak zespół u progu przebudowy i choć z jednej strony warto mieć w tej sytuacji klasowego rozgrywającego, to z drugiej strony trudno dziś zapewnić Wilsonowi odpowiednie wsparcie, skoro brakuje dopływu talentów. Schneider może więc uznać, że trzeba go oddać, szczególnie, że to nadal zawodnik, za którego można dziś zawołać dwie czy trzy pierwsze rundy w drafcie. Co jednak z Carrollem? Czy pozbycie się go sprawi, że rozgrywający będzie chciał zostać? I czy w grę wchodzi taki układ, w którym przychodzi nowy trener i buduje ofensywę wokół Wilsona? Czy to Schneider będzie podejmował decyzje? Sytuacja jest bardzo skomplikowana.
Trudno właściwie powiedzieć, który scenariusz jest w Seattle najbardziej prawdopodobny. Widać jednak wyraźnie, że formuła Carrolla się wyczerpała i to najpewniej on jako pierwszy zostanie osądzony. Tylko czy właściciele klubu będą chcieli zwolnić trenera, który zapewnił im najlepszą erę w historii po ledwie jednym tak słabym sezonie? Wprawdzie Seahawks od kilku lat słabną i kończą właśnie fatalny sezon, jednak Carroll mógł zdubować sobie duże zaufanie, nawet mimo tego, że wygląda na szkoleniowca, który nie nadąża za trendami. Gdyby został, wówczas trudno sobie wyobrazić, że Wilson nadal będzie grał w Seattle, skoro już rok temu rozpuszczał plotki o odejściu. Teraz wprawdzie mówi, że nadal marzy o zdobyciu Super Bowl z Seahawks i trzeba też pamiętać, że ma w umowie klauzulę, która zabrania go wymienić, choć w praktyce znaczy to tylko tyle, że klub nie może tego zrobić bez konsultacji z nim i gdyby faktycznie chciał odejść, może sam wybrać, z kim chce negocjować.
Jedno jest pewne: Seahawks znaleźli się na rozdrożu. Lata słabego zarządzania sprawiły, że dziś kadra zespołu jest bardzo wybrakowana. Rewolucja jest tu konieczna, bo patrząc tylko umiejętności poszczególnych zawodników, to wydaje się, że niezależnie od tego kto będzie trenerem, tylko o garstce futbolistów moglibyśmy powiedzieć, że za dwa-trzy sezony nadal byliby w klubie jeżeli doszłoby do gruntownej przebudowy składu. Wśród nich jest oczywiście Wilson, jednak to właśnie pozbycie się go mogłyby w największym stopniu pozwolić na nowe otwarcie.
Decyzja o oddaniu największej gwiazdy spowolniłaby proces powrót do czołówki, ale czasami trzeba zrobić krok w tył, aby wykonać dwa do przodu. Biorąc pod uwagę, jak słaby był sezon 2021 w wykonaniu Seahawks, złośliwi mogliby powiedzieć, że krok w tył już został zrobiony. Następny trzeba skrupulatnie zaplanować, mimo że na razie nawet nie wiadomo, w którym kierunku podążyć i kogo zabrać w tę podróż.