Sir Stirling Moss – największy mistrz bez tytułu

Zobacz również:Efekt domina w świecie F1. Vettel rozpoczął duże zmiany w zespołach
Goodwood Festival of Speed - Press Launch
Fot. J. Quinton/Getty Images

Świat Formuły 1 opłakuję stratę legendy. W niedzielę w wieku 90 lat zmarł sir Stirling Moss. Dla wielu najwybitniejszy kierowca w historii, który nigdy nie został mistrzem świata.

Pisząc ostatnio o Jimie Clarku wspominałem, że nie powinno się go pomijać, kiedy mówimy o najlepszych w historii F1. Przez zwiększoną ilość czasu można obmyślać kolejne materiały. Jednym z nich byli najlepsi kierowcy bez tytułu w Formule 1. Rozmawialiśmy z Bartkiem Pokrzywińskim, że Sir Stirling Moss to historia na film, prawdopodobnie jeszcze lepsza niż Fangio. Kilka dni później, w wieku 90 lat odeszła do nas absolutna legenda brytyjskiego sportu.

TALENT OD POCZĄTKU

Stirling Moss pochodził z rodziny, która ściganie miała we krwi. Ojciec, Alfred, ścigał się jeszcze przed II Wojną Światową. Wziął udział między innymi w Indianapolis 500 w 1924 roku. Jego matka Aileen brała udział w hillclimbach. Striling i jego siostra Pat swoją przygodę ze sportem rozpoczęli od jazdy konnej. Zresztą z niezłymi wynikami. Pieniądze, które wygrał przeznaczył na kupno pierwszego samochodu wyścigowego, Coopera 500. Ojciec długo przeciwstawiał się jego planom, bo chciał, żeby syn został dentystą, tak samo jak on. Stirling jednak dopiął swego.

Po wojnie w Anglii nie było torów, więc zamiast nich używano byłych lotnisk wojskowych lub ścigano się po górskich drogach. Sam Moss wdarł się przebojem do juniorskich serii wyścigowych. Wygrywał praktycznie wszystko, co było do wygrania. Oczywiście, nie każdy wyścig, ale w seriach wyścigowych zawsze kończył zmagania na podium. W latach 1948-51 w Wielkiej Brytanii trudno znaleźć wyścig, którego nie wygrał. W 1950 roku triumfował w Monaco w serii towarzyszącej Formule 1. Miał też okazję pojechać w 4 wyścigach F1, które nie zaliczały się do mistrzostw. Takie epizodyczne występy miały miejsce do 1953 roku włącznie, a 1954 był pierwszym sezonem, który Moss przejechał prawie w całości.

Jednak zanim zobaczyliśmy Anglika walczącego z Fariną czy Fangio, zobaczyliśmy go nawet w rajdach. W 1952 roku postanowił on wystartować Coupe de Alpes i Rajdzie Monte Carlo, dwóch najbardziej prestiżowych imprezach. Ten drugi to wielki sukces Mossa, który zajął w nim drugie miejsce. W Alpach otrzymał nagrodę, za jazdę bez kar przez całe zawody w odpowiednich czasach odcinków. Dokonał tego potem jeszcze dwa razy, co sprawiło, że dostał specjalną nagrodę Coupe d’Or, którą dostało tylko trzech kierowców w historii zawodów.

Rok później Stirling wystartował po raz trzeci w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, gdzie zajął drugie miejsce ogólnie oraz pierwsze w swojej klasie. Rok 1954 rozpoczął od udziału w 12-godzinnym wyścigu na Sebring, w którym wygrał jako pierwszy Europejczyk. Następnie przyszedł czas na Formułę 1. Stirling Moss zasiadł za sterami Maserati 250F, które niestety nie należało do niezawodnych. Pierwszy wyścig, w którym Anglik wystartował w tym sezonie ukończył na najniższym stopniu podium. Potem ukończył tylko jeden z pięciu wyścigów, w których wystartował. Finalnie zakończyło się to dla niego 13 miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców, co było na tamten moment jego najgorszym wynikiem w karierze ze wszystkich serii wyścigowych.

WIECZNIE BLISKO, NIGDY NA SZCZYCIE

W kolejnych latach było zdecydowanie lepiej. Od 1955 do 1958 roku za każdym razem zajmował drugie miejsce w generalce. Trzy razy musiał uznać wyższość Fangio, a raz swojego rodaka, Mike’a Hawthorna, z którym przegrał tytuł o jeden punkt, mimo wygrania czterech Grand Prix. Doprowadziła do tego między innymi uczciwość Mossa, który wybronił Hawthorna w trakcie wyścigu w Portugalii.

Sędziowie uznali, że wjechał na tor na wstecznym i miał być on zdyskwalifikowany. Mike wypadł z toru obracając się, przez co zgasł mu silnik. Była to górzysta część toru, a przejeżdżający obok Stirling krzyknął rywalowi, aby ten zawrócił auto i odpalił je tocząc się w dół. Sprawiło to, że był on w stanie dokończyć wyścig i zdobyć 6 punktów. 1959-61 to za każdym razem trzecie miejsca, gdzie mistrzem zostawali Jack Brabham oraz Phil Hill. Przez siedem lat Stirling był w stanie znajdować w ścisłej czołówce F1 i rywalizować na najwyższym poziomie. W tamtych czasach, gdzie wielu kierowców ginęło był to wielki wyczyn.

Sam Moss nie ograniczał się do startów jedynie w single-seaterach, mimo startów w królowej sportów motorowych. W 1955 roku zasiadł za kierownicą Mercedesa 300 SLR i wygrał Mille Miglia, czyli wyścig po włoskich drogach liczący 1000 mil. Wycieczka z Brescii do Rzymu i z powrotem zajęła mu rekordowe 10 godzin 7 minut i 48 sekund ze średnią prędkością 157,650 km/h. Wyczynu nie pobito w dwóch kolejnych edycjach (wyścig przestał istnieć po fatalnych wypadkach z 1957 roku). Kolejnym legendarnym wyczynem jest też czterokrotne wygranie wyścigu endurance na Nurburgringu. Kierowcy musieli przejechać 1000 kilometrów na nie wybaczającej błędów nitce toru nazywanego Zielonym Piekłem.

W 1956 roku w swoim Maserati był w stanie jechać szybciej o blisko pięć sekund na okrążeniu od Juana Manuela Fangio, co przełożyło się na ogólną wygraną jego zespołu. W kolejnym roku zajął on piąte miejsce, ale w kolejnych trzech latach został absolutnym królem 22-kilometrowej pętli. W latach 1958-1960 wygrywał kolejno razem z Jackiem Brabhamem, Jackiem Fairmanem oraz Danem Gurney. Stirling dysponował tempem, które było poza zasięgiem wszystkich startujących. W 1959 roku jego najszybsze okrążenie w wyścigu było o pięć sekund szybsze od czasu pole position ustanowionego przez Jeana Behre w kwalifikacjach! W 1960 roku o zwycięstwo musiał walczyć do końca w deszczowych warunkach przez wcześniejszą awarię węża olejowego.

PRZEDWCZESNY KONIEC

Kariera Mossa dobiegła końca szybciej, niż chcieli tego kibice i sam kierowca. W 1962 roku, przed rozpoczęciem sezonu Formuły 1 , odbywał się coroczny wyścig Glover Trophy na torze w Goodwood. Był on rozgrywany na tych samych zasadach, co F1. Stirling rozbił swojego Lotusa po awarii silnika po starcie z pole position. Potężne uderzenie sprawiło, że wypadek zakończył się dla niego miesięczną śpiączką, a częściowy paraliż lewej strony ciała trwał pół roku. Oczywiście próbował on wrócić do ścigania rok później, testując prywatnie Lotusa 19. Jego tempo było wolniejsze i kilka dziesiątych na okrążeniu, a Brytyjczyk uważał, że nie czuje samochodu tak samo, jak przed wypadkiem. W latach 80 wrócił on jeszcze na chwilę do regularnego ścigania w serii BTCC, ale bez sukcesów. Przez lata jeździł w wielu eventach autami z epoki, a ostatni raz na torze można było go zobaczyć w 2011 roku w trakcie kwalifikacji do Le Mans Legends.

W grudniu 2016 roku Moss został przyjęty do szpitala w Singapurze z poważną infekcją klatki piersiowej. Leczenie było bardzo trudne i długie, co spowodowało, że wycofał się on z życia publicznego w styczniu 2018 roku. Od tamtego czasu życie Stirlinga to walka z chorobą, która zakończyła się w wieku 90 lat. Najbardziej wylewnie z obecnych kierowców w stawce wypowiedział się Lewis Hamilton. Po przejściu sześciokrotnego mistrza świata do Mercedesa ich relacje stały się bliższe, przez wieloletni związek Mossa z niemiecką marką. „Dzisiaj żegnamy Sir Stirlinga Mossa, legendę wyścigów. Uważam, że to ważne docenili jego niesamowite życie oraz to, jak świetnym był człowiekiem” – napisał na Instagramie Hamilton. „Będę tęsknić za naszymi rozmowami. To była dziwna para, ta nasza przyjaźń. Dwóch ludzi z zupełnie innych czasów oraz miejsc, ale złapaliśmy wspólny język. Okazało się, że miłość do ścigania, którą dzieliliśmy, zrobiła z nas kumpli”.

Smutek i żałoba przykryły czas Wielkanocy w całym motorsportowym świecie.

BRAK TYTUŁU NICZEGO NIE UMNIEJSZA

Fenomen Stirlinga Mossa polega na tym, że przez 14 lat swojej kariery był zawsze w czołówce. Wszystkie serie wyścigowe (oczywiście nie wygrywał wszystkich wyścigów w sezonie) czy pojedyncze występy w rajdach i wyścigach długodystansowych kończył na podium (jeżeli dojeżdżał do mety). Potrafił przejechać 62 wyścigi w ciągu jednego roku kalendarzowego. Łącznie w całej karierze przejechał ich 529, a wygrał aż 212. W samej Formule 1 przejechał 66 wyścigów, wygrywając 16 z nich, łącznie 24 razy stając na podium i 16 razy stawał na pole position.

Wielu może nie rozumieć, jak kierowca, który nigdy nie wygrał w F1 może być darzony taką estymą. Stirling Moss był szybki. Cholernie szybki. Przez półtorej dekady rywalizował z najlepszymi, a większość z 10 lat w królowej sportów motorowych to była walka o tytuły. Rywalizował we wszystkich największych brytyjskich imprezach, przez co na Wyspach stał się prawdziwą ikoną. Przez lata, w sumie nawet po dziś dzień, ludzi szybko jadących samochodem nadal nazywa się żartobliwie Stirlingiem Mossem. W 2000 roku otrzymał on tytuł rycerski za swój wkład w sporty motorowe.

Kolejny z wielkich i jeden z ostatnich pamiętających czasy lat 50. odchodzi. Wielka legenda, która musi doczekać się swojej własnej hollywoodzkiej produkcji. Jeden z absolutnie najlepszych, ścigających się przez lata z najlepszymi. Wygrywał na całym świecie, w siedmiu różnych typach samochodów. Brak tytułu w Formule 1 w żaden sposób nie wpłynął na jego dziedzictwo, mimo że na zawsze zostanie on zapamiętany, jako najlepszy kierowca bez tytułu w F1. Chociaż ciężko się nie zgodzić z Johnnym Herbertem, który napisał po śmierci Sir Stirlinga Mossa „Mistrz świata w naszych oczach”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.