Mówi się o nich w Polsce, ale tak naprawdę są w każdej lidze. Piłkarze odpowiednio dobrzy, by grać w czołowych ligach świata, czasem nie są w stanie nawet zaliczyć debiutu w swoich reprezentacjach.
Solidni ligowcy są w każdej lidze. Zawodnicy, którzy utrzymują się w niej od lat, ale nie wybijają się ponad średni poziom. W Europie nie brakuje przykładów piłkarzy, którym nawet trzysta występów w którejś z czołowych lig świata nie dało przepustki do choćby jednego występu w narodowych barwach. Rafał Gikiewicz, mający ponad sto występów w Bundeslidze, ale ani jednego w reprezentacji Polski, nie jest wyjątkiem. Na kontynencie są przypadki jeszcze bardziej zaskakujące. Przedstawiamy dziesiątkę graczy z największą liczbą występów w pięciu czołowych ligach, którzy nie zagrali ani razu w reprezentacji kraju. Na liście są piłkarze z Serie A, La Liga, Ligue 1 i Bundesligi, bo w Premier League nie udało się znaleźć aż tak ewidentnego przypadku piłkarza pomijanego przez selekcjonerów. Najbliżej znalezienia się w rankingu był James Tomkins z Crystal Palace, który w Premier League dobija do trzystu występów, jednak nigdy nie zagrał w reprezentacji Anglii. W Ekstraklasie liderem listy byłby Rafał Janicki z 313 występami w polskiej lidze i ani jednym w kadrze.
Wielu piłkarzy w tym rankingu jest narodowości francuskiej. Nie ma w tym przypadku. Kadra aktualnych mistrzów świata jest tak bogata w talent, że trudno się do niej przebić nawet bardzo dobrym piłkarzom. Zwłaszcza jeśli grają w mało medialnych klubach. Schmid, choć urodził się w Strasbourgu, całą karierę spędził w Niemczech. W barwach SC Freiburg, FC Augsburg i TSG Hoffenheim uzbierał blisko trzysta meczów w Bundeslidze. Nigdy nie upomniał się jednak o niego nikt większy. Dość powiedzieć, że w europejskich pucharach uzbierał dotąd tylko dwa mecze. Nic więc dziwnego, że nie reprezentował Francji na żadnym szczeblu. I biorąc pod uwagę, że ma już 32 lata, raczej się to nie zmieni.
Nie trzeba jednak grać za granicą, by być całkowicie pomijanym przez kolejnych selekcjonerów. Środkowy pomocnik Mangani zadebiutował w Ligue 1 już czternaście lat temu w barwach Monaco, ale nie przebił się na tyle, by utrzymać się w elicie i przez pierwsze lata kariery krążył między pierwszym a drugim poziomem rozgrywkowym. Zaliczył też epizod we Włoszech w barwach Chievo, a od 2015 roku nieprzerwanie występuje we francuskiej elicie, jednak raczej w jej dolnej części. Po latach w Angers przeniósł się do Ajaccio, ale gdy rywalizuje się o miejsce z Paulem Pogbą czy N’Golo Kante, trudno, by robiło to na kimkolwiek jakieś wrażenie. Mistrz Europy U-17 z 2004 roku na seniorskim szczeblu nigdy nie reprezentował Francji.
Klubowym kolegą Manganiego jest w tym sezonie napastnik Romain Hamouma, który ma na koncie nawet jeszcze więcej występów w elicie bez choćby jednego powołania do kadry. Hamouma od dwunastu lat nie wypadł poza najwyższą ligę francuską, ale jeszcze w żadnym sezonie nie strzelił dwucyfrowej liczby goli i rzadko należał do absolutnie podstawowych zawodników swoich drużyn. Lata występów w Saint-Etienne sprawiły, że na liście jest wysoko, ale konkurencją dla Karima Benzemy czy Olivera Giroud nie był ani przez moment.
W Hiszpanii sytuacja jest zbliżona do Francji, ale pod jednym względem jeszcze trudniejsza niż u sąsiadów z północy. Przez lata bardzo trudno było dostać się do kadry zawodnikom spoza Barcelony czy Realu Madryt. O ile we Francji kadrowicze zwykle są bardziej rozproszeni, o tyle w Hiszpanii przez lata o sile reprezentacji decydowały te dwa główne bloki. Kto był poza nimi, ten miał bardzo trudno coś znaczyć w barwach narodowych. Luis Enrique zmienił tę politykę, ale są zawodnicy, którzy nie zdążyli już z tego skorzystać. Tak, jak Oscar De Marcos, który całą karierę spędził w klubie z Bilbao, jednak debiutu w kadrze Hiszpanii się nie doczekał. Szczytem reprezentacyjnej kariery było powołanie w 2015 roku, gdy przesiedział na ławce towarzyski mecz z Anglią.
Kolejny Francuz na liście. Po nim akurat można się było spodziewać czegoś więcej, bo na początku dekady regularnie grał w reprezentacji do lat 21. Nie grał też w do końca przeciętnych drużynach, w końcu w 2019 roku sięgnął z Rennes po puchar, a dwa lata później z Lille po mistrzostwo Francji, do którego w 2022 roku dorzucił jeszcze Superpuchar. Defensywny pomocnik od dziesięciu lat nieprzerwanie gra na szczeblu Ligue 1, zwykle utrzymując miejsce w podstawowym składzie kolejno Ajaccio, Rennes i Lille. Konkurencja w drużynie narodowej nie pozwoliła mu jednak zaistnieć na szczeblu międzynarodowym.
Kolejny przypadek piłkarza grającego od lat w Niemczech, przez co w ojczyźnie traktowanego trochę jako obcego. Tego, czego doświadcza Schmid we Francji, a Vincenzo Grifo z SC Freiburg we Włoszech, doświadczał też przez lata Daniel Caligiuri. Włoski wahadłowy Augsburga ma za sobą długą karierę w Niemczech w barwach SC Freiburg, Wolfsburga czy Schalke. Z “Wilkami” sięgnął w 2015 roku po Puchar Niemiec i uzbierał łącznie 30 meczów w europejskich pucharach, z czego połowę w Lidze Mistrzów. Włoskim selekcjonerom to jednak nie imponowało i urodzony w Niemczech zawodnik nigdy nie doczekał się debiutu w Squadra Azzurra.
Można jednak grać w Serie A i także nie zasłużyć na debiut w kadrze. Włoscy bramkarze mieli bardzo trudno, bo na dwie dekady miejsce między słupkami zabetonował Gianluigi Buffon, a gdy weteran już ustąpił, wskoczył w jego miejsce talent światowej klasy, czyli Gianluigi Donnarumma. Wszyscy pozostali nieźli włoscy bramkarze mieli problemy, by od tej dwójki uszczknąć chociaż pojedyncze występy. Jednym z tych, którym się nie udało, był Antonio Mirante, dziś już 39-letni rezerwowy Milanu. Wcześniej przez lata bronił w różnych włoskich klubach, ale raczej nie z najwyższej półki. W Lidze Mistrzów wystąpił tylko dwa razy. Nic dziwnego, że selekcjonerzy chętniej stawiali na innych. Mirante dwa razy był powołany do reprezentacji przed dwunastoma laty, ale nie doczekał się występu.
Zbliżona sytuacja jest w Niemczech, gdzie bramkarze z pokolenia Manuela Neuera mają spore problemy z grą w kadrze, co najlepiej widać na przykładzie już 30-letniego Marca-Andre ter Stegena, którego ponad 300 występów w Barcelonie przełożyło się tylko na 28 meczów w kadrze, w tym ani jednego na wielkim turnieju. 32-letni Baumann od lat trzyma solidny poziom w barwach Hoffenheim, do którego przeniósł się z SC Freiburg, ale przy potężnej konkurencji w niemieckiej bramce, nie miał zwykle szans nawet na powołania. W ostatnich dwóch latach od czasu do czasu zaczął je jednak dostawać, więc może liczyć, że kiedyś uda mu się zaliczyć jakiś jeden występ.
Nicolas Penneteau raczej już na to nie liczy, bo rezerwowy Reims skończył już 41 lat. W pierwszej dekadzie XXI wieku marsylczyk regularnie bronił w klubach z francuskiej elity, jednak nie dostawał wówczas powołań. Później na kilka lat wyjechał do Belgii, skąd wrócił przed rokiem, by być zmiennikiem w Reims. Ponad 400 meczów w Ligue 1 to imponujący wynik, ale zaliczony głównie w barwach słabych lub średnich klubów jak Valenciennes czy Bastia. Przy Hugo Llorisie i innych dobrych francuskich bramkarzach, Penneteau musiał się zadowolić jedynie juniorskimi wspomnieniami, gdy bronił w kadrze U18 na mistrzostwach Europy, grając w jednej drużynie z Djibrilem Cisse, Gaelem Givetem czy Benoitem Cheyrou.
Graj w czołowej lidze świata — mówili. Będziesz mógł zagrać w reprezentacji — mówili. W przypadku Andrei Consigliego się to nie sprawdziło. Blisko 450 meczów w Serie A nie wystarczyło, by choć raz stanąć między słupkami włoskiej bramki. Obecny sezon jest już dwunastym z rzędu, w którym mediolańczyk jest podstawowym bramkarzem klubu z najwyższej ligi. Debiutował w Atalancie Bergamo jeszcze w 2008 roku, a od 2011 nie wypadł poza Serie A. Od ośmiu lat jest podporą Sassuolo. Monopol Buffona, a później Donnarummy na miejsce w bramce był jednak dla niego nie do przełamania. Zwłaszcza że w pucharach pojawiał się tylko epizodycznie i zaliczył w nich tylko dziewięć występów w barwach Sassuolo. Na zgrupowaniu kadry był raz, dziesięć lat temu, gdy mecz z Anglią przesiedział na ławce rezerwowych. Biorąc pod uwagę, że ma już 35 lat, to się już raczej nie zmieni.
Komentarze 0