Sen o pierwszym trofeum. Zazdrość względem północy, zmarła siostra, odnowiciel Rino i marzenia Polaków

Zobacz również:Panowie, gramy w innej lidze. Barcelona znów wozi się na plecach Messiego
ZielinskiJuve-1165230478.jpg
Fot. Massimiliano Ferraro/NurPhoto via Getty Images

Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik jeszcze nie zdobyli żadnego trofeum w profesjonalnej karierze. Teraz w wyjątkowych okolicznościach mogą wygrać Coppa Italia na pustym Stadio Olimpico. Rywalem Juventus, którego od dawna nie mogą dosięgnąć. To będzie finał nasycony mnóstwem podtekstów.

Ostatnie miesiące mocno zagięły czasoprzestrzeń, na jaką byliśmy przygotowani. Na początku marca byliśmy w Neapolu i odwiedziliśmy obu reprezentantów Polski w ich domach. To było dwa dni przed rewanżowym meczem z Interem w półfinale Pucharu Italii. Przygotowywali się właśnie do decydujących tygodni – w najgorszym ligowym sezonie od lat mieli szansę wyrzucić Barcelonę z Ligi Mistrzów i zagrać o Puchar Włoch. Smutek poprzednich miesięcy zastąpiły nadzieja i głód sukcesu. Tygodniami żyli wysłuchiwaniem o konfliktach w szatni, by Gennaro Gattuso połączył ich swoją energią na nowo.

Zieliński wiedział, że Inter leży mu jako rywal. Strzelił mu już dwa gole, wygrał z nim cztery razy. Z pasją w oczach opowiadał o wyjeździe do Rzymu na ewentualny finał. Stadio Olimpico, Wieczne Miasto, wzrok całej Italii zwrócony na ciebie. Wiedział, że gra regularnie z najlepszymi, ale zależało mu, by w końcu podnieść jakiś puchar i przeżyć fetę, o jakich regularnie mogą opowiadać Wojciech Szczęsny czy Robert Lewandowski. On sam zagra w finale po raz pierwszy. Jest świadomy, że Napoli urosło tak bardzo i ma takich piłkarzy w jedenastce, że mogłoby wygrać z każdym. Zatrzymywało już Juventus, zatrzymywało Liverpool i Barcelonę.

Arkadiusz Milik, sąsiad Gattuso w nadmorskiej dzielnicy miasta, przyznawał, że nowy szkoleniowiec wszystko posklejał. Wszedł do szatni i zaczął kręcić głową: „To jest niemożliwe, niemożliwe. Mamy Mertensa, Insigne, Fabiana, Zielinskiego, najlepszych piłkarzy świata i jesteśmy tak nisko w tabeli. Sami widzicie, że to nie miało prawa się wydarzyć”. I tak jak zaznaczał ostatnio Aurelio De Laurentiis – Gattuso nie jest żadnym tłukiem, a rzeczywistość nie odpowiada jego przyjętemu prostemu wizerunkowi. Poznali się na urodzinach Carlo Ancelottiego, przegadali trzy godziny na różne tematy, Gennaro okazał się inteligentnym, ciekawym mówcą. A przede wszystkim kochanym człowiekiem.

Nasi piłkarze to potwierdzają. Okazało się, że to świadomy, rozwijający się taktycznie trener, ale przede wszystkim jak nikt czuje szatnię. Można powiedzieć, zachowując wszelkie proporcje, że to podobny przypadek do Vukovicia w Legii. Zawsze, od małego, był w radach drużyny, miał dużo do powiedzenia w szatni, kojarzono go z charakterem, ale na kilometr czuł zbliżające się afery albo napięcia między zawodnikami. Jak nikt wie, kiedy i jak rozluźnić atmosferę, a później w jaki sposób wstrząsnąć zawodnikami. Ma doskonałe czucie szatni: jej potrzeb, problemów, oczekiwań. Nawet teraz w tym specyficznym czasie powiedział: „Ktokolwiek, kto jest wykończony, nie ma na to ochoty lub jest zmęczony psychicznie, może po prostu zostać w szatni i opuścić dzień treningu. Wszyscy wiedzą, że jeśli już wejdą ze mną na boisko, będą musieli jechać bez trzymanki. Na maksa. Nikomu nie pozwolę wyjsć i zepsuć mi treningu robieniem czegoś na pół gwizdka”.

Snuliśmy wtedy w Neapolu wizje sukcesu z najbardziej znanymi reprezentantami Polski, którzy jeszcze nic nie wygrali drużynowo. Obaj mają 26 lat, czyli jeszcze wiele czasu przed sobą. Mimo bycia w wielkich klubach jak Ajax czy Napoli, po prostu wcześnie wyjechali z kraju, a większość kadrowiczów zdążyła coś podnieść w ekstraklasie. I nagle, kilkadziesiąt godzin przed rewanżem z Interem, mecz przełożono z powodu pandemii. Wtedy nikt nie spodziewał się, że przeżyjemy coś takiego. Bo mimo że trzy dni po naszym powrocie Polska zamknęła granicę, w Neapolu czuliśmy, jakby można było odetchnąć od tego tematu. Przypadków było niewiele w całym regionie, życie toczyło się normalnie. Akurat Neapol wtedy był głodny grania i udowodnienia czegoś światu.

Na kilka tygodni wszyscy zostali zamknięci w mieszkaniach. Trwały polityczne przepychanki, czy i jak przywrócić futbol w Italii. I kiedy nagle wrócili, wszystko nabrało zawrotnego tempa. W sobotę wieczorem zremisowali z Interem, co dało im awans do finału. Zanim jeszcze wystartuje Serie A, po czterech dniach musieli pojawić się w Rzymie, gdzie przyjdzie im dziś zagrać z Juventusem, ich największym koszmarem, o wygranie Coppa Italia. Trofeum, z jakiego neapolitańczycy nie cieszyli się od sześciu lat, gdy Insigne i Mertens w stolicy rozprawili się z Fiorentiną.

SSC Napoli v US Lecce - Serie A
Francesco Pecoraro/Getty Images

Rzymski finał ma mnóstwo fascynujących wątków. Wraca słynna rywalizacja północy z południem, pokazywania wyższości Turynu nad Neapolem, wieloletniej nierówności, ostatecznie zwykle triumfów tych bogatszych. Ile razy Napoli miało ich na wyciągnięcie ręki, sprawa sypała się w ostatniej chwili. Kończyło się tylko wicemistrzostwem i zniszczonymi nadziejami. A samą niechęć napędzały problemy społeczne, mające początek już dekady temu. Do tego dochodzi osoba Maurizio Sarriego – dawniej trenera Napoli, teraz Juventusu. Prezydent tych pierwszych, Aurelio De Laurentiis, wprost mówi o zdradzie. Pożegnanemu Ancelottiemu zaproponował swoją przyjaźń, ale tym gestem został przez Sarriego zdradzony. „Zaprosił mnie na kolację do swojego domu w Toskanii. To był miły wieczór w gronie jego bliskich, ale nie miał na tyle odwagi, by wyznać mi, że zamierza odejść. Doczekałem się dopiero dwie kolejki przed końcem ligi” – twierdzi zarządca klubu z Neapolu. Sam Sarri jest wkurzony ciągłym wyliczaniem, że brakuje mu sukcesów w Italii. „A moje osiem awansów w niższych ligach to co? Ściska mi jaja, gdy słyszę takie bzdury” – rzucił na konferencji prasowej.

Na dodatek na początku czerwca doszło do wielkiej tragedii w rodzinie Gattuso. Zmarła jego 37-letnia siostra Francesca, która cierpiała na rzadką chorobę i od początku lutego po ostatniej operacji leżała na oddziale intensywnej terapii. Kondolencje składał cały świat włoskiej piłki, który poznał Franceskę jeszcze w Milanie. Gennaro rozmawiał z nią codziennie przez telefon, więc po rewanżu z Interem rozkleił się na wizji i wzruszony zadedykował awans do finału zmarłej siostrze. Decydująca rywalizacja z Juventusem też będzie poświęcona jej pamięci. Rino jako szkoleniowiec również nic nie wygrał, więc w Napoli mamy wiele jednostek patrzących identycznie na ten potencjalny sukces.

W najgorszym sezonie od lat mogą zrobić coś wielkiego. Mimo że już przez większość fanów zostali spisani na straty. Piotra Zielińskiego niemal na pewno zobaczymy w pierwszym składzie od początku, Arkadiusz Milik może być niespodzianką przygotowywaną przez Gattuso. Raczej nie jest przewidywany do gry od początku, lecz Rino rozważa, czy nie zaskoczyć nim Juventusu, a Driesa Mertensa wprowadzić na zmęczonych rywali. „Ciro” – jak jest nazywany pod Wezuwiuszem Belg – dopiero co został najlepszym strzelcem w historii klubu, więc też byłoby mu nie po drodze z taką rolą.

ZielinskiMilik.jpg
Fot. MB Media/Getty Images

O 10 wyjechali pociągiem ze stacji głównej w Neapolu do Rzymu, odliczając godziny do tej rywalizacji. Sezon błyskawicznie przyspieszył, z miejsca stawka stała się gigantyczna. Coppa Italia będzie pierwszym dużym trofeum w świecie rozstrzygniętym po czasach lockdownu. Ale nie będzie normalnej ceremonii wręczania medali, zostaną pozostawione na stole w kole środkowym, a piłkarze sami je odbiorą. W tak dziwnych, niecodziennych okolicznościach Milik oraz Zieliński mogą sięgnąć po swój pierwszy puchar. I zamknąć się z nim w domu, bo przecież publicznie świętować nie wolno.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.