Serbska odpowiedź na Haalanda. Dusan Vlahović objawieniem sezonu we Włoszech

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Fiorentina
Giuseppe Maffia/NurPhoto via Getty Images

W klasyfikacji najskuteczniejszych napastników z rocznika 2000 i młodszych Erling Haaland zaczął mieć od kilku miesięcy godnego konkurenta. Strzeleckie tempo snajpera Fiorentiny w 2021 roku wytrzymał we Włoszech tylko Cristiano Ronaldo. A media określają 21-latka nowym Zlatanem nie tylko ze względu na pochodzenie i końcówkę nazwiska.

PIERWOTNIE TEKST UKAZAŁ SIĘ W MAJU 2021 ROKU. PO PODPISANIU KONTRAKTU Z JUVENTUSEM PRZYPOMINAMY SYLWETKĘ DUSANA VLAHOVICIA.

Każde interesujące się futbolem dziecko na świecie, a może zwłaszcza ono, potrafi odpowiedzieć na pytanie, kto jest najbardziej ekscytującym napastnikiem młodego pokolenia w Europie. Urodzony w 2000 roku Erling Haaland już dawno przestał być dobrze rokującym talentem, a został jednym z najskuteczniejszych snajperów świata bez podziału na kategorie wiekowe. Jest jednak rówieśnik Norwega, który w ostatnich miesiącach mocno ruszył w pogoń za jego osiągnięciami. I w 2021 roku jego strzeleckie tempo w Serie A wytrzymywał jedynie Cristiano Ronaldo. Dusan Vlahović z Fiorentiny z hukiem wkroczył na wielką scenę we Włoszech.

BAŁKAŃSKA TAŚMA

Niezwykle wydajna jest płynąca z Bałkanów na Zachód taśma produkująca młode talenty. Ledwie dwa lata temu Real Madryt płacił ponad sześćdziesiąt milionów euro za 21-letniego Serba Lukę Jovicia, który w Bundeslidze w barwach Eintrachtu Frankfurt strzelił siedemnaście goli. Logika nakazuje sądzić, że w siedmiomilionowym narodzie utalentowany napastnik, o którego zabiegają największe kluby na świecie, może się trafić w najlepszym wypadku raz na pokolenie. Tymczasem ledwo Jović świętował 23. urodziny, a już w jego kraju objawił się kolejny talent ataku, o którym głośno mówi się na rynku transferowym.

SERBSKI REKORDZISTA

Podobnie jak Jovicia, który już jako nastolatek błyszczał w Crvenej Zveździe Belgrad, także Vlahovicia od najwcześniejszych dni uznawano za potężny talent. Wychowanek okrytej złą sławą belgradzkiej dzielnicy Zemun, tej samej, w której zakamarkach uczyli się życia i piłki Mateja Keżman, czy Dejan Stanković, przemknął jedynie przez akademię Crvenej Zvezdy, by w wieku czternastu lat trafić do grup młodzieżowych Partizana, za co był potem — już jako senior — wygwizdywany przez fanów rywali. Miał 15 lat, gdy został najmłodszym piłkarzem w historii, który podpisał z Partizanem zawodowy kontrakt. A rok później biegał już po seniorskich boiskach. Występując w derbach, został ich najmłodszym uczestnikiem w dziejach. Wyprzedził pod tym względem Jovicia. Z kraju wyjechał jeszcze przed uzyskaniem pełnoletniości jako mistrz i zdobywca Pucharu Serbii. Tam też liznął europejskiej piłki, odpadając z eliminacji Ligi Europy z Zagłębiem Lubin. Już do Belgradu przyjeżdżali za nim skauci Juventusu i Arsenalu.

ROZWIĄZANIA SIŁOWE

Florencja od dekad żyje w tęsknocie za utraconą wielkością i ma tendencję, by każdego, kto daje jakąkolwiek nadzieję jej przywrócenia, witać jak zbawcę. Pozyskanie pewnego siebie diamentu z Serbii przez nowego właściciela Rocco Commisso stanowiło jeden z pierwszych dowodów wielkich ambicji amerykańskiego inwestora. Jednak, jak w przypadku wielu potencjalnych florenckich zbawicieli bywa, oczekiwania początkowo okazały się zdecydowanie przesadzone. Vlahović nie miał problemu z zaaklimatyzowaniem się we Włoszech, o czym świadczą jego osiągi w drużynie młodzieżowej, w której strzelił trzynaście goli w czternastu meczach. Miał problem z przystosowaniem się do seniorskiego futbolu na wysokim poziomie. Co potęgowało głosy, że tak naprawdę wielkim talentem był tylko na tle juniorów, nad którymi górował fizycznie.

TECHNICZNE OGRANICZENIA

Vlahović to nie typ tych bałkańskich magików, którzy na ulicach Belgradu czy Zagrzebia nauczyli się kopać z gracją rówieśników z Buenos Aires, czy Rio De Janeiro. To wyrośnięty na 190 centymetrów, potężny facet z ponurym spojrzeniem, spod którego koszulki wystaje góra mięśni. O ile każdego dobrego napastnika, którego nazwisko kończy się na “ić”, porównuje się w mediach do Zlatana Ibrahimovicia, akurat w tym przypadku analogia trafiała na podatny grunt. Bo mniej więcej taką posturą wyróżniał się na boisku Serb. O ile jednak Zlatan długimi nogami potrafi robić z pomarańczą to, co John Carew z piłką, Vlahović miesiącami nie potrafił zrobić z piłką tego, co John Carew zrobiłby z pomarańczą.

FRUSTRUJĄCE WEJŚCIE

Na Stefano Piolego lokalne media pomstowały, że — choć w ataku straszyła pustka — nie dawał Serbowi wystarczająco wielu szans. Vincenzo Montella sięgał po niego chętniej, lecz i tak zwykle trzymał na ławce, wystawiając Giovanniego Simeone. Giuseppe Iacchini z braku lepszych opcji stawiał na Serba, który notorycznie frustrował kibiców. Wyróżniał się niecelnymi podaniami, zagrywaniem niemal wyłącznie lewą nogą i marnowaniem doskonałych sytuacji. Sześć goli w debiutanckim sezonie w Serie A niby zdradzało jakiś potencjał — mowa przecież o 19-latku, który grał w notorycznie zawodzącym klubie – ale jednocześnie wciąż nie rozwiewało wątpliwości, czy ktoś aby zdecydowanie nie przesadził z opisywaniem skali jego talentu. Jeszcze pół roku temu, gdy Serb zakończył jesień z czterema golami na koncie, sugerowano w mediach, że przydałby mu się do ataku jakiś bardziej doświadczony partner, który zrobiłby to samo, co Zlatan w Milanie — zdjąłby presję z utalentowanych chłopaków, dźwigających na młodych barkach spore ambicje całego klubu. Nie przez przypadek Fiorentina mocno zabiegała w zimowym oknie transferowym o Krzysztofa Piątka.

EKSPLOZJA U PRANDELLEGO

Cesare Prandelli przepracował we Florencji tylko cztery miesiące i jego pobyt tam zostanie zapamiętany tylko z tego, że zrezygnował z powodu depresji. Jednak z perspektywy Serba pojawienie się w klubie byłego selekcjonera reprezentacji Włoch było kluczowym wydarzeniem w krótkiej karierze. Doświadczony trener, który zawsze miał dobrą rękę do snajperów i u którego błyszczeli m.in. Adriano, Mario Balotelli, Alberto Gilardino, Adrian Mutu, Antonio Cassano czy Piątek, zdołał wydobyć z Serba potencjał. Nieskuteczny wcześniej piłkarz, który strzelał gole tylko z trudnych sytuacji, nagle zaczął trafiać seryjnie. 23 mecze u Prandellego zakończył z jedenastoma trafieniami i czterema asystami. Zastanawiano się, czy po tym, jak trener zdiagnozował w swojej głowie “ciemną chmurę”, Vlahović również wróci do skorupy, w której dawniej przesiadywał, ale okazało się, że eksplozja była już nie do zatrzymania. Serb strzelał dalej. Sezon zakończył z 21 trafieniami na koncie, z których 17 zanotował w 2021 roku. Wiosną tylko Cristiano Ronaldo wytrzymał w lidze włoskiej jego tempo. Od ponad pół wieku żaden równie młody piłkarz nie strzelił w lidze włoskiej tak wielu goli. Od czasów Gabriela Batistuty nie było we Fiorentinie tak skutecznego obcokrajowca.

PROBLEMY KOMBINACYJNE

Nie wszystkie dawne mankamenty zniknęły nagle z gry Serba. Nadal nie stał się mistrzem techniki, choć wraz z rosnącą pewnością siebie zaczął prezentować szerszy repertuar zagrań. Wciąż jest dość przewidywalny z kopaniem piłki niemal wyłącznie lewą nogą, w czym przypomina Haalanda. Nadal, jak na zawodnika o tak słusznym wzroście, stanowczo zbyt mało bramek zdobywa głową. Na razie trudno go sobie wyobrazić w zespole grającym kombinacyjną piłkę, bo choć Vlahović dobrze gra tyłem do bramki i jest w ligowej czołówce pod względem wygranych powietrznych pojedynków, celność jego podań na poziomie niższym niż 70% pozostawia wiele do życzenia. To wciąż zawodnik bazujący bardziej na tym, że jest fizycznym monstrum, niż na tym, że ponadprzeciętnie gra w piłkę.

DRUGI PO HAALANDZIE

Trudno jednak kręcić nosem na 21-latka, który strzela 21 goli w lidze uchodzącej za trudną dla napastników i niezbyt chętnie wpuszczającej młodzież. Do tego Vlahović wykręcił tak znakomity wynik, grając dopiero w trzynastym zespole ligi i wypracowując niemal połowę jego bramkowego dorobku. Sam rzut oka na listę najlepszych strzelców lig europejskich z roczników 2000 lub młodszych tłumaczy zainteresowanie nim znacznie większych klubów. W tej klasyfikacji Vlahović przegrywa tylko z Haalandem, znacznie wyprzedzając Jonathana Davida z Lille, Moise’a Keana z PSG, czy Amine’a Gouiriego z Nicei. Kto nie może sobie pozwolić na Haalanda, będzie próbował ściągnąć Vlahovicia. I liczyć, że słowa Serba o tym, że może kiedyś dojść na poziom prezentowany przez Norwega, nie są tylko dowodem jego pewności siebie.

SZEREG WĄTPLIWOŚCI

Najintensywniej Vlahovicia przymierza się do Romy (za Edina Dżeko), Milanu (jako przyszłego Zlatana) czy do Juventusu. Fiorentina, która zabiega o przedłużenie jego obowiązującego do 2023 roku kontraktu, raczej ma na to marne szanse. Sukcesem będzie samo zatrzymanie snajpera na kolejny sezon. Z perspektywy klubu utrata rok po Federico Chiesie kolejnej gwiazdki ataku byłaby dowodem, że Commisso niekoniecznie zamierza wznosić we Florencji silny klub. Z perspektywy potencjalnego nabywcy wykładanie kilkudziesięciu milionów euro za napastnika, który naprawdę dobrze grał dotąd jedynie przez pół roku, byłoby sporym ryzykiem. Jest jeszcze perspektywa samego zawodnika, który od reprezentacyjnego kolegi Jovicia mógłby się dowiedzieć, czym może grozić zbyt szybki transfer do klubu z samego szczytu: podczas gdy Vlahović jest rozrywany, trochę starszy serbski diament odbił się od Realu Madryt i dziś znów jest w Eintrachcie Frankfurt. Jako rezerwowy. Śledząc wypowiedzi i zachowania gracza Fiorentiny, można jednak być pewnym, że akurat tej perspektywy na pewno nie weźmie pod uwagę. On uznałby, że Dusan Vlahović poradzi sobie wszędzie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.