Próżno szukać ich w gronie ekip, które będziemy podziwiać w Tokio. Z jednej strony są postrzegani jako typowy średniak. Z drugiej, w ostatniej dekadzie dwa razy zdobywali srebro mistrzostw Europy. Zespół Alberto Giulianiego rewelacyjnie spisuje się w obecnej edycji Ligi Narodów, walcząc jak równy z równym z topowymi reprezentacjami świata.
Słoweńcy z dziewięcioma zwycięstwami w dorobku zajmują trzecie miejsce w tabeli i są na dobrej drodze do awansu do finałowej czwórki rozgrywek. Wyprzedzają ich tylko Polacy i Brazylijczycy. Z pierwszymi wygrali 3:1, zadająć Biało-Czerwonych debiutancką porażkę w turnieju. Z drugimi po zażartej walce przegrali dopiero w tie-breaku. Pomimo trzech porażek (oprócz Canarinhos, Słoweńcy ulegli jeszcze Serbom i Niemcom), żadna z nich nie zakończyła się wynikiem do zera.
Oprócz zgranego zespołu, dowodzona przez Włocha ekipa może poszczycić się wysokimi miejscami w czołówce indywidualnych statystyk. Drugą strzelbą całego turnieju, z wynikiem 174 punktów, jest Klemen Cebulj. Zawodnik Asseco Resovii Rzeszów jest także piąty w rankingu zaserwowanych asów serwisowych i czwarty w klasyfikacji przyjmujących. Świetną formę prezentuje również rozgrywający Gregor Ropret – pierwszy w zestawieniu najlepszych na swojej pozycji.
KOLEKTYW
– Jesteśmy twardym przeciwnikiem i mam nadzieję, że utrzymamy koncentrację i grę na kolejne mecze. Zespołowość była kluczem do zwycięstwa. Nigdy się nie wycofaliśmy, cały czas byliśmy na środku boiska wszyscy razem, po każdym błędzie i ważnym punkcie. Myślę, że to nas napędza. Jestem naprawdę dumny, że radzimy sobie świetnie – mówił po spotkaniu z Rosją Jan Kozamernik.
Słowa środkowego kadry z pozoru wydają się typową pomeczową wypowiedzią. Trudno prosić o odważne tezy sportowców, bo wiadomo, jak w przypadku niepowodzenia zostałyby użyte przeciwko nim. Niemniej, w tym przypadku wspomniana zespołowość nie jest typowym pustym frazesem.
Przeglądając skład siódmego zespołu w rankingu FIVB próżno szukać największych gwiazd globu. Owszem Cebulj, Urnaut czy Kozamernik to siatkarze z solidną reputacją w siatkarskim środowisku. W każdym klubie, w którym grają, stanowią wartość dodaną. Jednakże porównując sytuację w Słowenii do tej na przykład w Holandii, można dostrzec, jak wiele dla sukcesu znaczy równy skład.

U Pomarańczowych niekwestionowanym liderem jest Nimir Abdel-Aziz, uznawany obecnie za zawodnika ścisłej czołówki najlepszych siatkarzy świata. Nowy nabytek włoskiej Modeny ma już na 247 punktów, z olbrzymią przewagą prowadząc w rankingach skuteczności. Wysiłki atakującego nie przekładają się jednak na bilans całego zespołu. Holendrzy z zaledwie dwoma wygranymi zajmują trzecie miejsce od końca w tabeli turnieju.
Tylko w trzech spotkaniach Słoweńców ich zawodnik zdobył więcej niż dwadzieścia punktów w meczu. Dwa razy zrobił to Cebulj, a raz Rok Mozić. W zdecydowanej większości zdobycze rozkładają się równomiernie. Alberto Giuliani ma do dyspozycji zgrany, równy team, w którym często czwórka lub piątka siatkarzy kończy mecz z dwucyfrową liczbą „oczek” na koncie. Oczywiście, nie jest on do końca perfekcyjny. Piętą achillesową ostatnich wicemistrzów Europy są błędy dające punkty rywalom. W dotychczasowych dwunastu spotkaniach Słoweńcy popełniali ich średnio 26 na mecz, tylko dwukrotnie schodząc poniżej 20. Choć w wielu spotkaniach mogli liczyć na większą „uprzejmość” ze strony rywali, to aż prosi się Giulianiego o zwrócenie uwagi i poprawę gry zespołu w tej kwestii.
POSTRACH POLAKÓW
Reprezentacja Słowenii dość często mylnie postrzegana jest za kopciuszka bądź efemerydę. Męska reprezentacja od kilku lat mocno daje o sobie znać, szczególnie na naszym kontynencie. Kamieniem milowym było zatrudnienie siedem lat temu obecnego trenera Niemców, Andrei Gianiego. Włoch już w pierwszym roku pracy poprowadził zespół do triumfu w Lidze Europejskiej (rozgrywki drugiego szczebla względem Ligi Narodów) oraz srebrnego medalu na mistrzostwach Starego Kontynentu. W ćwierćfinale, po zaciętym pięciosetowym spotkaniu pokonali kadrę Stephane’a Antigi.
Dwa lata temu Słoweńcy znów sprawili psikusa ekspertom, ponownie docierając do finału mistrzostw Europy. Prowadzeni już przez obecnego szkoleniowca uporali się między innymi z Bułgarami, Rosjanami czy… Polakami, wygrywając 3:1 w półfinale. W starciu o złoto lepsi okazali się jednak Serbowie.
Jeżeli jeszcze mało zwycięstw nad Biało-Czerwonymi, to należy przypomnieć o turnieju z 2017 roku. Wygrana 3:0 na etapie 1/8 finału okazała się gwoździem do trumny Ferdinando De Giorgiego w reprezentacji Polski. Prowadzeni wówczas przez Slobodana Kovaca zawodnicy dobitnie pokazali, jakie problemy tkwiły w naszym zespole. Teraz, przy okazji ostatniego triumfu nad zespołem Vitala Heynena, pół-żartem, pół-serio wspominano o problemach z grą przeciwko Słoweńcom. Pojawiały się nawet komentarze, w których kibice reprezentacji cieszyli się z braku gry zawodników Giulianiego na igrzyskach w Tokio, bo w przypadku kolejnego starcia znów skończyłoby się to dla nas niekorzystnie.
ŚWIEŻAKI PROWADZONE PRZEZ ZAWODOWCA
Oprócz występów w Europie, Słoweńcy w 2018 roku po raz pierwszy zameldowali się na światowym czempionacie (12. miejsce). Tegoroczna edycja Ligi Narodów również stanowi dla nich debiut. Przez lata głównym turniejem, w którym brali udział, była wspomniana wcześniej Liga Europejska.

Oprócz dobrze rozumiejącego się zespołu na obecną formę zespołu duży wpływ ma szkoleniowiec. Giuliani prowadzi Słoweńców od dwóch lat, a od ubiegłego sezonu łączy obowiązki selekcjonera kadry z dowodzeniem Asseco Resovią Rzeszów. Włoch przed rozpoczęciem kariery trenerskiej miał za sobą lata gry jako zawodnik. Choć wielkiej kariery nie zrobił, to jak opowidał w rozmowie z newonce.sport w listopadzie ubiegłego roku, doświadczenie zawodnicze pomaga mu w dzisiejszej pracy.
– Posiadanie kariery zawodniczej to dodatek, który stawia cię o szczebel wyżej, szczególnie na początku przygody z „trenerką”. Masz obycie ze sportem, wiesz, co siedzi w głowie zawodnika. Niemniej, to tylko mały bonus, który nic ci nie da, jeśli nie poświęcisz się w pełni. Znam wielu fachowców, którzy nigdzie profesjonalnie nie grali – mówił Giuliani.
Z OPTYMIZMEM PATRZĄC W PRZYSZŁOŚĆ
Wobec braku gry na turnieju olimpijskim, najważniejszą imprezą 2021 roku dla Słoweńców będą wrześniowe mistrzostwa Europy odbywające się w Polsce, Czechach, Estonii i Finlandii. Ostatni wicemistrzowie imprezy trafili do grupy między innymi z Włochami czy Bułgarami. Patrząc po wynikach z ostatnich sześciu lat, wydaje się, że śmiało można ich upatrywać w gronie faworytów do medalu.
Zawodnicy Giulianiego cały czas mogą jeszcze zadziwić siatkarski świat w Lidze Narodów. Po grze, jaką prezentują, trzeba przestać uznawać Słoweńców za ciągłą sensację. Siódmej ekipie rankingu FIVB spodobała się gra z najlepszymi. Oni z kolei woleliby chyba jednak grać z zespołami sprawiającymi mniej kłopotów.
