Sentino zebrało się na przemyślenia dotyczące swojej kariery. I trochę ulało mu się w związku z... Niemcami.
Życie, życie jest nowelą, jak śpiewał klasyk. U Sentino też; Seba wielokrotnie odchodził i wracał, a o jego barwnej historii pisaliśmy już obszernie na newonce. Dziś do tej przygody został dopisany kolejny akt. Sebastian Alvarez zapowiedział definitywny koniec wydawania płyt po niemiecku. Zakomunikował to, wypuszczając w swoich social mediach mocne oświadczenie. I prawdopodobnie paląc za sobą parę mostów.
W opublikowanym na insta stories w języku niemieckim poście możemy przeczytać, że na decyzję Sentino wpłynęło kilka czynników. Pierwszym z nich jest przyjęcie najnowszej płyty nagranej po polsku – sam singiel Brak słów z gościnnym udziałem Bedoesa zrobił lepsze liczby niż cała ostatnia niemiecka płyta. Drugim z głównych powodów są perturbacje, jakie spotkały próbę wydania albumu za zachodnią granicą. Sentino pisze, że wysłał nagraną całkowicie za swoje pieniądze płytę do trzech dużych, niemieckich wytwórni i wszędzie spotkał się z odmową. Miała ona wynikać z niewygodnych tematów, jakie porusza raper, oraz z tego, że nie wpasowała się w trendy dominujące u naszych sąsiadów.
Raper nie szczędził w statemencie gorzkich słów na temat niemieckiej sceny. Zarzuca jej brak autentyczności i promowanie ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z prawdziwą, rapową tożsamością. Nie brakuje ostrych oskarżeń o powtarzalność najpopularniejszych obecnie przedstawicieli niemieckiej sceny oraz wybijanie się na piedestał większej ilości Suge Knightów przy braku Jaya-Z. Brak duszy, brak osobowości i sugestie, że w innych częściach świata raperzy popularni w Niemczech byliby kompletnie pomijani. No, grubo.
Sentino zaznacza, że to żaden urlop i na pewno kończy z niemiecką sceną, ostatecznie zamykając ten rozdział. Ale... Ile już razy słyszeliśmy o końcu jego kariery? Z drugiej strony – tak mocnego oświadczenia ze strony Sentino jeszcze nie widzieliśmy.
�� � 📷
Aż przypomniał nam się inny polsko-niemiecki rant, tym razem sprzed lat i w wykonaniu posła Jana Marii Rokity. Przeżyjmy to jeszcze raz!
