Rapowe sumienie Wielkiej Brytanii i jeden z najbardziej elektryzujących tegorocznych debiutantów. O Slowthaiu mówią wszyscy, ale niewielu z nim rozmawia. Nam się udało. Co ważne - będzie mało o muzyce, a sporo o... emocjach.
Twój debiutancki album nosi tytuł Nothing Great About Britain. Przekornie - co zatem wielkiego i pozytywnego widzisz w Wielkiej Brytanii?
Oh maaan, dla mnie to są ludzie, społeczeństwo, relacje. To wszystko jest piękne i powoduje, że nie chcę się stamtąd wyprowadzać. Ludzie tworzą ten kraj, a nie monarchia czy turystyka i przyjezdni. To te wszystkie małe miejscowości, w których żyją wspaniali mieszkańcy, zresztą włącznie ze mną. Niższe sfery społeczeństwa, w których nie ma nic na pokaz i wszystko jest szczere. To także rodzina i przyjaciele.
No właśnie - wychowałeś się nieopodal Londynu, w Northampton, gdzie mieszkasz do dzisiaj. Czujesz się lokalnym patriotą?
To jest rzecz, którą chcę w swoim życiu kultywować - miłość do mniejszych miast, do lokalnych społeczności. Tam są moi ludzie. Nie nazwałbym się jednak stricte patriotą, bo to mocno nacechowane słowo i od razu kojarzy mi się z całym krajem, którego wielkim fanem nie jestem.
Patriota brzmi mega oficjalnie. I w obecnych czasach może się kojarzyć dość pejoratywnie.
Dokładnie, a ja nie jestem tym udawanym patriotą, który tylko wykrzykuje hasła na manifestacjach. I który chciał Brexitu.
Czyli od momentu, kiedy byłeś po prostu chłopakiem z osiedla, do teraz, kiedy jesteś rozpoznawalny, nie poprzestawiało się w twojej głowie zbyt wiele? Dalej masz dobre podejście do ludzi, to czuć nawet teraz, jak rozmawiamy (wywiad przeprowadziliśmy po koncercie Slowthaia na festiwalu World Wide Warsaw).
Na pewno zmieniła mi się perspektywa tego, jak odbieram otaczający mnie świat. Mam wciąż ten sam kręgosłup moralny, najważniejsze wartości nie uległy zmianie. Nie odciąłem się od moich przyjaciół, jasne, siłą rzeczy poznałem nowych, ale najbliżsi pozostali.
Przypomnę twój tweet sprzed kilku miesięcy: money don’t make you it breaks you. Wciąż tak uważasz?
Na całe szczęście w moim przypadku się to nie sprawdziło. Mam teraz więcej hajsu niż kiedyś, to normalne, ale pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Liczą się dla mnie relacje z ludźmi i ich uczucia. W tym cytacie chodziło mi o to, że nieustanny bieg za pieniędzmi niszczy i wykańcza. To chore - zapominamy o tym, o co chodzi w życiu, co daje radość, co płynie prosto z serca. Kasa pomaga, jeśli jej nie ma - jest ciężko, ale nie przynosi tego, co naprawdę powinniśmy czerpać z życia.
Raperzy prześcigają się w pokazywaniu, kto ma więcej hajsu. Ty nie jesteś jednym z nich.
Wiadomo, każdy lubi odrobinę luksusu (śmiech). Uwielbiam biżuterię, mogę sobie kupić nowy naszyjnik czy sygnet, ale na tym się kończy. Zbyt dużo razy w moim życiu pozwoliłem pieniądzom dyktować, co robić i w jaki sposób się zachowywać. Skończyłem z tym, hajs to ostatnia z rzeczy, którą się przejmuję. Chcę mieć kontakt z ludźmi, być wśród nich, a nie ponad nimi. Rozmawiać, prowadzić dyskusję, dawać im radość z mojej muzyki. To mój cel.
Dziś z każdej strony atakują cię pozerzy, którzy chcą pokazać, ile posiadają, czy to na Instagramie, czy gdzieś indziej. To nam psuje w głowach. Normalni ludzie obserwują takie konta i potem nie mogą cieszyć się z własnego życia, bo wydaje im się, że wciąż posiadają za mało. Bo są na wakacjach we Włoszech, a nie w Meksyku, czy mają Toyotę, a nie Land Rovera. Chora i zupełnie bezpodstawna zazdrość. Musimy skupić się na tym, co mamy, a nie na tym, co moglibyśmy mieć i czego nie będziemy prawdopodobnie nigdy posiadać.
To jeden z powodów złej kondycji psychicznej społeczeństwa, a wygląda na to, że będzie coraz gorzej.
Trzeba okazywać ludziom, że się ich docenia, czasami wystarczy odwzajemnienie uśmiechu czy dobry gest. A my nieustannie chcemy oceniać innych, wrzucać ich do szufladek i oceniać książkę tylko po okładce. Nigdy do końca nie wiesz, co dana osoba kryje w środku, jakie może mieć problemy, dopóki dogłębnie jej nie poznasz. Depresja jest straszna. Nie chce ci się nawet pościelić łóżka i wyjść z pokoju. Nie ma gorszego uczucia. To nas zabija i zabija to, kim naprawdę jesteśmy. Najgorsze, co można powiedzieć drugiej osobie, to że jest niespełna rozumu. Świat social media powoduje, że staliśmy się bez znaczenia, że normalni ludzie się nie liczą. To powoduje w nich wycofanie, nieustanną presję, że muszą coś komuś udowadniać. I wiesz co? Naszym głównym wrogiem jest to, co znajduje się pomiędzy oczami - nasz umysł. Jeśli pozwolisz mu przejąć kontrolę nad twoimi działaniami, przegrasz. Musimy nauczyć się kontrolować nasze zapędy i nie pozwolić, aby negatywne podejście przejęło nad nami władzę.
Nie można dać się zwariować, trzeba wyczuwać, gdzie jest granica tej fascynacji.
Nie można - wystarczy spojrzeć, co tak naprawdę czują ci ludzie, którym zazdrościmy. Co z tego, że mają pieniądze, skoro często słyszy się o samobójstwach spowodowanych brakiem sensu w ich życiu. Na zewnątrz bogactwo, a w środku najciemniejsze demony. Na Instagramie pokazują światu tylko to, co chcą pokazać. Mroczną stronę ukrywają, nie są prawdziwi.
Lęki, wypalenie, problemy ze zdrowiem psychicznym - to wszystko jest tematem tabu w silnie zmaskulinizowanym rapowym świecie. Gdzie taki Gucci Mane miałby mówić o swoich słabościach, od razu zostałby wytknięty palcami. Wyobraź sobie rozmowę z nim, Lil Uzi Vertem czy Migosami o depresji.
Kreują się na niezniszczalnych. Moim zdaniem im są pozornie silniejsi, tym większymi są głupcami. Jak już wspominałem - osoby, o których możemy myśleć, że są ostatnimi w kolejce do problemów z psychiką, mogą być tak naprawdę na czele peletonu. Ludzie, którzy wstydzą się mówić o swoich uczuciach i boją się podejmowania tematu. Często nie wiedzą, jak mają wyjaśnić stan, w jakim się znajdują i co dokładnie czują. To bierze się ze strachu przed tym, że w ich zamyśle środowisko ich źle oceni, osądzi.
Docieramy do momentu w historii, kiedy powoli przełamuje się tę toksyczną męskość. Ci wielcy kolesie czują się bardzo niepewnie i stąd wynika ich dość umiejętny kamuflaż. Chcą być przedstawiani w taki sposób. I ja to wiem z życia, spotykałem takich gagatków w swoim towarzystwie i przeważnie byli to ludzie najsłabsi psychicznie i z wieloma problemami na karku. Jednocześnie - są to wspaniali goście, którzy po prostu maskują swoje słabości i potrzebują pomocy.
W utrzymaniu zdrowia psychicznego pomaga ci pisanie tekstów i robienie muzyki?
Lubię też rysować i malować, ale żaden ze mnie artysta. W robieniu muzyki jestem dobry i zgoda, to jest mój sposób na radzenie sobie z problemami, aczkolwiek lubię każdą formę kreatywnej aktywności, która pomaga mi w odcięciu się i odświeżeniu głowy. Przeżywam obecnie najlepszy okres w moim życiu, rzeczy dzieją się niezwykle szybko.
Ludzie tworzą najlepszą sztukę, kiedy mają złamane serce, a u mnie jest zupełnie na odwrót (śmiech). Najpiękniejsze dzieła pochodzą z bólu, nigdy nie dowiesz się, jak w pełni smakuje radość, kiedy nie doznałeś w życiu smutku. To dzięki smutkowi doceniamy, jak piękne są chwile pełne szczęścia. Gdyby nie on, nie byłoby szczęścia. Cały czas czulibyśmy to samo - nijakość, nuda. Musisz swoje przecierpieć, żeby dojrzeć i wyciągać wnioski, by być szczęśliwym człowiekiem. To nas kształtuje.
Kiedy bonsai tracą liście i obumierają, wzmacniają wszystkie swoje czynności życiowe, żeby ponownie wzrosnąć. Używając tej metafory - nie chcesz być karłowatą rośliną, chcesz być jak najdostojniejszy.
Żyjemy w dziwnych czasach pełnych strachu, nienawiści i trudnej sytuacji politycznej, której Brexit jest tylko częścią. Zastanawiam się, czy ty, jako artysta, powinieneś być częścią sprzeciwu, podnosić głos i walczyć w imię społeczeństwa?
Jeśli się z czymś nie zgadzam, to nie mogę być bierny, ale muszę czuć w sercu, że chcę działać, nie mogę robić czegoś wbrew swojej naturze. Dorastałem wśród ludzi o różnych poglądach - tych dobrych, ale też pełnych szowinizmu. Oceniałem sytuacje po swojemu, chciałem żyć według swoich zasad i niekoniecznie opowiedzieć się twardo po lewej czy prawej stronie.
Kocham szczerych ludzi, którzy nie boją się głosić swoich poglądów. Ja też nie jestem przezroczysty, zdarzają mi się wpadki i muszę za nie sam odpowiadać. Życie jest zapętlone, przeróżne sytuacje i zdarzenia powracają do nas w różnych formach i w różnych okresach. Czasami trzeba wybić się z tego pędzącego cyklu i rzucić inną perspektywę, odmienną od tej, której się wszyscy spodziewają. W swoich tekstach opowiadam często o prostych życiowych doznaniach. Nie wyobrażam sobie nijakiego, sterylnego życia, na którego koniec powiedziałbym - wszystko było okej, bez większych tragedii, ale tylko okej. Kiedy jesteś dzieciakiem i robić głupie rzeczy, starasz się zrozumieć, jaką osobą naprawdę jesteś. Później przechodzić kolejne etapy w życiu, podczas których również popełniasz błędy, testujesz i uczysz się. I często musisz ponosić konsekwencje, ranisz innych, ale później dociera do ciebie, co było nie tak, odrabiasz lekcje. Moja ścieżka była wyboista - popełniłem wiele głupot w dzieciństwie, a teraz jest czas, kiedy mogę nadrobić zaległości.
Na pewno nie byłeś w tym wszystkim osamotniony - ktoś wyciągnął do ciebie pomocną rękę.
Jasne. Ludzie naiwnie myślą, że mogą przejść przez życie na własną rękę. To niemożliwe, zawsze musisz mieć wokół siebie przyjaciół i rodzinę. Nie możesz zrozumieć czegoś, czego nigdy nie starałeś się zrozumieć, tylko pochopnie oceniłeś - bezpodstawnie, bez żadnej wiedzy na ten temat. W tym pomaga ci mądrzejsze otoczenie.
Konkluzja jest prosta - musisz być szczery, w innym przypadku nie ma to sensu.
Dokładnie tak! Szczerość to podstawa, to klucz do życia. Nie możesz okłamywać rodziców, nie możesz okłamywać dziewczyny. Jeśli okłamujesz innych - okłamujesz siebie. Kłamstwo ma krótkie nogi, prędzej czy później wyjdzie na jaw. Zacznijmy od siebie, bądźmy szczerzy i wtedy będziemy mogli oczekiwać tego samego od innych. Jeśli nie przestajesz kłamać, kręcisz sobie sznur, na którym potem zawiśniesz. Później oszukujesz tylko po to, żeby przykryć poprzednie oszustwo, to jak hazard, jak zaczniesz, nie skończysz. Na samym końcu taka osoba nie jest już w stanie rozróżnić rzeczywistości i prawdy od tego, co sztucznie wykreowała.
Między innymi dlatego wkładasz w swoje koncerty tyle pasji? Materiał to jedno, ale granie na żywo dla ludzi to chyba esencja twojej twórczości?
To jest moja chwila. Bez każdej z tych osób znajdujących się w tłumie nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. To dzięki tym ludziom udało mi się tyle osiągnąć. Tylko będąc na scenie mogę im podziękować, dać coś od siebie, wymienić z nimi energię. Możemy się poznać i cieszyć się ze wspólnej rzeczy - miłości do muzyki. Kiedy przekazuję im radość - czują to, kiedy nawijam o cięższych życiowych sprawach - również, te nastroje zmieniają się u nas symultanicznie. W tych pięknych momentach jesteśmy jak rodzina.
Mówię totalnie szczerze. Marzyłem o tym jako gówniarz, który zaczynał rapować. Jako dzieciak myślałem: ale to musi być zajebiste uczucie, być na scenie i grać dla zaangażowanej publiki. I teraz mogę to robić - porywać tłumy.
Slowthai jest jedną z gwiazd tegorocznej edycji OFF Festivalu w Katowicach, na którym zagrają m.in. Octavian, Tirzah, Loyle Carner i Foals. Szczegółowe info o OFF-ie znajdziecie na oficjalnej stronie festiwalu.