Skąd się biorą selekcjonerzy? O tym, jak w innych krajach wybierają trenerów reprezentacji

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
selekcjonerzy
Tim Goode/PA Images via Getty Images

Najczęściej już wcześniej byli pracownikami federacji. Są doświadczeni, także życiowo. Pochodzą z kraju, którego kadrę mają prowadzić. I nie mają większych widoków, by zrobić karierę w piłce klubowej. Bo prestiż posady selekcjonera w dzisiejszym futbolu jest dziś znacznie mniejszy, niż się w Polsce może wydawać.

Giełda nazwisk, która ruszyła w poniedziałek, po sensacyjnej decyzji o zmianie selekcjonera reprezentacji Polski, nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością, ale dobrze obrazowała wyobrażenie, jakie dość często pokutuje jeszcze w Polsce na temat miejsca kadry narodowej w świecie piłki. Tam, gdzie gra toczy się na naprawdę wysokim poziomie, kadra nie jest zwykle najważniejszą drużyną w kraju. Owszem, staje się nią na kilka tygodni raz na parę lat, ale jej losów poza turniejami nie śledzi się raczej z wypiekami na twarzy. O codziennym poziomie satysfakcji piłkarskiego kibica z poziomu futbolu w jego kraju, na co dzień decyduje postawa Bayernu, Juventusu, Realu, czy Manchesteru, tudzież Łudogorca, czy Crvenej zvezdy. Jeśli one odstają na arenie międzynarodowej, z piłką jest źle. Jeśli dają sobie radę, z piłką jest dobrze. Czasem selekcjonerzy jasno dają opinii publicznej znać, jakie są priorytety. Wtedy Ronald Koeman rzuca posadę w reprezentacji Holandii, zanim zdąży ją poprowadzić na jakimkolwiek turnieju. Wtedy Julen Lopetegui podpisuje kontrakt z Realem Madryt tuż przed mundialem, na którym ma walczyć z Hiszpanią o mistrzostwo świata.

ODWRÓCONE PROPORCJE

W Polsce, poprzez dysproporcję między piłką klubową a reprezentacyjną, jest odwrotnie. Na temat kadry debatuje się w tramwajach. Reprezentacja przyciągała regularnie znacznie większe tłumy, niż potrafi to zrobić jakakolwiek drużyna klubowa. Selekcjoner jest najważniejszą osobą w polskiej piłce. O jego wyborach, powołaniach, wypowiedziach, dyskutuje się tygodniami. Mamy też poczucie, że tylko ktoś absolutnie wyjątkowy, z wielkimi osiągnięciami i nieskazitelną opinią, jest godny piastowania tej funkcji. A jeśli ma przyjść ktoś z zagranicy, musi to być nazwisko z naprawdę wysokiej półki. Gdzieś między Massimiliano Allegrim a Arsenem Wengerem, ewentualnie Luciano Spalettim. Marco Giampaolo, który akurat w podobnym momencie, co Jerzy Brzęczek z kadry, został zwolniony z Torino, z miejsca stał się medialnym kandydatem do pracy z reprezentacją. Mocno torpedowanym kandydatem, bo przecież ostatnio w Serie A mu nie szło.

KADRY NA MARGINESIE

Tymczasem bardzo wątpliwe, by ktokolwiek nawet formatu Giampaolo w ogóle zdecydował się na taką posadę. Nie dlatego, że w Polsce jest wyjątkowo trudno albo że zbyt mało się płaci. To tendencja ogólnoświatowa, że do reprezentacyjnej piłki coraz ciężej ściągać dobrych trenerów w sile wieku. Europejski futbol międzypaństwowy ma dziś tylko kilka głośnych nazwisk. Z czego tylko jedno, gdyby akurat nie prowadziło reprezentacji, mogłoby marzyć o objęciu jakiegoś bardzo silnego klubu.

NIELICZNE GWIAZDY

Luis Enrique, prowadzący reprezentację Hiszpanii, ostatni jak na razie zdobywca Ligi Mistrzów z Barceloną, gdyby chciał, pewnie mógłby dziś bić się w którejś z czołowych lig o czołowe miejsce. Roberto Martinez, prowadzący z sukcesami Belgię, miał oczywiście wyrobioną markę w Premier League, gdy przyjmował propozycję pracy z reprezentacją, ale w Anglii prowadził Everton i Wigan, a nie któregoś z potentatów. Didier Deschamps świetnie wkroczył na klubowy rynek, prowadząc Monaco do finału Ligi Mistrzów, za co został nagrodzony objęciem Juventusu, a potem zdobył mistrzostwo z Marsylią. Ale w 2012 roku, gdy zostawał francuskim selekcjonerem, miał już za sobą średni sezon w Olympique i nie był uznawany za trenerską gwiazdę. Roberto Mancini odniósł w karierze wielkie sukcesy, lecz bezpośrednio przed reprezentacją Włoch pracował już w Zenicie Sankt Petersburg, jako lekko przebrzmiała gwiazda. A Joachim Loew i Gareth Southgate, cenione postaci na selekcjonerskim rynku ostatnich lat, to gwiazdy tylko tej dziedziny. W piłce klubowej byli karłami. Pracującymi w austriackiej Bundeslidze, czy spadającymi z Premier League.

loewglowneGettyImages-1279012553.jpg
Lars Baron/Getty Images

TRENERZY Z DOŚWIADCZENIEM

Kto więc dziś zostaje selekcjonerem? Zwykle ci, którzy w piłce klubowej swoje już zrobili i szczyty karier raczej mają już za sobą. Są w wieku, w którym codzienna praca klubowa już nie sprawia im wielkiej frajdy. Średnia wieku selekcjonera europejskiej reprezentacji wynosi aktualnie 54 lata. Dla porównania: w polskiej lidze pracuje aktualnie tylko dwóch trenerów, którzy tę średnią by zawyżyli. To w piłce międzynarodowej da się do dziś znaleźć szkoleniowców, którzy mają dobrze po siedemdziesiątce, co w klubach należy już do absolutnych rzadkości. Selekcjoner to już zwykle ktoś, kto wiele w życiu widział. Także niedobrego.

ROZWIĄZANIA WEWNĘTRZNE

Najczęstszym źródłem nowych selekcjonerów jest dla europejskich reprezentacji miejsce, w które aktualnie mało kto w poszukiwaniach następcy Brzęczka zagląda, czyli struktury samego związku. Trzydzieści procent obecnych trenerów kadr narodowych z naszego kontynentu bezpośrednio przed zajęciem tego stanowiska, pracowało w innej roli w federacji. Albo byli asystentami swoich poprzedników, albo sprawdzili się w reprezentacji młodzieżowej, ewentualnie pracowali jako działacze związkowi. To też praktycznie jedyna ścieżka, która umożliwia stosunkowo młodym trenerom zostanie selekcjonerami. Kadry juniorskie często są prowadzone przez ludzi, którzy też uczą się zawodu. Jeśli dobrze im idzie, czasem dość szybko są nagradzani awansem do seniorskiej drużyny. W ten sposób selekcjonerami zostali niespełna 40-letni trenerzy reprezentacji Rumunii, czy Łotwy, 41-letni selekcjoner Liechtensteinu, czy rok starszy trener Islandczyków.

SUKCESY W INNYCH LIGACH

Drugim popularnym rezerwuarem selekcjonerów jest piłka klubowa. Jednak nie ta z najwyższej półki, śledzona przez miliony ludzi, lecz ta spoza pierwszych stron gazet. W ten sposób pracę dostało 26% aktualnych selekcjonerów. Franck De Boer próbował sił w najsilniejszych europejskich ligach, ale został przez nie wypluty. Wyjechał do amerykańskiej MLS i to ona stała się dla niego trampoliną do objęcia reprezentacji Holandii. Stanisław Czerczesow, zanim przejął kadrę Rosji, pracował w ekstraklasie. Marco Rossi, selekcjoner reprezentacji Węgier, trenował DAC Dunajska Streda w lidze słowackiej. Ci, którzy mają szansę na zatrudnienie w ligach z czołowej piątki, zwykle nie oglądają się na oferty z kadr narodowych. Przychylniej patrzą na nie dopiero ci, którzy wiedzą, że do topowych lig raczej nigdy się nie dostaną. To dlatego nawet trener, który jest zwalniany z Serie A, raczej nie przystałby na prowadzenie reprezentacji Polski. Bo znajduje się na tamtejszej karuzeli, czyli może liczyć, że wkrótce ktoś po niego sięgnie.

NAGRODA ZA KRAJOWĄ LIGĘ

W Polsce od lat właściwie jedynym źródłem pozyskiwania selekcjonerów jest krajowa liga. Kto w niej ujawni odpowiednie cechy, ten ma szansę zostać trenerem kadry. W Europie ten sposób też funkcjonuje, choć nie jest bardzo popularny. W ten sposób trenerów zatrudniło dziesięć reprezentacji. Najbardziej znane przykłady, oprócz Deschampsa czy Enrique, to Senol Gunes, pracujący w tureckiej lidze przed objęciem reprezentacji, Franco Foda, Niemiec, od lat przesiąknięty ligą austriacką, czy Kasper Hjulmand, Duńczyk, nagrodzony posadą selekcjonera za sukcesy z Nordsjaelland.

TRUDNE ŁOWY W TOP 5

Najmniej popularne w Europie miejsca, w których można znaleźć nowego trenera kadry narodowej, to akurat te, w które polski kibic spogląda z chyba największą tęsknotą. Czyli czołowa liga europejska lub inna reprezentacja. Tego typu ruchy to tylko niespełna dziesięć procent wszystkich na tym rynku. Najbardziej spektakularnym przykładem jest oczywiście przejęcie Martineza przez Belgów. Opłaciło się też Szwajcarom zatrudnienie Vladimira Petkovicia, wcześniej pracującego z Lazio. Zagranicznych trenerów po pracy z klubami czołowej piątki udało się też namówić kilku słabszym europejskim reprezentacjom. Gianni De Biasi, którego ostatnią pracą w piłce klubowej było Alaves w La Liga, teraz prowadzi Azerów, Joaquina Caparrosa, nie tak dawno pracującego w Sevilli, wynajęli Ormianie, Albańczyków zaś trenuje Eduardio Reja, którego poprzednim klubem w Serie A była Atalanta Bergamo. Nawet jeśli te trzy przykłady brzmią imponująco, mowa raczej o trenerach, którzy kolejnych szans w największych ligach raczej nigdy by już nie dostali. I są wiekowi. Cała trójka ma już powyżej 64 lat.

RZADKIE TRANSFERY

O dziwo najrzadziej zdarzają się bezpośrednie przejęcia między reprezentacjami. W taki sposób do posad doszło tylko czterech obecnych selekcjonerów – Portugalczyk Fernando Santos, który wcześniej tę samą rolę odgrywał w Grecji, Ljubisa Tumbaković, najpierw prowadzący Czarnogórców, a dziś Serbów, czy Hakan Ericson, były trener Szwedów, obecnie pracujący na Wyspach Owczych. Zbliżony jest natomiast przykład Johana Walema, Belga, który wcześniej trenował ojczystą młodzieżówkę. Zamiast jednak wypromować się do dorosłej kadry w swoim kraju, został zaproszony do podnoszenia poziomu drużyny przez Cypryjczyków.

RZADCY OBCOKRAJOWCY

Pula, z której Zbigniew Boniek będzie czerpał kandydatów, jest więc bardzo ograniczona. Jeśli wybierze obcokrajowca, co do czego na razie panuje medialna zgodność, Polska znajdzie się w dość wąskim gronie krajów, które na ławkę reprezentacji wpuszczają trenera z zagranicy. Aż 72% europejskich drużyn narodowych jest trenowanych przez ojczystych selekcjonerów. Wśród drużyn z najwyższej półki, uczestników Euro 2020, ten odsetek wzrasta do aż 87%. Oprócz Belgów jedynie Węgrzy i Austriacy zdobyli się na podobne rozwiązanie. Z tym że w przypadku Austriaków to tylko kwestia paszportowa. Prowadzi ich Niemiec, który w ich kraju – z krótką przerwą – spędził ostatnie 23 lata. Trudno więc traktować go jako trenera z importu.

KRZEWICIELE POSTĘPU

Popularność zagranicznych trenerów wzrasta wśród drużyn, które rzadko albo nigdy nie kwalifikują się na turnieje. Znów jest jednak dość wąski wachlarz nacji, z których trenerzy są wybierani jako niosący odnowę. Zdecydowanie największą popularnością cieszą się Włosi, którzy pracują obecnie z sześcioma europejskimi reprezentacjami (oprócz włoskiej, także węgierska, albańska, azerska, maltańska i sanmaryńska). Po dwóch jest na emigracji selekcjonerów z Hiszpanii (w Belgii i w Armenii) oraz ze Szwajcarii (w Kosowie i w Estonii). Po jednym eksportowym trenerze mają też Niemcy, Holendrzy, Austriacy, Belgowie, Szwedzi i Turcy.

PÓŁKA FANTAZJI

Gdyby decydowała więc statystyka i profile sporządzane na podstawie danych, nowego selekcjonera reprezentacji Polski trzeba by szukać wśród około 55-letnich Włochów, którzy ostatnio pracowali w ligach spoza czołowej piątki. Potencjalne nazwiska pasujące do opisu: Massimo Carrera, Cristiano Bergodi, Roberto Donadoni, Roberto Bordin, Gianluca Festa, Giuseppe Sannino, Angelo Alessio, Adolfo Sormani, czy Dario Bonetti. Pewnie selekcjonerem nie zostanie żaden z nich, bo nie decyduje statystyka i profile, lecz to, co o kim pozytywnie pomyśli akurat prezes PZPN, ale ta lista może dać orientację, na jakiej półce powinniśmy się poruszać w fantazjowaniu na temat nowego zagranicznego selekcjonera reprezentacji Polski.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.