Sorry Millie, nie tym razem – okropnie wynudziła nas ta Enola Holmes

NINTCHDBPICT000609168992.jpg

Może i będzie to film, który będzie ważny dla młodszego widza. Może. Ale nie da się nie dostrzec kilku wad, które stawiają Enolę Holmes bardzo daleko od co lepszych produkcji z udziałem jej brata.

Enola Holmes jest idealnie skrojona pod niedzielnego użytkownika streamingów. Millie Bobby Brown, Henry Cavill, Helena Bonham Carter – zestaw rozpoznawalnych aktorów z takich produkcji jak Stranger Things czy Wiedźmin robi robotę jeszcze przed seansem. Dołóżcie do tego uniwersum Sherlocka Holmesa i już wszystko powinno się zgadzać. Tymczasem zgadza się średnio.

Cavill jako Sherlock Holmes od początku pasuje jak pięść do nosa: jest strasznie statyczny i kompletnie nie umie wykrzesać ze swojej postaci iskry i błyskotliwości, z jakiej znany jest detektyw z powieści Arthura Conana Doyle'a. Słabo wypada już nawet w porównaniu z Robertem Downeyem Juniorem, a co dopiero Benedictem Cumberbatchem. To idealny aktor do roli herosa pokroju Wiedźmin czy Superman, ale nie skrzącego się inteligentnym żartem Holmesa.

To jednak nic w porównaniu z tym, jak miałko wypadła w filmie Millie Bobby Brown. Twórcy zdecydowali się na brutalne burzenie czwartej ściany w stylu zabiegu znanego z House of Cards: tam w kluczowych momentach Frank Underwood często z zaskoczenia zatrzymuje akcję, by odwrócić się do widza, skomentować sytuację czy wygłosić swój pogląd. Do tego zdarza się, że nie mówiąc słowa, zerka w kamerę, wysyłając porozumiewawczy uśmiech czy mrugnięcie okiem. Tutaj rozwiązanie jest dokładnie takie samo: Millie co jakiś czas przerywa film, by powiedzieć dwa-trzy zdania lub zerknąć w obiektyw. Problem w tym, że nie robi tego z gracją Underwooda, a bohaterki Muppet Show. Człowiek non-stop ma wrażenie, że większość interakcji jest wrzuconych kompletnie od czapy i bez zwrócenia uwagi na flow produkcji. Szkoda, bo sama koncepcja z początku wydaje się naprawdę fajna.

Sama Millie też momentami przeszkadza w dobrym odbiorze jej postaci – głównie przez swoją nadekspresyjność. Czasem zarzuca się aktorom, że na ich twarzach nie malują się emocje. To nie ten przypadek, bardzo nie ten. I nawet nie znajdujemy racjonalnego powodu, dla którego jest tak ekspresyjna. Chyba żeby jeszcze mocniej podkreślić: tu jestem smutna, a tu wesoła.

Enola-Holmes-Netflix1.jpg

Scenariusz też kuleje, a szkoda, bo miał potencjał. Wątek matki Enoli, wyzwolonej kobiety, która pewnego dnia znika, by wraz z ruchem sufrażystek walczyć o reformę wyborczą na początku intryguje, ale potem jest traktowany po macoszemu. Dużo więcej poświęca się relacji Enoli z Lordem Tewksburym, który ucieka przed tajemniczym mordercą i poznaje główną bohaterkę, gdy ta pomaga mu podczas pierwszego starcia z agresorem. Ta relacja również jest bardzo przewidywalna: bohaterowie raz za razem przychodzą sobie z odsieczą w najbardziej spodziewanych momentach, co chwila muszą gdzieś pędzić, więc na dialogi rozwijające ich relacje trochę zabrakło miejsca – nieszczególnie pomaga to widzowi jakkolwiek zaangażować się w tę relację.

No ale hej, przecież najważniejsza w filmie detektywistycznym jest intryga i zagadki? Tak, ale tutaj nie jest to poziom dedukcji wystawiający umysł widza na próbę. Umiejętności śledcze Enoli w poszukiwaniu matki sprowadzają się do szyfrów, anagramów oraz przestawiania liter; nie ma co spodziewać się szczególnej zawiłości zagadek. Dziwnie wygląda to w zestawieniu z Sherlockiem, który w kilka sekund analizuje ślady popiołu koło kominka i dopasowuje je do kilkunastu innych elementów. Wiadomo, Enola dopiero zaczyna swoje detektywistyczne przygody, ale większość potencjalnych zawiłości kończy się podaniem nam odpowiedzi na tacy w kilka chwil.

Enola.jpg

Szkoda. Ten film i tak stałby się hitem ze względu na samą obsadę, ale można było zadbać o lepszy suspens, można pokusić się o nieco większe wyjście poza ograniczone ramy gatunkowe. I miejscami widać, że autorzy chcieli, ale wycofywali się w ostatniej chwili, jedynie robiąc smak na rozwinięcie wątku sufrażystek czy nieco bardziej angażujące zagadki. Może przy ewentualnym sequelu ktoś pozwoli popuścić lejce? Oby, bo sam motyw siostry Sherlocka Holmesa próbującej wejść w skórę brata i walczącej o swoją wolność i niezależność z trzecią postacią z rodzeństwa, nadopiekuńczym i konserwatywnym Mycroftem, to materiał na przynajmniej porządny serial lub kolejny film.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Autor tekstów, których tematyka krąży wokół sceny rapowej — zarówno tej ojczystej, jak i zagranicznej. Poza muzyką pisze też o gamingu i krąży wokół wydarzeń popkulturowych — również tych w cyberprzestrzeni.