Skute Bobo – drugie wcielenie Maty. Marketingowy zabieg czy sposób na zluzowanie? (FELIETON)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Skute Bobo Mata Młody Matczak

Nawet na poziomie Patoreakcji trudno było przewidywać, że Mata stanie się raperem przyciągającym największą uwagę. Nawet nie tyle w obrębie samej sceny, ale także daleko poza nią, angażując pióra i klawiatury ludzi, którzy hip-hopu ani nie rozumieją, ani zrozumieć nie chcą.

Polski rap stał się popkulturowym hegemonem do stopnia, w którym nawet dziennikarze mainstreamowych mediów muszą dorzucić swoje trzy grosze. W tym momencie trudno mówić o Macie, jako o artyście muzycznym, bo jest figurą dyskursu, a jego pozamuzyczne działania miejscami zupełnie przykrywały treść dźwiękową. Żeby być fair, nie można go w całości winić za burzę, jaką rozpętał wokół siebie, aczkolwiek nie sposób nie zauważyć tego, że wskoczył w nią obiema nogami.

Akcja reklamowa z McDonald’s podbiła stawkę. Czy młody raper przewidywał, że stanie się przez to celem ostrych reakcji? W jakimś stopniu na pewno, ale chyba nie zdawał sobie sprawy ze skali potencjalnego hejtu, który oczywiście się wylał, do tego z wielu stron. Singiel MC był odpowiedzią, z której można było wyczytać, że cała akcja mocno dotknęła go osobiście, bo ton utworu jest mocno emocjonalny. Szczególnie jeden osobisty atak, którego się dopuścił (nie ma co już roztrząsać, czy rzeczywiście był to wers skierowany przeciwko konkretnej osobie). Kiedy to wszystko rozgrywało się wokół Maty, jego ojciec, także figura publiczna, dokładał do pieca, za co siłą rzeczy obrywał młody Matczak. Czy słusznie, można się spierać, ale na pewno podbijało to zainteresowanie artystą, pozytywne i negatywne. Będąc po premierze Młodego Matczaka i izolując na moment ten cały pozamuzyczny szum, warto docenić komercyjny sukces albumu. Ostatecznie to porządny krążek, trochę pusty w obszarze treści – chociaż to zarzut, który można powtórzyć przy wielu głośnych premierach polskiego rapu, ale wykazujący szeroki horyzont brzmieniowy Maty, a na pewno spory potencjał na przyszłość. Kurz opadł, można iść dalej? Pewnie, gdyby nie Skute Bobo.

No właśnie, czym jest Skute Bobo? Internet huczy od teorii i opinii, a część fanbase’u młodego Matczaka wręcz martwi się o artystę, który rzekomo przegina z używkami. Dowodem ma być niewielki wkład rapera w album Hotel Maffija 2 i vlogi z wyjazdu. Ciężko stwierdzić, ile w tym prawdy. Dziwne live’y na Insta, czy przebitki z SBM-owych vlogów to średnie źródło informacji, a już na pewno nie takie, które pozwala rozgraniczyć bekę czy kreację artystyczną od rzeczywistości. Tutaj warto wspomnieć również o tym, że młodego Matczaka jakiś czas temu zgarnęła policja, właśnie za zielsko, co też pewnie napędzi karuzelę teorii o przegince. Tu apelowałbym o rozsądek – niech pierwsza rzuci kamieniem osoba, której nie powinięto za skuna w kielni (pozdrawiam pomorską policję i festiwal Open’er 2017).

Skute Bobo zaczęło się niewinnie, od zalatującego Lil Uzi Vertem numeru na kanale GOMBAO. Teraz mamy już całkiem spory zestaw gościnnych zwrotek alter ego Maty. Opinie są podzielone, ale jednak przeważają głosy, że to za duża beka, że może wjeżdża tu lekkie odklejenie, a nawet, że nie da się tego słuchać. Szczególnie ostrej krytyce podlegają wjazdy Skutego Bobo na Hotelu Maffija 2. Rzeczywiście, są sporadyczne, ocierające się o parodię, ale raczej z dużą dozą zabawy formą. Na płycie dzieje się sporo, rapujący zmieniają się jak w kalejdoskopie, w tym kontekście Skute Bobo działa na poły jak comic relief, na poły jako kolejny element tła (bo nie oszukujmy się, spora część tego albumu to takie przyjemne tło właśnie). Czy każdemu taki humor podejdzie, można dyskutować, bo akurat to, co nas bawi jest bardzo subiektywne. Osobiście wpisałbym to wcielenie Maty w figurę rapu stonerskiego, ale z humorystycznym twistem spod znaku Biz Markiego. Te pojękiwania i postękiwania na auto-tunie (symulujące zjaranego ziomka?) mają swój urok, ale gdybym dostał całą płytę w takiej formie, odpadłbym już po dwóch, trzech numerach. I mówię to jako fan stoner rapu, którego wciąż brakuje w Polsce (pozdro Włodi). Ale czy kiedykolwiek dostaniemy cały album Skutego Bobo?

Najpierw spróbujmy pospekulować, do czego w ogóle Mata potrzebuje alter ego, do tego w tak bekowej formie. Nie sądzę, że to jakiś przekminiony master plan SBM-u, o czym można było przeczytać w niektórych sieciowych komentarzach. Wytwórnia dominuje na wszystkich listach sprzedaży i mocno obstawiła serwisy streamingowe, dostarczając rapowego narybku i konkretnych propozycji od znanych zawodników. Marketingowy chwyt tego rodzaju nie jest w ich stylu to raz, dwa, nie widzę zbyt wielkiego potencjału komercyjnego w Skutym Bobo, nie uważam też, że zagadkowość tej persony jest jakimś wzmocnieniem marki własnej Maty. Po akcji z McDonald’s, po całej dyskusji wokół rapera w mediach, po tysiącach znaków spod palców muzycznych pismaków i pismaczek, Skute Bobo, jako twór marketingowy, prezentuje się po prostu słabo. Jako twór samodzielny niewiele lepiej, więc jak bumerang powraca pytanie postawione przed chwilą: do czego Mata potrzebuje Skutego Bobo? Moja teoria, która oczywiście może okazać się nietrafiona, jest taka, że ta persona to forma zdystansowania się, odpoczynek od Maty-figury w dyskursie, jaką raper stał się w zeszłym roku. Jako Skute Bobo nie musi silić się na żadne deklaracje, nie musi się do niczego odnosić, wersy nie są odpowiedzią na krytykę, ani zaczepką, a jakimś tam stonerskim wygłupem. Biorąc pod uwagę wymiar ciśnienia i skalę doświadczeń na świeczniku, jakie zwaliły mu się na głowę – niezależnie od tego, czy sam je inicjował – nie dziwię się, że poszukał ucieczki w czymś mniej zobowiązującym.

Chwilę sobie luźno pohanguje, dostarczając lepsze lub gorsze zwrotki gościnne, zmartwionym fanom i fankom na IG odpowie gadając coś o grze FIFA, a potem wróci jako Mata, z lżejszą głową. Nie zaliczam się do grona jego miłośników, ale muszę przyznać, że znalazł się w miejscu, w którym decyzja o kolejnych manewrach jest bardzo trudna. Jest figurą większą niż rap, zagarniętą przez strony różnych kulturalnych, a nawet ideologicznych sporów, czego raczej nie przewidywał. Doskonałe wyniki obu albumów wygenerowały sporą presję, pod którą nietrudno się ugiąć i złamać. W Skutym Bobo nie widzę odklejonej gwiazdeczki hip-hopu, a ziomka, który uznał, że czas na zluzowanie. A że przy okazji generuje to content w necie i podtrzymuje dyskusję o Macie, to bonus, z którego z pewnością cieszą się włodarze SBM. Gdzie w to wszystko wpasowują się próby rapu po angielsku, nie wiem, ale nie sądzę, że to działanie obliczone na konkretne wyniki – wielu próbowało, ale podbić Ameryki nikomu się nie udało. Powiem tak, jeśli album Skutego Bobo rzeczywiście się pojawi, to będą niezłe jaja, chociaż raczej średnio słuchalne.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.
Komentarze 0