Jeśli koniec lipca, to my zbieramy się i jedziemy do Wrocławia. 19. edycja Nowych Horyzontów, największego polskiego festiwalu filmowego, rusza już za trzy tygodnie, a my podsuwamy wam parę filmów, których nie warto tam przegapić.
I podobnie jak przed rokiem wybieramy dla was kino... niuansowe. Czyli trochę muzyki, trochę psychodelii, trochę najntisów i trochę kontrowersji. Od szokującej legendy kina afro po najnowszy obraz twórcy Spring Breakers. To oczywiście nie wszystko, na co mamy zamiar przejść się podczas Nowych Horyzontów; w planach mamy choćby pełną, 4-godzinną wersję filmu Oni Paolo Sorrentino.
Ale ta siódemka to nasze must-see. Nie pomińcie jej w swoim harmonogramie!
1. The Beach Bum, reż. Harmony Korine
To opowieść o Moondogu (w tej roli doskonale oceniany Matthew McConaughey; krytycy piszą o jego najlepszej kreacji od czasu Dallas Buyers Club), wesołym żulu, który mieszka sobie na jednej z florydzkich plaż, a jego życie to niekończąca się impreza. Czytaj – każdy zamieniłby się z nim na życia. W roli jego kompana wystąpił Snoop Dogg, co tylko dodało całemu filmowi tzw. branżowej autentyczności. Ale też nie idzie się na obraz Harmony’ego Korine’a dla wybitnego scenariusza: to reżyser, którego filmy atakują przede wszystkim zmysły. Pisaliśmy wam już o tym, dlaczego jego Spring Breakers to superniedoceniony film, który każdy powinien znać. Pisaliśmy też o fenomenie kultowego Gummo – tak, Tekashi wcale nie był z tym tytułem pierwszy. Oczywiście The Beach Bum nie jest dosłowną kontynuacją Spring Breakers, ale sam reżyser zapowiedział wiele punktów wspólnych pomiędzy tymi dwiema produkcjami.
2. Sweet Sweetback's Badass Song, reż. Melvin van Peebles
Możecie nie znać, a powinniście, bo to ten film był jednym z pionierów nurtu blaxploitation (który bliżej opisywaliśmy wam w zestawieniu czarnych filmów, które musicie zobaczyć). Fabuła kręci się wokół tytułowego, pracującego w nocnym klubie Sweetbacka, który zgodził się na fikcyjne zaaresztowanie przez policję, pilnie poszukującą sprawcy zbrodni. Trochę kryminał, trochę sensacja, trochę porno – film jest pełen seksu, podobno nieudawanego. Z tego powodu najpierw żaden producent nie chciał wyłożyć na niego pieniędzy (w końcu zrobił to Bill Cosby), a potem tylko dwa kina odważyły się na wyświetlanie (w obu film van Peeblesa bił rekordy, a wszyscy członkowie lewicowych Czarnych Panter musieli chodzić na seanse obowiązkowo). Co ciekawe, za warstwę muzyczną odpowiadali kompletnie wówczas nieznani Earth, Wind and Fire, którzy podczas nagrań mieszkali w jednym pokoju i nie mieli pieniędzy na jedzenie. Jeśli chcecie poczuć klimat taniego kina afroamerykańskiego z lat 70., to sprawdźcie koniecznie ten tytuł.
3. Parasite, reż. Joon-ho Bong
Największa sensacja tegorocznego festiwalu filmowego w Cannes - zresztą ten obraz wygrał wyścig o Złotą Palmę, pokonując m.in. faworyzowane produkcje Quentina Tarantino i Pedro Almodovara (tę ostatnią, Ból i blask też zresztą zobaczymy we Wrocławiu). Parasite opowiada o biednej, koreańskiej rodzinie, w której syn niespodziewanie dostał pracę jako korepetytor córki bogatego małżeństwa. Sprytnie wnika w rodzinę i... zaczyna krok po kroku wciągać w nią własną familię; nagle pracę u bogaczy dostają inni członkowie. Niby to satyra na ekonomiczne dysproporcje. jakich pełno także i u nas, ale Parasite nie moralizuje, a skacze po gatunkach, przechodząc z ciepłej opowieści obyczajowej w thriller. Canneńscy jurorzy byli zachwyceni, my czekamy na szpilkach. To nie może nam się nie spodobać.
4. Long Day's Journey Into Night, reż. Bi Gan
A to już typowo nowohoryzontowe kino; pogranicze jawy i snu, długie ujęcia (ostatnie trwa aż 50 minut i zostało zrealizowane w technice 3D), oniryczna fabuła... Chiński film opowiada o człowieku, który powraca do rodzinnego miasta, by znaleźć w nim swoją utraconą miłość. Jednak to, co najważniejsze, dzieje się tu w warstwie wizualnej, a jest to mocno artpopowy, skąpany w neonach wielkiej metropolii obraz, któremu trzeba będzie dać się po prostu porwać. Dla takich wyzwań jeździ się na ten festiwal.
5. Młody Ahmed, reż. Jean-Pierre i Luc Dardenne
Bracia Dardenne to absolutni ulubieńcy festiwalu w Cannes; do konkursu trafia ich każdy film, bardzo często zgarniają za nie nagrody - zresztą Młody Ahmed to także film, za który Dardenne'owie zgarnęli Złotą Palmę, tym razem za reżyserię. Jak zawsze ze społecznym zacięciem, ale tym razem polecamy także młodszym widzom, bo to film, który opowiada o dojrzewaniu, co prawda w mocno wyjątkowych warunkach. Tytułowy bohater jest bowiem chłopakiem, który bez reszty wkręcił się w ortodoksyjny islam i ślepo wierzy we wszystkie jego dogmaty. Nie przypomina wam to wielu historii, o których głośno w mediach? W ciemno możemy założyć, że to będzie jeden z najlepszych filmów na Nowych Horyzontach, ci bracia nigdy nie zaliczyli wtopy.
6. Beats, reż. Brian Welsh
Początek lat 90. to w Wielkiej Brytanii złoty okres nielegalnych rave parties. Narkotyki i muzyka elektroniczna zastąpiły dominującego na przełomie poprzednich dekad punk rocka, składając się na najważniejszy prąd kulturowy dla ówczesnej młodzieży. I właśnie wokół takich klimatów oscyluje fabuła Beats. Johnno i Spanner to outsiderzy – mający dość sztywnych rodziców, wkurzającego rodzeństwa i policyjnych obław, które wykluczają najlepsze rave’owe imprezy. Jednak rewolucja wisi w powietrzu. Beats to zrealizowany w czerni i bieli (poza fenomenalną psychodeliczną sceną) manifest wolności i przyjaźni, zanurzony w dziwnych latach 90., które kochaliśmy i nienawidziliśmy jednocześnie - czytamy w festiwalowym opisie. Do playlisty pakujemy pierwszy album The Prodigy, a jeśli jeszcze Beats jest przyrównywane do kultowych Trainspotting i Human Traffic...
7. Mid 90's, reż. Jonah Hill
Zdajemy sobie sprawę z tego, że wielu z was widziało już ten obraz na tzw. nielegalu. Ale raz że nie pochwalamy piratów, dwa - film z takim klimatem i taką ścieżką dźwiękową trzeba zobaczyć na dużym ekranie. Debiutujący za kamerą Jonah Hill wszedł w buty wczesnego Richarda Linklatera i stworzył osadzoną w najntisowych realiach historię młodocianych slackerów, których głównym celem w życiu jest jeżdżenia na deskach po przedmieściach i wk***ianie starszych. Ale nie oczekujcie komedii; Mid 90's to poważna sprawa o cieniach i blaskach dojrzewania. I tylko zostawimy tutaj parę nazw kapel, które pojawiły się na soundtracku: Wu-Tang Clan, Nirvana, A Tribe Called Quest, Pixies, Souls Of Mischief, Cypress Hill, Gravediggaz...
Pełen program festiwalu Nowe Horyzonty, który odbędzie się we Wrocławiu w dniach 25 lipca - 4 sierpnia, znajdziecie na oficjalnej stronie imprezy. Tu z kolei dopiszecie się do facebookowego eventu.