Polskiej siatkówce towarzyszy obecnie czas wyborów nowych szkoleniowców. Koleje losu sprawiły, że Polski Związek Piłki Siatkowej musi obsadzić miejsca w obu kadrach – męskiej i żeńskiej. U panów panuje zmowa milczenia. U pań znamy personalia czwórki, z której jeden trener pokieruje biało-czerwonymi siatkarkami.
Wakat na stanowisku trenera żeńskiej kadry panuje od czasu, gdy Jacek Nawrocki zrezygnował ze stanowiska po mistrzostwach Europy. Wobec braku zgody na łączenie funkcji szkoleniowca w klubie i reprezentacji został postawiony przed wyborem – kadra czy klub. Wybrał to drugie, podpisując kontrakt z Grupą Azoty Chemikiem Police.
W przeciwieństwie do męskiego zespołu, gdzie od dawna największe szanse na angaż daje się Nikoli Grbiciowi, tutaj nie było jednego głównego faworyta. PZPS zorganizował konkurs, do którego przystąpiło aż 24 szkoleniowców. W tym gronie był tylko jeden Polak, Grzegorz Wagner, który nie przeszedł do następnego etapu.
W najbliższym tygodniach władze związku chcą powołać obu nowych trenerów. Wśród pań będzie to ktoś z czwórki Stephane Antiga, Alessandro Chiappini, Daniele Santarelli, Stefano Lavarini. Choć najwięcej mówi się o ostatniej dwójce, to argumenty za swoją kandydaturą mają także trenerzy pracujący w naszym kraju.
FRANCUSKI WYJĄTEK
Zacznijmy od Antigi, który paradoksalnie z całego grona ma najmniejsze doświadczenie w żeńskim volleyu, ale i największe sukcesy w siatkówce reprezentacyjnej. Dwa lata temu Francuz nieco zadziwił środowisko przechodząc z ONICO Warszawa (obecny Projekt) do kobiecej drużyny. Związał się z Developresem Rzeszów, za którego wyniki odpowiada do dziś. W 2020 i 2021 roku „Rysice” kończyły TauronLigę na drugim miejscu, tuż za Chemikiem. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu zespół Francuza wyszarpał jednak rywalkom z Polic Superpuchar Polski.
Byłego gracza między innymi Skry Bełchatów i Delecty Bydgoszcz znamy z pracy z naszymi siatkarzami. To on opiekował się biało-czerwonymi, gdy ci w 2014 roku po czterdziestu latach zdobyli drugie mistrzostwo świata. Funkcję selekcjonera pełnił jeszcze dwa lata. Po igrzyskach w Rio de Janeiro PZPS rozwiązał z nim kontrakt. 45-latek pracował też z reprezentacją Kanady. W trakcie roku pracy łączył obowiązki selekcjonera kadry i warszawskiej ekipy. Zrezygnował w styczniu 2018 roku z powodów osobistych. Zapytany ostatnio przez Polsat Sport o tamte dwie prace mówił:
– To było dużo trudniejsze ze względu na dużą odległość, a kadrowicze grali w wielu różnych krajach. Nie było prosto te dwie funkcje łączyć. W przypadku kobiecej reprezentacji Polski prawie wszystkie dziewczyny grają w kraju, poza kilkoma bardzo dobrymi. Jest to więc dużo łatwiejsze, bo trzeba monitorować występy, rozmawiać z klubowymi szkoleniowcami – mówił pięciokrotny mistrz PlusLigi jako zawodnik.
Antiga otwarcie mówi, że jeśli zostanie wybrany, to chce pracować i w klubie z kadrą. Tutaj może leżeć kość niezgody. PZPS obstaje przy stanowisku, że możliwość łączenia obu prac jest możliwa, ale pod warunkiem, że szkoleniowiec opiekuje się zagraniczną drużyną. Chwilę wcześniej przecież to była właśnie przyczyna rozstania z Nawrockim. Antiga dostał zielone światło od klubu. Co jeśli będzie musiał dokonać wyboru? Francuz póki co nie chce zdradzić odpowiedzi. – Wtedy zobaczymy – powiedział lakonicznie Polsatowi.
Do zalet trenera obecnych wicemistrzyń TauronLigi z pewnością można zaliczyć znajomość naszego środowiska i języka. W przeciwieństwie do pozostałych kandydatów Antiga płynnie porozumiewa się po polsku. Nie ma problemów nie tylko z przekazywaniem detali taktycznych, ale także z udzielaniem większych wywiadów. Poza tym będąc od dwóch sezonów w żeńskim volleyu, zdołał zapoznać się z polskimi zawodniczkami. Część z dotychczasowych kadrowiczek jak na przykład Katarzyna Wenerska, Marta Krajewska czy Anna Stencel na co dzień gra w Developresie.
Dla niektórych wadę stanowi brak reprezentacyjnego doświadczenia w siatkówce kobiecej. Francuz, poza wspomnianymi dwoma latami, nie miał styczności z żeńskim volleyem. Historia widziała jednak przypadki, kiedy trener „przeszedł” z męskiej do żeńskiej siatki i dość szybko sobie poradził. Jednym z nich jest Hugh McCutcheon. Nowozelandczyk poprowadził amerykańskich siatkarzy do olimpijskiego złota w 2008 roku
– Perspektywa i możliwość przeniesienia umiejętności i specyfiki pracy na kobiety była interesująca. To też była zmiana w moim życiu. Pół żartem, pół serio: miałem 38 lat i złoty medal olimpijski. Co tu dalej robić? W kółko to samo? Z tymi samymi ludźmi? (śmiech) – opowiadał naszemu portalowi McCutcheon.
POLSKI WŁOCH
Drugim kandydatem jest równie dobrze znany nad Wisłą Alessandro Chiappini. Włoch z Perugii przeszedł długą drogę od wolontariusza w młodzieżowych kadrach, przez rolę asystenta Massimo Barboliniego i Giuseppe Cuccariniego, pracę w reprezentacjach Turcji i Słowenii aż po dzisiejszy angaż w IŁCapital Legionovii Legionowo. Najwięcej sukcesów w klubowej siatce odniósł jednak nie na Mazowszu, ale w Sopocie i w Novarze. Nad polskim morzem świętował mistrzostwo Ligi Siatkówki Kobiet. Z kolei w ojczyźnie triumfował w Superpucharze Włoch i Pucharze Top Teams (dawnym odpowiednikiem dzisiejszego CEV Cupu).
W kontekście pracy z kadrą bardziej znaczące dla tekstu są rozdziały z pracy z reprezentacjami Turcji i Słowenii. Do pierwszej trafił w 2007 roku tuż po sukcesach z Asystelem. Nad Bosforem popularny „Ciapek” spędził trzy lata. Opiekował się kadrą podczas mistrzostw Europy 2007 i 2009 (odpowiednio 10. i 5. miejsce), World Grand Prix 2008 (7. miejsce) czy Lidze Europejskiej 2009 i 2010 (2. i 3. miejsce). Po ostatnim z wymienionych turniejów włodarze federacji zwolniły Chiappiniego. Ten po latach nie ukrywał, że nie rozumiał tej decyzji.
– Cała moja praca była wówczas skupiona na mistrzostwach świata, które odbywały się kilka miesięcy później. Oczywiście, ten turniej był ważny, bo graliśmy u siebie, ale sądzę, że moje zwolnienie było spowodowane względami politycznymi, a nie sportowymi. Bardzo dobrze przygotowaliśmy zespół, co było widoczne w następnej imprezie. Gdybym tam został, razem moglibyśmy osiągnąć więcej. Wiem, na co było stać Turczynki. Niestety, na pewne rzeczy nie miałem żadnego wpływu – wspominał tamte wydarzenia Chiappini w wywiadzie dla TVP Sport.
W Słowenii 52-latek nie miał szans nawiązać do sukcesów z tureckich czasów. Choć o słoweńskiej siatkówce mówi się od kilku lat wiele, to wszelkie rozmowy tyczą się męskiego zespołu. W przypadku pań sukcesy za czasów pracy Chiappiniego ograniczają się do młodzieżowego wicemistrzostwa świata i awansu na EuroVolley 2019 (16. miejsce). Włoch stracił pracę w maju tego roku po nieudanej próbie awansu na kolejne mistrzostwa Europy.
Jakie plusy można dostrzec przy tej kandydaturze? Z pewnością doświadczenie. Rywale mogą mieć więcej sukcesów, ale Chiappini obok Lavariniego najbardziej zjadł zęby na „trenerce”. Poza tym najlepiej zna też TauronLigę. Pracował w Sopocie, Krakowie, Pile, a od dwóch lat w Legionovii. Włoch uchodzi też za szkoleniowca lubiącego stawiać na młode zawodniczki. Chętnie angażuje się w rozwój działającej akademii klubu.
Na minus? Podobnie jak u rodaków – język. 52-latek potrafi udzielić prostych wypowiedzi po polsku, lecz do odpraw i wywiadów wciąż potrzebuje angielskiego. Czasem zwraca się także uwagę na pracę z kadrami, gdzie według wielu opinii – szczególnie w Turcji – nie spełnił oczekiwań.
SZKOLENIOWIEC REWELACJI
Pozostała jeszcze dwójka, o której mówi się najwięcej. Stefano Lavarini podobnie jak Chappini rozpoczął pracę z siatkówką jeszcze jako nastolatek. Dorastał trenersko przy takich fachowcach jak Luciano Pedulla, Giovanni Guidetti czy Marco Mencarelli. Z rolą „head coacha” na dobre przywitał się dopiero w 2011 roku. Najpierw prowadził młodzieżowe „rezerwy”, a z czasem przejął stery w pierwszym zespole Volleyu Bergamo. W Lombardii Włoch pracował pięć lat. Dwukrotnie docierał do najlepszej czwórki Serie A, w sezonie 2015/16 zdobył Puchar Włoch.
Więcej sukcesów w siatkówce klubowej wiąże się z pobytem Lavariniego w Brazylii. W latach 2017-19 trenował Minas. – Po latach w Bergamo uznałem, że chcę wyjść troszeczkę ze strefy komfortu. To „troszeczkę” okazało się dziewięcioma tysiącami kilometrów od domu – wspominał żartobliwie w podcaście „Volley Junkies”. Klub z Belo Horizonte pod jego wodzą zdobył mistrzostwo i puchar kraju, a także srebro na Klubowych Mistrzostwach Świata. Od dwóch lat Włoch znów pracuje z zespołami w ojczyźnie. W ostatnim sezonie dotarł do finału Serie A z Igorem Novara. W ubiegłym sezonie prowadził atakującą naszej kadry, Malwinę Smarzek.
Jeszcze rok temu jego nazwisko było znane o wiele węższej grupie osób. O 42-latku świat mocno usłyszał podczas ostatnich igrzysk olimpijskich. Prowadzone od 2019 roku przez niego Koreanki sensacyjnie dotarły do najlepszej czwórki turnieju. Po drodze, w ćwierćfinale wyeliminowały faworyzowane Turczynki. Mocniejsze okazały się tylko Brazylijki i Serbki. Z obiema ekipami Koreanki rywalizowały zarówno w fazie grupowej, jak i pucharowej.
– Przyjechaliśmy tutaj z celem dołożenia wszelkich starań, aby dotrzeć do ćwierćfinału, wiedząc, że będzie to naprawdę trudne. Dziewczyny były świetne, bo dostały się aż do półfinału. Myślę, że to znakomity wynik – opowiadał Lavarini w „The Korean Herald”.
Warto zatrzymać się przy wydarzeniach sprzed igrzysk. Lavarini obejmując kadrę musiał najpierw wywalczyć przepustkę. Zrobił to w styczniu 2020 roku, wygrywając azjatycki turniej kwalifikacyjny. Z kolei przed igrzyskami brał udział w Lidze Narodów. Co zaskakujące biorąc pod uwagę sukces z Tokio, Koreanki z południa mocno zawodziły. Ekipa Włocha zajęła przedostatnie miejsce, wygrywając tylko trzy mecze. W „bańce” w Rimini mierzyła się także z Polkami. Zawodniczki Nawrockiego szybko i pewnie zwyciężyły do zera. Co warte podkreślenia, zdecydowana większość składu – w tym gwiazda tamtejszego volleya, Kim Yeon-koung – brała kilka tygodni później udział we wspomnianym turnieju olimpijskim.
Zalety? Po pierwsze, podejście do zawodniczek. Lavarini łatwo nawiązuje kontakt i dba o prawidłowe relacje. Koreanki wspominały, że Włoch każdą traktował jakby był jej „największym fanem”. Po drugie, ogromnie przygotowanie do pracy. Jest wielkim miłośnikiem statystyk i analizy. Środkowa Yang Hyo-jin nazwała go nawet „naukowcem”. – Spędza wiele czasu na oglądaniu i studiowaniu filmów swoich przeciwników, aby przygotować się do gry – opowiadała zawodniczka. Po trzecie, ostatni sukces – czwarte miejsce z kopciuszkiem z Korei mocno zbudowało jego renomę.
Wady? Tutaj też można nawiązać do wyczynu z Koreą. Poza igrzyskami i brązem mistrzostw Azji, nie osiągnął jeszcze niczego wielkiego w reprezentacyjnej siatce. Sam kilka miesięcy temu opowiadał portalowi volleyballworld.com: – Dołączyłem do zespołu latem 2019 roku, ale nie mogliśmy pracować w 2020. Prowadziłem więc zespół przez pięć miesięcy, a potem wróciłem po półtora roku.
INŻYNIER DOMINATOREK
Na końcu został ten, który przez wielu określany jest jako faworyt. Daniele Santarelli to być może obecnie „najgorętsze” nazwisko żeńskiego klubowego volleya. Zanim 40-latek zaczął odnosić sukcesy w Conegliano, trenował siatkówkę, grając jako libero. Po latach powie: „Niestety ciało niechętnie współpracowało i trzeba było zmienić kierunek w życiu”. Przerzucił się na „trenerkę”, zbierając szlify w Pesaro, Urbino i Casalmaggiore. Kluczowym momentem było poznanie Davide Mazziantiego, obecnego selekcjonera kadry, który namówił Santarellego, by ten został jego asystentem. W przyszłości starszy kolega namaści go na swojego następcę w Imoco.
Jako pierwszy szkoleniowiec Conegliano Włoch pracuje od czterech lat. Przez ten czas trzykrotnie wygrywał Serie A, czterokrotnie Superpuchar i dwukrotnie Puchar Włoch. Do tego w maju dołożył triumf w Lidze Mistrzyń. Do niedawna o jego zespole mówiło się w kontekście wielkiego rekordu. Przez 720 dni Imoco było niepokonane. Daje to wynik 76 zwycięstw z rzędu. Tuż po pobiciu rekordu Guinessa na łamach newonce.sport opisywaliśmy drogę klubu do tego wyczynu.
Santarelli od 2018 roku prowadził także reprezentację Chorwacji. Jak sam mówił w długiej rozmowie dla naszego portalu, jedna praca dopełnia drugą. Włoch nie potrafi bezczynie spędzać przerwy miedzy klubowymi sezonami.
– Wiedziałem, że jeśli zamknę się tylko na Imoco, to będę znał siatkówkę wyłącznie z perspektywy Conegliano. Nie ukrywajmy, to byłoby złudne myślenie, bo większość zespołów taka nie jest. Chciałem otworzyć głowę na nowe horyzonty. Jako trener reprezentacji muszę dużo pracować w krótkich okresach. Chorwacka siatkówka nie stoi na wysokim poziomie. Na kadrę przyjeżdżają zawodniczki, z którymi nie mam na co dzień styczności. Grają w różnych klubach, a co za tym idzie mają w nogach inne obciążenia. Styl gry znany mi z czołowych włoskich klubów jest inny niż ten widoczny w Chorwacji. Cieszę się, że mogę pracować z kadrą, bo za każdym razem coś od niej wyciągam – mówił włoski szkoleniowiec.
Bilans pracy Santarellego z kadrą to dwa srebra Ligi Europejskiej (2019, 2021) i dwa awanse do 1/8 finału EuroVolleya w tych samych latach. Jego zespół na tle średnich rywali ogólnie prezentował się dobrze. W starciach z lepszymi co najwyżej potrafił się na moment postawić. W tym roku sporo oczekiwano po Chorwatkach. Grały u siebie, wyszły z domowej grupy z drugiego miejsca, ale z marzeń o dalszej grze obdarły je nieoczekiwanie Francuzki.
Przy plusach Santarellego z pewnością trzeba wspomnieć o kontaktowości. To człowiek, który często podkreśla jak wielką wagę przywiązuje do dialogu. – Jestem szczęściarzem, bo nigdy nie miałem z nikim otwartego konfliktu – mówił nam. Kolejny to szacunek. Nie ma chyba siatkarki, na której wyczyny prowadzonego przez Włocha zespołu nie robiłyby wrażenia. Trzeba też wspomnieć o relacji z Joanną Wołosz. Oboje znają się jak łyse konie. Można podejrzewać, że niezależnie od wyboru selekcjonera, nowy trener znajdzie z najlepszą polską rozgrywająca nić porozumienia. Tak czy inaczej Santarelli ma ze wszystkich kandydatów najłatwiejsze zadanie. Żaden trener nie poznał jej lepiej.
Jeśli chodzi o minusy, to jeden można skopiować od Lavariniego – małe doświadczenie z reprezentacyjną siatkówką. Drugi z kolei od Chiappiniego – zarzuca się mu, że nie wykorzystał ze swoim zespołem narodowym maksimum potencjału.
ZADANIE NA START
Oprócz stawiania Santarellego w roli faworyta, media informują także o zainteresowaniu Lavarinim ze strony rosyjskiej federacji siatkówki. Nie wiadomo jednak, na ile można wierzyć tym doniesieniom. W ostatnich tygodniach polscy kibice otrzymywali informacje o nadchodzącym przedłużeniu umowy z Chorwacją przez trenera Conegliano lub o Massimo Barbolinim, który miał pozostać w trójce kandydatów liczących się w walce o fotel selekcjonera.
Nie ma idealnego kandydata, każdy ma mniejsze bądź większe mankamenty. Nie można jednak umniejszać zasług żadnego z nich. Za Chiappinim i Antigą przemawia znajomość polskiej ligi. Za Lavarinim i Santarellim wielkie sukcesy w topowym volleyu. Nowego selekcjonera czeka w nadchodzącym roku spore wyzwanie. Polki powalczą w mistrzostwach świata, w których nie występowały od 2010 roku. Tym razem kluczowy okazał się fakt, że nasz kraj obok Holandii jest gospodarzem imprezy.
Od nowego szkoleniowca zawodniczki z pewnością będą oczekiwać innego podejścia. Historie z ostatnich kilkunastu miesięcy dobitnie pokazały, że Jacek Nawrocki nie potrafił nawiązać z wszystkimi zawodniczkami dobrych relacji. Dla jego następcy powinien być to pierwszy krok po podpisaniu kontraktu.