W polskiej siatkówce po raz kolejny jesteśmy świadkami ucieczki, bo tak można określić odejście zawodnika pomimo obowiązującego kontraktu. Choć teoretycznie cały czas mówimy o jednostkowych przypadkach, to na nieszczęście historia Micaha Ma’a i GKS-u Katowice przypomina nam o innych scenach z przeszłości. Klubom spoza ścisłej czółowki PlusLigi trudno jest utrzymać dobrego zawodnika, gdy zgłasza się po niego bogatszy klub zza granicy.
W teorii w sporcie zawodowym zasada jest prosta. Podpisujesz kontrakt na dany okres, na przykład trzy lata. Albo wypełniasz go do końca i odchodzisz jako wolny zawodnik (wariant najpopularniejszy) albo dogadujesz się z klubem odniośnie rozwiązania umowy za porozumieniem stron. Teoretycznie powinna istnieć trzecia opcja – wykup kontraktu przez chętny klub. Realia volleya są jednak takie, że transfery gotówkowe praktycznie nie istnieją. Nie ma rynku transferowego ani, co za tym idzie, klauzul procentów od dalszych ruchów.
Rynek transferowy w europejskiej koszykówce również nie porywa jeśli chodzi o organizację, ale na najwyższym szczeblu buy-outy stały się normą. Najlepsze kluby kontynentu nie oddadzą zawodnika pod kontraktem za pstryknięciem palca. Nawet zespoły NBA, chcąc pozyskać koszykarza z Europy, muszą zapłacić za zerwanie kontraktu. Amerykańskie kluby mogą przeznaczyć na ten cel maksymalnie 775 tysięcy dolarów, co oznacza, że ewentualną resztę z własnej kieszeni opłacają zawodnicy. W przypadku najlepszych zawodników na długich kontraktach mowa tu o kwotach rzędu kilku milionów euro.
W siatkówce pieniądze są znacznie mniejsze. Celowo nie porównujemy jej realiów do futbolu, bo przeciętny gracz angielskiej Premier League zarabia przynajmniej dwa razy lepiej niż najlepiej zarabiający siatkarz świata. Niemniej, w porównaniu do koszykówki i piłki nożnej, „siatka” wydaje się być daleko w tyle.
LEPSZY HAJS ZMIENIA PLANY
Choć PlusLiga uchodzi za jedną z najlepszych lig świata (niektórzy uważają ją za najlepszą), to w aspektach finansowych cały czas przegrywa z najlepszymi klubami Włoch, a do niedawna także z Rosji. Dziś mało który zagraniczny zawodnik obiera kierunek wschodni, choć zdarzają się wyjątki (Grebennikov, Christenson).
Za punkt odniesienia w tych porównaniach bierzemy jednak polską czołówkę, a więc zespołu pokroju Zaksy, Jastrzębskiego Węgla, Resovii czy Skry. Zespoły ze środka i dołu tabeli odstawiają od licznych klubów z Italii, ale też z Turcji. Tym, co przekonuje zagranicznych zawodników do gry w polskich „średniakach”, jest szansa promocji. Chyba żadna liga w ostatnich latach tak nie promuje graczy i trenerów jak nasze rozgrywki.
Problem rodzi się, gdy zawodnicy albo trenerzy dostaną lepszą ofertę zza granicy. Często trzyma ich kontrakt, co teoretycznie wiąże ręce. Teoretycznie, bo jak pokazują ostatnie lata, istnieją trenerzy i siatkarze, dla których papier nie ma znaczenia. Gdy przychodzą lepsze pieniądze, często tracili rozsądek, mocno szargając swoją reputację w Polsce. Postanowiliśmy przedstawić kilka znanych przykładów niehonorowego zachowania.
Najświeższy przykład, który stał się inspiracją do napisania zestawienia. Ma’a to z pewnością jeden z najlepszych transferów ubiegłego sezonu. Do GKS-u Katowice trafił po dwóch latach spędzonych w Stade Poitevin Poiters. Ruch z Francji do Polski wydawał się naturalnym krokiem w rozwoju reprezentanta Stanów Zjednoczonych. Mogący grać zarówno na rozegraniu, jak i w przyjęciu Ma’a był motorem napędowym katowiczan. Trzykrotnie cieszył się ze statuetki dla MVP spotkania. Ponadto statystycznie był najlepiej serwującym rozgrywającym ligi (30 asów).
Podpisany w ubiegłym roku kontrakt zakładał, że Ma’a będzie przywdziewał koszulkę GKS-u również w tym sezonie. Już w maju pojawiły się głosy, że Amerykanin niechętnie patrzy na wizję gry w starym zespole. Dzięki dobrej grze wpadł w oko Halkbankowi Ankara, wicemistrzom Turcji, którzy w nowe rozgrywki wejdą między innymi z Nimirem Abdel-Azizem.
Początkowo Ma’a chciał rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. Gdy jednak okazało się, że warunki są dla niego niekorzystne… wysłał maila, w którym poinformował, że anuluję umowę „ze względu na nieuzasadnione zachowanie klubu”. GKS obstaje przy stanowisku, że siatkarz nie miał żadnego uzasadnionego powodu, informując w oświadczeniu, iż formalnie nadal jest siatkarzem zespołu. Klub złożył już wniosek o ukaranie zawodnika do PLS i FIVB.
Niemiły przykład jak uciec z klubu dał rozgrywającemu były kolega z kadry, Taylor Sander. Przyjmujący przez lata grał za dobre pieniądze w Chinach, Włoszech czy Brazylii. Do Skry Bełchatów trafił w 2020 roku jako duża niewiadoma. Dochodził do siebie po długiej kontuzji i nawet pomimo przyjazdu do Polski, długo dochodził do optymalnej formy. Ta ostatecznie nie przyszła. Dalszą grę zaprzepaścił kolejny uraz… i ucieczka.
Jeszcze pod koniec sezonu Sander zaręczał, że chce wrócić na jesień do Skry i w pełni formy odpłacić się za wielkie zaufanie. Ni stąd, ni zowąd gdy przyszedł początek przygotowań do sezonu, Amerykanin zapadł się pod ziemię. Przestał odbierać telefony od każdego, a jego żona pousuwała z mediów społecznościowych wszystkich Polaków.
Sander odnalazł się na piasku. Zamienił grę w PlusLidze na występy w plażowym World Tourze. Wkrótce udzielił też wywiadu, w którym opowiadał o bolączkach gry w Europie, a także o potrzebie nowego wyzwania. Siatkówka halowa miała go „wypalać”. Choć Skra zapowiadała nałożenie kary na siatkarza i uruchomienie procedur prawnych, to nikt nic nie słyszał o skutkach działań.
Czas na jedyny żeński wyjątek zestawienia. Można śmiało podejrzewać, że znalazłoby się więcej pań – my jednak skupimy się na ostatnim głośnym przypadku w TauronLidze. Dla Drews Grupa Azoty Chemik Police był pierwszym profesjonalnym klubem. W latach 2017-21 studiowała i grała na uczelni Utah. Wyleciała z ojczyzny z wieloma rekordami akademickiej drużyny, a także z nagrodą Pac-12 Player of The Year.
Do Polic Drews przyleciała w styczniu, miesiąc po tym jak klub ogłosił podpisanie kontraktu. Od razu widać było po niej dobre przygotowanie fizyczne. Drews przez dwa miesiące zdążyła nawet zdobyć jedną statuetkę za MVP meczu. Sytuacja zmieniła się diametralnie wraz z wybuchem wojny na Ukrainie. Z dnia na dzień przyjmująca opuściła kraj i wróciła do Polski, choć Chemik zapewniał ją, że może czuć się bezpieczna. Amerykanka poinformowała o odejściu koleżanki poprzez wiadomość na WhatsAppie.
Pomimo złożenia przez Chemik pisma do władz światowej siatkówki, kilka miesięcy później Drews wróciła do gry występując w amerykańskiej lidze Athletes Unlimited. Nadchodzący sezon spędzi w Serie A. Mierząca 183 centymetry wzrostu zawodniczka związała się z Cuneo.
Urnauta znamy jako jednego z katów reprezentacji Polski. Nasi zawodnicy od lat mają problemy z reprezentacją Słowenii podczas spotkań mistrzostw Europy. Gdy w czerwcu ubiegłego roku Jastrzębski Węgiel kontraktował przyjmującego, słychać było głównie głosy zadowolenia.
Nie minął miesiąc, a Słoweniec przebywający na zgrupowaniu kadry przestał być szczęśliwy z transferu do Polski. Na horyzoncie pojawiła się znacznie korzystniejsza finansowo oferta z Zenita Sankt Petersburg. – Zachowanie Tine Urnauta uznajemy za nieprofesjonalne, nieetyczne i naszym zdaniem nie przystoi kapitanowi reprezentacji swojego kraju – mówił dla oficjalnej strony Jastrzębskiego Węgla jego prezes Adam Korol.
Z zawodnikiem w końcu dogadano warunki rozwiązania kontraktu jeszcze przed pierwszymi treningami w klubie. Urnaut nie chował głowy w piasek i pomimo kontrowersyjnego zachowania przystąpił do obrony. W odpowiedzi na oświadczenie klubu wydał swoje:
– W ostatnich dniach byłem przedmiotem pogardliwych wypowiedzi klubu Jastrzębski Węgiel. Jestem zdziwiony i zszokowany treścią oświadczenia, ponieważ kompletnie nie odpowiada to treści negocjacji, które doprowadziły do porozumienia korzystnego dla obu stron – napisał w poście na Instagramie przyjmujący. Po sezonie w Zenicie, nadchodzące rozgrywki Urnaut spędzi w Japonii. Na miejsce Słoweńca Jastrzębianie ściągnęli Trevora Clevenota, który… rozwiązał podpisany parę miesięcy wcześniej kontrakt z Ziraatem Ankara.
Na koniec czas na trenera, wszak ich też obowiązują kontrakty. Postać De Giorgiego jest w naszym kraju doskonale znana. Były rozgrywający Włoch za czasów „generazione di fenomeni” po raz pierwszy jako trener trafił nad Wisłę w 2015 roku obejmując ZAKSĘ. Wygrał z nią dwa mistrzostwa Polski, czym zaskarbił sobie sympatię PZPS-u. To jemu powierzono zadanie zbudowania kadry narodowej na mistrzostwa Europy 2017. Z ambitnych planów wyszło ogromne rozczarowanie. Po kilku miesiącach pracy De Giorgi stał się bezrobotny.
Szybko znalazł jednak zatrudnienie… i to w Polsce. W Jastrzębskim Węglu spokojnie pracował do grudnia, gdy nagle okazało się, że czeka na niego oferta z Cucine Lube Civitanova, czołowego klubu Italii. – Taką ofertę otrzymuje się wyjątkowo rzadko. Podjąłem tę decyzję też po to, by być wreszcie bliżej mojej córki i syna. Niektóre komentarze dotyczące mojej osoby były przesadzone i bolesne – mówił po czasie o tamtych wydarzeniach trener.
„Fefe” nie zwracając uwagi na aktualny kontrakt szybko zwiał do Włoch. Jastrzębski postawiony pod ścianą szybko znalazł następcę, lecz niesmak, jaki pozostawił za sobą, ciągnie się za nim do dziś. De Giorgi w Lube pracował do lutego 2021 roku. Zwolniono go po mocnej porażce z Zaksą. Dziś spełnia się jako selekcjoner reprezentacji Włoch. W ubiegłym roku, po triumfie na mistrzostwach Europy, na naszej stronie pisaliśmy o jego drodze do sukcesu.
Komentarze 0